Ofiary smogu

Robert Kulig ma dwa zdjęcia. Na pierwszym widać Kraków z oddali. Na drugim, rentgenowskim, jego płuca.

06.12.2015

Czyta się kilka minut

Robert Kulig w Krakowie, 4 grudnia 2015 r. / Fot. Kamila Zarembska
Robert Kulig w Krakowie, 4 grudnia 2015 r. / Fot. Kamila Zarembska

Brunatna maź. Przy dobrym wietrze, który rozpędza smog, da się rozpoznać Wawel i Szkieletora [nieukończony, rozpadający się biurowiec blisko centrum – red.]. Tu nie widać nawet tego – tak 31-latek spod Krakowa opisuje zdjęcie numer jeden, patrząc w ekran swojej komórki.

O zdjęciu numer dwa tylko opowie (zostało w medycznej kartotece): – Najprościej mówiąc, to, co jest zdrowe, widać jako przezroczystą przestrzeń. Miejsca chore porównałbym do szarego dymu, takiej niewyraźnej poświaty czy smugi. Lekarka na podstawie tego obrazu postawiła diagnozę: zwłóknienie płuc.

Siedzimy w siedzibie niewielkiej firmy copywriterskiej na krakowskim Prokocimiu. Kulig, jej właściciel i były dziennikarz, wskazuje na wymienione kilka dni temu klimatyzatory. Jak mówi, zatkały się od smogu, który w tej okolicy nawet dziesięciokrotnie przekraczał w listopadzie dopuszczalne normy (chodzi głównie o zawierające m.in. substancje rakotwórcze pyły PM10 i PM2,5).

Kulig w Krakowie tylko pracuje. Mieszka w Opatkowicach (to stamtąd sfotografował miasto).

Uciekł, by ratować zdrowie.

Diagnoza

Problemy ujawniły się dwa lata temu, kiedy zaczął treningi do zawodów triatlonowych (konkurencja złożona z trzech elementów: pływania, jazdy na rowerze i biegu). Od początku był pod opieką pulmonologa, bo jeszcze przed rozpoczęciem treningów zauważono u niego początki astmy.

– Niedawno postanowiłem sprawdzić, jak mój organizm zniósł dwa lata treningu – opowiada. – Pani doktor spojrzała na zdjęcie i spytała: „Czy pan pali papierosy?”. Odpowiedziałem, że nie: ostatni raz popalałem w podstawówce. A ona, że 30 proc. płuc mam zajętych. To mniej więcej tak, jakbym od 20 lat palił po kilka paczek dziennie.

Przyczyny zwłóknienia płuc nie są znane. Podobnie jak w przypadku innych chorób, do których rozwoju może przyczyniać się smog – nigdy w stu procentach nie da się określić, że właśnie zanieczyszczenia wywołały kryzys. Tak też jest w przypadku Kuliga – nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, czy gdyby nie krakowski smog, byłby dzisiaj zdrowy.

– Jedno jest pewne: pani doktor powiedziała, że w związku z treningiem byłem poddawany większej absorpcji toksyn – mówi Kulig. – Że jest wysoce prawdopodobne, iż do mojej choroby przyczynił się smog. I że jeśli chcę kontynuować treningi, nie dusić się podczas wchodzenia schodami, nie być wkrótce osobą niepełnosprawną, muszę uciekać z Krakowa.

Coś wisi 

Lekarze nie pozostawiają wątpliwości: unoszący się nad wieloma polskimi miastami smog zbiera tragiczny plon.
– Nie chcę mówić o tym konkretnym przypadku, zwłaszcza że istnieje wiele odmian tej ciężkiej przypadłości i doprowadzających do niej przyczyn – zastrzega dr Anna Prokop-Staszecka, pulmonolog, dyrektor Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II. – To zasadnicze zwłóknienie, które niestety ma złe rokowania, jest schorzeniem o niejasnej etiologii. Ale nawet jeśli choroba miała inną przyczynę, zamieszkiwanie, a dodatkowo intensywny trening w zanieczyszczonym mieście mogły przyczynić się do szybszego rozwoju choroby. Podobnie z innymi chorobami układu oddechowego.

