Papuasi żądają wolności

W strategicznym indonezyjskim regionie – Papui – trwają największe od lat protesty niepodległościowe.
z Malezji

26.08.2019

Czyta się kilka minut

Studenci z Papui protestują na ulicach Dżakarty, stolicy Indonezji. 22 sierpnia 2019 r. / ANDREW GAL / NURPHOTO / AFP / EAST NEWS
Studenci z Papui protestują na ulicach Dżakarty, stolicy Indonezji. 22 sierpnia 2019 r. / ANDREW GAL / NURPHOTO / AFP / EAST NEWS

Nie jesteśmy czerwono-biali, jesteśmy Gwiazdą Poranną” – krzyczeli demonstranci. Czerwony i biały to barwy Indonezji. Natomiast gwiazda widnieje na – zakazanej w tym kraju – papuaskiej fladze. Za jej wywieszenie grozi 15 lat więzienia.

Mimo to z takimi właśnie sztandarami na ulice wyszły w minionych dniach tysiące protestujących.

Kojarzeni z kanibalizmem

Do masowych demonstracji w Papui – najdalej na wschód wysuniętym regionie Indonezji – doprowadziły okoliczności, w jakich zatrzymano papuaskich studentów w Jawie Wschodniej. Poszło o plotki, że podczas obchodów święta niepodległości studenci pochodzący z Papui znieważyli indonezyjską flagę. Zabarykadowanych w akademiku zaatakowała policja i miejscowy tłum, wznoszący rasistowskie hasła.

Choć wszystkie zatrzymane osoby, w liczbie 43, szybko zwolniono bez postawienia zarzutów, nie powstrzymało to protestów. Ich uczestnicy początkowo domagali się zakończenia rasistowskich prześladowań, z powodu których cierpią papuascy migranci w całym kraju. W wyniku rządowej propagandy są oni powszechnie kojarzeni z zacofaniem, terroryzmem, a nawet z kanibalizmem.

Incydent ten okazał się kroplą, która przelała czarę goryczy. Nastroje, które w ubiegłym tygodniu osiągnęły punkt wrzenia, eskalowały, odkąd niespełna dwa lata temu konflikt o Papuę zaczął przybierać na sile.

– Wszyscy są tu bardzo wzburzeni, jeszcze nigdy nie widziałam takiego gniewu – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” Veronica Koman, prawniczka i obrończyni praw człowieka. – Wcześniej Papuasi wychodzili na ulice dla upamiętnienia ważnych rocznic albo żeby protestować przeciw nadużyciom służb. Tym razem otwarcie żądają referendum niepodległościowego.

Papuaska niepodległość

Sprawa Papui jest dla rządu w Dżakarcie wyjątkowo wrażliwa.

Ten odległy region, zajmujący zachodnią część wyspy Nowa Gwinea, co roku przynosi mu astronomiczne zyski. Są tam eksploatowane m.in. złoża miedzi, złota, srebra i gazu, warte dziesiątki miliardów dolarów. Formalnie Indonezja przejęła to terytorium w wyniku przeprowadzonego w 1969 r. referendum. Jednak – jak zaznacza Veronica Koman – nie spełniało ono międzynarodowych standardów.

Od tamtej pory wielu Papuasów postrzega indonezyjską obecność jako okupację, a organizacje broniące praw człowieka oskarżają władze o nielegalne odbieranie im ziemi, uprowadzenia i tortury.

Miejscowi od 50 lat próbują wywalczyć niepodległość – zarówno na ­drodze ­pokojowej, jak i zbrojnej. To ostatnie nie zapewniało im dobrej prasy, zwłaszcza po strzelaninach w okolicach strategicznej kopalni Grasberg, w których ginęli policjanci i żołnierze, po zajęciu przez partyzantów okolicznych wsi i wreszcie zamordowaniu w grudniu 2018 r. robotników budujących drogę.

