Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeden z pobożnych i prawowiernych blogerów wziął na celownik... diabła. Formuła: felieton. Autor: obyty w kościelnych niuansach, pióro prędkie, nie stroni od zgrabnych gier słownych. Nieobcy mu zarówno humor przyziemny i przaśny, jak i morderczy sarkazm. Pełnymi garściami czerpie z tradycji Kościoła, a także z przepastnego skarbca kultury tego świata. Na początek przypomina mianowicie, że duch zły różne nosi imiona. Lucyfer i Belzebub, Belial i Azazel, Mefistofeles i Woland, są wreszcie i swojscy Boruta z Rokitą. Ale autor nasz wytropił jeszcze jedną szatańską postać – cytuję, jak leci: „Nigdzie jednak nie można przeczytać o szczególnie niebezpiecznym demonie, który ostatnimi laty objawił się w Kościele. Ba, nie tylko że się objawił, ale się prawdziwie rozszalał, zyskując wielu tzw. pożytecznych idiotów pośród purpuratów i prałatów, a nawet chyba... wolałbym nie dopowiadać. Piekielnik ów podstępny zwie się Miłosierdziel (łac. Misericoridiota). Bywa też określany jako Huymanista”.
Zgrabne i pouczające – nieprawdaż, drogi Piołunie? Zwłaszcza to zawieszone niedopowiedzenie o pożytecznych idiotach, co każe sięgnąć wzrokiem aż do kościelnych szczytów i złośliwie uśmiechnąć się pod nosem, gdy człek pojmie zuchwałość aluzji. Ale do rzeczy. Miłosierdziel – jak się domyślasz – jest perfidny, że aż strach. Bezczelnie kłamie i zwodzi, pod płaszczykiem fałszywie rozumianego miłosierdzia wzywa do troski o rozwodników, świętokradców, cudzołożników, sodomitów i pomyleńców seksualnych (powyższe kategorie skrupulatnie spisałem z tekstu). A wszystko po to, żeby otumanić owieczki; żeby mącić i psuć chrześcijańską naukę. Jednocześnie Huymanista co sił stara się dręczyć i niszczyć ostatnich spośród nieugiętych strażników prawdy. Rozpętał więc kampanię oszczerstw i nienawiści, chytrze oskarżając ich o kamienne serca i stawianie litery ponad duchem prawa: „Natchnieni przez Miłosierdziela knechci (nomen omen w polskiej tradycji diabła przedstawiano jako Niemca) nawet przeprosili zboków za »język dyskryminacji i wykluczenia«” – grzmi felietonista, który okazuje się być nie tylko prawdziwym katolikiem, ale też prawdziwym Polakiem, co jak Wanda nie chciał Niemca.
Jakież to jeszcze herezje głosi Miłosierdziel? Długa jest ich lista, ale ograniczę się do jednego, za to smakowitego przykładu. Otóż ów zdegenerowany duch – zdaniem pobożnego autora – łże, gdy przypomina, że „Kościół jest Kościołem ubogich w duchu i grzeszników szukających przebaczenia”.
Zaraz, zaraz... Pytasz, drogi Piołunie, gdzie tu herezja? Jakakolwiek sprzeczność z nauczaniem Cieśli z Nazaretu? A skąd ja mam to niby wiedzieć? Czy ja jestem katolikiem znad Wisły? Ja jestem tylko skromny diabeł, który bez gadania przyjmie, co pobożni ogłoszą. Zresztą – to nawet całkiem logiczne. Kościół nie jest Kościołem grzeszników, bo miejsce grzeszników jest w piekle, a nie w Kościele. Jasne? Jasne. A ubodzy w duchu? Dlaczego dla ubogich w duchu nie ma miejsca w Kościele? Hmm... To już zagwozdka. Myśl generalnie mi się podoba, ale uzasadnienia znaleźć nie umiem, choćbym stanął na głowie i począł kręcić piruety.
Zamiast jednak zadawać głupie pytania, trzeba się wziąć do roboty. Proponuję już teraz, prewencyjnie, usunąć z przeklętego Pisma wszystkie podejrzane fragmenty o ubogich w duchu. Tak się walczy z gangreną – opcja zero tolerancji, rach, ciach i amputacja, bo w przeciwnym razie zakażenie rozejdzie się po całym organizmie i kaplica. Każdy chirurg wie, że ciąć trzeba z naddatkiem, zahaczając aż o tkankę zdrową, dlatego apeluję, żeby na wszelki wypadek wyrzucić też passusy o ubogich i ubóstwie w ogóle. Nie będzie Miłosierdziel pluł nam w twarz i dzieci nam germanił!
Twój kochający stryj Krętacz ©