Przedszkola, które nie śpią

W "Piaskowym Smoku" dzieci zostają czasami na noc. W "Zaczarowanej Pozytywce" chłopczyk mieszkał przez cztery dni - mama pojechała do Chin. W "Lalkowie" dziesięć - rodzice wygrali wycieczkę życia.

31.05.2011

Czyta się kilka minut

Pija Lindenbaum, ilustracja z książki "Nusia i wilki" /
Pija Lindenbaum, ilustracja z książki "Nusia i wilki" /

Jest czwartek, godzina 19.30. Warszawa powoli się uspokaja. Ulica Sprawna na Białołęce położona jest na uboczu. Cicho i zielono. W "Piaskowym Smoku" o tej porze jest zazwyczaj pusto, ale dziś przychodzi Kalinka. Dziewczynka ma 2,5 roku i zostanie z wychowawczynią aż do północy.

Rodzice idą na spotkanie towarzyskie.

Tatiana o swoją córeczkę najbardziej martwiła się za pierwszym razem. Dzwoniła wtedy co pół godziny z pytaniem, czy wszystko dobrze. Dawała porady przez telefon. A to że mała lubi zasnąć z pieluszką na głowie, a to że należy poczytać jej tę, a nie inną bajeczkę. Teraz już mają wprawę. Przynieśli małej ulubionego pluszaka i odtwarzacz płyt DVD z bajkami. Dziś się śpieszą, bo już są spóźnieni. Szybki całus na pożegnanie i znikają za drzwiami. Kalinka nie płacze. W końcu wrócą, nim wybije północ.

Zapomniana dzielnica

Jakub Grabiec, właściciel przedszkola, dobrze tę Białołękę przemyślał. Zaczął od analizy: sprawdził, gdzie w Warszawie rodzi się najwięcej dzieci i gdzie jest najmniej miejsc w państwowych placówkach. Wyszło, że Białołęka to zapomniana dzielnica. Jest tu tylko

2 proc. warszawskich miejsc w przedszkolach, a i okolica perspektywiczna dla takiego biznesu. Samorząd nie planuje szybko budowy nowych żłobków czy przedszkoli, choć od kilku lat utrzymuje się tu lokalny wyż demograficzny. Będzie tak rósł do 2014 r., a potem się ustabilizuje. Ludzie sobie jakoś radzą, bo rynek wyczuł niszę i powstały dziesiątki prywatnych placówek.

Młode małżeństwa ściągają na Białołękę, bo mieszkania są nieco tańsze niż w innych częściach miasta. Do centrum daleko, nie ma metra, tramwaju, kina, ale na mieszkanie w tej dzielnicy wystarcza kredytu. Młodzi mieszkańcy Białołęki często pochodzą spoza stolicy. To też jest ważne w tym biznesie. Rodzice Kaliny tłumaczą, że zwyczajnie nie mają z kim jej zostawić: dziadkowie ze strony matki mieszkają za granicą, a najbliższa rodzina ojca żyje na Mazurach. Przez ostatnie dwa lata całkowicie poświęcili się dziecku. Nie wychodzili na żadne spotkania czy imprezy. Dopiero teraz, gdy mała trochę podrosła, odważyli się ją zostawić w przedszkolu.

I dodają: - Nie chcemy niani z ogłoszenia. Zamiast do mieszkania wpuszczać obcego, wolimy coś pewnego, czyli przedszkole i profesjonalną wychowawczynię, która już zna Kalinkę.

Przedszkole i żłobek "Piaskowy Smok" od początku miało być całodobowe. Na forum mieszkańców Jakub Grabiec wyczytał, że brak elastycznych godzin to największa bolączka rodziców z Białołęki. Nastawiał się na osoby pracujące zmianowo: lekarzy, przedstawicieli handlowych wyjeżdżających w delegacje. Jednak przekrój osób korzystających z usług jego przedszkola jest ogromny: pani, która wykłada w szkole pożarniczej, pracownicy banków, agenci ubezpieczeniowi, małżeństwo prowadzące sklep spożywczy.

- Na Białołęce mieszka klasa średnia, która zarabia dość dobrze, ale ma też duże wydatki - ocenia Grabiec. - Muszą nie tylko utrzymać siebie i dziecko, ale także spłacać ogromny kredyt. Do tego dochodzi samochód, bo stąd trzeba przecież dojeżdżać. Są dobrze wykształceni i wiedzą, jak ważna jest edukacja na poziomie przedszkolnym, i dlatego gdy dochodzi im jeszcze wydatek na prywatne przedszkole, to często przestają sobie radzić finansowo. Zdarza się, że czesne opłacają dziadkowie. Prawdopodobnie ze względu na koszty zainteresowanie tą usługą jest nieco mniejsze, niż sądziłem na początku - dodaje.

