Nikt ich nie zaprosi. Co czeka uchodźców pochodzenia romskiego

Od początku konfliktu w Ukrainie są grupą najbardziej niechcianą – zarówno wśród uciekających Ukraińców, jak i polskich wolontariuszy.

25.04.2022

Czyta się kilka minut

Kristina z synem Andriejem i córką Paliną w hostelu w Krakowie.  14 kwietnia 2022 r. / / FOT. JACEK TARAN
Kristina z synem Andriejem i córką Paliną w hostelu w Krakowie. 14 kwietnia 2022 r. / / FOT. JACEK TARAN

W blisko trzymilionowej ­grupie uchodźców z Ukrainy, która znalazła schronienie w Polsce, sporą część stanowią przedstawiciele społeczności romskiej. Przed wojną, według oficjalnych szacunków, w Ukrainie mieszkało około 400 tys. Romów. Organizacje pozarządowe twierdzą jednak, że ta liczba wydaje się zaniżona i że w rzeczywistości może ich być nawet ponad pół miliona. Do Polski mogło dotrzeć około 20 tys. członków romskiej społeczności.

Kilka rodzin znalazło schronienie w jednym z krakowskich hosteli. To grupa dziewięciu kobiet, dzieci i kilku nastolatków. Przyjechali z obwodu donieckiego, gdzie obecnie trwają najintensywniejsze działania wojenne. Ich podróż do Polski trwała pięć dni. Do Krakowa ­docierali różnymi drogami. Jednej z bohaterek tego tekstu udało się wraz z dziećmi dostać do pociągu, który wiózł z frontu rannych żołnierzy na zachód Ukrainy. W Krakowie trafiły pod opiekę stowarzyszenia Salam Lab oraz Romskiego Stowarzyszenie Oświatowego Harangos. Te organizacje zajęły się znalezieniem dla nich tymczasowych mieszkań oraz wszelkiej niezbędnej pomocy.

Grupy romskie na Ukrainie są wewnętrznie zróżnicowane zarówno etnicznie, jak i pod względem religijnym. Pośród kobiet, które przyjechały do Krakowa, są muzułmanki i prawosławne chrześcijanki.

Modlimy się o to samo

Kristina wraz z dwójką dzieci, córką ­Paliną i synem Andriejem, przyjechała do Krakowa z Pokrowska. Jest muzułmanką, ale święta od lat spędza ze swoimi prawosławnymi przyjaciółkami. Tak wspomina swoje świętowanie w Ukrainie: – Najpierw jest nasze święto na koniec ramadanu, potem prawosławna Pascha. Najważniejsze, żeby nakryć stół i zasiąść do niego razem. Nasze świętowanie zaczyna się już w czwartek wieczorem i prawosławne też.

Wielki Czwartek to w prawosławiu „czysty czwartek” – jego obchody wiążą się z Ostatnią Wieczerzą i tradycją obmywania nóg. W tych samych dniach obchodzi się też islamski Id al-Fitr – święto dziękczynienia kończące ramadan.

Larisa, przyjaciółka Kristiny, jest prawosławna, ale jej ojciec był muzułmaninem. Przyjechała z tej samej miejscowości co Kristina. Na Ukrainie były sąsiadkami, ale bliżej poznały się dopiero, gdy ich dzieci poszły do tej samej szkoły. Dzieci się zaprzyjaźniły i, jak to zwykle bywa, ich mamy również zostały przyjaciółkami. Święta Larisy zawsze były podwójne. Opowiada: –W czwartek w nocy lub w piątek rano palimy ognisko we wsi, bierzemy dzieci na ręce i skaczemy z nimi przez ogień. Czym dalej skoczysz, tym większe szczęście będzie miało dziecko. A potem zaczyna się uczta. Siadamy do stołu, jemy, pijemy. W niedzielę idziemy do kościoła poświęcić paschę. I tak świętujemy podwójnie: u rodziców męża obchodzimy święta prawosławne, u moich – muzułmańskie. Jesteśmy dzięki temu bogatsi. Bóg słucha naszych modlitw dwa razy. Tutaj ogniska nie zapalimy. Nie wiem, czy będzie co postawić na świąteczny stół. To będą najbardziej pamiętne święta.

