Nogami po aryjskiej stronie

Gdzie przebiega granica tego, co i w jakim stopniu powinno być upamiętnione? Odpowiedzi poszukamy podczas spaceru po terenie dawnego getta w Krakowie.

08.07.2019

Czyta się kilka minut

Na placu Bohaterów Getta, 2014 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Na placu Bohaterów Getta, 2014 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Półokrągłe poręcze lakierowanego bukowego drewna nasuwały skojarzenie ze skocznią narciarską. Stąd nazwa jednego z najpopularniejszych krzeseł lat 60. – „skoczek”. Sporo ich tutaj. Spoza nowiutkich, stalowoszarych tapicerek mrugają równie obiecująco, ulokowane w sąsiedztwie niskich stolików, dwa chabrowe fotele liski. Nic z tego, kawiarnia jest jeszcze zamknięta.

Trafił nam się wyjątkowo słoneczny poranek. Odklejam czoło od witryny, odwracam w stronę budzącego się miasta. Z mostu zjeżdża srebrny busik. Kierowca zwalnia i zatrzymuje go tuż przy placu, nie gasząc silnika. Kilkunastu turystów w sportowych kurtkach rozgląda się w milczeniu. Nie oddalając się zanadto od auta wyciągają aparaty, ustawiają obiektywy i celują w pusty plac, ku rozstawionym krzesłom. Nie, nie tym zamkniętym w modnej knajpce u wylotu ulicy Targowej. Tym, które schną tutaj po nocnym deszczu.

Jak zachować się przy krześle

– To dobre miejsce na początek spaceru – wita się Kaja Kajder. – Pozwala „zorientować wyobraźnię”.

Kaja Kajder występuje dziś w roli, do której nie jest przyzwyczajona – będzie moją przewodniczką po krakowskim Podgórzu. Jako antropolożka zajmuje się badaniem upamiętnień przestrzeni byłego getta. Można ją spotkać na Marszach Pamięci czy miejskich spacerach organizowanych przez Żydowskie Muzeum Galicja, Muzeum Krakowa czy Centrum Społeczności Żydowskiej (JCC).

– Nie są to spacery turystyczne, ich uczestnicy to głównie krakowianie, którym zależy na poznaniu historii dzielnicy – tłumaczy Kajder. – Takie spotkania pozwalają uchwycić proces kształtowania wyobrażeń o krakowskich Żydach w narracjach przewodników. Punktem wyjścia jest doświadczanie przestrzeni miasta.

Pytam o przykład. – Pomnik na placu Bohaterów Getta wywołuje zwykle zdziwienie – brzmi odpowiedź. – Można różnie interpretować, skąd te wysokie, metalowe krzesła się tu wzięły, na co wskazują, czy wypada na nich usiąść, mimo że to przecież trochę niewygodne. Zadziwiające są postawy osób zwiedzających to miejsce – od niefrasobliwego siadania na krzesłach, by zrobić sobie selfie, po pełną rezerwę. Przestrzeń placu zmienia się w zależności od uroczystości, podczas Zahoru organizowanego przez Festiwal Kultury Żydowskiej są tam ustawiane symboliczne znicze, a w czasie biegu „Pamiętaj z Nami” krzesła służą jako oparcie dla rozciągających się sportowców.

Na placu Zgody

Gdy za sprawą nakręconej w 1993 r. przez Stevena Spielberga „Listy Schindlera” turyści zaczęli przyjeżdżać do Krakowa, by zobaczyć plac, na który Niemcy spędzali Żydów przed wywiezieniem ich do obozów, był tutaj zaniedbany parking i pętla autobusowa. Stworzony ponad dekadę później pomnik ma nie tylko upamiętnić historię, ale i prowokować. A także zachęcać do rozplątywania splecionych ze sobą narracji. – Ktoś, kto siada dziś na krześle z brązu, by poczekać na tramwaj, przez chwilę dotyka przeszłości – dopowiada Kajder.