Pozostawienie dziecka na całą noc jest dosyć drogie. Cena za godzinę opieki wynosi w "Piaskowym Smoku" od 15 do 20 zł, czyli średnio 150 zł.

- Tych rodziców nie można traktować jako ludzi aspołecznych - tłumaczy Grabiec. - Jeśli mogą, zostawiają dzieci z przyjaciółmi, a dopiero na końcu proszą nas o pomoc.

Dzieci zostają na noc w przedszkolu głównie z powodu zdarzeń losowych i wydarzeń rodzinnych: wesel, pogrzebów oraz tradycyjnie sylwestra. Rzadko chodzi o pracę - delegacje, biznesowe kolacje czy dyżury.

Częstymi klientami są rodzice samotnie wychowujący dzieci. Zarówno matki, jak i ojcowie. Mężczyźni są bardziej skłonni do zostawiania dziecka, a przy tym bardziej niefrasobliwi. Kiedyś do "Piaskowego Smoka" przyszedł tata, który nie korzystał na co dzień z usług przedszkola i powiedział, że musi coś załatwić. Mówiąc to, zostawił półtoraroczne dziecko i wyszedł. - Gdybym go nie zatrzymał, to by zniknął - wspomina Jakub Grabiec. - Nic o nim nie wiedzieliśmy. Ani jak się nazywa, ani jaki ma numer telefonu. Niczego też o dziecku. Choćby tego, czy jest na coś uczulone. Tata wyznawał zasadę, że dziecko może będzie trochę płakać, ale się przyzwyczai.

Z kolei Radosław Parandyk, dyrektor Centrum Edukacji Dziecięcej "Bajkowy Świat" na Białołęce (również całodobowe) mówi: - Nasze pomysły, jak całodobowa, nocna czy weekendowa opieka, spotykają się z coraz większym zainteresowaniem. Z oferty korzystają m.in. samotne mamy, które muszą pracować na półtora etatu. Inni rzadziej. Polacy są jednak tradycjonalistami i rodzice robią wszystko, aby być ze swoim dzieckiem. Tak sobie ustawiają pracę, że żyją, mijając się w drzwiach, aby tylko ich dziecko nie musiało przebywać poza domem.

"Bajkowy Świat" ma dosyć zaporową cenę: 40 zł za godzinę pracy opiekunki w nocy. Jednak dla dzieci, które uczęszczają tu w ciągu dnia, cena jest negocjowana. - Ta oferta całodobowa nie jest raczej kierowana do dzieci spoza naszego przedszkola - tłumaczy Parandyk. - Maluch nim trafi do nowego miejsca, powinien przejść jakąś adaptację. Dlatego staramy się nie brać na dłużej dzieci, których nie zdążyliśmy poznać.

Już sto lat temu powstawały przedszkola przy fabrykach, choćby w słynnych zakładach Baty. Miały jeden cel: odciążyć rodziców, aby mogli efektywnie i jak najdłużej pracować.

Cztery dni w Chinach

O ile na Białołęce dzieci są zostawiane w przedszkolach czy klubach malucha stosunkowo często, to w "Zaczarowanej Pozytywce", Europejskim Przedszkolu Niepublicznym, które ma taką ofertę od wielu lat, z tej usługi skorzystano jeden raz.

- Ta pani była samotną mamą i leciała do Chin. Na ten czas trzeba było zaopiekować się dzieckiem. Chłopiec został u nas aż na cztery noce - mówi Małgorzata Stysiak, dyrektor. - Zniósł to bardzo dobrze, bo takie sytuacje były już mu znane. Należy pamiętać, że jeśli jest się samotnym rodzicem, to często musi się korzystać z uprzejmości innych. Ten chłopczyk był przyzwyczajony do takiej przygodnej opieki.

Małgorzata Stysiak opowiada, że choć przedszkole prowadzi taką usługę, personel odradza pozostawianie dziecka w przedszkolu dłużej niż to konieczne - 10 godzin to i tak zbyt wiele. - Jednak gdybym miała wybierać jakieś miejsce dla mojego dziecka w razie nagłej sytuacji, to lepiej go zostawić z tym, kogo zna. A nie ma lepszej osoby niż nauczyciel, który się nim opiekuje. Przedszkole jest też dla niego najbezpieczniejszym miejscem - podkreśla Stysiak.

