Nie ma kiboli

To ciekawe zjawisko: „kibole” pojawiają się zawsze w tym samym momencie. Wtedy, gdy rośnie popyt na polityczne igrzyska.

27.08.2013

Czyta się kilka minut

Człowiek, który jedzie z nożem w kieszeni do obcego miasta, jest potencjalnym nożownikiem i mordercą. Ten, który z grupą kolegów szuka okazji do tego, by kogoś uderzyć, jest potencjalnym sprawcą pobicia. Sprzedawca narkotyków jest sprzedawcą narkotyków. A ten, kto wykrzykuje rasistowskie hasła, jest rasistą – opisanym przez paragrafy kodeksu karnego.

Hobby jest prywatną sprawą człowieka. Dla występku, który popełnia, nie ma znaczenia, czy jest kibicem piłki nożnej, hokeja na trawie, czy też miłośnikiem muzyki symfonicznej. Prawo powinno być równe dla wszystkich.

A jednak zaopatrzyliśmy się w przepisy pozwalające w szczególny sposób ścigać i kontrolować osoby, które bywają na trybunach stadionów piłkarskich. 24-godzinne sądy doraźne, ścisła rejestracja kibiców, rewizje, monitoringi, zakazy stadionowe – wszystko to rozwiązania wprowadzone podczas kolejnych wojen wypowiadanych przez polityków stadionowym bandytom.

Dobrze – skoro to miało rozwiązać problem, niech i tak będzie. Tyle że z jakichś powodów problem nie jest ciągle rozwiązany. Rząd znów się przebudził i znów proponuje kolejną krucjatę. Min. Bartłomiej Sienkiewicz chce pokazać kibicom, że to państwo ma monopol na przemoc, a premier Donald Tusk proponuje skuteczne „metody walki”, co oznacza czasami „metody brutalne”.

Trudno polemizować z takim stanowiskiem, bo zaraz ubiorą cię w buty obrońcy bandytów, ale niech będzie.

TERROR KIBICÓW CZY FUSZERKA SŁUŻB

Zastanawiam się, czego jeszcze chcą premier z ministrem spraw wewnętrznych? Jakie rozwiązania prawne, jak zmasowany gniew społeczny jest im potrzebny, by walczyć z bandyterką?

Do czego ma nas to doprowadzić? Do osobnego kodeksu karnego dla kibiców?

Patroli społecznych, które wyłapywałyby wałęsających się po mieście szalikowców?

Dlaczego państwo nie potrafi wykorzystać istniejących już instrumentów, tylko ciągle domaga się nowych?

Były trzy zapalniki, które zdetonowały ostatnią wojnę z „kibolstwem”. Rozbicie meczu w podwarszawskich Łomiankach, obraźliwy dla Litwinów transparent na trybunie poznańskiego Lecha oraz bójka kibiców ze Śląska z meksykańskimi marynarzami na plaży w Gdyni.

Nie wdając się w detale, wydarzenia można interpretować na dwa sposoby: albo był to terror hord spuszczonych z łańcucha bandytów, albo była to fuszerka służb porządkowych i policji. Transparent na pół trybuny to nie jest główka od szpilki. Może ochrona nowoczesnego stadionu w Poznaniu – zabawki pięknej i kosztownej – jest zła? Przecież jej członkowie mają prawo przeszukiwać, rejestrować, monitorować. Może nie trzeba wymyślać prochu, tylko solidnie wykonywać swoje obowiązki?

Skoro wszyscy wiedzieli (a wiedzieli, bo mówiono o tym w radiu i pisano w gazetach), że w Łomiankach dojdzie do burd, to dlaczego nie zmobilizowano dodatkowych sił dla zabezpieczenia imprezy? Dlaczego, skoro wiadomo było, że za chwilę dojdzie do przestępstwa, nie udało się przestępstwa udaremnić?

A Gdynia? Tu sprawa jest chyba najprostsza. Na plaży, gdzie wśród opalających się ludzi grasowali podchmieleni żeglarze i napakowani kibice, nie było zdolnej do podjęcia interwencji policji. Nikt nie pomyślał, że rozbójnicy spotkają się ze sobą akurat tam? Że jak ktoś przyjechał nad morze, to idzie na plażę? Narady premiera z ministrem spraw wewnętrznych, szefem resortu sprawiedliwości, prokuratorem generalnym nie byłyby potrzebne, gdyby tylko ktoś posłał policjantów we właściwe miejsce.

Jeśli państwo nie będzie radziło sobie w tak prostych sytuacjach, jedynym rozwiązaniem będzie delegalizacja piłki nożnej. Pytanie tylko, co przyjdzie robić ze stadionami na Euro i Orlikami.

