O cudach

24.05.2021

Czyta się kilka minut

Cuda zdarzają się wszystkim, ale reporterom najczęściej. Opisują świat, więc im się cudami odwdzięcza, może dlatego.

Zaraz za reporterami są terapeuci, takie ostatnio odnoszę wrażenie. Na przykład Ewie B., terapeutce klinicznej, cuda zdarzają się niemal codziennie.

Jak anorektyczka, która nie mogła utrzymać ołówka w ręku, stawia dwie kreski na białej kartce – nie jest to cud? – pyta mnie Ewa B.

A jak dziewczyna nie tnie się ani razu przez cały tydzień, chociaż latami cięła się dzień w dzień?

A jak chłopiec gwałcony przez ojca…

A jak…

Musi mi pani jasno powiedzieć – tak czy nie, domaga się ode mnie Ewa B.

I jeszcze chce wiedzieć, czy polski cud to to samo co żydowski.

Podział na narodowość?

Co za pomysły. Cud to cud.

Mnie się jeden przytrafił, kompletnie nieżydowski. Dawno temu, kiedy szukałam Lechosława Goździka. Ślusarza z FSO i przywódcy robotników w Październiku. Zniknął potem, przepadł, mówiono, że jest rybakiem. Nie brzmiało to poważnie.

(Szukałam go dwadzieścia pięć lat po zniknięciu. Żeby przypomnieć. Żeby porównać – był przecież październikowym Wałęsą).

Rybak… No to wybrzeże.

Ma czterysta dziewięćdziesiąt dziewięć kilometrów długości, a z zalewami i zatokami – siedemset siedemdziesiąt.

Od wschodu zacząć? Od Kątów? Piasków? Od Mierzei?

Jak ktoś chce zniknąć, to raczej na zachód się kieruje.

Świnoujście?

W informacji dostałam telefon spółdzielni rybackiej. Było popołudnie. W słuchawce odezwał się zmęczony męski głos.

Goździk… Goździk… Prywatny? Co kuter trzyma?

Czekaj pani, nie idzie on tutaj?

Panie Goździk! Panie Goździk! Telefon do pana!

Nie cud?

Tylko skromny jakiś, mało efektowny. Oboje czuliśmy pewien niedosyt i Leszek próbował potem coś dodać. Coś o przeczesywaniu wybrzeża metr za metrem, ale prawda, niestety, taka była. Pierwszy telefon. Pierwszy głos. Panie Goździk!

Był wyznawcą księdza Natanka i rycerzem Chrystusa Króla. Na uroczystości nakładał czerwony płaszcz z wizerunkiem Chrystusa, a bojowe zawołanie miał – Król albo śmierć!

Poza tym był świetnym kamieniarzem. Kiedy Żydzi z fundacji spytali o kamieniarza, który im litery na macewach wykuje, od razu usłyszeli o fachowcu z Wąwolnicy.

Żydzi ustawiali macewy na bezimiennych grobach – na polach, w lasach, przy drogach i pod płotami.

(Chodzili z georadarem. Miał monitor, który ukazywał wnętrze ziemi. Żydowskie zwłoki, zakopywane w pośpiechu i byle jak, naruszały ziemski porządek i dawały o sobie znać na ekranie).

Kamieniarz z Wąwolnicy przyjął zamówienie. Wziął kartkę z hebrajskim tekstem i zaczął kuć. Z prawej strony do lewej, wprawnie i bez błędu.

Pisze, jakby całe życie nic innego nie robił, mówili zdziwieni Żydzi.

Kamieniarz nie dziwił się. Miał wrażenie, że kiedyś, w jakimś innym życiu, takimi literami już pisał.

Byłby to cud, jaki przydarzył się Krzysztofowi Kolibskiemu, kamieniarzowi i rycerzowi Chrystusa Króla.

Marcinowi Kołodziejczykowi, który o Kolibskim napisał reportaż, cud przytrafił się później, po śmierci kamieniarza.

Zajechał do Wąwolnicy i poszedł na cmentarz. Był to wielki, stary cmentarz z krętymi głównymi drogami i mnóstwem bocznych alejek.

Marcin K. nikogo o nic nie pytał, zresztą zrobiło się późno i na cmentarzu nie było ludzi.

Szedł najpierw prosto, potem skręcił na prawo i znalazł się przy Krzysztofie Kolibskim.

Pisał mi, że mógłby tam trafić po ciemku i z zamkniętymi oczami.

Nigdy nikomu o tym nie opowiadał poza Martą.

Siedemdziesiąt pięć lat temu człowiek z fatalnym nazwiskiem (Lejb Majzels) i wspaniałym wyglądem (niebieskie oczy, włosy blond i metr osiemdziesiąt wzrostu) jeździł po Polsce i szukał żydowskich dzieci.

Anna Bikont jeździ śladami Lejba Majzelsa.

Lejb szukał Majorka, który miał szesnaście lat. W tym celu pojechał do Staszowa, stamtąd kolejką wąskotorową do Hajdaszka, o czwartej rano do Kazimierzy Wielkiej, w południe znowu wąskotorówką i po południu furmanką dotarł do Dębowca. Znalazł Majorka, który był już Mańkiem, i – jak zanotował w zeszycie – niezwłocznie zawiadomił go, że jest Żydem. Na co Maniek, też niezwłocznie, zwołał chłopaków i razem obronili się przed żydowskim przybyszem. Chłopaków było ze trzydziestu i Lejb Majzels zrezygnował chwilowo z odzyskania Majorka dla narodu żydowskiego.

Anna Bikont nie jeździ furmanką ani wąskotorówką. Małym granatowym volkswagenem przyjeżdża do Dębowca. Będzie szukać ludzi, którzy trzydzieści lat temu uczestniczyli w ekshumacji. Był wśród nich Marian (niegdyś Maniek, a wcześniej Majorek), Anna B. widziała go na fotografii.

Anna B. mija pagórek za pagórkiem, droga się kończy, jest dom, na przyzbie siedzi dwóch starszych panów.

Anna B. pyta o ekshumację sprzed trzydziestu lat. A tak, panowie uśmiechają się radośnie. To oni kopali. Mocno kopali, ale dopiero jak koparka przyjechała, wszystkie kości się odnalazły.

Bowiem na Annę B., która nikogo nie zawiadamia o przyjeździe, bo nie wie kogo i gdzie mogłaby zawiadomić, zawsze tak jakby ktoś czekał. Na przyzbie, na ławce, w parku, w domu albo na drodze.

W Staszowie na rynku czeka mężczyzna, który ma żonę z domu Kos. Anna B. szuka Kosów, bo ukrywali Alinkę. Niestety, żona pana z rynku jest z innych Kosów, ale znajomy murarz…

Książka „Dzieci Majzelsa” składa się z podobnych opowieści.

Nie są to cuda?

Tak czy nie? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i reporterka związana z „Życiem Warszawy”, „Polityką” i „Gazetą Wyborczą”, a od grudnia 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Laureatka wielu nagród, odznaczona Orderem Ecce Homo za „popularyzację uniwersalnych wartości moralnych”,więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2021