Krakowska doktor dodaje, że o smogu w przestrzeni publicznej mówi się od kilku lat, ale lekarze wiedzą o nim od dawna. – Od dawna też widzimy jego efekty – mówi Prokop-Staszecka. – Przychodzą np. pacjenci z dusznością, którzy nie mają objawów żadnej infekcji. A w chwilach zwiększonej liczby zimowych hospitalizacji mówimy do siebie: „O, coś wisi nad Krakowem”.

Prof. Ewa Czarnobilska, kierownik Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, zbadała wpływ zanieczyszczenia na występowanie chorób alergicznych u dzieci. W latach 2006-09 jej zespół przebadał 28 tys. uczniów krakowskich szkół. A że sprawdzono też stan zdrowia dzieci w całej Polsce, powstał materiał porównawczy. Materiał – zwłaszcza w grupie pięcio- i sześciolatków – szokujący: w Krakowie objawy astmy oskrzelowej występowały trzykrotnie częściej niż w całym kraju.

O wpływie smogu na zdrowie mówią też od dawna kardiolodzy, a ostatnio coraz częściej również geriatrzy. Np. dr Krzysztof Czarnobilski, ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych i Geriatrii Szpitala MSW w Krakowie. – Smog, co wiemy z wielu przeprowadzanych na świecie badań, powoduje wzrost liczby zgonów u osób starszych – mówi lekarz. – Wiemy też, że w okresach przekroczenia norm zwiększa się dwukrotnie liczba hospitalizacji z powodu zapalenia płuc. Większe jest ryzyko zawału czy udaru, zaostrza się astma. W dodatku, o czym niewiele się mówi, stres oksydacyjny, który towarzyszy smogowi, odgrywa rolę w rozwoju choroby Alzheimera.

Ofiary

To, co lekarze obserwują w szpitalach i gabinetach, analitycy próbują uchwycić w ogólnopolskich danych. Wynika z nich niezbicie, że mówienie o ofiarach – także śmiertelnych – wielkomiejskiego smogu to nie przesada. Najwyższa Izba Kontroli podała nawet liczbę tych ofiar (przy okazji wytykając władzom ogólnopolskim i samorządowym brak skutecznej walki ze smogiem) – ok. 45 tys. zgonów rocznie!

Dr Artur Badyda, naukowiec z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej, wpływ zanieczyszczeń na nasze zdrowie bada – we współpracy z lekarzami Wojskowego Instytutu Medycznego – od 13 lat. W latach 2008-12 porównywał np. sprawność układu oddechowego populacji warszawskiej (narażonej na działanie smogu) z tą zamieszkującą tereny czyste (choćby rejony Puszczy Augustowskiej i Roztocza na Zamojszczyźnie). Wynik? – Jednoznaczny – ocenia dr Badyda. – Osoby narażone na podwyższone stężenia zanieczyszczeń powietrza mają obniżoną sprawność oddechową.

Naukowiec uczestniczył w przygotowywaniu – na podstawie dostępnych danych o umieralności – szacunków porównujących zgony z różnych miast w Polsce. I tu wyniki nie zostawiały wątpliwości: rejony bardziej zanieczyszczone to wyższe wskaźniki umieralności i większe ryzyko chorób.

Jeszcze konkretniejsze, bo dotyczące jednego wycinka czasowego szacunki ogłosiła organizacja HEAL Polska. Obliczenia dotyczyły początku ubiegłego miesiąca (wtedy miał miejsce jeden z największych w tym roku „ataków” smogu), a oparte były na ogólnie dostępnych danych. Nieco upraszczając: liczba „ofiar smogu” to różnica między liczbą hospitalizacji w miastach „czystszych” i tych z największym smogiem.

Wynik? Pod opiekę lekarzy w Krakowie, Warszawie, Katowicach i Zakopanem miało trafić w tamtych dniach 400 ofiar smogu (najwięcej w przeliczeniu na liczbę mieszkańców – pod Wawelem). Organizacja przewiduje, że tylko wskutek listopadowego ataku przedwcześnie umrze 37 warszawiaków, 29 krakowian, 24 wrocławian i 14 katowiczan.

Ucieczka 

– Nie jestem z decyzją o wyniesieniu się z Krakowa sam – zapewnia Robert Kulig. I po minucie przyprowadza kolegę – Pawła Gniadkowskiego, właściciela znajdującej się w tym samym budynku firmy (prowadzi internetowy serwis pośrednictwa nieruchomości).

