Rosja po buncie Prigożyna. Czy Putin utrzyma się u władzy?

DR ADAM EBERHARDT, politolog: Rosyjska elita, choć zjednoczona wokół celu, jakim jest utrzymanie się u władzy, jest zarazem bardzo podzielona. To dobra wiadomość dla Ukrainy.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

 Podczas puczu Prigożyna w Rosji  zabrakło manifestacji poparcia dla Putina. Tu wyjątek: aktywiści jednej  z prokremlowskich organizacji  na placu Czerwonym, 24 czerwca 2023 r. / NATALIA KOLESNIKOVA / AFP / EAST NEWS
Podczas puczu Prigożyna w Rosji zabrakło manifestacji poparcia dla Putina. Tu wyjątek: aktywiści jednej z prokremlowskich organizacji na placu Czerwonym, 24 czerwca 2023 r. / NATALIA KOLESNIKOVA / AFP / EAST NEWS

MAREK RABIJ: Ile dywizji ma Putin?

ADAM EBERHARDT: Nie da się precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Przed wojną dysponował armią liczącą na papierze ok. 900 tys. żołnierzy. Ostatnio zapowiadał jej powiększenie do półtora miliona, ale rozbudowana struktura organizacyjna, w tym system dowodzenia i zaplecza, sprawia, że jednostek frontowych jest znacznie mniej. Obecnie, po przeprowadzeniu bolesnej społecznie mobilizacji, siły zaangażowane w działania wojenne w Ukrainie liczą trochę ponad 300 tys. żołnierzy.

Jednak bez względu na to, ile dywizji, czy właściwie brygad, Putin byłby w stanie dodatkowo utworzyć, to robi się coraz bardziej oczywiste, że nie jest zdolny zwyciężyć w tej wojnie. Tak jak siły papieża, wbrew kpinom Stalina, nie określała liczba dywizji, tak słabość Rosji to problem wykraczający poza liczebność i morale jej sił zbrojnych.

Na czym polega ta słabość?

Nie tylko armia rosyjska nie da rady pokonać w polu silnie zdeterminowanych Ukraińców, ale przede wszystkim państwo rosyjskie nie ma narzędzi do nawrócenia Ukraińców na „russkij mir” – co było przecież nieco zapomnianym dziś celem tej wojny. Putinowi została jedynie taktyka spalonej ziemi, bo spóźnił się ze swoimi dywizjami – zarówno z tymi prawdziwymi, jak i z tymi umownymi, symbolizującymi coś, co z angielska można nazwać soft power.


ATAK NA UKRAINĘ

 

Sytuację w Ukrainie śledzimy na bieżąco, w aktualizowanym serwisie specjalnym znajdą Państwo artykuły, wideo, zdjęcia i podkasty >>>>


Kiedy w 2014 r. anektował Krym i wywołał wojnę w Donbasie, Ukraina była wciąż jeszcze bardzo podzielona społecznie, z silnymi pokładami sympatii dla Rosji, Rosjan, a początkowo i samego Putina. Była też bezradna słabością oligarchicznego państwa. Dziś jest skonsolidowana wokół idei zachowania niepodległości i tożsamości narodowej. Tych osiem lat nie tylko zaszczepiło Ukraińców przeciwko tendencjom prorosyjskim. Zdążyli się też przyzwyczaić i przygotować na to, że z rzekomo ­bratnim dotąd rosyjskim narodem muszą walczyć na śmierć i życie. W pewnym sensie to szczęście w nieszczęściu, że pełnoskalowa wojna wybuchła dopiero przed rokiem – wcześniej ani Ukraińcy, ani Zachód nie byli na nią gotowi.

 

Kluczowe chyba pytanie brzmi: czy zwykli Rosjanie też zdają sobie sprawę, że Rosja w Ukrainie nie ma już wielu atutów.

Rosyjskie społeczeństwo ma do tej wojny stosunek jak do meczu piłkarskiego. Dopinguje swoich, z pogardą odnosząc się do Ukrainy i z wrogością do Zachodu, ale osobiście się w nią nie angażuje, choć propaganda w Rosji robi, co może, żeby z tego konfliktu zrobić niemal drugą wojnę ojczyźnianą. Rosjanie to nie kibole zaangażowani, ale okazjonalni, niedzielni, z piwem przed telewizorem. Łączący cynizm z oportunizmem, w różnych proporcjach.