Dlaczego tu podobne przypadki są rzadsze? - Do naszego przedszkola chodzą dzieci z Ursynowa, Piaseczna i kilku innych okolicznych gmin, a ich rodzice są młodzi i bogaci - mówi dyrektorka. - Wielu ma własne firmy. Czy człowiek mający 25-30 lat może dorobić się własnej firmy i domu, nie mając tu żadnych korzeni? Raczej nie. To są wspólne interesy z rodzicami czy teściami. Oni po prostu nie muszą zostawiać dzieci w przedszkolu na noc, bo są już co najmniej drugim pokoleniem w Warszawie.

Znak czasów? Tylko jakich?

Przedszkola czy kluby malucha pracujące całą dobę istnieją już prawie w każdym większym mieście. Pierwszym, które wprowadziło taką usługę, jest krakowskie "Lalkowo". Powstało w 1999 r. i od tego czasu przewinęło się przez nie ponad 3 tysiące dzieci. Z usługi kilkudniowej opieki też skorzystało wiele osób. Wśród nich byli rodzicie, którzy wygrali egzotyczną wycieczkę. Ta podróż była marzeniem życia. Ich córeczka miała wtedy pięć lat. Rodzice stanęli przed dylematem, skorzystać z takiej okazji, czy nie. Zdecydowali się jechać.

- Dziadkowie pracowali i nie mogli się zająć wnuczką, ale odwiedzali ją wieczorami i zabierali na spacery. Najbliższy wujek też przychodził. Rodzice dzwonili codziennie. Z pozoru wydawałoby się, że to negatywna sytuacja - mówi dyrektor Grażyna Hodakowska. - Jednak wszystko skończyło się dobrze. Należy pamiętać, że jeżeli nie jest to sytuacja stała, a sporadyczne przypadki, to nic złego się z dzieckiem nie dzieje. Uważam, że każdy rodzic powinien wiedzieć, gdzie w nagłym przypadku może bezpiecznie zostawić dziecko.

Raz po rozmowie z pewną mamą odmówiłam przyjęcia dziecka. Pani chciała zostawić dziecko na miesiąc.

- Jeśli dziecko jest przez kilka dni w przedszkolu lub całą dobę nie widzi swoich rodziców, nie zawsze musi to mieć negatywny wpływ. Jest to jednak niepokojące, jeśli dzieje się zbyt często. Za to same przedszkola całodobowe nie są jakimś szczególnym znakiem czasów. Bo niby jakich? - mówi Dominik Kmita, pedagog społeczny, z Fundacji Rozwoju Dzieci

im. Komeńskiego. - Już sto lat temu powstawały przedszkola przy fabrykach, choćby w słynnych zakładach Baty. One miały jeden cel: odciążyć rodziców, aby mogli efektywnie i jak najdłużej pracować. Taką samą rolę pełnią i te.

Podobnie myśli Małgorzata Stysiak. - Są przedszkola, gdzie zostawia się często dziecko na noc, na całą dobę czy kilka dni. Ale jako matka wiem, że to nie jest dobre - przekonuje.

Stysiak dwójką swoich synów zajmowała się non-stop przez sześć lat. Poświęciła dla nich pracę na uczelni, ale była z tego powodu szczęśliwa. Gdy starsze dziecko poszło do zerówki, zaczęła pracę w przedszkolu. Drugi syn miał wtedy cztery latka - zdecydowali, że zostanie w domu z mężem. Mąż jest artystą plastykiem i łatwo im było zorganizować opiekę. Teraz, gdy jej synowie mają ponad dwadzieścia lat, zapytała młodszego półżartem, kogo bardziej kocha - męża czy ją. Młodszy syn, odpowiedział, że tatusia.

- Bo on był ze mną częściej - uzasadnił.

- Próbowałam się bronić, mówiłam, że musiałam pracować, aby utrzymać dom - opowiada dyrektorka. - Na co usłyszałam: "ale ja tego nie wiedziałem".

Andrzej, ojciec Kaliny z "Piaskowego Smoka", mówi, że jeśli córka się przyzwyczai, a w przedszkolu są naprawdę dobre opiekunki, może kiedyś zostawią ją nawet na całą noc.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2011