O rozmawianiu

Dwa razy w ostatnim tygodniu podjęliśmy próbę porozmawiania sobie z robotem. Jeden pracuje w firmie telekomunikacyjnej, drugi w kurierskiej.

10.02.2020

Czyta się kilka minut

Z pierwszym gwarzyliśmy przez telefon. Było miło, choć mówił głównie on. Był ograniczony branżowo. Nie łapał np. wątków osobistych, nie zareagował więc na pytanie, na kogo głosował. Trudno. „Miło mi było” – zakończył i każdy powie, że był to robot kulturalny. Rozmowa sprawiła nam przyjemność, przyniosła nadzieję, ale i inspirację. Dlaczego? O tym za chwilę.

Drugi robot uruchomił sam z siebie okienko do pogaduszek, gdyśmy na stronie firmy kurierskiej zajmowali się śledzeniem paczki, co jest poza aktualizowaniem profilu na FB główną dziś, jakże frapującą ludzkość rozrywką. Zaczepił nas bezpośrednim „Cześć”, czym ośmielił nas do nawiązania bliższej relacji. Odpowiedzieliśmy więc grzecznie „Cześć” i ruszyło. Zaczęło się obiecująco. „Potrafię odpowiadać na różne pytania i rozmawiać na różne tematy” – zapowiedział może trochę zbyt buńczucznie i wkleił wesołą buźkę. Skoro tak, skoro lody obcości przełamały się tak szybko i łatwo, zapytaliśmy wprost: „Jak się czujesz?”. Zaczął od „Hmm”. To zawsze, w każdym języku, oznacza zastanowienie. Zdążyliśmy się minimalnie i krótkotrwale zaniepokoić. To „Hmm” mogło przecież oznaczać, że czuje się kiepsko. Niewiele jednak z jego namysłu wynikło, rzekł bowiem zaraz i szczerze: „Niestety, nie rozumiem o co chodzi (smutna buźka). Spróbuj napisać dokładniej, czego chciałbyś się dowiedzieć”. Jak to można opisać „dokładniej”? Może chodzi mu o więcej empatii? Troski? „Brzuch?” – zapytaliśmy, zakładając, że robot może mieć wprowadzony do swej bazy danych kontekst, czyli np. słowo „boli”. I że go teraz użyje. Niestety. „Potrafię odpowiadać na różne pytania” (wesoła buźka) – rzekł bez namysłu. Uznaliśmy, że trochę przesadza, ale może tak naprawdę chce zmienić temat? Że to zbyt intymne? Zapytaliśmy zatem: „Skąd jesteś?”. A on swoje: „Hmm. Niestety, nie rozumiem o co chodzi” (smutna buźka). „Dobranoc” – napisaliśmy. Był rozbrajający: „Hmm, niestety nie rozumiem” (smutna buźka).

Nastrój wyniesiony z tych dialogów zdefiniowaliśmy prędko. Były to chwile bardzo przyjemne. Owszem, byle sceptyk powie, że istota tych konwersacji była jak dieta zwana wątrobową. Wodniście i bez smaku. Po co jednak – pytamy – wybrzydzać? Tłumić w zarodku nadzieję? Przekreślać szanse i pochopnie mniemać? Fakty są twarde. Oto przywołane tu dialogi – popatrzmy – były uprzejme, bezpretensjonalne, pozbawione egzaltacji, napięć, chamstwa i księżycowych opinii na jakikolwiek temat. Poczuliśmy powiew z przyszłości, że dożyjemy chwili, w której znalezienie towarzysza do kulturalnej i pożywnej pogawędki będzie proste. Że – popatrzmy – mozolne szukanie rozmówcy oczytanego i bystrego będzie o niebo prostsze niż dzisiaj. Że paniczny slalom pomiędzy ludźmi skłonnymi do nieustającego monologu, w stanie permanentnego odlotu, mającymi elementarne kłopoty z racjonalnym definiowaniem rzeczywistości, będzie męką zbędną. Doprawdy, wysłuchiwanie osobników będących memami samych siebie, nierozróżniających poglądu od odruchu, będzie zajęciem wyłącznie dla psychoterapeutów.

Ktoś przywiązany do uprawiania tradycyjnych kontaktów międzyludzkich, przejęty zgrozą nowoczesności, podniesie teraz palec i powie, że oto człowiek przestanie rozmawiać z człowiekiem. Zapewne. Zresztą są to już teraz zdarzenia na wymarciu. Na pocieszenie rzec można, że przecież każdy będzie miał bota na miarę swych potrzeb. Ktoś inny – ze zmysłem zabawnego prognozowania – rezolutnie zauważy, że to się skończy władzą robotów, że bot zostanie kiedyś prezydentem. Wydaje się, że to jest perspektywa piękna, że oto prezydent kraju będzie umiał porozmawiać z każdym obywatelem nie lżąc go, choćby miał takie możliwości, ot, jak ów robot pracujący już teraz ku chwale firmy kurierskiej. Doprawdy, tyle by wystarczyło i dzisiaj, by każdy poczuł się szanowanym obywatelem swego kraju. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2020