Twórców pomnika, Piotra Lewickiego i Kazimierza Łataka zainspirował fragment dzienników Tadeusza Pankiewicza, właściciela zamienionej w muzeum Apteki pod Orłem. Pankiewicz był jedynym Polakiem mieszkającym w granicach getta, rozdawał leki, zdobywał przepustki, szukał bezpiecznego schronienia w czasie wysiedleń. „Na placu Zgody niszczeje nieprzeliczona ilość szaf, stołów, kredensów i innych mebli, przenoszonych już po raz nie wiadomo który z miejsca na miejsce” – pisał Pankiewicz tuż po likwidacji getta. Dziś apteka to oddział Muzeum Krakowa, placówki, która należy do jednej z Tras Pamięci po Podgórzu.

Kiedy w grudniu 1942 r. getto podzielono zasiekami z drutów kolczastych na część A (dla posiadających Judenpass) i B (dla osób bez przydziału pracy) granica biegła tędy, w miejscu, w którym się spotykamy, ulicą Targową po stronie numerów parzystych i ulicą Józefińską do bramy domu numeru 32. Podczas nerwowych przeprowadzek zabierano tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nienadające się do wywózki meble Niemcy spalą właśnie tu, przy Targowej.

– Spójrz na ułożoną tu kostkę brukową. Dokładnie tędy, przez środek placu, biegła ulica, która kończyła się tuż przy bramie getta. Przy budynku dawnego dworca autobusowego, zamienionego w czasie wojny na siedzibę niemieckiej i granatowej policji, jest także kawałek starej nawierzchni placu, widzisz? – pokazuje Kajder. – To miejsce, w którym antropolog zadaje pytanie, dlaczego to tak ważne, by zachować choć fragment dawnej przestrzeni, czy nie uzyskuje ona wówczas statusu świadka wydarzeń, które miały tu miejsce?

Tamten most

Nasza wyobraźnia domaga się autentyzmu. Na fotografiach z 1941 r. widać obładowanych, noszących pudła i meble ludzi. Wozy pełne szaf i szafek, łóżek, stolików, kołder i materacy zjeżdżają z mostu. – Most, na który patrzymy dziś, wygląda inaczej niż ówczesny most Krakusa, popularnie nazwany po prostu „Trzecim”. Ale o jego dawnej konstrukcji przypominają zbudowane jakby ze starych przęseł wiaty przystanków tramwajowych – mówi moja przewodniczka.

Zaprzężone w konie furmanki udaje się wynająć nielicznym. Większość pcha przed sobą taczki i wózki, niesie walizki i tobołki. W kierunku Podgórza idą tłumy ludzi. Kolumna chłopców, może kilkunastoletnich, maszeruje chodnikiem, każdy dźwiga nad głową stołek. Z mostu schodzi także dziewczyna. Na jej odwróconym oparciem w dół krześle tkwi jakiś pakunek. „Ulice getta w pierwszych dniach swego istnienia przedstawiają niezwykły widok. W mieszkaniach z trudem mieszczą się ludzie, tym bardziej meble... Niszczeją wyrzucone na dwór piękne gdańskie szafy, empiry, ludwiki, nowoczesne kredensy itd. Na brudnym podwórzu, tuż pod murem, obok śmietników – stylowy biedermeierowski fotel. Poręcze i nogi zdrowe, tylko z wybebeszonej poduszki sterczą smutne spirale sprężyn” – notował więziony w getcie lekarz Julian Aleksandrowicz, późniejszy żołnierz AK, odznaczony m.in. orderem Virtuti Militari.

Czarno-białe kadry

Wydane dziś na działanie żywiołów krzesła odtwarzają opisywane przez świadków Zagłady napięcie, pozbawione nadziei oczekiwanie na powrót ponad 60 tys. przedwojennych mieszkańców Krakowa, ofiar II wojny światowej. Zagubienie symbolicznych, pozbawionych swojego przeznaczenia przedmiotów, wyrzucenie ich z wnętrza w otwartą przestrzeń jest przeciwieństwem odświętnego blasku, jakim lśniły w ciepłych domach, czekając, aż szabat zakończy modlitwa Hawdala. A my powoli oddalamy się w jedną ze stron, którą wskazuje nam instalacja – pod zachowane fragmenty muru getta.

