Po bułki z terrorem w tle

Kiedy orientuję się, że coś jest ze mną nie tak? Gdy przyjeżdżam do Polski, idę ulicą i niespokojnie rozglądam się dookoła, bo czuję ciągłe zagrożenie atakiem terrorystycznym.

29.11.2015

Czyta się kilka minut

Na dźwięk syren Izraelczycy kierują się do schronów. Aszkelon podczas ataków rakietowych, lipiec 2015 r.  / Fot. Amir Cohen / REUTERS / FORUM
Na dźwięk syren Izraelczycy kierują się do schronów. Aszkelon podczas ataków rakietowych, lipiec 2015 r. / Fot. Amir Cohen / REUTERS / FORUM

Zdziwiłam się, gdy kierowca autobusu na trasie Tel Awiw–Netania zatrzymał nagle pojazd w poprzek drogi, wyszedł do taksówkarza wskazującego na zbite lusterko i zaczął się z nim szarpać. Od zbicia do szarpania minęło kilkadziesiąt sekund – niewiele, choć to Bliski Wschód, więc nie musi być kulturalnie. Ale bójka zrobiła się agresywna. Krzyknęłam do współpasażera, aby zadzwonił po policję.

Kierowca autobusu raptownie przerwał sprzeczkę, wsiadł, uruchomił silnik, ruszył w stronę zataczającego się po jezdni taksówkarza – i docisnął pedał gazu. Zakryłam ręką oczy, wpadłam w panikę. Doszłoby do tragedii, gdyby taksówkarz w ostatniej chwili nie uskoczył na trawnik. Pędziliśmy już ulicą, gdy kierowca odwrócił się do nas i z mocnym arabskim akcentem krzyknął po hebrajsku: „Nie będzie mi Żyd mówił, że jestem parszywym Arabem!”.

Nie o lusterko więc poszło. A scena ta wpisuje się w krajobraz agresji i strachu, które od miesięcy eskalują w Izraelu i na Zachodnim Brzegu Jordanu. Wpisuje się tak bardzo, że gdyby żydowski taksówkarz nie uskoczył na czas, izraelskie media określiłyby to zajście mianem ataku terrorystycznego.

W zagrożeniu

W realiach aktualnej fali terroru zmieniają się właściwie tylko jego formy i określenia: była „intifada samochodowa”, gdy napastnik wjeżdżał rozpędzonym autem w tłum; i był „żydowski terror”, gdy osadnicy podpalili kościół i palestyński dom. Dziś Izrael zmaga się z falą napaści nożowniczych („intifada noży”) i nowym zjawiskiem: terrorem ze strony najmłodszych – kilkunastoletnich Palestyńczyków, którzy potrafią podjąć próbę zabicia nożyczkami.

Do myśli o tym, że w każdej chwili może wydarzyć się coś złego, Izraelczycy zdążyli przywyknąć. Z biegiem czasu, w zależności od rodzaju zagrożenia, strach zmienia tu swe odcienie. Po tym, jak w latach 90. XX w. w Izrael uderzyły ataki zamachowców samobójców, a mieszkańców paraliżował strach, rząd w 2002 r. zadecydował o budowie tzw. muru bezpieczeństwa, który faktycznie ograniczył zagrożenie. Jeszcze kilka lat temu, gdy często donoszono o podejrzanych pakunkach zostawionych w miejscach publicznych, a policja zamykała drogi i ewakuowała sąsiednie budynki, Izraelczycy spokojnie parkowali auta na poboczu, wysyłali esemesy uprzedzając o spóźnieniu, otwierali gazety, zapalali papierosy... Gdy w 2014 r. Tel Awiw przeżył wzmożony rakietowy ostrzał z Gazy, ludzie spokojnie wychodzili na klatki schodowe (dają one pewną osłonę) lub do schronów, a po wszystkim kontynuowali po prostu swój dzień. Śmiano się, że ostrzał zacieśnia więzy międzyludzkie: ściśnięci na klatkach schodowych, ludzie mieli okazję porozmawiać z sąsiadami.