Kibicom zdarza się też odwracać od ulubionego zawodnika.

Trudno się dopinguje drużynę, która sobie nie radzi. Do Rosjan stopniowo dociera, że przeciągająca się wojna to porażka, a Putin nie jest taki wszechpotężny, jak się im wcześniej zdawało. Nie robiły na nich wrażenia filmy Nawalnego ujawniające korupcję wśród elity kremlowskiej ani sięganie przez Putina po przemoc i zbrodnię – milcząco uznawali, że takie jest prawo każdej władzy. Szanowali Putina za stabilność, za pozycję na arenie międzynarodowej, za budowanie silnej Rosji. Teraz jednak Putin zaczyna przegrywać, kontynuując sportową analogię, na własnym boisku. Pęka mit skutecznego męża stanu.

A co Rosjanie myślą o Ukrainie?

W większości sądzą to, co słyszą w telewizji. Przekaz jest histeryczny: to jest wojna ojczyźniana przeciwko Zachodowi, niczym w latach 1941-45, od której zależy istnienie Rosji. Z tą różnicą, że ­niemieckie czołgi tygrysy zostały zastąpione przez leopardy. Propagandyści wrzeszczą o „wojnie do zwycięstwa”, ale jej krytycy za użycie tego słowa w mediach społecznościowych mogą narazić się na kłopoty – formalnie to przecież tylko specjalna operacja militarna, a słowo „wojna” jest zakazane.

Ktoś w Rosji potępia tę wojnę?

Zdaniem niezależnego rosyjskiego socjologa Lwa Gudkowa z Centrum Lewady twarde antyputinowskie, antywojenne stanowisko prezentuje zaledwie 10-12 proc. Rosjan. Są szczytne wyjątki, ale nawet rosyjski liberał i demokrata zwykle kończy się tam, gdzie zaczyna się kwestia ukraińska. Dla wielu Rosjan wchodzące w skład Federacji Rosyjskiej północnokaukaskie republiki Dagestan, Czeczenia czy Inguszetia są ciałem obcym, od którego należałoby się odgrodzić wysokim murem, a zarazem Ukraina czy Białoruś traktowane są jako nieodłączna część wspólnej przestrzeni.

Przez lata Putin wzmacniał to przeświadczenie, podkreślając przy niemal każdej okazji, że Rosjanie i Ukraińcy są jednym narodem. Później wprowadził wątek dziejowej głupoty i niesprawiedliwości, jaką było wyodrębnienie przez Lenina sowieckiej Ukrainy ze struktur imperium. I tak płynnie doszliśmy do współczesnej narracji rosyjskiej propagandy, że ukraińskość to konstrukt właściwie nazistowski. To bardzo wygodna narracja, która pozwala Rosjanom udawać, że nie dostrzegają zbrodni ich armii w Buczy czy Irpieniu, zrównania z ziemią Mariupola czy Bachmutu. W ciągu 500 dni wojny pomruk niezadowolenia słyszalny był w Rosji tylko raz – gdy Putin ogłosił mobilizację, a więc gdy ta wojna przyszła po Rosjan.

Na ulicach Rostowa Jewgienij Prigożyn zbierał szczere wyrazy sympatii ze strony mieszkańców. To też przejaw niezadowolenia wobec Putina?

Trzeba być ostrożnym z wyciąganiem daleko idących wniosków na podstawie jednostkowych wydarzeń, które znamy jedynie z krótkich filmów z mediów społecznościowych, ale intuicyjnie wydaje mi się wielce prawdopodobne, że tacy ludzie jak Prigożyn wyrastają w Rosji na bohaterów. Rosyjscy niezależni socjologowie są zgodni, że większość Rosjan nie odrzuca imperializmu Putina. Razi ich jego nieskuteczność, w tym szczególnie brak troski o los rosyjskich żołnierzy. Jest coś wręcz diabolicznego w fakcie, że duża część Rosjan przenosi swoje sympatie z władzy, która tę wojnę nieudolnie prowadzi, na kryminalistę, zbrodniarza wojennego – i to tylko dlatego, że ten człowiek stworzył sobie wizerunek kogoś, kto umie podążać do celu dosłownie po trupach. Ale to po prostu konkurencja o to, kto skuteczniej będzie prowadzić bezwzględną wojnę.


