Indonezja: wyrok dla Polaka

Sąd w Papui Zachodniej skazał polskiego podróżnika Jakuba Skrzypskiego na 5 lat więzienia. Adwokaci rozważają apelację. Mało prawdopodobne, że Polak zostanie uniewinniony, ale niezależnie od tego dyplomaci muszą zadbać o jego bezpieczeństwo.

02.05.2019

Czyta się kilka minut

Jakub Skrzypski przed sądem w Wamenie, grudzień 2018 r. / Fot. Elvino / AFP / East News

Pochodzący z Olsztyna Skrzypski został skazany za rzekome kontakty z papuaskimi separatystami i udział w antyrządowym spisku. Najpierw na rozprawę, a później na wyrok czekał, kolejno w dwóch aresztach, od sierpnia. W bezprecedensowym procesie o zdradę stanu skazano go na 5 lat więzienia. Jego towarzysz, miejscowy student Simon Magal, ma tkwić za kratami przez 4 lata. Ze źródeł indonezyjskich wynika, że zebrane dowody były słabe, ale sprawa Papui jest dla rządu w Dżakarcie wyjątkowo wrażliwa.

Skrzypski podróżował po świecie od kilkunastu lat. Do Wameny, prowincjonalnego górskiego miasteczka w kontrolowanej przez Indonezję Papui Zachodniej trafił w sierpniu, ponoć w trakcie wyprawy kulturoznawczej. Nie wiedział, że od kilkunastu miesięcy trwa tam nowa fala walk między siłami bezpieczeństwa i miejscowymi bojownikami o niepodległość. Został zatrzymany po spotkaniu z trzema miejscowymi działaczami, którzy – według policji – mieli ze sobą amunicję. Oskarżono go o przystąpienie do separatystycznej Narodowej Armii Wyzwolenia Papui Zachodniej – grupy uznawanej przez Indonezję za terrorystyczną, należącej do szerszego Ruchu Wyzwolenia Papui (Organisasi Papua Merdeka, OPM). Skrzypski miał w sieci wyrażać poparcie dla zbrojnego ruchu niepodległościowego Papui; twierdzono też, że jest handlarzem broni, choć ten zarzut nie znalazł się ostatecznie w akcie oskarżenia. Maksymalnym wyrokiem za udział w spisku mogło być dożywocie. Prokuratura zażądała 10 lat więzienia.

Dziennikarz czy turysta?

Po ogłoszeniu wyroku rozmawialiśmy z Jakubem Skrzypskim, który cały proces nazywa farsą. Mówi o fałszywych zeznaniach świadków policji, o świadkach obrony, bojących się zeznawać i kiepskiej tłumaczce. Zarzuca też prowadzącym sprawę fałszowanie protokołów. Sam do niczego się nie przyznaje, poza kontaktami z osobami działającymi w OPM, z których jeden mógł mieć przy sobie amunicję. Adwokatka Skrzypskiego Latifah Anum Siregar utrzymuje, że jej klient odwiedzał tylko znajomych poznanych przez Internet i nie zamierzał dołączać do żadnej organizacji.

Znamienne, że początkowo podróżnikowi próbowano zarzucić, że był dziennikarzem. Zdaniem Andreasa Harsono z indonezyjskiego biura organizacji Human Rights Watch, to niebezpieczna próba odstraszenia mediów od zajmowania się Papuą Zachodnią. W 2014 roku dwoje francuskich reporterów, Thomas Dandois i Valentine Bourrat, zostało tam na dwa miesiące zatrzymanych za nielegalne według miejscowego prawa zbieranie materiału do filmu dokumentalnego dla telewizji Arte. Od razu po krótkim procesie zostali deportowani.

Ale Skrzypski nie przyjechał tu jako dziennikarz. Dlaczego to zrobił? Mówi, że z ciekawości. Chciał się dowiedzieć, czy to, co piszą działacze pro-papuascy na temat indonezyjskich nadużyć w tym regionie, to prawda. Dodaje, że nawet gdyby słyszał wcześniej o nasilającym się zbrojnym konflikcie, to i tak nie odstraszyłoby go to od wizyty.

Bezsilna dyplomacja

Polscy dyplomaci nieoficjalnie przyznają, że cała sprawa to dla nich kwadratura koła. Próbowali wywierać nacisk na Indonezję, ale starali się jednocześnie nie wyświadczyć Skrzypskiemu niedźwiedziej przysługi. Michał Sęk z Centrum Badań nad Społeczeństwami Wieloetnicznymi Polskiej Akademii Nauk, który dobrze zna Indonezję, potwierdza, że jeśli sprawa stałaby się zbyt głośna, mogłaby zostać użyta jako element walki o prestiż na arenie międzynarodowej, a rząd w Dżakarcie nie poszedłby wówczas na żadne ustępstwa.

– Nagłaśnianie łamania praw człowieka zostałoby odebrane jako atak i próba ingerencji przez Zachód w wewnętrzne sprawy kraju. Indonezja nie pozwoli sobie na prestiżową porażkę w tej sprawie – dodaje Sęk.

Może dlatego przez długie miesiące MSZ milczało na temat procesu, wychodząc z założenia, że im wokół sprawy ciszej, tym lepiej. Wiadomo jednak, że w międzyczasie minister Jacek Czaputowicz dwukrotnie rozmawiał w cztery oczy z minister spraw zagranicznych Indonezji Retno Marsudi i że uzyskał zapewnienie, iż proces będzie uczciwy, a dostęp konsula zagwarantowany. Nic więcej zrobić się nie udało: przez wiele miesięcy nie udało się wydobyć Polaka z odizolowanego miasteczka Wamena, gdzie toczy się proces, i przenieść go do miejsca, w którym warunki zatrzymania byłyby lepsze.


