Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trwa ogólnopolska licytacja na straty. Rząd musi tych głosów wysłuchać. Ale musi też pamiętać o wykluczonych, którzy nie mają swoich lobbystów i nie potrafią zadbać o siebie” – mówi w wywiadzie w aktualnym wydaniu "TP" prof. Ryszard Szarfenberg, badacz polityki społecznej. Chwilę później pada zdanie – niestety – częściowo profetyczne: „Nie chciałbym usłyszeć pewnego dnia w telewizji, że w jakimś polskim domu spokojnej starości poumierali niemal wszyscy pensjonariusze, bo nie było jak przeprowadzić kwarantanny (...) jak we Włoszech”. Piątek 27 marca (dwa dni po tym, jak dziennikarz przeprowadzał wywiad) przyniósł informację o Domu Pomocy Społecznej w Niedabylu k. Radomia, gdzie 60 osób zakaziło się SARS-CoV-2. A niedziela: o 12 zarażonych w podobnej placówce w Jakubowicach.
Dziś to jedno z ważniejszych pytań dla polskiego państwa i lokalnych władz: Co z tysiącami pensjonariuszy DPS-ów, Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych, schronisk dla bezdomnych, wypełnionych ludźmi starymi i schorowanymi? Wojewodowie wydali wytyczne na czas zagrożenia, ale – jak mówią kierujący placówkami – zalecenia te są zbyt ogólnikowe, by zadziałały w największym kryzysie. Problemem jest szczuplejąca kadra: niektórzy pracownicy korzystają z uprawnień związanych z opieką nad szkolnymi dziećmi. Ci, którzy zostają, dzielą z mieszkańcami lęki: co jeśli pojawią się zachorowania? Kto zajmie się ludźmi, gdy zakazi się personel? Czy przyjmować nowych pensjonariuszy? Siostra Małgorzata Chmielewska donosiła niedawno o jednym ze swoich mieszkańców – przyjechał ze szpitalnym wypisem i zaleceniem: „Wymaga kwarantanny”…
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Pandemia koronawirusa - serwis specjalny
- Tygodnik na kwarantannę - wybór najlepszych tekstów dostępny bezpłatnie!
Niewiele lepiej jest w domach dziecka. „Czwórkę dzieci podrzucili mi pod dom, jak niechciane psy” – mówił niedawno lokalnym mediom dyrektor placówki w Chełmnie, alarmując, że przewidziane jako miejsca resocjalizacji Młodzieżowe Ośrodki Socjoterapii pozbywają się na czas epidemii pensjonariuszy. Także w placówkach dla dzieci problemem jest topniejąca kadra.
Aż chciałoby się zakrzyknąć: państwo zostawiło najsłabszych! I pewnie na słuszność tego okrzyku znalazłyby się argumenty – choćby wskazywany przez prof. Szarfenberga brak tarczy antykryzysowej dla wykluczonych, na modłę tego dla świata pracy i płacy. Ale pamiętajmy: ta epidemia przerosła wszystkich – każdy niemal sektor naszego życia albo liże już rany, albo czeka na tąpnięcia.
Można by więc poprzestać na postulacie minimum: niech państwo nie buduje nowych przestrzeni wykluczenia. Bo czym innym jak jego zadekretowaniem, a nawet wzmocnieniem, jest nieszczęsna decyzja ministra edukacji, by jak gdyby nigdy nic kontynuować realizację podstaw programowych, a nauczycieli rozliczać z odhaczania kolejnych punktów? Z jakim bagażem wyplucia na margines wyjdą z tej epidemii dzieci z rodzin biednych, wielodzietnych, bez dostępu do komputerów, sieci, mieszkający w domach dziecka?
Owszem, mainstream polskich problemów czasu epidemii jest gdzie indziej: to dzieci i ich rodzice miotający się między zdalnym wyrabianiem PKB a – także zdalnym – realizowaniem szkolnych programów; to pracownicy bez stałych umów; drobni przedsiębiorcy. Ale to za murami DPS-ów, ZOL-ów, schronisk, domów dziecka toczyć się teraz będą gry o najwyższe stawki. ©℗