Nigdy w życiu!

Kobieta Beksa przychodzi do kina. Jest przygotowana - zmyła makijaż i ma w torebce paczkę chusteczek. Gazety obiecały jej romantyczną historię z happy endem. Tym razem jednak oko pozostanie suche - zabraknie płaczliwej kulminacji, która jest podstawą kina walentynkowego.

29.02.2004

Czyta się kilka minut

Danuta Stenka jako Judyta /
Danuta Stenka jako Judyta /

W rozstrzygającym momencie fabuły reżyser (facet!!!) traci z oczu sentymentalny wątek na rzecz kształtnego biustu pani Stenki pod szyfonową bluzką - czego damska widownia nie wybacza i kwituje gromkim śmiechem w miejsce zwyczajowego szlochu. Dramaturgię szlag trafia, ręka z chusteczką zamiera w pół drogi, katartyczny rytuał kina dla kobiet nie dopełni się.

Szklany pantofelek

Film miał w założeniu dyskontować sukces książki pod tym samym tytułem, autorstwa Katarzyny Grocholi. Jest swobodną interpretacją literackiego pierwowzoru. Nie obędzie się jednak bez protokołu rozbieżności - armia fanek Grocholi to liczny trybunał. Mniejsza o wątek przedrozwodowy, którego w książce nie było, mniejsza o dialogi i sceny, dopisane (z talentem) przez panią Ilonę Łepkowską, gorzej, że zmieniono przesłanie książki i jej terapeutyczny sens.

Książka Grocholi osiągnęła niezwykłą poczytność, ponieważ obiecywała czterdziestoletnim Kopciuszkom szklany pantofelek i Księcia. Żeby zasłużyć na tę nagrodę, Kopciuszek miał pozbierać się po wszystkich upokorzeniach rozwodu, wydorośleć, zacząć stanowić o sobie, zbudować dom, zmężnieć, okrzepnąć w kobiecej niezależności... Główna bohaterka - nomen omen Judyta - niczego nie obcina “Holofernesowi", zwycięstwo dokonuje się w jej głowie. Kiedy czuje się wystarczająco silna, żeby znieść bezżennie resztę życia - pojawia się prezent od losu pod postacią miłego, czułego faceta. W Judycie książkowej dokonuje się pewna przemiana - z podrzędnej połowy męsko-damskiego “duetu" przeistacza się w “solistkę" i odtąd będzie śpiewała własny repertuar (aczkolwiek w asyście innego solisty). W tym sensie jest to literatura emancypacyjna.

Jednakże, zgodnie z logiką pocieszycielskiego romansu, Judyta nie zadowoli się odzyskaną sercową autonomią, obecność Księcia jest absolutnie niezbędna - i na tym polega fałsz kobiecej literatury popularnej. Czytelniczki Grocholi dobrze wiedzą, że w dziewięciu na dziesięć przypadków reszta życia upłynie czterdziestoletnim “Judytom" w towarzystwie tabletek antydepresyjnych, a nie u boku Artura Żmijewskiego. Niemniej chcą być oszukiwane i chcą spłakać się nad sentymentalnym happy endem. Stąd sukces książki, obiecującej sercową rekompensatę za traumę porzucenia.

Nie znam się na filmach, ale znam się na bajkach. Nieśmiertelny mit o Kopciuszku przeistaczającym się w Księżniczkę ma sens o tyle tylko, o ile nagrodę pod postacią Księcia poprzedza upokorzenie, opresja i bieda. Ponadto Kopciuszek musi być pracowity, schludny i uczciwy, a na dodatek dotknięty sieroctwem. Grochola rozumie logikę bajki - jej Judyta nazajutrz po rozwodzie jest ufafluniona, spłukana, wystraszona... Jest nieszczęśliwym Kopciuchem ze znikomą szansą na odmianę losu. Tym bardziej budująca jest metamorfoza z płaczliwej Porzuconej w silną Pozbieraną. Natomiast Judyta filmowa to efektowna lala, która błyskawicznie i bezboleśnie zmienia adres miejski na podmiejski i jedno męskie ramię na inne (nie bez udziału szyfonowej bluzki).

Autorzy filmu przegięli z hollywoodzkim retuszem obrazka - bohaterowie filmu wyglądają jak kosmici z planety Luksusu, a ich “kłopoty" są kompletnie niewiarygodne. Nawet rower musi być gadżetem bardzo trendy, a nie zdezelowanym jednośladem. Nic dziwnego zatem, że jedyną postacią, która wzbudziła moje żywe zainteresowanie, jest filmowa Kinga - biedna mysz z nadwagą, nie umiejąca poradzić sobie z niechcianą samotnością, pełna urazy facetożerczyni. Chętnie bym się czegoś o niej dowiedziała - to ona jest prawdziwym Kopciuchem nafaszerowanym Xanaxem. Pani Stenka jest natomiast Złą Siostrą, która zwędziła szklany pantofelek - cóż z tego, że ładną i bystrą, tym gorzej dla fabuły.