WSZYSTKIE PUCZE ROSJI

 

Bunt Prigożyna i Wagnerowców był najpoważniejszym wyzwaniem rzuconym rosyjskiej władzy w ciągu 23 lat rządów Władimira Putina. Jego poprzednicy nie mieli tyle szczęścia. Próby puczu kosztowały władzę i stanowiska dwóch rosyjskich przywódców >>>>


Kreml, jak wszystko na to wskazuje, szykuje się do długiej wojny. Liczy na to, że cierpliwość Zachodu wyczerpie się szybciej niż cierpliwość jego własnych obywateli. W Rosji jednym z hitów granych często w publicznych mediach jest dziś utwór prorządowego wokalisty Shamana, który w refrenie śpiewa „Ja russkij, ja idu da końca”.

Tak, Putin musi iść do końca, licząc, że następny prezydent USA na wiosnę 2025 r. zakręci kurek z pomocą dla Ukrainy i pojawi się szansa na odwrócenie losów wojny. W każdym razie w najbliższych miesiącach Putin nie może się z Ukrainy wycofać. Nie może nawet przyznać, że nie jest w stanie wygrać tej wojny. Nie może być słaby, bo wówczas jakiś kolejny Prigożyn to wykorzysta, a cały system władzy rozsypie mu się jak domek z kart.

Sądzę zresztą, że bez wojny Putin nie umiałby już rządzić Rosją. Dała mu ona pretekst do dokręcenia śruby, zdyscyplinowania elity, zmniejszenia jej nadmiernych apetytów, służy też jako uzasadnienie wszelkich niedogodności przed społeczeństwem. A na zachodnie salony Putin powrotu i tak już nie ma i mieć nie będzie. Zostało mu jedynie budowanie klimatu oblężonej twierdzy, ostrzeliwanej amerykańską bronią przez polskich najemników, pod presją kolejnych sankcji, które mają na celu rzucenie Rosjan na kolana.

Jeden z rosyjskich satyryków w telewizji kpił ostatnio, że jego babcia, mieszkająca od urodzenia w wioseczce gdzieś nad brzegami Irtysza, dzwoniła do niego zaniepokojona, że Holandia wprowadza embargo na import brylantów do Rosji.

W telewizji będą bagatelizować sankcje, ale jestem przekonany, że na Kremlu nikomu nie jest z tego powodu do ­śmiechu. Sankcje to nie broń błyskawiczna, ale instrument systematycznego, powolnego osłabiania Rosji. Sposób na podnoszenie Putinowi i elicie kremlowskiej kosztów dalszego prowadzenia wojny. Rosja utraciła dostęp do ponad 350 mld dolarów rezerw walutowych. Kolejne sektory rosyjskiego przemysłu pozbawiane są dostępu do kluczowych komponentów, pozostają sztuczki z markowaniem importu przez kraje zaprzyjaźnione, jak Białoruś czy Kazachstan, które i tak nie są w stanie zagwarantować gospodarce dopływu ważnych dla niej zasobów. W niektórych branżach, jak przemysł samochodowy, załamanie produkcji w zeszłym roku sięgnęło 80 procent. Okazało się, że Europa potrafi sobie radzić bez rosyjskich surowców energetycznych. Załamała się pieczołowicie budowana przez ostatnie dekady polityka uzależniania Zachodu od rosyjskiej ropy i gazu. Rosja traci dochody eksportowe, coraz bardziej uzależnia się od potężnych Chin. A na domiar złego rosyjska elita utraciła możliwość łączenia zajadłej werbalnej antyeuropejskości z luksusem życia na Lazurowym Wybrzeżu.


SZCZYT NATO: JAKA OFERTA DLA UKRAINY?