Kristina na myśl o świętach spędzonych w Polsce nawet nie próbuje powstrzymać łez, tylko ociera je dyskretnie chusteczką. – Nie mam w tym roku w ogóle nastroju na święta. Jak tu świętować? Nasi mężowie zostali w Ukrainie, przyjechałyśmy tu same z dziećmi. Na pewno pójdziemy do cerkwi pośpiewać, pomodlić się. A że ja jestem muzułmanką, a inne tutaj są prawosławne? Po co to rozdzielać? Wierzymy przecież w tego samego Boga, inaczej się modlimy, ale przecież o to samo.

Kiedy to mówi, przychodzą jej dzieci, Andriej i Palina, i próbują ją pocieszać.

Karol Wilczyński ze stowarzyszenia Salam Lab, które współorganizowało m.in. punkt interwencyjny przy ul. Radziwiłłowskiej w Krakowie i zajmuje się wspieraniem romskich kobiet, dostrzega dużą wartość we wspólnym spędzaniu świąt przez muzułmanki i kobiety prawosławne. – Oczywiście, gdyby zapytać kogoś z najbardziej radykalnych odłamów islamu czy prawosławia, to powiedziałby, że to niemożliwe – mówi Wilczyński. – Trzeba pamiętać o różnicach, przecież muzułmanie nie czczą zmartwychwstania, ale nie można nikomu zabronić wspólnego świętowania. Nie ma tu żadnych przeciwwskazań. Te kobiety są wyrwane ze swoich społeczności, pozostawiły swój świat w dramatycznych okolicznościach, a tutaj mogą być razem. To jest przecież to, co najważniejsze w świętach, żeby świętować wspólnie, w jedności. Ważny jest też aspekt psychologiczny – dodaje. – Ta wspólnota daje im poczucie siły, niezbędne w takiej sytuacji.

Podziękujcie Igorowi

Od samego początku konfliktu w Ukrainie uchodźcy pochodzenia romskiego są grupą najbardziej niechcianą. Dyskryminowani byli zarówno przez uciekających przed tą samą wojną Ukraińców, jak i przez polskich wolontariuszy. Zdarzało się, że odmawiano im obsługi w punktach świadczących pomoc innym uchodźcom. Pracujące tam osoby tłumaczyły swoją niechęć tym, że Romowie biorą za dużo darów lub że będą chcieli je sprzedać.

Trudno znaleźć dla nich mieszkania, uzyskać pomoc. Wolontariusze, którzy pomagali Romom, niejednokrotnie mówią: dzwonię do kogoś, kto oferuje nocleg i kiedy pada informacja, że to Romowie, połączenie się urywa. Nie liczy się nawet to, że niemal w każdym przypadku ta grupa składa się z samych kobiet i dzieci.

Kristina tak wspomina swój kontakt z polską rzeczywistością: – Nie wiem dlaczego, ale w Polsce jakby się nas bali. Czy Cyganie to jacyś inni ludzie? Tak samo wśród nas są dobrzy i źli, pracowici i leniwi. Pytałam o drogę do szpitala, dla mojego dziecka, już tutaj w Krakowie. Ludzie omijali mnie, udawali, że nie widzą. Dopiero jeden młody mężczyzna – miał na imię Igor – zaprowadził nas do ­lekarza, a potem jeszcze pytał, czy potrzebna pomoc. Był zimny dzień, deszcz, a ja i moje dzieci mieliśmy tylko kroksy na nogach, bo tak przyjechaliśmy z Ukrainy. On kupił nam wszystkim buty. Chcę mu bardzo podziękować: to, co wtedy zrobił, było dla nas bardzo cenne. Innym razem rozmawialiśmy z naszymi dziewczynami na ulicy o tym, gdzie poprosić o jednorazowe naczynie. Przechodziła kobieta i powiedziała do nas głośno, że trzeba sobie kupić, a nie chodzić i prosić. Po co tak mówią? Przecież wolałabym mieć swoje, ale zostały w Ukrainie. Czy to tak miło kogoś prosić o jednorazowy talerz?

