Komunikat o błędzie

Could not retrieve the oEmbed resource.

Powab pleśni

Cieszę się, że zjawisko trawiennych gazów przestaje być problemem w dobie dystansowania społecznego, bo jestem prawdziwy Jaś Fasola (czy też Gianni Fagiolo).

31.08.2020

Czyta się kilka minut

Trzy biliony siedemset miliardów. Tyle mniej więcej dolarów kontroluje grupa funduszy inwestycyjnych, która niedawno umówiła się, żeby docisnąć władze Brazylii w kwestii wycinania lasów w Amazonii i innych grzechów środowiskowych. Do ambasad brazylijskich w paru stolicach Europy i Ameryki poszły stosowne pisma domagające się spotkań i wyjaśnień. Nie zawierały wprost sformułowanych gróźb – ale wiadomo, czym to się może skończyć. Ot, choćby miesiąc temu jeden z liderów tej grupy Nordea Asset Management wyrzucił ze swojego portfela największą na świecie firmę mięsną JBS właśnie za to, że zbyt wiele przerabianej przezeń wołowiny pochodzi z hodowli odpowiedzialnych za niszczenie lasów i lekceważących standardy humanitarne. Te trzy biliony siedemset to mniej więcej roczny produkt krajowy Niemiec. Oczywiście nie ma co bezpośrednio porównywać, ale chodzi o to, żeby zrozumieć, jak twarda jest pięść przystawiona do szczęki prezydenta Bolsonaro.

Oczywiście trudno się nie cieszyć, że panowie finansiści martwią się o puszczę albo dobrostan rzeźnego bydła. Warto jednak zauważyć, co to oznacza dla naszego życia publicznego: jako pełnoprawni gracze polityczni pojawiają się nam podmioty, które dotychczas uchodziły za neutralne, więc niepoddane żadnym ograniczeniom czy choćby wymogom przejrzystości. Kiedy Facebook albo Apple robi coś, co ma wpływ na życie publiczne, to przynajmniej wiadomo, kogo ewentualnie wezwać na przesłuchanie przed komisją Kongresu czy Parlamentu Europejskiego. Ale w przypadku wielkich funduszy zabierających się za naprawę świata trudno dojść, jak wygląda proces decyzyjny, kto kogo namawia i na co naciska. Podkopuje to demokrację nie mniej niż marsze populistów, telewizyjne pralnie mózgów czy farmy trolli.

Ale może nie ma się co martwić na zapas. Tzw. społeczna odpowiedzialność biznesu pozostaje nadal domeną pustych, wizerunkowych gestów. Jeśli już mówimy o wołowinie i zagładzie planety, to jedna z wielkich sieci fastfoodowych zachwala „niskometanowe” hamburgery. W czym rzecz? Otóż gazy trawienne uwalniane przez krowy to poważne źródło metanu w atmosferze. Gdyby tak sieć zredukowała udział wołowiny w ofercie, a może nawet zamknęła część placówek, planeta by odetchnęła. Na razie wymyślono, żeby krowy karmić trawą cytrynową, przez co będą uwalniać nawet o jedną trzecią mniej gazów, a uzyskane po ich zarżnięciu mięso będzie można ogłosić niskoemisyjnym.

To nie jedyny śmiały ruch tej sieci w grze ze śmiesznością. Postanowiła zacząć sprzedawać hamburgera bez konserwantów i żeby nas przekonać, jaki on naturalny, umieściła w sieci minutowy klip, na którym metodą poklatkową ukazano, jak w miarę upływu czasu buła z kotletem pokrywa się cieniutkim puszkiem pleśni. Po 34 dniach staje się zielonym, oklapłym kapciem. „Piękno prawdziwej żywności polega na tym, że się psuje i staje się brzydka”, głosi hasło. Wielkie zaiste odkrycie: jest jeszcze jakieś życie na Ziemi. Bakterie, grzyby, a może i nawet jakiś robaczek – od dzisiaj są dozwolone w kuchni. Odrobina biologii zamiast chemii – rzecz jasna w ściśle określonych ramach i pod nadzorem procedur, proszę tego nie powtarzać w domu, gdyby się wam zdarzyło, że jogurt w lodówce spleśnieje, proszę opuścić mieszkanie, zabezpieczyć okna i wezwać straż pożarną.

Dość tych kpin, przedłużanie trwałości to w granicach rozsądku dobrodziejstwo zwiększające dostępność jedzenia i pomocne w walce z głodem. Sam uważam, że dopiero po przekroczeniu daty ważności jedzenie zaczyna być interesujące. Doceniam też śmiałość menedżerów fast foodu – zestawić „piękno” i „brzydotę” to spore ryzyko. Toż to tak, jakby firma kosmetyczna ogłosiła: „piękno prawdziwej kobiety polega na tym, że dostaje zmarszczek”. Święta prawda, ale jednak biznesowe samobójstwo. Piękno prawdziwego życia polega na tym, że wszystko rośnie, a potem kurczy się, kwitnie, więdnie, pachnie i śmierdzi.

Prawdziwie odpowiedzialny biznes, kiedy już zaszczepi światu myśl, że dobra bułka może spleśnieć, mógłby przypomnieć, że jedzenie oznacza trawienie, a trawienie oznacza objawy, które niepotrzebnie tak tłamsimy, łykając kolejne zbędne piguły. Chyba że ludzkie gazy trawienne też okażą się poważnym problemem dla klimatu – ale wtedy już wiemy, co czynić: żujmy trawę cytrynową. ©℗

Cieszę się, że zjawisko trawiennych gazów przestaje być problemem w dobie dystansowania społecznego, bo jestem prawdziwy Jaś Fasola (czy też Gianni Fagiolo). Właśnie pojawił się świeży jaś – cóż to za rozkosz pojadać go tak bez niczego albo skropionego octem winnym i oprószonego pieprzem. Z drobniejszej białej fasoli robię często danie fagioli all’ucelletto, czyli toskański odpowiednik naszej bretonki. Gotujemy tak ze trzy garści fasoli na osobę w dużej ilości wody, do której dodaliśmy czosnek i parę liści szałwii. Odcedzamy, zachowujemy wodę. Na dużej patelni obsmażamy krótko na oliwie po jednej białej kiełbasce dla każdego, lekko ponakłuwanej. Odkładamy je na bok, na tej samej patelni i tłuszczu podgrzewamy ząbek czosnku i gałązkę rozmarynu, dodajemy pół litra dobrego przecieru pomidorowego, sól, doprowadzamy do lekkiego wrzenia, dusimy bez przykrywki kwadrans, w miarę, jak gęstnieje, dolewamy wody z fasoli. Po tym czasie przekładamy kiełbaski oraz fasolę, dusimy wszystko razem pod przykryciem jeszcze z dobry kwadrans. Udział kiełbasy w tym daniu nie jest konieczny – w wersji „biednej” jest to bezmięsny dodatek do chleba.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2020