Ken Żmijewski i "domek Barbie"

Beksa mówi: - Nie oczekuję od błahej komedii romantycznej, że będzie dokumentalnym zapisem siermiężnej rzeczywistości, ale żądam i oczekuję, że mnie omami, nakarmi wiarygodnymi złudzeniami, na dwie godziny oszuka. Czy nie na tym polega magia kina?... Na koncesjonowanym handlu złudzeniami i mrzonką? Oszustwo ma sens, jeśli istnieje powinowactwo losów lub uczuć pomiędzy widzem a bohaterem. Jeśli go nie ma - to oznacza fiasko twórców filmu.

Widownia komedii romantycznych to rozczarowane kobiety, których nadzieje na idylliczne związki zostały lekkomyślnie rozhuśtane za młodu (nie bez udziału literatury popularnej i kina klasy B), podczas gdy rzeczywistość nie dorównuje, jak wiadomo, sentymentalnej fikcji. Mężczyźni, jeśli już pojawiają się na sali kinowej - to doprowadzeni siłą przez swoje partnerki. Toteż twórcy filmu “dla kobiet" są, w pewnym sensie, zakładnikami kobiecych oczekiwań. Dosyć nonszalancko zakładam, że wszystkie “Beksy" idą do kina z podobną intencją - aby obejrzeć walentynkową bajkę z terapeutycznym przesłaniem.

Scenariusz filmu napisała kobieta, Ilona Łepkowska, i w dialogach nie znajduję tak oczywistych uchybień wobec intencji pani Grocholi, ale w reżyserii widać męską fastrygę. Reżyserowi właśnie przypisuję ten hollywoodzki sznyt - tę zamierzoną plastikową atrakcyjność wizualną pań, która czyni z nich obiekty nierzeczywiste, te obśmiane satynowe negliże, w których kobiety wskakują do łóżka, ten casting kształtnych biustów i tyłeczków... Dodajmy do tego Kena Żmijewskiego i “domek Barbie", w którym zamieszkała filmowa Judyta - i oto mamy karykaturę Grocholi.

Morał książkowego oryginału brzmi: “Możesz zmienić swoje życie, potrzeba ci tylko pogody ducha, wyobraźni i determinacji". Morał filmu natomiast to: “Kiedy cię wiarołomny mąż wysiuda z mieszkania, wybuduj sobie domek i ładnie wyglądaj, a reszta przyjdzie sama". To nie fair, to nie jest recepta dla kobiecej widowni. Nie bez powodu trudno uwierzyć Judycie, a wyobraźnia widza uparcie czepia się bohaterów pobocznych - jak para groteskowych rodziców bohaterki, zawsze skorych do wygłaszania połajanek i niezawodnie dołujących córkę, nawet na dnie dołu. Ten jadowity portret toksycznej Mamy i trującego Taty (Marta Lipińska i Krzysztof Kowalewski) udał się twórcom filmu.

Reżyser w wywiadzie prasowym twierdził, jakoby jego film mówił jakąś ważką prawdę o życiu współczesnych kobiet. Myślę, że jest odwrotnie: ten film tak dalece nie mówi prawdy o kobietach i wzbudza irytację, że w konsekwencji skłoni kilka pań, aby na własny użytek zdefiniowały własne marzenia i potrzeby, a także życiową strategię przetrwania.

Nie bagatelizowałabym rangi kina romansowego. Suma kobiecej frustracji to jest żywioł nierozpoznany i niebezpieczny. Filmy pomagają go uśpić i uśmierzyć. Nieźle to wychodzi Brytyjczykom (“Cztery wesela i pogrzeb", “To właśnie miłość"), u nas tę rolę spełniają seriale; pełny metraż jakby rzadziej.

***

Książka pani Grocholi to niskokaloryczny deser literacki, udekorowany optymistyczną wisienką. Film “Nigdy w życiu" to lekko oklapnięty tort - tyleż okazały, co przesłodzony... Dobrze zagrany, potoczysty w dialogach, ale chybiony i niewiarygodny.

“Nigdy w życiu", reż.: Ryszard Zatorski; scen. (wg powieści Katarzyny Grocholi): Ilona Łepkowska; zdj.: Tomasz Dobrowolski; muz.: Maciej Zieliński; występują: Joanna Brodzik, Jan Frycz, Krzysztof Kowalewski, Marta Lipińska, Danuta Stenka, Artur Żmijewski i inni; Polska, 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2004