Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie tylko dlatego, że powtarza się je nieustannie: i jako argument wobec wątpiących w ratowanie Grecji, i jako rozgrzeszenie dla pojemnego interpretowania unijnego prawa, i jako uzasadnienie dla postulatów, zmierzających ku odpolitycznieniu unijnej strategii walki z kryzysem. Odpolitycznieniu, czyli zdejmowaniu akurat tego najważniejszego tematu z politycznej agendy.
Jeśli euro przegra, przegra Europa. W imię tej (słusznej) idei unijni politycy dokonali w minionych dwóch latach, od wybuchu greckiego kryzysu, rzeczy tyleż niezwykłej, co niebezpiecznej: swoim społeczeństwom, a także samym sobie narzucili konieczność akceptowania wielu decyzji, które – gdyby stały się przedmiotem referendów – nie uzyskałyby akceptacji obywateli. Wystarczy posłuchać, co choćby teraz, przy okazji forsowania (w Grecji i w Unii) drugiego „pakietu pomocowego” dla Aten (130 mld euro), mówią Grecy (pozbawieni suwerenności, bo niewypłacalni i zmuszeni do reformowania kraju pod dyktando), a z drugiej strony Niemcy, Holendrzy czy Finowie, czyli ci, których gospodarki są konkurencyjne, i którzy ponoszą największe ryzyko unijnej strategii.
Być może było to nieuniknione: perspektywa Merkel i Sarkozy’ego, ponoszących odpowiedzialność, jest inna niż perspektywa polityków francuskiej opozycji socjalistycznej i polskiej opozycji prawicowej. Hollande i Kaczyński mogą do woli krytykować pakt fiskalny, podpisany w minionym tygodniu przez 25 państw Unii, w tym Polskę, i mający zapobiec kolejnym „greckim katastrofom”. Hollande, rywal Sarkozy’ego do prezydentury, może sobie „odlatywać na lewo” (jak to ujął austriacki dziennik „Die Presse”): może domagać się niższego wieku emerytalnego dla Francuzów (60 lat!) i 75-procentowej stawki podatkowej dla bogatych. Może też grozić, że gdy wygra, renegocjuje pakt fiskalny – zapewne w sojuszu z Kaczyńskim, dla którego pakt to „akt bezwarunkowej kapitulacji”. Tylko – można by zapytać – kogo przed kim, skoro kraje Unii idą tu w kluczowej kwestii za polskim wzorem, wprowadzając to, co Polska zrobiła dawno, czyli konstytucyjny „hamulec” ograniczający zadłużenie? Ciekawe, jaką strategię antykryzysową zaordynowaliby Europie prezydent Hollande z premierem Kaczyńskim?
Mimo to warto słuchać, co obaj mówią – bo pierwszy prowadzi we francuskich sondażach, a drugi utrzymuje poparcie, jakiego mogą zazdrościć liderzy niejednej europejskiej partii z rozpędu nazywanej masową. Bo jeśli strategia obejmująca „pakiety” i pakt fiskalny nadal będzie „odpolityczniana”, to koniec końców euro przetrwa, ale może nie przetrwać Europa – jako nie tylko ekonomiczna, ale też duchowa, mentalna i – koniec końców – polityczna wspólnota Niemców, Greków, Francuzów, Polaków itd.
Dwa lata temu nikt by nie uwierzył, że europejscy politycy i publicyści mogą mówić o sobie nawzajem przy pomocy takich pojęć, jakich używa się dziś w tzw. main¬streamie – w Grecji, Hiszpanii, Niemczech, Polsce. Nie tylko po stronie Hollande’a i Kaczyńskiego. Werbalno-emocjonalna destrukcja Europy już trwa.