Przyjaciel z Rennes

Spotkanie ludzi tak lojalnych i wiernych w przyjaźni jak Jacek Brzeziński, tak bezinteresownych i życzliwych, to szczęśliwy przywilej.

03.06.2019

Czyta się kilka minut

 / ARCHIWUM RODZINNE
/ ARCHIWUM RODZINNE

Bywa, że ludzkie losy biegną obok siebie przez dłuższy czas w dużej bliskości, aby ni stąd, ni zowąd energicznie się splątać. Tak było z moją przyjaźnią z Jackiem Brzezińskim. Spotykaliśmy się przelotnie w Krakowie od końca lat 60. XX w., mieliśmy wspólnych znajomych, mijaliśmy się w dominikańskim krużganku czy w drzwiach u Wojtka Gołubiewa, z którym Jacek pracował po studiach w Spółdzielczym Instytucie Badawczym – ale chodziliśmy innymi ścieżkami. Z tamtego czasu pamiętam głównie jego okazałą białogwardyjską futrzaną czapę, dobrze pasującą do jego solidnej postury i mocno zarysowanego profilu. Z początkiem lat 80. Jacek znikł z Krakowa – wiedzieliśmy, że osiedlił się z żoną we Francji, a ponieważ został tam nielegalnie, nie mógł przez dłuższy czas pokazać się w Polsce.

Lekcja wolnego rynku

Tymczasem z początkiem lat 90. okazało się, że okręt flagowy Znaku nabiera wody. Wskutek gwałtownych przemian w ówczesnej polityce, Kościele i na rynku prasowym „Tygodnik Powszechny” jął tracić czytelników. Jerzy Turowicz złożył wówczas na moje plecy prezesurę Znaku w mniemaniu, że kilkunastomiesięczna służba w ekipie Tadeusza Mazowieckiego dała mi wiedzę, jak radzić sobie ze skutkami transformacji. Brakowało nam pomysłów, a przede wszystkim kapitału, żeby odzyskać starych i przyciągnąć nowych czytelników.

Postanowiłem wówczas odwołać się do francuskich przyjaciół, z którymi spotkałem się wcześniej w Radzie Międzynarodowej Unii Prasy Katolickiej. Przedstawiłem projekt stworzenia joint venture ze Znakiem, która skupi się na wsparciu „Tygodnika” w postaci know-how i niezbędnego, acz niewielkiego zastrzyku kapitałowego.

Jednym z trzech partnerów tego przedsięwzięcia został koncern wydawniczy Ouest-France kierowany przez François Régis-Hutina, podczas stanu wojennego inicjatora transportów humanitarnych do Polski. Jego asystentem był Jacek Brzeziński, który z ogromnym zapałem włączył się we współtworzenie nowej spółki i w budowanie porozumienia między delegatami francuskich partnerów a Znakiem.

„Tygodnik” co prawda postanowił pozostać jeszcze przez kilka lat „niewygodny”, w dużym formacie, jednak zasilenie kapitałowe pozwoliło zyskać na czasie, zaczerpnąć nieco oddechu i zaadaptować się do zmniejszonej sprzedaży. Pojawili się też ciekawi francuscy doradcy. Jacek świadomie rozbudowywał te związki pomiędzy swymi dwiema ojczyznami, które leżały w jego zawodowych kompetencjach i zaspokajały pasję społeczną. Entuzjastą „Tygodnika” pozostał do końca życia, organizując załodze regularne staże w Rennes i czytając pismo od deski do deski. Znakowi w osobach mojej i Danuty Skórowej pomógł przeprowadzić wizytę w licznych wydawnictwach zarówno należących do grupy Ouest-France, jak i spoza niej, podczas której francuscy koledzy po fachu odsłaniali przed nami tajniki swego warsztatu. Było to nieocenioną lekcją u początków wdrażania się w gospodarkę rynkową. Za pośrednictwem stowarzyszenia Europe Presse Solidarité Jacek rozwinął też współpracę z wydziałem dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Radość i optymizm