– Obok nowoczesnego, rozwijającego się Podgórza, wybudowanych właśnie apartamentów, nowych knajpek i modnych sklepów, istnieją wciąż zaniedbane, opuszczone, biedne przestrzenie tej dzielnicy – opowiada po drodze Kajder. – Zwróć uwagę, że trasa, którą idziemy, odciąga nas od centrum, prowadząc do miejsc osobnych, zupełnie zwyczajnych, a jednocześnie zarysowuje przestrzeń dawnego getta. Józefińska, którą przejdziemy, jest bardzo ważna w historii getta, ale bez wiedzy o tym raczej byśmy tu nie zajrzały. Na Józefińskiej znajdowało się kilka kluczowych dla getta punktów, część z nich została upamiętniona poprzez tablice – jak chociażby siedziba Żydowskiej Samopomocy Społecznej, Dzienny Dom Opieki dla dzieci, Szpital Żydowski czy Urząd Pracy. Co ciekawe, sama zachowana architektura wzmaga w odwiedzających wrażenie autentyzmu, ułatwia wspominanie czy raczej – wyobrażanie sobie przeszłości.

Idziemy dalej. – Niektóre ważne dla getta miejsca nie są upamiętnione. To nie zarzut. Ich znaczenie wydobywa moment zatrzymania się podczas spaceru, zaglądanie w podwórka, na których pracowali zatrudnieni w fabrykach mieszkańcy. Każdy przewodnik wyznacza własną trasę i zatrzyma nas w innym miejscu, wybierze inną historię – opowiada o swoich badaniach Kajder. – Przestrzeń pod wpływem tych narracji nabiera nowych znaczeń. Pozwala uczestnikom na budowanie wyobrażeń o losach osób przebywających w getcie.

Spacer to szczególna forma kontemplacji. Wejście w głąb to przecież odczytywanie ukrytego przez „zwykłym spojrzeniem” kulturowego szyfru, rodzaj wtajemniczenia. – Co ciekawe, często przewodnicy mówiąc o getcie odwołują się do „Listy Schindlera”. To szczególny przypadek, gdy fikcja – bo to przecież oparty na prawdziwych wydarzeniach, ale jednak film fabularny – staje się punktem wyjścia do rozmowy o przeszłości. Zastanawiałaś się kiedyś, co dzieje się w takiej sytuacji? – pyta Kajder. – Nakładamy wyobrażenia o historii miejsca wytworzone na podstawie medium, jakim jest film, na rzeczywistą przestrzeń miasta, a przecież sceny krakowskiego getta kręcone były również na Kazimierzu. Wydobywamy czarno-białe kadry ze wspomnień po to, by doświadczać przestrzeni, w której znajdujemy się tu i teraz. To niezwykłe, ale świadczy o tym, o czym już mówiłyśmy – pokazuje jak bardzo pamięć jest kreowana przez coś, co uznajemy za autentyczne. W takich miejscach obraz filmowy staje się świadectwem.

Szukam znaków

Pewnego letniego dnia, kiedy mur getta nie był jeszcze gotowy, siedemnastoletnia Halina Nelken wybrała się do parku na Krzemionkach, jedynego zielonego terenu w getcie. Jest słoneczne wiosenne przedpołudnie, kwitną drzewa, jak wtedy, gdy mur nie był jeszcze gotowy, a w pobliżu znajdowały się niemieckie koszary. Niedaleko na trawie leżał rozebrany żołnierz, opalał się. Kiedy zobaczył Halinę, wstał i ruszył w jej kierunku. Z początku dziewczyna się przestraszyła, chciała uciekać, ale po chwili się rozmyśliła. Żołnierz przysiadł z nogami po „aryjskiej” stronie i uśmiechnął do niej. Nie zamienili ani jednego słowa, nie mogli jednak oderwać od siebie oczu: „Spójrz – pomyślałam – jestem młoda jak i ty, duszę się tu! – zapisała w pamiętniku Nelken. Weź mnie za rękę i pobiegnijmy miedzą wśród pól na kopiec Krakusa i z powrotem! Siedział tuż obok, zupełnie nieznany chłopiec, a bliski, bo młody i bez munduru. Na pewno nie myślał teraz o wojnie, rasie, religii i wszystkich murach, jakie ludzie postawili między sobą. Wreszcie zeskoczył elastycznie i odszedł wciąż oglądając się wstecz. Ani przez chwilę nie sądziłam, aby mogło być inaczej, a jednak zrobiło mi się czegoś żal, gdy jego sylwetka znikała wśród zielonych łanów, łagodnie złoconych zachodzącym słońcem”.

