Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czynię to poniekąd z urzędu, z poczucia zawodowego zobowiązania – mówią przecież, że diabeł tkwi w szczegółach... Zresztą wiesz doskonale, że nigdy nie lekceważę detali, z natury stanowiąc idealne połączenie pedanta z profesjonalistą. Sięgam, gdzie oko śmiertelne nie sięga; widzę, czego człek zwykły nie widzi.
Dla ćwiczenia i przykładu weźmy dwa opisy, jak Cieśla uzdrowił kobietę od dwunastu lat cierpiącą na krwotok. Autorem pierwszego jest przeklęty Marek, drugi wyszedł spod pióra Łukasza, niech imię jego takoż będzie zhańbione i zapomniane na wiek wieków. W obu przypadkach opowiedziano z grubsza podobną historię: kotłujący się wokół Nazarejczyka tłum, babsko niepostrzeżenie dotyka frędzli u Jego płaszcza i tak dochodzi do rzekomego cudu. Opuszczam całą czczą gadaninę Cieśli, bo na ważniejszą różnicę chciałbym, drogi Piołunie, zwrócić Twoją uwagę. Cóż zatem czytamy u pierwszego z czterech propagandystów na usługach religijnego ciemnogrodu? Marek pisze: „A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej”. W dwóch zaledwie zdaniach niemiłosiernie autor chłoszcze konowałów, chciwe pijawki spod znaku Eskulapa! Zanim człeka na drugi świat wyprawią, wpierw jeszcze cierpień nieborakowi przysporzą, a jego sakiewkę opróżnią do cna.
Teraz dla porównania zajrzyjmy do fragmentu z przeklętego Łukasza: „A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi; całe swe mienie wydała na lekarzy, a żaden nie mógł jej uleczyć”. I co? Różnicę widać jak na dłoni. Marek rąbie, Łukasz rozwadnia. Marek wyostrza, Łukasz łagodzi. Marek osądza, Łukasz usprawiedliwia. Markowi nieobce jest szyderstwo, Łukasz przedkłada nad ironię wyrozumiałość. Ot, chcieli medycy dobrze, ale pomóc nie mogli, podczas gdy u Marka to banda niedouczonych sadystów.
Skąd owa rozbieżność? Różne są wyjaśnienia i teorie, ale jedna – dość zgrabna – głosi, że Łukasz z zawodu sam był lekarzem. Znajdziesz w jego tekstach kilka medycznych terminów, znanych też z pism Hipokratesa czy Galena, co odkrył różnice między tętnicami i żyłami. Dlatego nie mieściło się Łukaszowi w głowie, że są lekarze bez rozumu, wiedzy i umiejętności, a może i bez serca. Do głosu doszła zawodowa lojalność, która kalać nie pozwala własnego gniazda, choćby się nawet źle w tym gnieździe działo.
Naturalnie powyższy przykład trąci anegdotą; w najlepszym razie masz tu do czynienia z ludzką słabostką, a nie z grzechem. Sama lojalność jednak tematem jest ważkim i szerokim. Lojalność – brzmi dumnie, lecz jest w lojalności ukryta pułapka. I biada temu, kto w nią wpadnie. Niejedna już ludzka istota poszła na zmarnowanie przez ślepą wierność, która zaczęła się od szczerego oddania, a skończyła na niewolnictwie. Zresztą bywa i tak, że od samego początku w grę wchodzą nie tyle szlachetne intencje, ile lenistwo, prywata, konformizm czy trzęsidupstwo.
Słuchasz czasem, drogi Piołunie, nadwiślańskich polityków? Jak obrażają własną inteligencję, wijąc się i klucząc, byle tylko swoją partię wybielić? A niektórych biskupów i prałatów, samozwańczych inkwizytorów? Jak zwodzą i mataczą, byle nie przyznać, że i ludzie Kościoła błądzą jako dzieci we mgle? Gryzipiórków, publicystów i intelektualistów, którzy śpiewać umieją już tylko w chórze?
W tym kraju istnieć możesz wyłącznie w grupie, klanie, plemieniu. Tu jest solistom wstęp wzbroniony! Jeżeli dwa słowa napiszesz nie po myśli stada, nie ma już dla ciebie miejsca w zagrodzie. Jesteś kłamcą i zerem, głupcem i zdrajcą.
I dlatego długo nic się w tym kraju nie zmieni na lepsze. Bo tu ludzie zamiast się zastanowić, dokąd idą – baczą tylko, jak w szeregu równać krok.
Twój kochający stryj Krętacz ©