Pendolino

Planeta Ziemia jest przepełniona i jeszcze ten cholesterol!

07.06.2015

Czyta się kilka minut

– Cholesterol najgorszy! – usłyszałem ostatnio jadąc pendolino. Usłyszałem od dwóch panów podróżujących po sąsiedzku. Nie tylko ja. Słyszał cały wagon, bo w pendolinie nie ma przedziałów, więc się niesie. – Jestem, rozumiesz, taki bardzo sensitive! Bez cholesterolu na treningu wyciskam więcej!

– Cała ta piramida żywieniowa jest zbudowana tak, żeby nas zabijać, żeby unicestwić całą ludzkość! Słyszę, że dla cukrzyków pieczywko wieloziarniste jest OK! No ja pierniczę!

– A ja, przyznam ci się, lubię sobie chrupnąć tak wieczorem. Na przykład wczoraj.

– To lekko przerażające, wiesz?

Cholesterol zabija fizycznie. Przeludnienie morduje moralnie. Coraz trudniej o intymność. Nie można zostać sam na sam z eschatologicznymi myślami. Okoliczności zmuszają cię do myślenia o diecie.

– Zjadłem wczoraj parę truskawek: pyk, pyk! Myślę: ile to było? 110! Nooo, 120 gram!

– I co?

– Policzyłem szypułki. Odliczyłem tyle samo całych truskawek. Nie uwierzysz: dwa razy tyle!

– Najlepszy jest talerz z wagą! Podłączony specjalną aplikacją do i-Phone’a! Wtedy wiesz dokładnie, ile zjadłeś i ile musisz zrzucić!

– Już to chcę!

Ale ja nie chcę!

Tak to jechałem porannym pendolinem do Krakowa. Pendolino to pociąg, który wygląda jak pociąg, jedzie jak pociąg, ale kosztuje jak samolot. Szczególnie gdy się kupuje bilet u konduktora. U konduktora kosztuje o 130 pln drożej. W normalnych pociągach kolejarze liczą sobie za fatygę dychę. Dlaczego tu 13 razy drożej? Bo tak! Pendolino karze spóźnialskich. PKP jest coraz bardziej nowoczesne i nie lubi tych, co wpadają na dworzec w ostatniej chwili. Każda podróż powinna być przemyślana i przygotowana wcześniej.

Po biletach przychodzi pora na poczęstunek. To znaczy, kiedy człowiek się zdrzemnie, przynoszą wodę. Albo kawę. Albo herbatę. Albo zieloną, albo czarną – do wyboru.

– W imieniu PKP Intercity serwuję darmowy poczęstunek!

To jest bezpłatne, więc na pewno cię obudzą. Możesz udawać Greka. Nic ci to nie da, bo w pendolinie mówią po angielsku. Wcisną do rąk butelkę z wodą, żebyś potem, po powrocie do Grecji, nie opowiadał: „W polskim pendolinie nabili mnie w butelkę”. Potem się można zdrzemnąć, ale tylko na chwilkę, bo bufet wraca.

– Ty nie musisz się śpieszyć, bo dopiero zaczynasz. Pytasz, kto co chce, i odznaczasz: trzy wody, trzy kreski na kartce przy wodzie, jedna herbata, jedna kreska przy herbacie. Ooooops! I musisz uważać na nogi oraz ręce pasażerów oraz często przepraszać!

– Bardzo pana przepraszam! Nie chciałem w pana wjechać!

– Nic nie szkodzi – kłamiesz.

W pendolinie wszyscy są tak uprzejmi, że muszę oszukiwać. Myślę, że panu chodzącemu w kurtce z napisem „Dbam o czystość w PKP Intercity” byłoby przykro, gdybym kręcił nosem. Dość obciachu robi mu ta kurtka.

Potem można już spokojnie próbować się przespać. Patrzysz w telewizorek nad głową. Widzisz kolegów z radiowej Trójki. Red. Wojciech Mann siedzi za sterami pendolina i uczy się hamować. Udaje mu się to doskonale, zwłaszcza że pociąg i tak stoi na bocznicy. Redaktor Magda Jethon myje toaletę, a Niedźwiecki z Łukawskim smażą w Warsie kotlety. Miłe, że dziennikarze wspierają pendolino. Wsparcie jest potrzebne, bo pendolino w Polsce jest bez sensu. W innych krajach jeździ szybko, tylko u nas jeździ normalnie – bo, jak to się mówi, tory mamy złe. Różni się więc ceną i tym, że łazienka w wagonie jest większa od tej, którą mam w domu. No i telewizory. Jak nie „Trójka”, to interesujące informacje. Np. że w Krakowie jest kościół Mariacki i warto go zobaczyć. Już to kiedyś słyszałem. Poza tym pendolino usypia jak każdy inny pociąg. Koła turkocą, telefon sąsiadki robi radosne „ta-dam!”. Drugi telefon sąsiadki robi suche „tram – tram”, a jej tablet robi wodne „plum!”. Miło się śpi.

W pendolinie śni się pendolino. Że wydaliśmy na niego dużo pieniędzy, że kupiliśmy go we Włoszech, choć toalety, fotele lotnicze, gniazdka oraz małe telewizorki robią też w Polsce. Pendolino kupuje się dla wychylnego pudła, które daje prędkość, ale myśmy kupili go dla gadżetów. Jeśli na tym ma polegać modernizacja Polski za pieniądze UE, to dziękuję za taką modernizację. Kiedyś z tego snu zostaniemy brutalnie zbudzeni – warto o tym pamiętać, bo to przecież ostatnie duże pieniądze z Unii. Wstyd byłoby je wydać na świecidełka.

Moje przebudzenie też było brutalne. Dietetycy pałaszowali makaron z plastikowego pudełka:

– Makaronik, dwa jajka i jeszcze dwa dodatkowe białka, jeden gram oleju kokosowego.

– Mniam!

– Makaronik naturalnie bezglutenowy.

– I to jest to.

Na szczęście byliśmy już u celu.

Wracałem do Warszawy ostatnim wieczornym pendolinem. Wszystko było jak zawsze. Ci dwaj od diety przynieśli ze sobą coś jakby dworcowe hot-dogi! Nie mówili już o gramach i kaloriach. Zmęczeni po całym dniu biegania wciągali, aż im się uszy trzęsły. Oszukańcy! ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2015