Ale od czasu akcji odwetowych i zniszczenia siedzib legalnie działających organizacji, domagających się powtórnego referendum w regionie, aktywistom udaje się przenieść spór na forum międzynarodowe. Niedługo przed jawajskim incydentem organizacja Forum Wysp Pacyfiku (zrzesza ono m.in. Papuę-Nową Gwineę, ale nie Indonezję) wezwała Dżakartę do umożliwienia wizyty w Papui Zachodniej Wysokiej Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. praw człowieka i przygotowania w ciągu roku raportu o łamaniu tych praw. Zainteresowanie światowych mediów zdopingowało papuaskich aktywistów.

Płonące targowiska, zablokowane drogi

Następnego dnia po zatrzymaniu studentów, w mieście Manokwari (stolicy prowincji Papua Zachodnia) demonstranci podpalili budynek lokalnego parlamentu. Osobny protest, z flagami Organizacji Wyzwolenia Papui (OPM) odbył się w Dżajapurze – administracyjnym centrum sąsiedniej prowincji Papua. W portowym Sorongu demonstrujący zaatakowali lotnisko i więzienie, z którego – według policji – uciekło 250 osadzonych. W mieście Fakfak podpalili targowisko i zablokowali dojazd do lotniska, a policja użyła przeciwko nim gazu. W Timice, blisko kopalni Grasberg, kilka tysięcy ludzi obrzuciło kamieniami rządowy budynek, sklepy i hotel. Gdy zamykaliśmy to wydanie „Tygodnika”, nieznana była sytuacja w miasteczku Wamena, gdzie jest przetrzymywany polski globtroter Jakub Skrzypski, skazany na 5 lat więzienia za kontakty z separatystami.

W reakcji na coraz liczniejsze demonstracje Dżakarta wysłała do regionu – i tak już zmilitaryzowanego – ponad tysiąc dodatkowych żołnierzy. Rząd ograniczył też dostęp do internetu i nasilił monitoring mediów społecznościowych. Ministerstwo Informacji Indonezji poinformowało, że „tymczasowe” ograniczenia mają pomóc w „przyspieszeniu działań rządu w celu przywrócenia porządku”. Jednak aktywistom – używającym bezpiecznych kanałów komunikacji – oraz dziennikarzom obywatelskim udaje się wysyłać na zewnątrz zdjęcia i nagrania z wielotysięcznych protestów.

W miniony czwartek demonstracje zaczęły się też przed pałacem prezydenckim w Dżakarcie.

Stara strategia

Od 2014 r. Indonezją rządzi prezydent Joko „Jokowi” Widodo, uważany za umiarkowanego. Jednak, wbrew oczekiwaniom, sytuacja w Papui w tym czasie nie zmieniła się na lepsze. Prezydent obiecał wprawdzie budowę papuaskiej autostrady i inwestycje, które mają wyciągnąć region z zacofania, ale – jak podkreślają aktywiści – miejscowi oczekują rozwiązania politycznego, a nie tylko gospodarczego.

Według raportu organizacji zrzeszonych w International Coalition for Papua tylko w latach 2015-16 ponad 6400 osób zostało aresztowanych za działalność polityczną, a co najmniej 300 poddano torturom lub innym szykanom. Zagraniczni dziennikarze nie mają prawa wstępu, a miejscowych prześladują służby bezpieczeństwa. W ostatnich dwóch latach doszło też do zaostrzenia walk z partyzantami.

Teraz Jokowi zapowiedział, że w najbliższych dniach przyleci do regionu. Ale wcześniej wysłał tam swego ministra ds. bezpieczeństwa, emerytowanego generała Wiranto, który z dodatkowymi siłami ma utrzymać sytuację pod kontrolą.

Zdaniem Veroniki Koman rząd, zamiast uspokajać sytuację i rozwiązywać problemy, kontynuuje starą strategię i nie stroni od antypapuaskiej propagandy, co właśnie się na nim zemściło. Choć drugiego dnia protestów Jokowi – niedawno wybrany na kolejną kadencję – zaapelował do Papuasów o przebaczenie „rodakom” z Jawy, zwracając się do nich per „bracia i siostry”, wywołało to tylko komentarze, że i tak na co dzień Papuasi nie są traktowani jak równorzędni obywatele. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2019