Pirackie Pearl Harbor

Zatrzymanie tłumaczy filmów dostępnych w internecie było prawdopodobnie pierwszą taką akcją na świecie. - To zwykłe złodziejstwo - tłumaczą legalni dystrybutorzy. - Nie złodziejstwo, a działalność społeczna - odpowiadają tłumacze.

05.06.2007

Czyta się kilka minut

Środa wieczór, 15 maja 2007. Sławomir Antoniak otrzymuje pierwszego esemesa: "Słyszałeś! Zamknęli chłopaków z napisów.org. Teraz czas na nas!". Policjanci zatrzymują sześć osób - administratora serwisu i tłumaczy.

Wybucha panika. Niektórzy zaczynają czyścić swoje twarde dyski, inni wyrzucają pirackie płyty. Część portali, jak kinomania.org, zawiesza działalność, inni z uporem funkcjonują dalej - jak hatak.pl. Najpierw jest chaos, potem przychodzi złość.

W kolejnych dniach hakerzy atakują stronę policji, pojawiają się apele o bojkot produktów Gutek Film, a skrzynki tłumaczy zasypywane są dziesiątkami listów z poparciem.

Nikt nam za to nie płacił

Sławomir Antoniak nigdy filmów nie tłumaczył. Jest tylko reprezentantem grupy kinomania.org. Siedzimy na ławce przed jednym z warszawskich centrów handlowych. Na pierwszy rzut oka widać, że nie ma dużo pieniędzy. Dżinsowe spodnie, zwykła tiszertka. Brak mu nowoczesnego, modnego lansu - ciemnych okularów, koszulki z postawionym kołnierzykiem. Po prostu zwykły chłopak.

Antoniak wyciąga z kieszeni garść listów.

"Jestem też kinomaniakiem - profesjonalistą. Sam robię filmy i uczę młodych, jak robić filmy. To co się stało, jest absurdalne, okrutne, jak coraz więcej spraw w naszym kraju. Korzystałem z waszej pracy i była ona wielokrotnie pomocna w mojej pracy ze studentami. Dziękuję (...) imię i nazwisko, operator filmowy, wykładowca szkoły filmowej"; "Czy nigdy już nie będzie można z waszego portalu pobierać napisów do filmów? Z wyrazami szacunku ksiądz imię i nazwisko"; "dwa lata temu mój umierający brat zażyczył sobie kilku koreańskich filmów. Przeczesałam Allegro, Merlina, Empik i co się tylko da, ale filmów nie było. Wreszcie ściągnęłam je przez internet. Dzięki wam dowiedział się, o co w tych filmach chodzi. Katarzyna".

- To listy tylko z jednego dnia. I co? Ci wszyscy ludzie akceptują piractwo? - pyta Antoniak. - Są źli, niemoralni i wszystkich należy skazać? To nieprawda. Mamy po prostu w tej materii niejasne prawo. Ale mamy też nadzieję, że sprawa nie przycichnie. Że wreszcie w Polsce ktoś zajmie się na poważnie prawem autorskim. Można ściągać, ale nie można udostępniać. A przecież ściągając przez programy wymiany plików, zarazem się udostępnia. A czy ludzie, którzy zalogowali się na nasz serwis, to już nasi znajomi, czy nie? Bo znamy się lepiej niż z innymi w realu. A jeśli nie, to kiedy zostaną naszymi bliskim znajomymi: po tygodniu, po miesiącu? Ilu może być tych znajomych: dziesięć?, sto?, tysiąc? Albo ścigajmy prawdziwych piratów, albo naprawmy prawo - żali się Antoniak.

Pierwsze portale z napisami do filmów powstawały około roku 1998. Wtedy rozpoczynał się boom na filmy w formacie divx, które można było odtwarzać na zwykłych komputerach. Równocześnie pojawił się też popyt na napisy. Większość filmów, do których robiono tłumaczenia, była nielegalnie ściągana z internetu.

- Aby stworzyć napis, trzeba mieć kopię filmu. Były ściągane w różny sposób. Najczęściej kopiowane z sieci - przyznaje mój rozmówca. - Potem któryś z tłumaczy, mamy u nas 16 osób, robił napisy. Zazwyczaj odsłuchując film. Jak miał wątpliwości, pytał przez forum. Następnie drugi z tłumaczy robił korektę. I umieszczaliśmy to w sieci. Za free, oczywiście.

Dlaczego ludzie szukają napisów? Większość prawdziwych miłośników kina nie znosi filmów z lektorem, gdyż zagłusza on dużą ilość dźwięków oryginalnych. Dźwięk jest zbyt ważną częścią filmu.

