Ładowanie...
Pod parasolem Zachodu
Pod parasolem Zachodu
Coraz więcej polskich dzieci pyta nauczycieli, czy będzie wojna. Podobne obawy odnotowują też psychoterapeuci. O agresji Rosji na Ukrainę dzieci słyszą z radia i telewizji, mówią o niej rodzice i dziadkowie. Żywioł wojny, znany młodym ludziom z filmów i gier, nagle stał się czymś realnym, a czołgi rysowane w szkolnych zeszytach nie są już objawem fascynacji nową edycją „World of Tanks”.
Wojna w Donbasie, trwająca od 2014 r., nie robiła na nas takiego wrażenia. Stała się elementem codzienności, jak liczne konflikty na świecie. Teraz Rosja nowe napięcie budowała od połowy grudnia, a konflikt nie ma charakteru lokalnego, lecz zagraża całej egzystencji naszego sąsiada. Na dodatek fakt, że groźba wojny pojawiła się u naszych bram niedługo po wygaszeniu kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, tylko pogłębia niepokój w polskim społeczeństwie. A w najstarszych pokoleniach uruchamia ukryte lęki związane jeszcze z traumą wojenną. Nieprzepracowaną w czasach, w których nasze społeczeństwo odbudowywało kraj z ruin i nie miało szans, by korzystać z pomocy psychologów.
Artem Czech z Kijowa: Odkąd mój syn jest świadomy tego, co dzieje się wokół niego, żyje w przeświadczeniu, iż jego kraj jest w stanie wojny.
Ten głęboki lęk wraca do nas w momencie, w którym mieszkańcy szeroko rozumianego Zachodu nie widzą żadnych powodów, dla których Rosja miałaby rozpalić kontynent, i nie rozumieją, dlaczego domaga się nagle „finlandyzacji” Europy Środkowej. I nawet jeśli faktycznym celem żądań Putina jest „tylko” utrzymanie Ukrainy z dala od NATO, to sposób działania Moskwy wzbudza obawy o pokój w sensie podstawowym, nieznanym od czasów zimnej wojny.
Wszystko to ma, paradoksalnie, dobrą stronę. Od lat Polska i kraje bałtyckie bezskutecznie próbowały przebić się do europejskiego mainstreamu z narracją naznaczoną totalną nieufnością wobec Putina. Zachód był raczej głuchy na nasz głos (choćby w sprawie Nord Stream 2) i biernie obserwował modernizację rosyjskiej armii oraz wzrost jej liczebności: gdy bataliony stawały się pułkami, a pułki dywizjami. Dziś na terenie tracącej niezależność Białorusi stacjonują rosyjskie elitarne jednostki uderzeniowe, przeniesione znad chińskiej granicy. Te posunięcia z jednej strony przerażają Zachód, ale z drugiej powodują, że nawet niedawni zwolennicy ostrożnej polityki wobec Rosji – Francja i Niemcy – patrzą dziś na Putina inaczej.
Widać wyraźnie, że od lata 2021 r., kiedy zaczął się na naszej granicy z Białorusią kryzys imigracyjny, Polska jest w centrum uwagi. Zauważa się fakt obecności u nas niemal półtora miliona dobrze zintegrowanych Ukraińców i docenia deklarację możliwości przyjęcia kolejnego miliona uchodźców. O Polsce mówi prezydent USA Joe Biden i jednocześnie podwaja do niemal 10 tys. liczbę amerykańskich żołnierzy nad Wisłą. To zaś rodzi w nas pewien „efekt terapeutyczny”, ciężko bowiem wyobrazić sobie bezpośredni atak Rosji na kraj, w którym stacjonują wojska najsilniejszego państwa świata. Znaczenie ma też fakt wzrostu roli Polski w Europie. Martwy od dawna Trójkąt Weimarski udało się ożywić spotkaniem prezydentów Niemiec, Francji i Polski w Berlinie, którego efektem są – jak czytamy w jednej z niemieckich gazet – bardzo konkretne ustalenia dotyczące dalszego wzmacniania bezpieczeństwa militarnego Polski i krajów bałtyckich, gdyby w Ukrainie miał się realizować najgorszy scenariusz.
To wyraźna zmiana i zarazem duży kapitał do wykorzystania przez lata, niezależnie od tego, kto będzie rządził Polską.
Kreml zwiększa napięcia w relacjach z Ukrainą i Zachodem. Za decyzje Putina rachunek płacą ludzie. Co ich czeka? Co nas czeka? Czytaj nasz serwis specjalny Atak na Ukrainę
Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]