SKUTE RĘCE KLAUNA

Premier mówi o „brutalnych metodach”, dając tym samym organom ścigania ciche przyzwolenie do balansowania na granicy prawa. I mając wsparcie ministra odpowiedzialnego za policję.

Boję się, że dojdzie do niemiłej sytuacji, gdy instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo zaczną działać wedle zasady „Goń kibola”, przy społecznym aplauzie: coraz bardziej brutalną gonitwą będą pokrywać swoją nieudolność.

Do dziś mam w oczach skute na plecach ręce „pływaka ze Stadionu Narodowego”. To człowiek, który w strugach deszczu odważył się na klaunowski postępek: wybiegł na murawę przed odwołanym meczem reprezentacji, żeby poganiać się z porządkowymi, i został potraktowany jak najgroźniejszy bandzior.

Sędzia wymierzył mu minimalną karę i kazał natychmiast uwolnić. Do dziś nie dowiedzieliśmy się, dlaczego wesołka skuto? Kto wydał rozkaz? Jaka była podstawa prawna? Może była to zwyczajna zemsta za to, że przedarł się przez kordony na prestiżowej imprezie?

To tylko epizod, ale było wiele poważniejszych historii. Do dziś zastanawiam się, dlaczego miesiącami siedział w areszcie kibic Legii „Staruch”? Podejrzenia o handel narkotykami, związki z gangami – oparte na wątłych zeznaniach jednego człowieka – kompletnie się rozsypały. A więc czy było to prewencyjne aresztowanie przed Euro? Demonstracja siły państwa – zamknijmy faceta, który kiedyś uderzył piłkarza, niech inni widzą, że możemy?

Zachęcanie policji do stosowania „brutalnych metod” to igranie z ogniem. Policja w odniesieniu do kibiców jest i tak dość zdecydowana. Kto nie wierzy, niech się przejedzie pociągiem specjalnym na mecz ligowy albo przejdzie w kolumnie kibiców eskortowanych na mecz. Będzie miał popis chamstwa, które rozkłada się po równo między szalikowców i ludzi w mundurach.

SZUMOWINY BEZ IDEOLOGII

Zdaję sobie sprawę, że polskie stadiony to miejsca dość obmierzłe. Nie chodzę, bo na dole grają słabo w piłkę, a na górze rzucają mięsem. Przyśpiewki znam wszystkie – wiem, jaka jest Jagiellonia, co za zawód wykonuje Legia, z jakim zwierzęciem kojarzy się Arka. Jestem nawet świadomy, co i gdzie wsadzimy „Stalówce Mielec” oraz jak na imię ma arbiter spotkania.

Nie bardzo mnie to śmieszy. Raczej żenuje, zwłaszcza że od czasu do czasu zdarzają się też ponure hece z wyzywaniem od małp i rzucaniem bananów w stronę czarnoskórych zawodników (swoją drogą, jak można zachwycać się Balotellim we środę, a w sobotę udawać szympansa?).

Logiki w tym nie ma, ideologii też nie. Dziwię się opozycji, że ubiera zadymiarzy w mundurki patriotów i kontestatorów posunięć rządu Tuska: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole”.

Tu nie chodzi o kontestację i patriotyzm, tu chodzi o dość specyficzny styl bycia – stadnej bezkarności, właściwej szumowinom. Prymitywny, groźny tylko wówczas, gdy puścimy go samopas. Jak np. po ubiegłorocznym meczu Polska–Rosja na Stadionie Narodowym. Sam byłem świadkiem polowania na rosyjskich turystów przez rozpuszczonych, podpitych chuliganów na Starym Mieście. Robili to nie kibice ani kibole, tylko drobni – dość tchórzliwi zresztą – przestępcy.

Inna sprawa, że wtedy nie trzeba było żadnych nowych rozwiązań prawnych, tylko lepszej organizacji pracy sił porządkowych.

***

Nie biję na alarm. Nie uważam, że ze stadionów wyleje się brunatna fala, która zatopi nas jak powódź. Nie sądzę, żeby konieczne były jakieś szczególne rewolucje w prawie. Nie ma powodu, żeby policja nadużywała siły i była brutalna. Nie ma sensu idealizować środowisk kibiców, tak samo jak szczególnie ich nękać, traktując jak drugą kategorię obywateli.

Przestępców należy zwyczajnie łapać. A polityków-demagogów, którzy ogłaszają kolejną krwawą wojnę, licząc, że poprawi im ona spadające notowania – wyśmiewać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2013