Zjadacze marż

Im więcej znosimy trudów, wyrzeczeń i lęków związanych z zarazą i wynikającym z niej zamrożeniem codziennej rutyny, tym bardziej powinniśmy być świadomi, że dla niektórych to złoty czas.

30.11.2020

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Sto pięć tysięcy dolarów premii dla każdego pracownika sieci Amazon na świecie – a jest ich prawie 900 tysięcy (z grubsza 20 tysięcy nad Wisłą). Gdyby szef i faktyczny właściciel tego kolosa Jeff Bezos wpadł na taki pomysł, to i tak po tym szczodrym upuszczeniu krwi miałby nadal tyle, ile na początku tego roku. Czy raczej byłby tyle samo „wart”, bo nie mówimy tu przecież o płynnej gotówce wyjmowanej z bankomatu, tylko liczonej orientacyjnie sumie bilansowej rozmaitych aktywów.

W miliarderze widzę przede wszystkim człowieka, którego wartość należy oceniać wedle tego, jak wiedzie swoje życie i co czyni bliźnim – a nie robiąc mu remanent majętności. Koncept ze stutysięczną premią dla każdego pracownika jest abstrakcyjnym żartem, ale poznawczo niebanalnym – w odniesieniu do firmy, nie człowieka. Pokazuje nam, jak od początku roku wzbogacił się Amazon dzięki temu, że coraz więcej rzeczy kupujemy na odległość, a we wszelkich usługach świadczonych poprzez sieć wygrywa się skalą i szerokością oferty. Kto przed powodzią zdążył wyrosnąć o głowę ponad resztę, ten przejdzie przez rzekę i na drugim brzegu okaże się relatywnie wyższy – bo mniejsi się po prostu potopią.

Im więcej znosimy trudów, wyrzeczeń i lęków związanych z zarazą i wynikającym z niej zamrożeniem codziennej rutyny, tym bardziej powinniśmy być świadomi, że dla niektórych to złoty czas. Myślę o tym, ilekroć idę do paczkomatu i wyciągam pudełko z czymś, co kupiłem przez największy portal aukcyjny – zamiast, jak dawniej, „na mieście”. Oba te podmioty za każdym razem, kiedy z nich korzystam, puchną w swojej przewadze, ale czy mam jakieś wyjście, poza ograniczaniem zakupów do minimum? W momentach nadzwyczajnych widać jeszcze jaśniej, że życie w swoim aspekcie ekonomicznym jest grą o sumie zerowej i nie znosi próżni. Czy to znaczy, że nasza bezradność – bo przecież nie cofniemy się do wymiany dóbr i usług w gronie sąsiadów lub plemienia – ma prowadzić do tego, byśmy je traktowali jako sferę poza dobrem i złem?

Nie wiem. Jedno, co można zrobić, to zachować tego wszystkiego świadomość. A w niektórych przypadkach także jednak działać, zanim wyrośnie kolejny baron, wciskający się tam, gdzie go wcale nie potrzeba. Poza głośnymi, totemicznymi sporami, polską polityką na poziomie przyziemnym rządzi prężny i rumiany PO-PiSowy tandem: obie partie np. zgodnie odrzuciły poprawkę do kolejnej ustawy „tarczowej” ustanawiającą limit prowizji dla firm dowożących posiłki z restauracji. Mowa o paru wielkich światowych sieciach; mijacie codziennie ich kurierów z sześciennymi plecakami. Oprócz tego, że żyłują tych ludzi, w dużej części imigrantów, to pobierają od knajp bardzo wysokie prowizje. Są w stanie zapewnić im dostęp do ogromnej bazy głodnych klientów, o kilka rzędów wielkości liczniejszej niż grono stałych fanów danej placówki. Ale jest to podły układ, bo prowizja sięgająca zwykle 30 – albo i więcej – procent zjada marżę restauratora, chyba że ten zacznie bardzo ciąć koszty, a to oznacza gorszą jakość jedzenia.

„Nie widzimy poważnego zagrożenia dla interesu publicznego, aby państwo musiało podjąć interwencję” – stwierdził ważny senator PO (tego, że PiS nie życzy sobie, żeby cokolwiek mu poprawiać w ustawach, nie trzeba dodawać). Zależy, jak kto ma ustawioną poprzeczkę interesu publicznego. Na ile blisko poziomu ulicy (o ile widzi ją z gabinetu na słynnym piątym piętrze) potrafi go rozpoznać. Jeśli lockdown gastronomiczny potrwa jeszcze dłużej, część knajp przetrwa, ale tylko jako kury znoszące złote jajka nie dla siebie, lecz dla sieci dostawczych. Pewien istotny element miejskiego życia i obyczaju ulegnie zrakowaceniu, zubożeje, jego rozwój cofnie się o parę lat. Dla mnie to zahacza o interes publiczny nie mniej niż kwestia dalszych zmian w sądownictwie.

Nie namawiam was do heroicznych wypraw do dalekiej dzielnicy po kolację – skoro tylko tam robią akceptowalne dla was biryani, to korzystajcie z sieci. Ale jeśli jest to kwestia dziesięciu minut spaceru, to naprawdę pójdźcie sami odebrać – jakoś tak wyszło nam tej jesieni, że spacery to pokaz siły bezsilnych. ©℗

Patrząc na pseudośnieg za oknem, rozgrzewam na oliwie ząbek czosnku i gałązkę rozmarynu. Mało co mnie tak pozytywnie ładuje jak kombinacja tych zapachów i myślę czule o bliskiej osobie, która straciła węch. Ze wszystkich „lżejszych” objawów nowej choroby to byłoby dla mnie najgorsze. Gdybym był w pobliżu, ugotowałbym jej pożywny krem z fasoli, w którym te dwa składniki aromatyczne są mocno obecne. Moczymy ćwierć kilo drobnej fasoli jaś przez noc, wrzucamy do zimnej nieosolonej wody (powinno być jej pięć razy tyle, co fasoli), dodajemy ząbek czosnku, gałązkę rozmarynu i gotujemy na wolnym ogniu do miękkości. Wyjmujemy rozmaryn i czosnek, miksujemy fasolę z częścią wody na rzadki krem, solimy. Łączymy z beszamelem przygotowanym z ok. 400 ml mleka, a następnie z 250 ml przecieru pomidorowego, podgrzewamy krótko razem. I teraz wkładka turbobiałkowa: podgrzewamy na oliwie 2 ząbki czosnku, dodajemy ok. 250 g mrożonych małych krewetek, obsmażamy krótko, podlewamy kieliszkiem białego wina, dusimy parę minut. Wyjmujemy czosnek i parę krewetek, resztę miksujemy z grubsza ze 100 ml śmietanki. Wlewamy do misek krem z fasoli, na to miksowane krewetki i kilka całych. Zarówno beszamel, jak i gotowe danie trzeba mocno doprawić pieprzem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2020