Dziś zachowują czujność i spokój, bo niewiele więcej mogą zrobić. Próbują się uśmiechać, traktują strach humorem. Ale ten pozostaje. Zdaniem izraelskich specjalistów nie wyrządza on jednak znacznych szkód w psychice Izraelczyków: na zespół stresu pourazowego cierpi tutaj poniżej 10 proc. ofiar ataków terrorystycznych. To mniej, niż można by się spodziewać.

Doświadczenie i gotowość 

O ile jednak do skuteczności tzw. muru bezpieczeństwa, Żelaznej Kopuły (systemu, który przechwytuje rakiety wystrzeliwane np. z Gazy), wojska i służb wywiadu (wewnętrznego Szin Betu i zagranicznego Mossadu) Izraelczycy mają raczej zaufanie, o tyle świadomość, że przed atakami nożowników nie uchroni ich żadna armia, budzi konkretne lęki.

Na ulicach bacznie się więc sobie przyglądają, w autobusach nie zajmują miejsc obok osób, które wydają im się niepewne. Częściej korzystają z aut, unikają zatłoczonych miejsc. Jeśli nie muszą, nie jeżdżą tam, gdzie ataki są codziennością (jak Jerozolima, a zwłaszcza jej Stare Miasto). Na portalach społecznościowych dzielą się strategiami kamuflażu: np. w miejscach niebezpiecznych podobno warto wyglądać jak zagraniczny turysta. Radzą sobie wzajemnie, czy lepiej pójść na kurs samoobrony, kupić pistolet, czy może gaz do torebki. I planują swój dzień w zależności od doniesień w mediach o zagrożeniu – tak jak my w Polsce planujemy założenie płaszcza na wieść o spadku temperatury.

– Istotną cechą, która wyróżnia Izraelczyków, jest świadomość zagrożenia – zauważa Meir Elan, kierownik naukowy z izraelskiego Instytutu Studiów Bezpieczeństwa Narodowego. – Jeśli społeczność ma wiedzę na temat tego, czym jest terror, i jeśli doświadcza go przez jakiś czas, to zdaje sobie sprawę, że może się on powtórzyć. Świadomość jest czymś najlepszym, co możemy zrobić, aby przygotować się do tego następnego razu. Tymczasem Europejczycy przy każdym ataku zdają się być zaskoczeni.

Elan podkreśla, że doświadczenie i gotowość są w Izraelu podstawą odporności. Takiej, która pozwala zareagować w krótkim czasie i równie szybko wrócić do normalnego życia. Inaczej nie da się przygotować do terroru.

– Gdy ktoś rani cię nożem lub gdy widzisz wybuchającą w pobliżu bombę, niewiele możesz zrobić. Podążasz po prostu za swoim instynktem: uciekasz lub próbujesz atakować. Jedynie grupa osób, która ma za sobą przeszkolenie w jednostce bojowej armii, ma większe doświadczenie i może zareagować w konkretny sposób – dodaje Elan.

Tak samo będzie w Paryżu

Dla Europejczyka Izrael jest jak poligon doświadczalny. Trudno mu przywyknąć do życia w kraju, w którym terror jest codziennością. Izraelskie dzieci od małego uczone są w szkołach, jak zachowywać się w sytuacjach ataków, a potem tę wiedzę szlifują i rozwijają podczas służby w armii. Ale dla osoby, która przyjeżdża tu z zewnątrz, życie w pozorach normalności jest trudnym zadaniem, ogromnie wpływającym na samopoczucie i psychikę.

Patrzę więc na gesty Izraelczyków i próbuję ich naśladować: rozglądam się czujnie, unikam zatłoczonych miejsc, nie jeżdżę autobusami (w ten do Netanii wsiadłam po raz pierwszy po długiej przerwie). Kiedy orientuję się, że coś jest ze mną nie tak? Wtedy, gdy przyjeżdżam w odwiedziny do Polski, idę ulicą i niespokojnie rozglądam się dookoła. Albo gdy wsiadam w Polsce do tramwaju i lustruję wzrokiem współpasażerów. Gdy mój umysł potrzebuje minimum jednego dnia, by odrzucić poczucie ciągłego zagrożenia atakiem terrorystycznym.

