Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Każdego miesiąca tysiące ton brudnej pościeli przemierza granicę na Odrze, by już za kilka godzin wracać tą samą drogą w schludnych paczkach. Najlepsze berlińskie hotele od lat korzystają z usług firmy "Fliegel Textilservice", która ze względu na tanią siłę roboczą umieściła swą pralnię po polskiej stronie. Reżyser Hans-Christian Schmid w dokumencie pod ironicznym tytułem "Cudowny świat pralni" przygląda się zatrudnionym tam Polkom. Z bliska, bez protekcjonalnej troski pokazuje rozpad starego świata, który nie wytrzymuje pod naporem zarobkowych migracji i trzyzmianowego systemu pracy. W takich warunkach życie rodzinne czy realizowanie aspiracji wyższych niż zakupy w tanim markecie okazuje się zadaniem heroicznym.
Schmid przybliża zachodniemu widzowi szorstki, egzotyczny świat ubogich wielopokoleniowych rodzin, które mimo wszystko walczą o to, aby być razem. Marzą o "zachodnim" dobrobycie, ale wolą ubitego własnoręcznie świniaka niż wątpliwej jakości mięso z promocji. Jednakże w głosach praczek z przygranicznego miasteczka pobrzmiewa nie tylko siła przetrwania - przede wszystkim pokorna zgoda na los, który nie oferuje im nic lepszego. Właściciel firmy indagowany na temat minimalnych stawek płaconych polskim pracownicom, odpowie filozoficznie: "Przecież każdy człowiek ma inną miarę zadowolenia". Twórcy mocnego niemieckiego dokumentu, reżyser i wybitny polski operator Bogumił Godfrejów, pozostawiają nam to zdanie bez komentarza.
Schmid, znany u nas z "Requiem" oraz znakomitych "Świateł", w których Zbigniew Zamachowski wcielił się w postać polskiego taksówkarza przemycającego ludzi przez zachodnią granicę, był bohaterem tegorocznego przeglądu nowego kina niemieckiego organizowanego przez Dom Norymberski w Krakowie.
Pokazana na otwarciu "Burza" wpisuje się w krąg zainteresowań niemieckiego reżysera, dla którego współczesna Europa ciągle podzielona jest niewidzialnymi granicami. Najtrudniejsza do pokonania okazuje się granica mentalna. Zagrana przez Kerry Fox (znaną z "Intymności" Chéreau) pani prokurator z Hagi walczy jak lwica o skazanie serbskiego zbrodniarza wojennego, ale na przeszkodzie staje wielka geopolityka, która każe przymknąć oko na zadawnione blizny w imię nowego europejskiego ładu. Czyżby kobieca, ludzka solidarność z ofiarami gwałtów i zbrodni przeciwstawiona została gabinetowym układom?
Schmid ucieka od tak oczywistej polaryzacji. Szlachetna w swoich intencjach pani prokurator nie rozumie bałkańskiej specyfiki, nie czuje wstydu tamtejszych ofiar, nie pojmuje mechanizmów pamięci, które działają po swojemu, kiedy w grę wchodzą szczególnie dotkliwe traumy. Niemiecki film z wielką subtelnością próbuje uświadomić, jak bardzo potrzeba sprawiedliwości rozmija się czasem z logiką ludzkich emocji.
W tym sensie jest "Burza" filmem niezwykle ważnym, wnoszącym nowe akcenty do nurtu filmów rozliczających się z niedawną przeszłością, a ograniczających się zwykle do rozgrzeszania bądź potępiania.
Młodsze pokolenie niemieckich twórców poszukuje nowego języka również do opisu rodzimej historii. W "Świecie cieni" Connie Walther spogląda na "kompleks Baader-Meinhof" inaczej niż jej starszy kolega Uli Edel w głośnym filmie pod tym tytułem. Przemoc, choć stłumiona i ukarana, odżywa po latach w następnym pokoleniu. Gwałt, wpisany w kod genetyczny, odciska się gwałtem. Czy tylko powtórzenie tamtego terrorystycznego aktu w nowych dekoracjach, z zamianą ról, jest w stanie uleczyć chorą pamięć?
Film Walther przynosi takie właśnie, marne skądinąd, pocieszenie. Wskazuje też na przesunięcie akcentów: to podstawowe emocje, nie zaś wielkie społeczne analizy, absorbują dziś młodych niemieckich filmowców.
Bohaterowie ich filmów próbują być architektami swoich uczuć, kontrolować i nadawać im wymarzony kształt, co przynosi skutki zgoła odmienne od zamierzonych. Maren Ade w nagrodzonym berlińskim Srebrnym Niedźwiedziem filmie "Wszyscy inni" podpatruje parę trzydziestolatków w domku na Sardynii.
Bronią się przed małą stabilizacją i wejściem w życiowe role, odgrywając własny teatr życia codziennego. Głód niezależności zamienia się w próbę sił, choć i tak w finale zwyciężają ci "inni": odwiedzające młodych małżeństwo seksownych burżujów, w których bohaterowie filmu zobaczą odwróconą karykaturę samych siebie.
Klęskę takiego wyidealizowanego świata pokazuje "Pod koniec sierpnia" Sebastiana Schippera, gdzie podobni bohaterowie, choć postarzeni o dziesięć lat, zmierzyć się muszą z powierzchownością niby-trwałej relacji, której symbolem ma być świeżo zakupiony dom na wsi.
Z kolei w nagrodzonym przez niemieckich krytyków "Jerichow" Christian Petzold ożywia miłosny trójkąt: turecki przedsiębiorca, jego niemiecka żona i młody pracownik wplątują się w osobliwy układ zależności, w których trudno odróżnić żywe emocje od podszeptów władzy. W "Architekcie" Iny Weisse życiowy sukces tytułowego bohatera po latach odsłania swoją brudną podszewkę: okupiony został fałszywymi wyborami emocjonalnymi, ucieczką od korzeni i zwyczajnym konformizmem.
Gdyby potraktować wspomniane tutaj filmy jako próbkę reprezentatywną nie tylko kina, ale i ogólnych nastrojów, to niemiecki raj na ziemi, za którym tak bardzo tęsknią polskie bohaterki "Cudownego świata pralni", okaże się ułudą, atrakcyjną jedynie dla filmowców i ich widzów. A kwestia życiowego zadowolenia raz jeszcze okaże się względna.
7. Tydzień Filmu Niemieckiego, Kraków 23-30 października 2009 r.