 

W centrum obrad stać będzie wojna Rosji przeciw Ukrainie i pytanie, co Sojusz może zaoferować Ukraińcom >>>>


Jeżeli nałożone sankcje zostaną utrzymane, to za kilka lat ujawnią one swój skumulowany efekt. Rosja będzie się demodernizować, zamieniać w państwo coraz bardziej peryferyjne, odłączone od krwiobiegu gospodarki światowej. Trochę na podobieństwo niegdyś bogatego, zasobnego w ropę Iranu.

Rosjanie nie odczuwają tego procesu? Nie mają tego za złe Putinowi?

Fakt, że sankcje nakładane są stopniowo, a ich działanie jest odłożone w czasie, powoduje, że narastające problemy nie wywołują szoku. Tym bardziej że Rosja ma finansową poduszkę bezpieczeństwa – rezerwy, które przeznacza na stabilizowanie gospodarki. Wystarczy ich jeszcze na rok. Może półtora. Przeciętny Rosjanin z prowincji mniej odczuwa zresztą sankcje niż członek okołokremlowskiej elity. Władza skutecznie zastąpiła lodówkę telewizorem. Dziś autorytet i legitymizacja Putina biorą się z krzykliwości propagandy, a nie ze względnego sukcesu gospodarczego, jak to było w pierwszej dekadzie jego rządów.

Rysuje Pan scenariusz długiego konfliktu na wyniszczenie. To oznacza również kolejne tysiące ofiar po stronie rosyjskiej. Czy Rosjanie to wytrzymają?

Do tego progu wytrzymałości moim zdaniem wciąż daleko. Oczywiście straty na froncie są kolosalne, bo w ciągu roku w Ukrainie zginęło według umiarkowanych szacunków ok. 80-100 tys. ­Rosjan, a zapewne jeszcze więcej odniosło rany. W skali ­populacji liczącej 140 mln ­mieszkańców to jednak tylko promil. Władze rosyjskie starały się ponadto, żeby ginęli głównie więźniowie rekrutowani do Grupy Wagnera. A jeżeli mają umierać regularni żołnierze, to niech to będą wcieleni mieszkańcy Donbasu bądź rosyjskich regionów prowincjonalnych: Buriaci, mieszkańcy północnego Kaukazu. Pobór właściwie ominął Moskwę, Petersburg czy Kazań.

Jednak, paradoksalnie, jeżeli gdzieś dopatrywałbym się frustracji wojną, to nie w Kemerowie czy Machaczkale, ale przede wszystkim wśród moskiewskiej elity politycznej i biznesowej. Ona od początku była przeciwko tej wojnie. Rozumiała, że atak na Ukrainę oznacza ­koniec wygodnej symbiozy w relacjach z Zachodem. Putin był tego świadomy, robił więc, co mógł, żeby elity w tę decyzję niejako umoczyć. Pamiętamy słynne emitowane przez telewizję posiedzenia na Kremlu, podczas których prezydent niby konsultował się ze współpracownikami w sprawie uznania niepodległości separatystycznych republik na wschodzie Ukrainy. W rzeczywistości odbywał się tam teatrzyk, który miał pokazać Rosjanom, że w sprawie polityki wobec Ukrainy wśród elit w Moskwie panuje jednomyślność. A sami uczestnicy tego spektaklu otrzymali od Putina komunikat, że płyną z nim odtąd w jednej łódce i na dno pójdą również z nim.

Co nam o obecnej Rosji mówi bunt Prigożyna? To rzeczywiście była próba zamachu stanu czy może coś w rodzaju próby zajęcia lepszej pozycji przetargowej w rozmowach z Kremlem po tym, jak ministerstwo obrony ogłosiło plan, który oznaczał praktyczne podporządkowanie Grupy Wagnera Siergiejowi Szojgu?

Źródłem konfliktu była konkurencja między regularnymi siłami zbrojnymi a prywatną firmą wojskową powiązaną z rosyjskimi służbami specjalnymi. Grupa Wagnera, formalnie przedsięwzięcie Prigożyna, rzekomo finansowane wyłącznie z jego kieszeni, w rzeczywistości – co Putin ostatecznie przyznał – otrzymywała setki miliardów rubli z kasy państwowej.