Kuliga i Gniadkowskiego, dobrych znajomych, smog połączył też zawodowo. Kulig najpierw zdecydował na własny użytek – za pomocą pożyczonego przyrządu do pomiaru zanieczyszczeń – sprawdzić, czy w Krakowie są jakieś „czyste” rejony. Później uznał, że wyniki przydadzą się koledze. Choćby jako informacja, gdzie w Krakowie lepiej się mieszka. Wyniki wielodniowych pomiarów potwierdziły, że w Krakowie jest źle, a jeśli można mówić o obszarach bardziej przyjaznych, jest nim… mająca od zawsze najgorszą famę Huta.

– Wielu naszych znajomych albo planuje przeprowadzkę, albo jest w jej trakcie, albo już się przeprowadziło – mówi Kulig.

– Szukam domu za miastem – potwierdza Gniadkowski. – Chodzi o to, by chociaż te kilkanaście godzin na dobę spędzać poza nim. Mam znajomych, którzy wynieśli się z fatalnego miejsca w Krakowie do lepszego w Warszawie, gdzieś w okolicach Lasu Kabackiego. Różnica odczuwalna: dzieci przestały chorować. My jeszcze problemów zdrowotnych nie mamy. Jeszcze. Ja dużo biegam, mam też małe dziecko. Nie chcę kłopotów w przyszłości.

O innym przypadku „ucieczki z miasta” opowiada dr Prokop-Staszecka. Jej student, później pracownik szpitala, postanowił wynieść się z rodziną w okolice Tarnowa. – Byłam nawet zła – opowiada lekarka. – „Tyle robiłam, żeby mieć dobrego fachowca, a pan mi ucieka” – mówiłam. On na to, że ma dzieci. I rzeczywiście: od kiedy się przeniósł, nie chorują.

Kataklizm

Czy ucieczki z dużych miast będą kolejnym etapem obywatelskiego protestu przeciw smogowi? Od trzech lat – w dużej mierze dzięki pojawieniu się Krakowskiego Alarmu Smogowego, który rozrósł się już do postaci ogólnopolskiej – świadomość rośnie szybko. Były akcje, happeningi, o smogu wiele się mówi i pisze, na ulicach Krakowa zaczęli się pojawiać ludzie w maskach.

– Powiem panu coś o tym smogu – dodaje dr Prokop-Staszecka. – Chyba trzeba takiego kataklizmu, jaki był w Anglii w latach 50. Wtedy smog zabił w Londynie kilkaset osób. A u nas problem tak sobie „kapie” i na nikim nie robi zbyt wielkiego wrażenia.

– Może trzeba pokazywać konkretne ofiary? – pytam Annę Dworakowską z Krakowskiego Alarmu.

– Nie wiem, czy pan wie, ale jest ich rocznie kilkanaście razy więcej niż ofiar wypadków samochodowych! – mówi Dworakowska. – A w mediach, mimo że zrobiły już wiele dla podwyższenia świadomości, słyszymy nadal tylko o „karambolu na A5”. Może rzeczywiście trzeba mówić: „Wysokie stężenie PM10 – dziesięć ofiar śmiertelnych”.

– Pozwy przeciw władzom za zniszczenie zdrowia?

– Już są, jak ten Oliwera Palarza z rybnickiego Alarmu, ale dotyczą głównie ograniczenia swobody poruszania się. Z pozwami o utratę życia lub zdrowia jest problem, który analizowali już prawnicy: trzeba by udowodnić, że to smog bezpośrednio wywołał chorobę.

Anna Dworakowska przypomina, że w październiku weszła w życie ustawa antysmogowa. – Daje samorządom narzędzia: od mniej radykalnych, jak normy emisyjne dla kotłów, po zakaz palenia węglem. Teraz czas, by lokalne władze zaczęły to prawo stosować – mówi działaczka.

I zaznacza, że mimo przyjęcia ustawy wiele nam jeszcze brakuje: choćby wprowadzenia norm jakości paliw stałych czy obostrzeń transportowych.

Ale są tacy, którzy na te zmiany nie chcą czekać.

Inni – jak Robert Kulig – czekać nie mogą. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2015