Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kontekst natowski jest prosty – od kiedy Putin rozpętał na Ukrainie wojnę, samoloty rosyjskie stale naruszają przestrzeń powietrzną krajów NATO. Samoloty sojuszu podrywają się i towarzyszą intruzom, dyplomaci protestują i tyle. Turcy najpierw zaprotestowali i ostrzegli, że następnym razem będą strzelać. I strzelili.
Aspekt nie związany bezpośrednio z interesami sojuszu to zbliżona osobowość przywódców Rosji i Turcji przy całkowicie odmiennych interesach. Interesach, dodajmy, z obu stron niebezpiecznych i z obu stron sprzecznych z interesem NATO, którego Turcja jest członkiem.
Zarówno Putin, jak Erdogan myślą o przyszłości patrząc na wzorce z przeszłości. Dyktatorski i skłonny do puszenia się Putin odbudowuje imperium z elementami carskimi i bolszewickimi. Dyktatorski i skłonny do puszenia się Erdogan widzi się nowym sułtanem i marzy o odbudowie otomańskiego imperium. Obaj nie przebierają w środkach i nie cofają się przed zbrodnią. Obaj są nieobliczalni.
Erdogan walcząc o głosy radykalnych wyborców i kontrolę nad chaosem w Syrii nie wahał się popełnić zbrodni wojennych na własnych obywatelach narodowości kurdyjskiej, zaatakować terytorium sąsiedniego Iraku i wspierać terrorystów z Al-Nusra (część Al-Kaidy). Sojusz z tym ostatnim przedstawiał jednocześnie jako walkę z Państwem Islamskim. W zasadzie słusznie, gdyż owe dwie terrorystyczne organizacje są konkurencyjne i zwalczają się nawzajem. Niemniej z walką z terroryzmem miało to niewiele wspólnego. Zwłaszcza, że jednocześnie tureckie wojsko atakowało oddziały kurdyjskie – jedyne skutecznie zwalczające terrorystów w Syrii.
Putin przyzwyczajony do tego, że wszystko mu wolno i nikt się nie ośmieli zareagować na coraz śmielsze prowokacje tym razem się przeliczył. Stracił samolot, stracił twarz na „rynku wewnętrznym”. Nie wiadomo co będzie z dalszym zbliżeniem z Francją i resztą Zachodu, które dzięki wykorzystaniu zachodniego strachu przed terrorem pozwolić mu miało na powrót na salony i wolną rękę do dalszej wojny na Ukrainie (zintensyfikowany ostrzał rosyjski w Donbasie już się odbywa od jakiegoś czasu).
Z pewnością już obmyśla zemstę.
W starciu narcystycznych bandziorów widać zagubienie polityków zachodnich. Ich lęk przed stanowczością, lęk przed każdym kto wypręży muskuły. Zahukani Europejczycy starają się przekupić Erdogana, żeby wstrzymał napływ uchodźców w dużej mierze przez niego samego spowodowany, a nawet inspirowany. Boją się przedłużenia antyrosyjskich sankcji, choćby za cenę niezależności Ukrainy. Czy można się spodziewać, że wreszcie hukną pięścią w stół w rozmowie z oboma? Choćby po to, żeby uspokoić sytuację w Syrii i na Ukrainie wbrew mrzonkom o imperium czy sułtanacie?
Na to potrzeba rozumu i odwagi. A obu tych cech ze świecą szukać na europejskich salonach.