Niebo nad Izraelem

Prognoza pogody była we wtorek zaskakująca jak na listopad: bezchmurnie, słonecznie, aż do 31 stopni. Nikt nie przewidział nadlatujących rakiet.

16.11.2019

Czyta się kilka minut

Schron przeciwrakietowy w Aszkelonie na południu Izraela, 13 listopada 2019 r. / Fot. Amir Cohen / Reuters / Forum /
Schron przeciwrakietowy w Aszkelonie na południu Izraela, 13 listopada 2019 r. / Fot. Amir Cohen / Reuters / Forum /

Tego poranka komunikaty mediów budziły Izraelczyków szybciej niż espresso: „Szkoły i uczelnie, miejsca pracy i galerie handlowe będą dziś zamknięte, odwołujemy wszystkie imprezy zbiorowe”.

Mieszkańcy południowej i środkowej części kraju – od Tel Awiwu po granicę ze Strefą Gazy – od rana pędzili do schronów. W niektórych miejscowościach syreny ostrzegające przed rakietami wyły niemal bez przerwy. W telewizji przedstawiciel armii cierpliwie przypominał zasady: czas zejścia do schronu – półtorej minuty w Tel Awiwie, 30 sekund i mniej na południe od Aszkelonu; będąc na otwartej przestrzeni, połóż się na ziemi i zakryj głowę rękami. Odpowiadał zdezorientowanym ludziom, którzy planowali ten dzień jak każdy inny: ktoś miał ślub swoich dzieci, ktoś bar micwę syna. Teraz pytali, czy odwołać imprezę, czy wystarczy zejść z gośćmi do schronu.

Przy włączonych telewizorach

Gdy kraj wstrzymywał oddech, nie było jeszcze jasne, co się wydarzyło. Pewne było tylko, że sytuacja musi być wyjątkowa – tak daleko idące środki bezpieczeństwa armia wprowadziła po raz ostatni w Tel Awiwie w 1991 r., podczas wojny w Zatoce Perskiej.

Każdy, kto usłyszał o przyczynie zarządzeń, nie miał jednak wątpliwości, że były słuszne. Oto we wtorek nad ranem izraelskie wojsko zabiło w Gazie dowódcę Islamskiego Dżihadu, Bahę Abu al-Atę, wraz z żoną Asmą. Armia i wywiad planowały jego zabójstwo już od dwóch lat, ale wielokrotnie je przesuwano, licząc na dogodniejszą okazję. Teraz, po skutecznej akcji, w odpowiedzi poleciało z Gazy w stronę Izraela 450 rakiet. Dziewięć na dziesięć przechwycił system antyrakietowy „Żelazna Kopuła”, obyło się bez ofiar śmiertelnych.

Gdy we wtorkowe przedpołudnie w Gazie trwał pogrzeb al-Aty, członkowie Islamskiego Dżihadu ostrzegali, że zemsta zacznie się zaraz po uroczystości. Przedziwny był to więc dzień w Tel Awiwie. Zmuszeni do pozostania w domach, ludzie czekali w napięciu, spędzając czas rodzinnie, jakby to był szabat. Z jednym wyjątkiem: w niemal każdym domu non stop włączony był telewizor, jakby z obawy, by nie uronić żadnej informacji. Krążył żart, który przez lata doświadczeń z rakietami stał się tradycją: że oto Izraelczycy – gromadzący się w schronach lub na klatkach schodowych – wreszcie mogą poznać sąsiadów. Zdezorientowani turyści przechadzali się po pustych ulicach. Telawiwskie plaże, w listopadzie pełne z powodu niespodziewanych upałów, świeciły pustkami. Na wyjątkowo dobry zarobek mogli liczyć dostawcy jedzenia.

Ktoś nagrał telefonem absurdalną sytuację: na dźwięk syreny mężczyzna wysiada z auta i staje na baczność, jakby był to dzień pamięci o ofiarach Zagłady (tego dnia wyją syreny, a ruch uliczny zamiera). Inni krzyczą do niego: człowieku, padnij na ziemię, jest ostrzał rakietowy!

