"Niech idzie do ludzi"

Dobre wieści z Rzymu: w niedzielę ok. godziny 18.40 Jan Paweł II opuścił klinikę Gemellego i wrócił do Pałacu Apostolskiego w Watykanie. Na trasie przejazdu zebrały się tysiące wiernych; wyraźnie mocniejszy Papież uśmiechał się i błogosławił zgromadzonych.

20.03.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

9 marca jeszcze podczas pobytu w szpitalu Jan Paweł II przyjął Henryka Woźniakowskiego. Prezes wydawnictwa Znak wręczył Papieżowi pierwsze egzemplarze polskiego wydania jego najnowszej książki “Pamięć i tożsamość". W zeszłym tygodniu jej nakład podniesiono do rekordowego poziomu 600 tys. egzemplarzy. Książkę można już kupić w księgarniach oraz w internecie, natomiast jej uroczysta prezentacja odbędzie się 15 marca w auli Collegium Novum UJ. W spotkaniu wezmą udział kard. Franciszek Macharski, Joaquín Navarro-Valls, ks. prałat Claudio Rossini (dyrektor Libreria Editrice Vaticana), ks. prałat Paweł Ptasznik z sekcji polskiej Sekretariatu Stanu, prof. Norman Davies, prof. Krzysztof Michalski i o. Maciej Zięba.

  • Specjalnie dla czytelników "Tygodnika" prezes Znaku opisał spotkanie z Janem Pawłem II.

Kiedy przed niespełna czterema miesiącami byłem w Watykanie, by podpisać umowę z Libreria Editrice Vaticana, otrzymałem wstępną obietnicę, że będę mógł pierwsze polskie egzemplarze “Pamięci i tożsamości" ofiarować Papieżowi. Termin został wówczas określony, nikt jednak nie przewidywał choroby Papieża i Jego pobytu w szpitalu. Tym większa była moja radość, kiedy dowiedziałem się, że mimo to - jestem u Ojca Świętego oczekiwany. Spotkanie miało się odbyć w poniedziałek lub wtorek, 7 lub 8 marca, w zależności od samopoczucia Papieża i decyzji ks. abp. Stanisława Dziwisza.

Poniedziałek po przyjeździe do Rzymu spędziłem na nerwowym wyczekiwaniu na telefon, który zadzwonił późnym wieczorem przynosząc wieść, że nazajutrz o 10.30 mam stawić się w klinice Gemellego. Przybyłem znacznie wcześniej, co pozwoliło mi zwiedzić miasteczko dziennikarskie, pełne wozów transmisyjnych i usadowionych pod namiotami lub parasolami kamer o obiektywach stale wycelowanych w okna papieskiego apartamentu na dziesiątym piętrze, w oczekiwaniu na ukazanie się Jana Pawła II. Ten niezwykły pontyfikat dostarczał mediom niewyczerpanego strumienia tematów. Teraz nagle dziennikarska brać została go pozbawiona i skazana na skąpo dozowane komunikaty o stanie zdrowia Papieża i na Jego rzadkie pojawienia się w oknie. Połowa holu kliniki zamieniona jest na biuro prasowe. Aby dostać się na dziesiąte piętro - gdzie rezyduje Papież - muszę przekonać posępnego ochroniarza w cywilu, by zaprowadził mnie do protocollo. Tam w małym skromnym pokoiku sympatyczny ksiądz przyjmuje mnie jak starego znajomego i osobiście wywozi windą na papieskie piętro.

Trzeba przyznać, że klinika nie robi olśniewającego wrażenia. Ten ogromny kombinat leczniczy - zbudowany w latach 60. - wydaje się dość wyeksploatowany i na oko niezbyt odbiega od polskich standardów. W poko-iku pełniącym funkcje przedsionka, szatni i przechowalni kilku medycznych sprzętów oczekuję na ks. abp. Dziwisza, który wkrótce się pojawia. Wręczam mu kilka egzemplarzy “Pamięci i tożsamości", opowiadam o książce, o pierwszych głosach polskich recenzentów. Arcybiskup wychodzi, by po chwili wrócić z wiadomością, która niemal zbija mnie z nóg: lekarze właśnie zadecydowali, że nie będzie dziś żadnych odwiedzin. Ks. Dziwisz proponuje, żebym wrócił do Watykanu z Arturo Marim, papieskim fotografem. Korzystam chętnie z tej okazji. Po drodze Mari z ogromnym i ujmującym przejęciem opowiada mi, jakim szczęściem jest dla niego praca przy Papieżu: “To jest święty, prawdziwy święty, pan nie wie, co to znaczy być na co dzień przy takim świętym! Widziałem prawdziwe cuda, nie mogę o tym mówić, ale kiedyś może opowiem...".

Zrezygnowany dzwonię do Znaku. Koledzy przekonują mnie, żebym spróbował jeszcze raz: może nazajutrz Papież będzie mocniejszy, a książka sprawi mu radość. Zawiadamiam więc Księdza Arcybiskupa, że postanowiłem przedłużyć pobyt w Rzymie i - jeśli to będzie możliwe - czekam na kolejne wezwanie. Upragniony telefon dzwoni nazajutrz rano. “Więc jednak pan został?" - słyszę głos arcybiskupa Dziwisza. “Czy mam już jechać?" - pytam gorączkowo. “Jeszcze nie". Więc znów godzina czekania i ponowny telefon: jest zielone światło!

