Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czeski artysta mieszkający we Włoszech wszedł w interakcję z supergwiazdą sztuki współczesnej przy pomocy własnoręcznie wykonanego portretu artystki. Połamał go na jej głowie. Dla sztuki, jak stwierdził. To było kilkanaście dni temu, we florenckiej galerii. „Przemoc wobec innych nie jest sztuką” – stwierdziła Abramović na gorąco.
W grudniu 1922 r. prawicowy performer Niewiadomski oddaje trzy strzały rewolwerowe do prezydenta Narutowicza w galerii Zachęta, zabijając go na miejscu. Dlaczego? Dla Polski, jak stwierdził. Nie pasuje do obrazka? Zamach nie jest performensem, galeria automatycznie sztuki nie czyni?
To może coś z nowego millenium: końcówka roku 2000 była gorąca, brzemienna performowaniem na całego. Dwójka posłów RP postanowiła w ramach uprawiania body art ulżyć przygniecionej meteorytem sylwetce Jana Pawła II, z lekka niszcząc rzeźbę Maurizia Cattelana. W tym samym roku Daniel Olbrychski wykonał performens przy pomocy przemyconej pod prochowcem szabli Kmicica. Wystawa Piotra Uklańskiego nosiła tytuł „Naziści”. Ponieważ Olbrychski nie czuł się nazistą, więc wziął i ciął swój stopklatkowy konterfekt w nieodpowiednim mundurze, publicznie i z pasją, ciął ostrzem znaczącym. Podobnie stalową logiką z zakresu pojęcia reprezentacji wykazali się renomowani aktorzy: Stanisław Mikulski, Jean-Paul Belmondo oraz... Jan Englert. Cała trójka upoważniła Olbrychskiego, czyli Kmicica, do destrukcji wizerunków postaci, które zagrali za pieniądze, uprzednio przyodziawszy trefne uniformy. Kmicic wolę kolegów wykonał efektownie, przed rozmyślnie zaproszonymi kamerami, performując święte oburzenie na propagowanie faszyzmu w narodowej galerii sztuki. Zadziałało to wielce medialnie, wystawa została na wszelki wypadek zamknięta przez ministra, a praca Piotra Uklańskiego osiągnęła rekordowe ceny na londyńskich aukcjach. Polak potrafi!
W Teatrze Słowackiego, oczywiście, w Krakowie, kilka lat po „Nazistach” Michał Paweł Markowski spoliczkował Antoniego Liberę. Przy ludziach. Choć cały performens miał bardziej krakowski, stateczny wydźwięk jednorazowego plaśnięcia na szczytach intelektu, i tak odbił się niezłym huczkiem po kawiarenkach. Niezłym, ale – niestety – niewystarczającym, aby dotrzeć do Mariny Abramović, która trwa w błędzie na temat sztuki współczesnej, nie biorąc pod uwagę aspektu przemocy sprawiedliwej, dokonywanej przez osoby dysponujące kompetencjami. ©