Taki był, pokrótce mówiąc, pewien fragment zawodowo-społecznej działalności Jacka i jej owoce. Ale równie owocna była jego przyjaźń, jego entuzjazm i niespożyty optymizm. U początków naszej współpracy okazało się, że planujemy wyjazd wakacyjny do amerykańskich parków narodowych. Postanowiliśmy jechać razem i odtąd co roku spędzaliśmy dwa-trzy tygodnie wakacji przemierzając w dwie pary małżeńskie malownicze rejony Europy i świata: Albanii, Bałkanów, Andaluzji, Argentyny, Kanady itd. Jacek był głównym organizatorem tych wypraw: po starannej lekturze licznych przewodników proponował trasę, rezerwował noclegi, przygotowywał opisy czyniąc to wszystko z wielką perfekcją, a potem – namiętnie fotografował oglądane pejzaże, zabytki, ludzi. Podczas długich godzin, gdy nawijaliśmy na koła kilometry szos, raczył nas niezliczonymi anegdotami i plotkami, zawsze z nutą niepozbawionej ironii życzliwości, o znanych nam i nieznanych przyjaciołach polskich i francuskich, o ukochanej jedynaczce Agacie i małych wnuczkach. W najpiękniejszych rejonach świata, z dala od obowiązków spędzaliśmy intensywne, beztroskie chwile.

Może nie zawsze beztroskie: Jacek bowiem przez kilkanaście lat zmagał się dzielnie z poważną chorobą nowotworową. Umiał jednak zgrać swoje kolejne, coraz liczniejsze zabiegi i terapie z naszymi podróżami: nieco słabszy i szczuplejszy, co roku pojawiał się wraz z Ewą, pełen wigoru, na starcie kolejnej wspólnej trasy. Do choroby i związanych z nią niedogodności podchodził z odwagą, humorem, optymizmem i stosunkiem analitycznym: opowiadał o jej postępach i o reakcjach własnego organizmu, o wysiłkach lekarzy, jak gdyby opisywał ciekawy medyczny przypadek.

Co roku spotykaliśmy się też w Polsce. Jacek miał chałupę góralską na Tarasówce, bez prądu i wody bieżącej, w której spędził sporą część dzieciństwa i młodości, co mu dało znakomitą znajomość gwary góralskiej, śpiewu i obyczaju, a także trwałe sąsiedzkie przyjaźnie. W tej chacie otwartej na tatrzańską panoramę, dalekiej od gwaru wczasowisk, spędzał pozostałą część urlopu kosząc trawę, rąbiąc drwa, nosząc wodę ze studni i gwarząc z sąsiadami. Rozstanie z tym miejscem, wymuszone postępami choroby, było dla niego trudne, ale jak zawsze bacząc pilniej na pełną niż na pustą połowę szklanki cieszył się, że chata poszła w ręce jego góralskich przyjaciół.

Spotkanie ludzi tak lojalnych i wiernych w przyjaźni jak Jacek, tak bezinteresownych i życzliwych, jest rzadkie – to szczęśliwy przywilej. Przedwczesne odejście człowieka, który tak cieszył się życiem i przysparzał światu niemało dobra – to odwieczna tajemnica. Ale ponieważ żadne dobro się nie marnuje, to i Jacek nie wszystek od nas odszedł. ©

KS. ADAM BONIECKI:

Jacek Brzeziński odwiedził redakcję w lipcu zeszłego roku. Zawsze, kiedy przyjeżdżał do Polski, odwiedzał nas na Wiślnej. Tamta wizyta – nikt z nas wtedy nie myślał, że ostatnia – była szczególna. Jacek Brzeziński wyszedł – jak się zdawało – zwycięsko z ciężkiej choroby, radość więc ze spotkania była tym większa. On sam nią promieniał.

Od wielu lat był naszym wypróbowanym przyjacielem. Tajemnica tej przyjaźni z „Tygodnikiem” i całym środowiskiem leżała nie w tym, że w trudnych sytuacjach spieszył z pomocą, przecierając drogi do środowisk francuskich wydawców, które doskonale znał i w których cieszył się zaufaniem, ale w tym, że doskonale rozumiał, wręcz czuł sens tego, co robimy, i do „Tygodnikowej” i „Znakowej” filozofii miał zaufanie. Rozumiał nas i w nas wierzył. W trudnych okresach najnowszej historii „Tygodnika” było to niesłychanie ważne. Jacek nie był amatorem-dyletantem, znał się na dziennikarstwie, znał arkana sztuki wydawniczej, katolicki świat wydawniczy nie był mu obcy. Trudno nawet opisać, ile tej przyjaźni zawdzięczamy, bo najbardziej liczy się to, czego policzyć się nie da.

Wzruszył mnie wtedy w lipcu. Z najgłębszym przekonaniem zapewniał nas, że wyjście z choroby zawdzięcza naszym modlitwom. Tak, gorąco modliliśmy się za Jacka, ale żeby aż tak...

 

Myślę, że najwspanialszym dorobkiem „Tygodnika” są tacy jak Jacek przyjaciele. Bez nich dawno byśmy się pogubili, a może nawet przepadli. ©(P)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2019