W piątek zawsze do kina

Krzysztof Żegliński z hatak.pl pracuje od 7.00 do 15.00 w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego. Reperuje podłogi w ekspresach. Trzeba podklejać, naciągać, często praca na kolanach. Potem do domu przed komputer lub telewizor. Kocha seriale. Wszystkie. Ogląda polskie, amerykańskie, włoskie. Skąd ta miłość? Nie wie, może chodzi o tę ciągłość, scenariusz, ciekawość, co się wydarzy w następnym odcinku. Ale w piątek zawsze idzie do kina, to jego ceremoniał.

- Legalnie - ironizuje Żegliński.

- My nie wyłączyliśmy serwisu. Zrobiliśmy głosowanie i większość nie chciała - mówi. - Odeszło od nas dwóch tłumaczy, a przyszło 20. Absolutnie nie czujemy się złodziejami. 99 proc. naszych seriali nie ma w telewizji i pewnie nigdy nie będzie. Ludzie ściągają sobie filmy, bo ile można czekać na serial. Na przykład "Gwiezdne Wrota". U nas leciały dwa sezony, a w USA 10 sezonów. To naturalne, że ktoś chce je obejrzeć w całości. Mamy 180 tys. wejść dziennie i złamanego grosza dochodu. Fakt, są banery reklamowe od grudnia 2006, i z tego wychodzi nam 600 zł zysku. Koszt utrzymania serwera 400 zł. Zostaje całe 200 zł. Z tego, co się uzbierało, kupiliśmy nowy serwer, a resztę przekazaliśmy na cele dobroczynne.

Nigdzie, nawet w USA, gdzie bardzo przestrzega się prawa autorskiego, nie było zatrzymań tłumaczy - mówi Żegliński. I dodaje: - Jesteśmy taką napisową wikipedią. Każdy może wejść, poczytać, coś zmienić.

Wirtualne straty

W luksusowej warszawskiej willi mieści się znienawidzona przez internautów FOTA, czyli Fundacja Ochrony Twórczości Audiowizualnej.

- Powstaliśmy, żeby pomagać organom ścigania w ograniczeniu kradzieży praw własności intelektualnej - mówi Mariusz Kaczmarek, dyrektor fundacji. - Niedawne badania Stowarzyszenia Dystrybutorów Filmowych pokazały, że poziom piractwa wynosi około 50 proc., czyli co drugi egzemplarz płyty, który znajduje się w naszych domach, jest nielegalny.

Siedzimy w przyjemnym klimatyzowanym gabinecie, dyrektor Kaczmarek pali papierosa i opowiada, że pracował kiedyś w prokuraturze. Pewnie dlatego w pamięci ma każdy paragraf prawa autorskiego.

- Nigdy nie korzystałem z pirackich programów - zapewnia. - Moje dziecko też nie miało lekko. Wszyscy koledzy mieli nielegalne gry, a ono nie. W domu prawo było na pierwszym miejscu.

Według niego straty z piractwa wciąż są olbrzymie. Szacuje, że dystrybutorzy filmów w Polsce tracą 380 mln zł rocznie. Jeśli chodzi o piractwo ogółem, ocenia skalę kradzieży na około miliarda złotych.

Kaczmarek: - Problemy z napisami.org pojawiły się, gdy dystrybucyjna firma Gutek Film wystąpiła z apelem o zaprzestanie działalności tej strony. Dochodziło na niej do ewidentnego naruszenia prawa. Artykuł drugi o prawie autorskim wyraźnie stwierdza, że prawo do tłumaczenia jest prawem zależnym. Rozpowszechnianie takiego utworu może nastąpić tylko i wyłącznie za zgodą twórcy utworu pierwotnego.

- Mimo jednoznacznej prośby - zaznacza Kaczmarek - strona napisy org, potraktowała to żartobliwie i to spowodowało taką, a nie inną reakcję. Mówienie, że dystrybutorzy rzucili się jak sępy na stronę napisy.org, ma się nijak do prawdy. Były próby mediacji. Trudno się więc dziwić, że dystrybutorzy podjęli radykalne działania. Napisy.org poszły na pierwszy ogień, bo to największy portal. Niektóre osoby dostarczyły po kilka tysięcy tłumaczeń, a te były ściągane po kilka milionów razy.

Kaczmarek czytał apel tłumaczy, którzy mówią, że pomagają niepełnosprawnym. Ale w czym? - zawiesza głos. - W ściąganiu nielegalnych filmów! Albo argument, że jakichś filmów gdzieś nie ma. Albo że płyty są za drogie. Czy to stanowi usprawiedliwienie dla przestępstwa?