Mur zaczęto budować w kwietniu 1941 r. „Oprawcy nadali mu kształt nagrobków, zawczasu czyniąc zbiorową mogiłę ze skrawka ziemi, na której żyło kilkanaście tysięcy dyskryminowanych istot ludzkich” – zapisze Aleksandrowicz. Kształt muru rzeczywiście przypomina macewy, choć nigdy nie potwierdzono, że był budowany właśnie z taką intencją. Żona gubernatora dystryktu krakowskiego pochwali: „Prawdziwie elegancki mur w guście iście hebrajskim”.

Kiedy tu stoimy, pod mur podjeżdżają zadaszone meleksy, dobiegają nas różne, nakładające na siebie historie i języki, mija nas ogromna śmieciarka, ktoś wyrzuca do kosza tuzin szklanych butelek, zagłuszając na moment szum rozmów, wyciszając opowieści. Milkniemy. Uchwytna nagle sieć wspomnień, ten punkt wspólny wielu różnych tras, przypomina mi nieoczekiwanie o skomplikowanym systemie wewnętrznych przejść, który po zbudowaniu muru przeorganizował sposób poruszania po getcie. Po zamurowaniu wychodzących na aryjską część okien i drzwi powstał labirynt podwórek, sieni, piwnic i zaułków, który stał się zresztą tematem gorzkich żartów ówczesnej prasy. „Gdy się wyjdzie z pierwszego podworca w drugi, a potem chce się dojść na trzeci, to okazuje się, że wyszedłeś, bracie, akurat z powrotem na pierwszy podworzec, bo zamiast w prawo – poszedłeś na lewo... Szukam znaków orientacyjnych, jakichś strzałek, napisów... nie ma nic, zapomniano o takich drobiazgach” – naigrawał się dziennikarz „Gazety Żydowskiej”.

Przybliż się i oddal

Pojawiający się turyści spacerują wzdłuż muru, podchodzą blisko, jakby go chcieli objąć, dotykają, a potem, z oddalenia – robią zdjęcia. Pracują jednocześnie w dwóch wymiarach upamiętniania, wymiarze fizycznym i refleksyjnym. Przecież przybliżamy się i oddalamy zwykle z nadzieją, że dostrzeżemy więcej niż inni. A z drugiej strony – chcemy czegoś intensywniej doświadczyć, wpleść to we własną historię, zachować na fotografii. Malarz dochodzi do sztalugi, by wykończyć detal, i odsuwa od niej na odległość, która pozwala ocenić, czy i jak zmieniła się przez to całość. Przybliż się zatem, a potem oddal – tak podświadomie działamy w miejscach upamiętnień.

Kaja Kajder: – Mur, bez względu na wiedzę o historii getta, wywołuje w odwiedzających bardzo emocjonalne reakcje. Zdziwienie budzi także drugi fragment muru, który sąsiaduje dziś z placem zabaw. Jedni oceniają tamtą przestrzeń negatywnie, widząc w niej wykluczające się porządki upamiętniania oraz codziennego życia i zabawy, a inni pozytywnie – jako harmonijne współistnienie przeszłości i teraźniejszości. Nasuwa się pytanie – gdzie przebiega granica tego, co i w jakim stopniu powinno być upamiętnione?