Bunt Prigożyna formalnie wymierzony był w dowództwo armii, w tym szczególnie w ministra obrony, który starał się ograniczać samodzielną pozycję wagnerowców. Należy jednak zauważyć, że Prigożyn szedł na Moskwę, według jego słów, „po sprawiedliwość”, a nie po władzę. Jego krytyka Putina była stonowana, choć pozwalał sobie na więcej złośliwości pod adresem prezydenta niż ktokolwiek inny w poprzednich latach. Dopuszczam, że sam Prigożyn nie miał szczegółowego planu. Kierował się własną furią, a najpewniej również podpowiedziami niepublicznych aktorów tych wydarzeń, którzy widzieli swój interes w wykorzystaniu nadpobudliwego i uzależnionego od używek Prigożyna do zdestabilizowania systemu politycznego. W kraju tak scentralizowanym jak Rosja wystąpienie przeciwko władzy, jakiejkolwiek władzy, jest przecież z automatu postrzegane jako bunt przeciwko Putinowi.

W porannym wystąpieniu 24 czerwca Putin nawoływał do jedności narodowej. Mówił tak, jakby w rosyjskich miastach trwały antyrządowe zamieszki. A przecież na ulicach był spokój, jedynie grupy wagnerowców zmierzały w stronę Moskwy.

To był komunikat do rosyjskich elit, mający powstrzymać je od włączania się w intrygę Prigożyna. Bardzo histeryczny, nawiązujący do doświadczenia roku 1917, kiedy to na skutek rewolucji Rosja musiała na upokarzających warunkach wycofać się z I wojny światowej, a następnie popadła w krwawą wojnę domową. Na pewno dziś Putin bardzo żałuje swych słów, ponieważ wywołały wrażenie jego strachu i słabości, co zostało na pewno odnotowane przez wszystkie kremlowskie koterie.

W ten sposób dochodzimy do chyba największej zagadki ostatnich dni. Dlaczego człowiek, który wypowiedział posłuszeństwo Putinowi, nie poniósł, przynajmniej oficjalnie, konsekwencji?

To się dopiero okaże. Putin jest mściwy, ludzie KGB nie zapominają upokorzeń, a przede wszystkim dużo uwagi przywiązują do dbałości o własny wizerunek. Boją się ośmieszenia, pogardzają słabością. Dlatego nie wykluczam, że zemsta wcześniej czy później Prigożyna dosięgnie, tak jak wcześniej stało się to z wieloma mieszkającymi na emigracji osobami, które Putin uznał za swoich wrogów. To będzie czytelny sygnał dla innych, żeby nie łamać obowiązujących reguł.

Ale rzeczywiście, Prigożyn doraźnie nie został ukarany. Gdybym miał wskazać na przyczynę, to powiedziałbym, że Putinowi bardzo zależało na jak najszybszym uspokojeniu sytuacji, zanim inne grupy w ramach rządzącej Rosją mafii uznają, że osłabł tak bardzo, że nie panuje nawet nad swoim „byłym kucharzem”.

Skoro stawia Pan hipotezę, że Prigożyn był w tej rozgrywce narzędziem, kto w takim razie stał za Grupą Wagnera? Pojawiły się informacje, że z najemnikami był powiązany generał Siergiej Surowikin, były dowodzący siłami rosyjskimi w Syrii, a przez pewien czas także szef operacji ukraińskiej. Człowiek uchodzący za bezwzględnego krwawego komandira. Według amerykańskich mediów miał on, wraz z kilkudziesięcioma innymi wysokimi oficerami armii rosyjskiej, należeć do tajnej grupy VIP-ów przy Grupie Wagnera, za co został aresztowany.

Rosjanie mówią, że choć w Moskwie jest jeden Kreml, to ma on wiele bram wjazdowych i baszt. Oznacza to, że rosyjska elita, choć zjednoczona wokół celu, jakim jest utrzymanie się u władzy, jest zarazem bardzo podzielona. Wewnątrz szeroko rozumianego Kremla nie brakuje intryg oraz konfliktów o udział we władzy i podział pieniędzy. Putin podejmuje najważniejsze decyzje, ale zwykł gwarantować dotąd również stabilność systemu oraz równowagę różnych środowisk.