- Rozwój świata opiera się na własności intelektualnej. Jeśli ta własność nie będzie chroniona, to nikomu nie będzie się opłacało myśleć i tworzyć. Jeśli artysta ma w perspektywie, że za swój utwór będzie mógł żyć, to będzie tworzył. Inaczej nic z tego.

Podobnie uważa prof. Jan Błeszyński, uznany autorytet od prawa autorskiego. Według niego prawo autorskie powinno być restrykcyjne.

- Obserwuję ten rynek z bliska i widzę, że został trochę uporządkowany - tłumaczy prof. Błeszyński. - W latach 90. ponad 90 proc. oprogramowania komputerowego było pirackie. To samo w innych dziedzinach. Internet jest narzędziem, które pozwala wejść na rynek w sposób anonimowy, a rozwój techniki sprawił, że upadły bariery, które dotąd chroniły twórców przed nadużyciami. Jeszcze niedawno trudno było kupić płytę z muzyką, która miała dobrą jakość. Dziś nie ma takiego problemu, bo wystarczy kliknąć myszką. Prawo autorskie to bardzo szerokie i skomplikowane zagadnienia i bardzo często jesteśmy ogłupiani różnymi ideami. Ale czy wolno sięgać do cudzej kieszeni? Jeśli ktoś chce uprawiać działalność społeczną, niech to robi na własny koszt.

Walka o zmianę prawa

Pomoc prawną tłumaczom hobbystom zaoferowała Partia Piratów, która ma inne zdanie na temat prawa autorskiego.

- Tłumacze rzeczywiście złamali prawo, ale nie dlatego, że są przestępcami. To prawo jest złe. Te wydarzenia to pirackie Pearl Harbor - mówi Błażej Kaczorowski, przedstawiciel Partii Piratów, student. - Nie usprawiedliwiamy piractwa i kradzieży. Ale obowiązujące prawo autorskie stworzono w ubiegłym wieku. Na przykład dzisiejszy czas ochronny - życie plus 70 lat - to całkowity absurd. Gdyby tę samą zasadę zastosować w patentach na leki, zatrzymałoby to całkowicie rozwój farmacji. Dlaczego prawo autorskie ma być uprzywilejowane w stosunku do innych działalności człowieka?

- Według nas - kontynuuje Kaczorowski - prowadzi to do wielu negatywnych konsekwencji dla tych, którzy chcieliby tworzyć na podstawie klasycznych dzieł. Dlatego chcemy skrócić czas ochrony praw autorskich do tego poziomu, który jest racjonalny z punktu widzenia społeczeństwa i inwestorów. Chcemy, aby opracowywanie i ponowne używanie części starych dzieł było łatwiejsze. Tyle że w interesie koncernów jest utrzymanie status quo.

FOTA też piraci?

Również trzeci z tłumaczy, z którym rozmawiałem, jest zszokowany doniesieniami prasowymi. Tłumaczył właśnie dla napisów.org. Jest pisarzem, swego czasu nominowanym do jednej z głównych nagród literackich w Polsce.

- Nie przyszło mi do głowy, że może to być nielegalne. Nigdy nie sądziłem, że komuś dzieje się krzywda, że łamię prawo - opowiada. - Miałem filmy, na których mi zależało i je po prostu przetłumaczyłem. Między innymi "Gracza" Altmana czy "Przejrzeć Harry'ego" Allena. Czasem poświęcałem na to dwa, trzy dni po trzynaście godzin. To była próba zmierzenia się z samym sobą. Chyba najbardziej przeraziło mnie, że wymierzona kara jest niewspółmierna do winy. Nie zamyka się przecież kogoś dlatego, że tłumaczył filmy.

- Policja, kiedy otrzymuje zgłoszenie, musi zareagować. To było rutynowe działanie, a te osoby zostały po prostu zatrzymane i przesłuchane w charakterze świadków. Na razie nie postawiono im zarzutów - odpowiada Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji, odpowiedzialny za zwalczanie przestępczości internetowej.

Błażej Kaczorowski: - Tłumacze zostali zatrzymani, a my mamy inne ciekawostki. FOTA na swojej stronie używa "nielegalnych" skryptów, policja użyła kilka dni temu zdjęcia "skradzionego" z internetu. Nasi członkowie wytropili, że parlamentarzyści też udostępniają muzykę przez internet. I jak tu mówić o sensownym prawie autorskim i sprawiedliwości dla wszystkich?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2007