FOT. ANNA NIEDŹWIEDŹ

Tu mieszkały sieroty

Spacerujemy po Podgórzu ledwie dzień po tym, gdy radni miasta Krakowa przegłosowali uchwałę w sprawie nadania jednej z bezimiennych ulic pomiędzy osiedlami Skotniki i Kobierzyn imienia Dawida Kurzmanna. Przedwojenny przedsiębiorca i filantrop niemałą część swoich zysków przekazywał na cele dobroczynne. Szczególnie wspierał Zakład Sierot Żydowskich przy ulicy Dietla. Najpierw jako zwykły darczyńca, od 1918 r. oficjalnie zajmował się finansami i zaopatrzeniem Zakładu, który z czasem stał się jednym z najlepszych tego typu ośrodków w Polsce. Po wybuchu wojny i założeniu getta, Zakład Sierot Żydowskich został przeniesiony najpierw na ul. Krakusa, a potem Józefińską.

„Na pl. Zgody [obecny pl. Bohaterów Getta – MO] panował niewiarygodny ścisk – pisze w „Kronice zamordowanego świata” Katarzyna Zimmerer. – Niemcy trzymali w dłoniach pejcze lub pogrzebacze, którymi bezlitośnie bili stłoczonych ludzi. Najwyraźniej bawiło ich to, bo śmiali się nieustannie. (...) Około 16.00 wysiedleńcy, ustawieni w kolumny, opuścili getto. Wśród nich były dzieci zabrane tego dnia z Zakładu Sierot. Maszerowały czwórkami. Prowadzili je Anna Feuerstein z mężem Dawidem Kurzmannem. (...) Poganiani i bici ludzie szli znanym już szlakiem na dworzec w Płaszowie. Tu załadowano ich do bydlęcych wagonów, które odjechały w kierunku wschodnim. Platony z chorymi i małymi dziećmi pojechały do obozu budowanego na terenie cmentarzy żydowskich przy ulicach Jerozolimskiej i Abrahama. Tam czekały już na nich mogiły wykopane przez żydowskich więźniów. Dorośli zostali zastrzeleni. Dzieci wrzucano do dołów żywe”.

Niemal dokładnie w 75. rocznicę tragicznej likwidacji sierocińca, dzięki staraniom przewodników z fundacji „Free Walkative! Tour”, odsłonięto tablicę upamiętniającą podopiecznych i wychowawców placówki.

Dziewczyna w pokoju

Nim skończymy spacer, schodzimy na róg ulicy Dąbrówki i Janowej Woli. To tutaj, notuje w dzienniku Halina Nelken, aż po parter ściana domu połupana była odpryskiem kul. W tym miejscu 4 czerwca 1942 r. zastrzeleni zostali poeta Mordechaj Gebirtig oraz malarz Abraham Neumann – przypomina tablica. Neumann studiował pod kierunkiem Jacka Malczewskiego oraz w pracowniach Leona Wyczółkowskiego i Jana Stanisławskiego. Przez pewien czas przebywał w Paryżu, dużo podróżował. Niemcy spalili na terenie getta kilkadziesiąt tysięcy obrazów. Ramy zachowano, ktoś zajął się potem ich sprzedażą. Z części obrazów zdzierano farbę, by wykorzystać „przynajmniej” płótno. Wśród nich świadkowie rozpoznali także autoportret Neumanna.

Jeden z niewielu jego zachowanych obrazów przedstawia młodą kobietę stojącą we wnętrzu niewielkiego, różowego pokoju. Przez otwarte okno wpada ciepłe światło zachodzącego słońca. Dziewczyna w zielonej sukience i czarnych trzewikach przystanęła na moment przy stoliku, jakby coś zatrzymało ją tuż przed wyjściem. Przymyka oczy, chwyta zawieszony na szyi medalik. W otwartych drzwiach, zagradzając przejście komuś, kto chciałby wejść do wnętrza, stoi krzesło. ©℗

Korzystałam z: „Kroniki zamordowanego świata: Żydzi w Krakowie w czasie okupacji niemieckiej” Katarzyny Zimmerer; „Krakowscy Żydzi pod niemiecką okupacją 1939-1945” Andrei Löw i Marcusa Rotha.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Kraków. Antropologie dziedzictwa