Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przeważająca większość z nas to przyjezdni. Goście, których oddziela od miejsca, w którym przebywają, coś jak cieniutka szyba szklana, niepozwalająca na nawiązanie prawdziwych więzi. Jesteśmy zadowoleni lub nie, coś tam chętnie poznamy, a coś innego wcale nas nie przejmie, ale gdy tak przez parę tygodni zasnuwamy tu swoje życie, jesteśmy zwróceni ku sobie samym i nastawieni na to, że wszystko, co dla nas ważne, zaraz ze sobą zabierzemy. Więc nie przychodzi nam na myśl, by tu pozostawić jakiś ślad po sobie. Może destrukcji przez to więcej, bo mniej nas obchodzi, czy coś tu zostanie na później, czy niekoniecznie. A nurt wydarzeń toczących się gdzieś w dalszej odległości też jakby nas nie obchodził zanadto, w tej chwili przynajmniej, tak jakbyśmy wierzyli, że skoro teraz jesteśmy na ich brzegu, to i potem nas nie zagarną. Ani zmartwieniem, gdy dotkliwe, ani frajdą niespodziewaną.
Moi przygodni sąsiedzi z tego samego stolika w jadalni reprezentują najlepsze cechy takiego horyzontu mrówek: pogodnie zakrzątnięci samym spędzaniem czasu i konsumpcją oferowanych przez ten pobyt korzyści, obróceni do swojego życia jego jasną stroną, nienatrafiający na ścieżki, na których trzeba by coś niewygodnie omijać, a nawet krzyżować. Ciągle wspominający minione sprawy dobre, ale jeszcze chętniej otwierający się na jutro - może już nie takie długie, ale przyjazne. Biorą do ręki najbliższą godzinę jak oferowany owoc: ciesząc się albo rezygnując, bez żalu ani pretensji.
Lubią opowiadać o swoich wnukach: uczniu klas pierwszych i przedszkolaku. Nie kryją, że to ich "najlepsza miłość" w życiu. I tak w pewnym momencie wśród pogawędki wpadamy na coś, co nie tylko nas, ale i ich najpierw stopuje, potem napełnia rosnącym znakiem zapytania. Czterolatek miał niedawno, po usłyszeniu obiegowej formuły "brud, smród i ubóstwo", zapytać: a co to jest ubóstwo, babciu?
Cóż łatwiejszego niż uspokoić się stwierdzeniem, że czterolatek takiego doświadczenia mieć nie musi. A jednak urwała nam się wtedy rozmowa, a znak zapytania nie przestawał rosnąć...
24 VIII 07