Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Papuę – największą i najbardziej wysuniętą na wschód prowincję Indonezji – dzielą od Dżakarty (stolicy kraju) prawie 4 tys. km, ponad pięć godzin lotu i dwie strefy czasowe. To istotna dla całej historii informacja. Podobnie jak to, że Latifah Anum Siregar – indonezyjska prawniczka i obrończyni praw człowieka – mieszka w regionalnej stolicy, Jayapurze. Żeby spotkać się ze swoim klientem, musi pokonać samolotem ponad 250 km nad gęstą dżunglą, bo miasta Wamena, w którym toczy się proces, nie łączą z Jayapurą żadne drogi.
Klientem, o którym mowa, jest polski turysta Jakub Skrzypski. Kiedy aresztowano go w sierpniu, podróżował po Papui po raz pierwszy w życiu. Teraz może zostać pierwszym obcokrajowcem skazanym za pomoc tamtejszym separatystom.
Ekstremalny turysta
Pochodzący z Olsztyna Polak ostatnio pracował jako robotnik fabryczny w Szwajcarii i tak zebrał środki na wyprawę. Podróżował od kilkunastu lat, do wielu krajów. W mediach społecznościowych zamieszczał zdjęcia z Armenii i Mołdawii. Znajomi mówią, że był też w Birmie i Iraku, wszędzie starając się dowiedzieć jak najwięcej o miejscowej kulturze, historii i dotrzeć do związanych z nimi miejsc. W Indonezji był wiele razy, a niedługo przed zatrzymaniem chwalił się znajomym fotografiami z sąsiedniej Papui-Nowej Gwinei.
Do Wameny, prowincjonalnego górskiego miasteczka, trafił w sierpniu. Nie wiadomo dokładnie, co tam robił. Jego przyjaciele utrzymują, że był na wyprawie kulturoznawczej. Policjanci twierdzą co innego: myśląc początkowo, że Skrzypski jest dziennikarzem, zatrzymali go razem z trzema miejscowymi. Część z zatrzymanych miała przy sobie – według policji – amunicję. Podróżnika oskarżono o przystąpienie do separatystycznej Narodowej Armii Wyzwolenia Papui Zachodniej – grupy uznawanej przez Indonezję za terrorystyczną, należącej do szerszego Ruchu Wyzwolenia Papui (Organisasi Papua Merdeka, OPM).
Wojsko i policja twierdzą, że Polak od dawna był w kontakcie z rebeliantami i zamierzał dotrzeć do ich obozu. Rzecznik policji Ahmad Mustofa Kamal powiedział indonezyjskim mediom, że Skrzypski w sieci wyrażał poparcie dla zbrojnego ruchu niepodległościowego Papui, że jest handlarzem broni, a z jednym z liderów separatystów mieszkającym w Nowej Gwinei miał rozmawiać o dostarczaniu jej bojownikom. Jednym z dowodów były zdjęcia z Facebooka zrobione na szwajcarskiej strzelnicy.
Ostatecznie wraz ze studentem Simonem Magalem oskarżono go o udział w antyrządowym spisku i postawiono mu – często w takich sprawach używany – zarzut zdrady. Obu grozi dożywocie lub wieloletnie więzienie.
Papuaski separatyzm
Jakub Skrzypski pojawił się w regionie w chwili, gdy trwała kolejna eskalacja toczącego się od kilkudziesięciu lat papuaskiego konfliktu.
W 1963 r. Indonezja przejęła zachodnią część wyspy Nowa Gwinea, należącą wcześniej do Holandii. Po siedmiu latach władze zorganizowały tam referendum, w wyniku którego Dżakarta przejęła terytorium na stałe, tworząc tam dwie prowincje – Papua i Papua Zachodnia. Choć referendum było powszechnie krytykowane za manipulacje i brak demokratycznych standardów, to dzięki poparciu USA i Australii ONZ uznała je za ważne. Wielu Papuasów zaczęło postrzegać indonezyjską obecność jako okupację. Niektórzy sięgnęli po broń.
Od tamtej pory na wyspie tli się zbrojny konflikt, w którym giną zarówno indonezyjscy policjanci i żołnierze, jak też papuascy partyzanci. Organizacje broniące praw człowieka oskarżają indonezyjskie władze o uprowadzenia i tortury Papuasów, a także o nielegalne odbieranie im ziemi.
W tle sporu są bogate zasoby naturalne prowincji: warte dziesiątki miliardów dolarów złoża złota, miedzi i srebra, a także odnaleziony u wybrzeży Papui gaz ziemny. Oprócz tego Indonezja czerpie zyski z licencji na wycinkę lasów i pozyskiwanie oleju palmowego. Udziały w eksploatacji tych bogactw mają choćby Wielka Brytania, Chiny, Japonia, Australia i USA.
Papuascy bojownicy wielokrotnie atakowali gigantyczną kopalnię Grasberg i pracowników zarządzającej nią amerykańskiej firmy górniczej Freeport-McMoRan, którą uważają za współodpowiedzialną aneksji. W zasadzkach od kilkunastu lat ginęli pracownicy firmy.
Konflikt zaognił się ponad rok temu, gdy partyzanci zajęli kilka wsi niedaleko rozbudowywanej właśnie kopalni. W starciach zginęło co najmniej kilku bojowników i żołnierzy. W październiku 2018 r. indonezyjskie media donosiły o grupie nauczycieli i lekarzy, których separatyści przez dwa tygodnie trzymali jako zakładników. W grudniu Narodowa Armia Wyzwolenia Papui Zachodniej przyznała się do dokonania masakry ponad 20 robotników, którzy budowali w okolicy drogi i mosty.