Kristina twierdzi, że w Ukrainie nigdy nie spotkała się z takim traktowaniem jak w Polsce. Również z tego powodu te święta będą inne od poprzednich. – W Pokrowsku wszyscy się znaliśmy, ludzie znali mojego męża, szanowali. Na bazarku miałam stragan. Sprzedawałam damską odzież, bieliznę, skarpety, leginsy. Niczego nam nie brakowało. Nie siedziałam w domu, a tutaj co robić? Teraz u nas wszystko pozamykane, sklepy i z ubraniami, i z żywnością. Do czego wracać? Źle się czuję sama ze sobą w takiej sytuacji.

Larisa, przyjaciółka Kristiny, na pytanie o dyskryminację przestaje się uśmiechać, rozważniej wypowiada słowa. – Nie chcę o tym mówić. Niech każdy odpowiada tylko za siebie. Wiadomo, że ludzie są różni. Jedni kradną, inni się dzielą, nie można wszystkich jedną miarą mierzyć – podkreśla. – Mamy nadzieję, że wojna szybko się skończy, że pojedziemy do domu i nie będziemy dla nikogo ciężarem. Tam wszystko zostało. Czy będziemy mieć do czego wrócić? To wojna o nasze miasta, o nasz rejon. Rosja chce nas zabrać, my nie chcemy, my chcemy być w Ukrainie.

Bo to Romowie

Karol Wilczyński: – Od samego początku było dla mnie jasne, że najtrudniej będzie nam rozwiązać problemy społeczności romskiej. Romów z Ukrainy znam od kilkunastu lat. Jeździłem tam jako wolontariusz. Na samym początku kryzysu pojawiło się mnóstwo głosów, że dyskryminowani są uchodźcy czarnoskórzy: z Afryki, z Syrii, z Afganistanu, ale wiedziałem już wtedy, że dopiero przy Romach zacznie się największa dyskryminacja. Dostajemy często telefony od urzędników z różnych miast z Polski, że na przykład na dworcu od kilkunastu dni koczuje romska rodzina, żebyśmy się nimi zajęli. Czemu ten urzędnik się nimi nie zajmie, tylko dzwoni do nas?

Święta spędzone wspólnie przez rodziny polskie i romskie mogłyby być okazją, by pozbyć się uprzedzeń i przełamać stereotypy. Trudno jednak, mając w pamięci wcześniejsze doświadczenia, oczekiwać, że tak się stanie. Wilczyński dodaje: – Idealnie by było, gdyby ktoś z lokalnej społeczności muzułmańskiej czy prawosławnej zaprosił te rodziny do siebie. To z pewnością przyczyniłoby się do zupełnie innego przeżywania świąt. Teoretycznie jest to przecież możliwe. Jestem jednak realistą i wiem, że tak się nie stanie. Niestety, społeczności zarówno prawosławne, jak i ­muzułmańskie to dość hermetyczne grupy. Nie sądzę, by do tego doszło. Przyczyna jest jedna: nikt ich nie zaprosi, bo to Romowie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Fotoreporter i dziennikarz, fotoedytor „Tygodnika Powszechnego”. Jego prace publikowane były m.in w „Gazecie Wyborczej”, „Vogue Polska”, „Los Angeles Times”, „Reporter ohne Grenzen”, „Stuttgarter Zeitung”. Z „Tygodnikiem” współpracuje od 2008 r. Jest też… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Nikt ich nie zaprosi