„Bibi” rozgrywa sytuację

Wbrew groźbom dżihadystów o odwecie, niewiele się już tego dnia zdarzyło. W środę zniesiono sytuację wyjątkową, życie w Tel Awiwie wróciło do normy. Rakiety nie wróciły nad miasto. Miejscowości leżące bliżej Gazy miały gorzej. 

Tymczasem Izrael zareagował na nadlatujące rakiety. W nalotach na Gazę zginęło 32 Palestyńczyków, ponad stu zostało rannych. Choć wojsko celowało w terrorystów, doszło do pomyłek; media podały, że zginęła 8-osobowa rodzina. Jak zwykle w takiej sytuacji, cenę płacili mieszkańcy Gazy. Tymczasem Islamski Dżihad kontynuował ostrzał południowego Izraela.

Co ciekawe, samotnie. Hamas – główny rywal Islamskiego Dżihadu w walce o przywództwo w Gazie – nie przyłączył się tym razem do walki z Izraelem. Miał alibi: Izrael nie zaatakował w Gazie jego celów. Choć jeszcze tydzień temu przywódca Hamasu Yahya Sinwar zapowiadał, że „zmiażdży Tel Awiw, a syreny w mieście będą wyły w dzień i w nocy przez sześć miesięcy”, teraz nie skorzystał z okazji. Izraelskie uderzenie w struktury Islamskiego Dżihadu było w jego interesie. 

Tym samym Hamas zawarł niewypowiedziany sojusz z Benjaminem Netanjahu – co pokazuje, jak szalonym miejscem jest Bliski Wschód, gdy tak zażarci wrogowie znajdują jakiś wspólny cel. Z kolei dla urzędującego wciąż premiera każdy przejaw braku jedności w Palestynie – podzielonej między zwolenników Hamasu w Gazie i Mahmuda Abbasa na Zachodnim Brzegu – jest na rękę. Może przekładać proces pokojowy w nieskończoność, narzekając, że nie znajduje po drugiej stronie poważnego partnera do rozmowy.

„Bibi”, jak nazywany jest Netanjahu, w ogóle zręcznie rozegrał tę sytuację. Zarzucono mu, nie po raz pierwszy, że wykorzystał zaostrzenie konfliktu do własnych celów. Jego przeciwnicy twierdzą, że eskalacja jest mu na rękę w czasie, gdy trwają rozmowy koalicyjne po drugich już w tym roku wyborach parlamentarnych, a on sam czeka na decyzję prokuratury, czy oskarży go o korupcję. Eskalacja może być w jego interesie – może użyć argumentu, że w takich chwilach nie zmienia się premiera.

Z polityką w tle

Czy więc „Bibi” wydał rozkaz zabicia al-Aty, by wywołać eskalację i utrzymać władzę? Nie ulega wątpliwości, że umiejętnie wykorzystuje ten moment. Jego rywal Benny Ganz, któremu wkrótce kończy się czas na uformowanie rządu, chciał bowiem koalicji ze Wspólną Listą partii arabskich. Tuż przed zabiciem al-Aty Netanjahu twittował, że każda próba rządzenia razem z Arabami to zagrożenie dla kraju. We wtorek internet obiegł wiele mówiący mem: dym z rakiet układający się na niebie w hasło „Tylko Bibi”.

W środę rano Islamski Dżihad ogłosił rozejm, a izraelska armia – powrót do normalności, z wyłączeniem miejscowości sąsiadujących z Gazą. Netanjahu obwieścił, że jest zadowolony z operacji: Izrael chciał osłabić Islamski Dżihad, zlikwidować jego infrastruktury i podejrzanych o terroryzm (Izrael twierdzi, że wśród zabitych było ponad 20 takich osób).

Jednak wkrótce po ogłoszeniu rozejmu, w południowym Izraelu syreny zawyły po raz kolejny... Mimo to ludzie wrócili do codzienności. I do spokoju z krótką datą ważności, który w tej części świata bierze się na kredyt.

Czytaj także: Generał na premiera - Inga Rogg o Bennym Ganzu

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2019