Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Leśmian zapytał, co go tak rozśmieszyło, a autor „Alchemii słowa” odparł, że z tak sformułowanego tytułu wynika, iż o życiu pośmiertnym mamy „dokładne wiadomości”. „A tak”, miał odpowiedzieć poeta, „o życiu pozagrobowym wiemy dużo więcej niż o tym, co się teraz dzieje”.
Zdanie efektowne, nie wiadomo, czy prawdziwe, ale na pewno prawdopodobne. Być może Leśmian nie użył wcale liczby mnogiej, tylko powiedział: w i e m dużo więcej; tak byłoby jeszcze efektowniej, a i bardziej prawdziwie. Jak wiadomo, temat życia po śmierci traktował niezwykle poważnie. Ostatecznie poemat „Zdziczenie obyczajów pośmiertnych” nie wszedł do żadnej z książek; zdaniem Jarosława Marka Rymkiewicza, kiedy Leśmian pisał go w połowie lat trzydziestych, „cała ta problematyka chyba go już trochę nudziła”, a „Zdziczenie…” jest utworem „nieudanym, który właściwie tylko powtarza to, o czym w innym sposobie, znacznie ciekawszym, mówią trochę wcześniejsze arcydzieła” („Leśmian. Encyklopedia”). Z drugim z powyższych twierdzeń nie sposób polemizować, pierwsze jest dyskusyjne. Może zamiast o nudzie należałoby mówić raczej o automatyzmie lub wyczerpaniu?
Pytany o ulubiony wiersz Leśmiana, czasem wskazuję ten:
Po co tyle świec nade mną, tyle twarzy?
Ciału memu nic już złego się nie zdarzy.
Wszyscy stoją, a ja jeden tylko leżę –
Żal nieszczery, a umierać trzeba szczerze.
Leżę właśnie, zapatrzony w wieńców liście,
Uroczyście – wiekuiście – osobiście.
Śmierć, co ścichła, znów zaczyna w głowie szumieć,
Lecz rozumiem, że nie trzeba nic rozumieć...
Tak mi ciężko zaznajamiać się z mogiłą,
Tak się nie chce być czymś innym, niż się było!
Utwór nie ma tytułu. Ukazał się w tomie „Napój cienisty”, opublikowanym niemal dokładnie rok przed śmiercią poety. Wiersz jest prosty, nie ma w nim charakterystycznych leśmianowskich neologizmów, żadnych zdań typu: „Wnicestwiły się w bujnej piersi – kosmaciny”. Pozbawiony patosu i maniery, niepozbawiony humoru („Wszyscy stoją, a ja jeden tylko leżę”), działa przede wszystkim czytelnością rysunku i tonacją: oto intymne wyznanie zmarłego spoczywającego na marach, jego ostatnie – dosłownie – westchnienie („Tak mi ciężko…”, „Tak się nie chce…”). Nic wielkiego i jednocześnie – nic małego, bo jednak użyto tu całego mnóstwa środków, żeby ów efekt zwykłości i naturalności osiągnąć. Jakże piękna jest chociażby ta wyliczanka: „Uroczyście – wiekuiście – osobiście”! Trzy przysłówki, zestrojone w echo użytego wcześniej słowa „liście”, zgrabnie obejmują trzy wymiary opisywanego wydarzenia. Przy czym akcent pada na wymiar ostatni: jednostkowego losu. Umiera się zawsze „osobiście”, pojedynczo, nawet jeśli rytuał czy wiara umieszczają ów pojedynczy zgon w szerszych planach. Albo to zdanie: „Śmierć, co ścichła, znów zaczyna w głowie szumieć…”? W całym zamieszaniu, jakim są uroczystości pogrzebowe, nawet nieboszczyk zapomniał na chwilę o śmierci! Ale ona – niczym powracająca migrena – już zaczyna przypominać o sobie…
Naturalność tego monologu, skrócenie dystansu, puszczenie oka – wszystko to ma oczywiście uśpić nieco naszą, czytelników, uwagę. Bo cóż ma na przykład znaczyć zdanie: „Ciału memu nic już złego się nie zdarzy”? Czyż to właśnie nie ciału „zdarzy się” po śmierci najwięcej? Ale w konwencji pogawędki, jaką wybrał Leśmian, nie mieści się nic makabrycznego czy bulwersującego. Jest mnóstwo metafizyki, ale nie ma turpizmu; pod tym względem ten Leśmian bardzo przypomina na przykład… Szymborską. Jeśli już zaglądać t a m, w głąb świata opierającego się rozumieniu, to tylko w sposób zbliżony do rozmowy, inteligentnej, błyskotliwej, aktywizującej przede wszystkim rozum, nie emocje.
A o tym, co się teraz dzieje – tu Leśmian miał rację – nie wiemy prawie nic. ©