Wzywam samochód; taksówkarz jakby zgadując moją niecierpliwość jedzie w natchnieniu, neapolitańskim mrożącym krew w żyłach slalomem wśród pędzących pojazdów. Wreszcie docieram, znów na dziesiąte piętro - i wprost z atmosfery nerwowego pośpiechu wprowadzony zostaję w strefę ciszy, modlitwy, odwiecznego, powolnego rytmu liturgii. Oto w małej kaplicy przylegającej do papieskich pokojów właśnie rozpoczęła się Msza św. Odprawia ksiądz Dziwisz, Ojciec Święty koncelebruje, siedząc naprzeciw ołtarza w fioletowym ornacie. Za małym tabernakulum umieszczonym w rogu kaplicy stoi papieski pastorał, pełniący tu funkcję krzyża; na ścianie ikona Matki Boskiej. W Mszy uczestniczą cztery siostry, kilku lekarzy, dwóch panów z ochrony. Słychać spokojny głos celebransa - i oddech Papieża. Natychmiast po Mszy proszony jestem do skromnego saloniku obok kaplicy. Papież - jeszcze w ornacie - siedzi przy stole, na którym kładę egzemplarz książki. “Syn Jacka!" - mówi Papież, spoglądając na mnie. A potem patrzy na książkę i gestem typowym dla autora, który cieszy się z dzieła, które właśnie ujrzało światło dzienne - klepie dłonią okładkę i głosem lekko schrypniętym, ale w pełni zrozumiałym mówi: “Niech idzie do ludzi!".

Papież zeszczuplał, jest bardziej pochylony, jak gdyby ciążyły mu szaty liturgiczne, ale w jego jasnym, bystrym, niebieskim oku, którym spogląda na mnie, widzę tak dobrze znaną żywą iskrę - więc zaczynam mówić. Mówię, choć przypominam sobie, jak przed laty, kiedy opuszczaliśmy papieskie apartamenty z Jerzym Turowiczem i Stanisławem Stommą po obiedzie, któremu towarzyszyła ożywiona rozmowa, pan Jerzy zapytał: “Stachu, a czemu ty tak mało mówiłeś?". “Bo mnie Papież nie pytał, a przecież Papieżowi się tylko odpowiada na pytania". Któż jednak, poza Stommą, pamięta o tej starej, dobrej zasadzie monarchicznej etykiety? Zwłaszcza teraz, kiedy Ojciec Święty wypowiada słowa z wysiłkiem, którego mu się chce oszczędzić. Mówię więc, czym ta książka jest dla Znaku i dla mnie osobiście, mówię o planowanych prezentacjach, o modlitwach naszych za Papieża, o sile Jego świadectwa w chorobie i cierpieniu, przekazuję nowiny rodzinne. Papież słucha ze skupioną uwagą. Po chwili dostaję sygnał od Księdza Arcybiskupa, że pora kończyć. Papież błogosławi Znak, rodzinę; uskrzydlony - wychodzę. Po chwili zjawia się Ksiądz Arcybiskup i wręcza mi wspaniały dar: książkę z autografem Ojca Świętego, z podpisem “Jan Paweł II" złożonym dłonią drżącą, ale mimo to - pewną, wyraźnym pismem. Na spotkaniach poświęconych “Pamięci i tożsamości" ten egzemplarz będzie teraz znakiem obecności Autora, który w ten sposób, wraz ze swym dziełem, “pójdzie do ludzi".

  • Wśród wywiadów poświęconych chorobie Jana Pawła II znalazła się także rozmowa, którą Marek Lehnert, rzymski korespondent KAI, przeprowadził z kard. Andrzejem Marią Deskurem, emerytowanym przewodniczącym Papieskiej Rady Środków Społecznego Przekazu. 81-letni dziś hierarcha na trzy dni przed wyborem Karola Wojtyły na papieża doznał wylewu; od tamtej pory porusza się na wózku inwalidzkim.

KAI: - Co sądzi Eminencja na temat toczącej się obecnie dyskusji o stanie zdrowia Papieża?

KARD. ANDRZEJ MARIA DESKUR: - Na pytanie, czy Ojciec Święty może w tej sytuacji, w jakiej jest, funkcjonować jako Głowa Kościoła, odpowiadam: pamiętajcie, że kierowanie Kościołem polega nie na otwieraniu poczty, ale na dawaniu przykładu. A on daje przykład - człowieka chorego - który w Kościele jest przykładem budującym.

- Jak Eminencja, jako były przewodniczący Rady do spraw Mediów, ocenia doniesienia o chorobie Papieża?

- Występuje tu jednostronność. Mówi się o tym, co Ojcu Świętemu może sprawić przyjemność, a nie mówi się o tym, co ułatwia mu kierowanie Kościołem. I to robi się do tego stopnia, że ludzie zaczynają wątpić, czy może on rządzić Kościołem w obecnym stanie zdrowia.

- Po raz pierwszy Jan Paweł II opuścił Watykan 18 października 1978, by odwiedzić Księdza Kardynała w klinice im. Gemellego. Jak Eminencja wspomina tamtą wizytę?

- Ja byłem w stanie śpiączki, nieprzytomny. Gdy się obudziłem, dowiedziałem się, że Papież był u mnie. Wtedy wszyscy się zaczęli mną interesować. Przedtem nikt na mnie nie zwracał uwagi.

- Co Ksiądz Kardynał myśli, widząc na wózku Papieża, który był narciarzem i pływakiem?

- Był sportowcem, a teraz jest tylko męczennikiem.

- Czego Eminencja życzy w tej chwili najbardziej Ojcu Świętemu?

- Żeby nie myślał, że jest mniej przywódcą Kościoła dlatego, że jest fizycznie unieruchomiony. Żeby utwierdził się w przekonaniu, że to unieruchomienie powiększa jego powołanie w Kościele.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2005