Listy z celi
Zainteresowany kontrowersyjną papuaską walką o niepodległość, polski podróżnik musiał znać sytuację. W listach, które pisze teraz z celi, podkreśla, że region od dawna go ciekawił, zwłaszcza że w Europie mało kto o nim słyszał.
Prawniczka Latifah Anum Siregar przyznaje w rozmowie z „Tygodnikiem”, że Skrzypski miał kontakty z separatystami. Miał go z nimi skontaktować znajomy w Polsce. Ale, jak dodaje, chciał tylko dowiedzieć się od nich więcej o historii i kulturze Papui, o żadnej współpracy nie ma mowy. Prawniczka znalazła w akcie oskarżenia sporo nieścisłości i zakwestionowała świadków, z których wielu to funkcjonariusze: – Całe oskarżenie jest oparte na nikłych dowodach. Wszystko zależy teraz od naszej argumentacji – mówi Latifah Siregar.
Jak to się stało, że osoba taka jak Skrzypski, z dużym podróżniczym doświadczeniem, postąpiła tak nieroztropnie? Joe Cochrane, korespondent „New York Timesa”, który od lat mieszka w Dżakarcie, wyjaśnia, że w tej sprawie największe znaczenie może mieć kontekst: – To, co w Papui jest dozwolone, a co nie, zależy od aktualnej sytuacji politycznej. To region, na punkcie którego zarówno wojskowi, jak i wywiad są bardzo czuli – mówi „Tygodnikowi”. Papua jest bardzo zmilitaryzowana: prócz armii działają tam paramilitarne oddziały policji, wojska terytorialne i trwa wzmożona obserwacja. Kiedy konflikt z separatystami przybiera na sile, reguły gry ulegają zmianie i wiedza, którą można było zdobyć wcześniej, staje się nieaktualna.
W 2018 r. przekonała się o tym Rebecca Henschke, akredytowana w Dżakarcie korespondentka BBC: choć miała prawo przyjazdu i zna świetnie miejscowy język, przez wiele godzin była przesłuchiwana na lotnisku, a w końcu odesłana z powrotem do stolicy. Wcześniej kilka miesięcy w areszcie spędziła para francuskich dziennikarzy.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych potwierdza, że dyplomaci są w kontakcie z adwokatką Skrzypskiego, a także z indonezyjskim MSZ i prokuraturą. Minister Jacek Czaputowicz poruszył sprawę podczas spotkania z panią minister spraw zagranicznych Indonezji, którą poprosił o zagwarantowanie oskarżonemu dostępu konsula, sprawiedliwe traktowanie i uczciwy proces.
Ten zaś, zdaniem prawniczki, może potrwać 2-3 miesiące. Jak mówi „Tygodnikowi” Latifah Siregar, polski konsul Jakub Janas rzeczywiście poleciał do Jayapury, kiedy Skrzypski był tam przetrzymywany, ale później, w listopadzie, przeniesiono go do trudno dostępnej Wameny.
Jej niepokój budzą więzienne warunki: podróżnik przebywa w wieloosobowej, wilgotnej, źle oświetlonej celi i dostaje tylko jeden posiłek dziennie. Dodaje, że list polskiego konsula do prokuratury w sprawie warunków uwięzienia pozostał bez odpowiedzi. Listowne relacje Skrzypskiego prawniczka czyta co kilka dni. W ostatniej, datowanej na początek lutego, turysta skarży się, że został pobity przez funkcjonariuszy specjalnej policji. Pisze, że obawia się o swoje bezpieczeństwo.
Uratować obywatela
Dwie organizacje broniące praw człowieka w Indonezji stwierdziły w oświadczeniu, że działania Skrzypskiego uważają za niefortunne i nieodpowiedzialne, ale jego motywy są ich zdaniem idealistyczne i należałoby mu przypisywać raczej naiwność niż kryminalne plany.
Jak mu pomóc? Zastrzegający anonimowość były polski dyplomata w Indonezji nie ma wątpliwości: – Zadaniem konsula jest maksymalna poprawa jego warunków bytowych. Powinien tam osobiście polecieć i umiejętnie porozmawiać z wojskowymi i policją. To bardzo ważne ze względów kulturowych – mówi.
Pieniądze na obsługę prawną, w sumie ok. 28 tys. złotych, zebrali przyjaciele i rodzina, ale obrona powinna korzystać z materiałów i wiedzy zgromadzonych przez polskie służby. – Wszystko zależy od tego, co wiedzą o działalności tego człowieka. Może warto na nim wymóc podpisanie oświadczenia, że był nieświadomy sytuacji – doradza polski dyplomata.
Ale sprawa pomocy separatystom jest wyjątkowo delikatna. Joe Cochrane z „New York Timesa”: – Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że jeśli będzie miał szczęście, a policja nie ma prawdziwych dowodów, to zostanie osądzony, skazany i w końcu deportowany. Chyba że rzeczywiście złapano go na gorącym uczynku. Wtedy sytuacja będzie poważniejsza.
Podobną diagnozę stawia polski dyplomata. – Jeśli miał tylko kontakty z separatystami, można go wybronić. Ale potwierdzony zamiar dostarczenia broni to zagrożenie dla integralności kraju – mówi. A na razie dyplomacja powinna udzielić prawnikom niezbędnej pomocy: – Trzeba po prostu człowieka ratować. ©