JAK ROZMAWIAĆ O ZBRODNI WOŁYŃSKIEJ

 

Polsko-ukraińskie relacje pozostają w cieniu tamtej nierozliczonej zbrodni, której apogeum nastąpiło 80 lat temu, w lipcu 1943 r. Nie można od niej uciekać >>>>


Nie dziwi mnie, że to Grupa Wagnera – z racji środków, którymi obracała, oraz roli, jaką odgrywała w wojnie przeciwko Ukrainie i w innych rosyjskich operacjach wojskowych, szczególnie w Afryce – była zarazem jedną z bardziej wpływowych koterii. Oczywiście nie wiemy, czy generał Surowikin wraz z innymi zaufanymi towarzyszami w rzeczywistości planowali pucz, czy też mamy po prostu do czynienia z zemstą konkurencyjnych klanów, które starają się zdyskredytować kolegów.

Jedno jest dla mnie jednak czytelne: Rosja na razie uniknęła scenariusza 1917 roku, ale coraz bardziej zbliża się do roku 1937. Spodziewam się nasilenia wewnętrznych czystek. Osłabiony Putin będzie odbudowywał swój autorytet poprzez dokręcanie śruby nie tylko społeczeństwu, ale również członkom elity, starając się wymusić w ten sposób lojalność i odbudować zachwiany prestiż. Spodziewam się nawet procesów pokazowych. To dobra wiadomość dla Ukrainy, że na Kremlu zaczną zajmować się sami sobą.

Czy możliwe jest, że Prigożyn ze swoimi ludźmi trafi rzeczywiście na Białoruś? A jeśli tak, to jaką korzyść odniósłby z tego Łukaszenka?

Wyjazd Prigożyna z Rosji na Białoruś to rozwiązanie kompromisowe, które pozwoliło stronom konfliktu zachować twarz poprzez odseparowanie wagnerowców oraz dowództwa rosyjskiej armii. Nie spodziewam się, żeby Prigożyn długo zabawił na Białorusi. Mam też nadzieję, że przesadzone są również obawy przed dywersją, jaką jego ludzie mógliby robić na granicy polskiej czy litewskiej. Dla Łukaszenki wartością jest prezentowanie się jako sprawny rozjemca, ale wątpię, żeby był zainteresowany tolerowaniem na swoim terytorium prywatnej grupy wojskowej, do tego powiązanej z rosyjskimi służbami. Z punktu widzenia białoruskiego dyktatora byłoby to igranie z ogniem.

Bez względu na to, co się stanie z Grupą Wagnera, pozostanie jeszcze regularna rosyjska armia. Czy lekceważąc jej możliwości nie wpadamy dziś w podobną pułapkę, w jakiej tkwiliśmy, widząc w niej wcześniej drugą armię świata?

Rosja nie jest tak silna, jak się przedstawia, ani tak słaba, jak wielu chciałoby ją widzieć. W wielu aspektach funkcjonowania państwa rosyjskiego rzuca się w oczy nieefektywność, bylejakość. Ale zarazem pamiętajmy, że Rosja dysponuje głębokimi rezerwami, zapleczem, nie tylko terytorialnym, ale też ludzkim i materiałowym. Jest w stanie wytrzymać więcej niż inni.

A zarazem może wybuchnąć wcześniej, niż się przypuszcza, bo tamtejszy system władzy nie ma typowych dla państw demokratycznych bezpieczników, które pozwalałyby ujść parze frustracji i niezadowolenia – zarówno elity, jak i reszty społeczeństwa. To się w Rosji gromadzi i nagle po prostu wybucha. Niespodziewane wydarzenia związane z buntem Prigożyna to dla Putina dzwonek alarmowy, wskazujący, że poza kłopotami na froncie ukraińskim musi coraz więcej uwagi poświęcać frontom wewnętrznym. Polityka wraca do Rosji. ©℗

DR ADAM EBERHARDT jest politologiem specjalizującym się w problematyce wschodnioeuropejskiej. Obecnie pełni funkcję dyrektora Centrum Studiów Strategicznych Warsaw Enterprise Institute. W latach 2016-2022 kierował Ośrodkiem Studiów Wschodnich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wielka ojczyźniana specoperacja militarna