Czytaj także: Tomasz Augustyniak: Polak w sercu sporu o Papuę


Ta sprawa była i jest testem dla polskich dyplomatów zarówno w Warszawie, jak w Dżakarcie. Kłopot w tym, że ci ostatni są niedoświadczeni. W listopadzie polski konsul Jakub Janas, dla którego Dżakarta jest pierwszą zagraniczną placówką, był w regionalnej stolicy, Dżajapurze, gdzie Skrzypskiego wówczas przetrzymywano. Rozmawiał z policjantami i aresztowanym podróżnikiem, wysłał mu też książki, czasopisma i jedzenie.

Odkąd proces toczy się w Wamenie, dostęp jest utrudniony. „Konsul kilkukrotnie zwracał się drogą dyplomatyczną do władz indonezyjskich z prośbą o zapewnienie regularnego kontaktu między zatrzymanym a prawnikiem, możliwości udziału konsula w procesie oraz poprawienie warunków, w których przebywa obywatel” – napisało w mailu biuro prasowe MSZ, dodając, że konsul jest w kontakcie zarówno ze Skrzypskim, który „nie zgłasza konieczności osobistego spotkania”, jak i z prokuratorem. Urzędnicy woleli nie wspominać, że polski dyplomata wysłał do prokuratury list w sprawie warunków zatrzymania, na który nigdy nie przyszła żadna odpowiedź, ani o dwóch innych notach, odpowiedzią na które była cisza.

Daleko od Dżakarty

Polska placówka w Dżakarcie jest oddalona od Wameny o 4 tysiące kilometrów. Do miasteczka nie prowadzą żadne drogi, a zaopatrzenie dociera tam wyłącznie drogą lotniczą. Ze stolicy regionu, Dżajapury, trzeba lecieć godzinę. Zdaniem doświadczonego dyplomaty, który spędził w Indonezji wiele lat, a z którego wiedzy MSZ nie zdecydował się na razie skorzystać, konsul powinien był osobiście polecieć do Wameny i swoim autorytetem pokazać, że państwo polskie interesuje się sprawą. Według niego to ważne ze względów kulturowych.

Koszt przelotu z Dżakarty do Wameny to niewiele ponad 1000 zł. Wydaje się, że państwo polskie stać na taki wydatek. Dlaczego więc konsul nie zdecydował się na lot? Nieoficjalnie wiadomo, że MSZ nie wierzy, że spotkanie z miejscowymi policjantami i prokuratorami może przynieść owoce, a z informacji „TP” wynika, że zajmujący się sprawą urzędnicy w ambasadzie w Dżakarcie nie znają dobrze lokalnego języka.

Zapewnić bezpieczeństwo

Michał Sęk z PAN tłumaczy, że temperatura konfliktu o Papuę rośnie. – Prawa człowieka są tam przez indonezyjskie państwo nagminnie łamane. Rząd w Dżakarcie nie życzy sobie na Papui obrońców praw człowieka i dziennikarzy z innych krajów. Ta sprawa może być okazją do zniechęcania do obrony sprawy Papui – mówi Sęk.

Chociaż Indonezja jest krajem demokratycznym, to sprawa integralności terytorialnej jest tam problematyczna. Organizacja Human Rights Watch podkreśla, że deklaracje prezydenta Joka Widodo o wspieraniu praw człowieka nie doprowadziły do zmian polityki. Mniejszości religijne nadal są prześladowane, dostęp mediów do Papui ogranicza się pod pretekstem trwającego tam zbrojnego powstania. Indonezyjskie służby bezpieczeństwa rzadko są pociągane do odpowiedzialności za poważne wykroczenia, zwłaszcza w Papui.

W lutym pojawiły się informacje, że do aresztowanego Polaka mają dostęp funkcjonariusze specjalnej policji Brimob. Chociaż doniesienia o jego rzekomym pobiciu nie potwierdziły się, nie oznacza to, że jest bezpieczny.

Były dyplomata: – Kiedyś w instrukcji [z Departamentu Konsularnego] mieliśmy napisane, że z azjatyckiego więzienia Polaka trzeba wydostać w 24 godziny, bo bez pieniędzy na łapówki może nie przeżyć.

Michał Sęk potwierdza, że w Indonezji powszechne jest poczucie, iż mundurowi mogą wszystko, zwłaszcza wobec skazanych albo oskarżonych.

Indonezyjską asertywność w stosunkach z innymi krajami widać na przykładzie traktowania skazanych cudzoziemców. Krótko po dojściu do władzy przez prezydenta Joko Widodo (który właśnie wygrał kolejne wybory), w 2016 r. wykonano wyrok śmierci za przemyt narkotyków na ośmiorgu obywateli zagranicznych – w tym m.in. Brazylii i Australii. Poprzednie rządy przez lata przedłużały moratorium na ich wykonanie.

W tym kontekście wyrok 5 lat więzienia dla lekkomyślnego turysty nie wydaje się szczególnie surowy. Niewykluczone zresztą, że uda się go jeszcze zmniejszyć, choć odwołania często kończą się w Indonezji wyższymi wyrokami.

Pozostaje jednak sprawa bezpieczeństwa. Nieoficjalnie wiadomo, że MSZ będzie się starał, by Skrzypski odsiedział wyrok na Jawie, bliżej Dżakarty. Pracują tam polscy konsule honorowi i łatwiej byłoby na bieżąco sprawdzać, czy Polakowi nic nie grozi.

Artykuł został zaktualizowany 3 maja, po rozmowie z Jakubem Skrzypskim. Ostatnia aktualizacja miała miejsce 6 maja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]