O metody na ten stres pytam Polaków, którzy też uczą się izraelskiego życia z terrorem w tle.

– Mieszkam tu od 23 lat. Przeżyłam ataki samobójców, jednego byłam świadkiem. Przeżyłam wojny, rakiety, alarmy. Przetrwałam trzy lata służby wojskowej mojego syna. Dziś już niczego się nie boję, po prostu jestem ostrożna – mówi Beti Elon.

– Nie oglądam wiadomości, praktykuję mindfulness [coś pośredniego między psychoterapią a treningiem relaksacyjnym – red.]. To pomaga. Nie rozmyślam o tym, co zrobiłabym w sytuacji zagrożenia, bo to wyzwala dodatkowy strach. Zresztą każde takie planowanie jest na nic, w chwili ataku i tak uruchamia się reakcja walki i ucieczki, i nie wiadomo, jak zareagujemy – mówi Keszet Bar-Yadin, w Izraelu od 25 lat.

– Zagrożenie, które nie jest bezpośrednie, nie wyzwala konieczności podjęcia bezpośrednich działań. To znaczy, że dopóki na naszej ulicy nie wydarzy się coś konkretnego, nasz umysł stosuje mechanizmy obronne: „Statystycznie rzecz biorąc małe jest ryzyko, że będę ofiarą zamachów”, „Nie mogę siedzieć w domu, bo życie toczy się dalej”. Tak to działa w Izraelu i tak samo będzie za chwilę działało w Paryżu po zamachach. O ile nie będzie ich więcej – mówi Karolina Mints, mieszkanka Izraela od ponad roku i psycholog z wykształcenia.

Kontynuuj swoje życie

Karolina Mints zauważa, że przez wychowanie i edukację Izraelczycy wykształcili zmysł ograniczonego zaufania wobec wszystkiego, co nie jest normalne. – Jechałam kiedyś pociągiem z Tel Awiwu do Cezarei i wyszłam do toalety, zostawiając torbę na siedzeniu. Po drodze spotkałam znajomego i się zagadałam. Po 10 minutach wróciłam do przedziału i spostrzegłam, że jest pusty, a przecież jechało ze mną kilka osób. Podszedł do mnie ochroniarz pociągu i wskazując na mój bagaż wytłumaczył mi, że ludzie opuścili pociąg z tego tylko powodu, że była tam torba „nieznanego pochodzenia” – opowiada Mints i zwraca uwagę na świadomość możliwego zagrożenia i błyskawiczną reakcję współpasażerów. Trudno się spodziewać, aby w podobnej sytuacji w Europie ktokolwiek zareagował w taki sposób w tak krótkim czasie.

Co izraelski specjalista Meir Elan z Instytutu Studiów Bezpieczeństwa Narodowego radzi więc Europejczykom? – Po pierwsze: bądź świadomy. Po drugie: czujny. Po trzecie i najważniejsze: kontynuuj swoje życie. Największym prezentem dla terrorystów jest strach społeczeństw. Byliśmy tego świadkami ostatnio w Brukseli, gdy strach sparaliżował całe miasto. Powrót do normalnego życia jest moim zdaniem jedną z metod przeciwdziałania terroryzmowi – mówi Meir Elan z Instytutu Studiów Bezpieczeństwa Narodowego.

– Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – wyrwał mnie z zamyślenia rosyjski Żyd, współpasażer w feralnym autobusie na trasie Tel Awiw–Netania. Okazało się, że jako jedyna naprawdę się przestraszyłam. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, jakbym nieźle go rozbawiła. – Nie wiesz, gdzie żyjemy? To Bliski Wschód, inne reguły gry. Poradzę ci jedno: przyzwyczajaj się. Nie ma na to innej rady. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015