Bóg wybacza, kibol nigdy

George Orwell w latach 30. XX wieku pisał ironicznie: "Futbol wraz z... frytkami, stylonowymi pończochami, radiem i mocną herbatą powstrzymał rewolucję! Młodzież zajęła się kibicowaniem. Gdyby dziś żył, musiałby napisać historię stadionowego chuligaństwa, jednej z plag współczesności.

22.05.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Przed ponad 30 laty polscy archeolodzy z UW znaleźli w Egipcie ślady "wojny" kibiców, która 1300 lat przed naszą erą doprowadziła do prawdziwej wojny domowej i obalenia faraona Fikasa.

Sobotni chuligani

Dzieje współczesnego chuligaństwa futbolowego liczą prawie 120 lat. Pod koniec XIX w. w Irlandii powstał gang kibiców, na którego czele stanął niejaki Edward Hooligan. W latach 90. XIX wieku grupy hooligans działały przy większości brytyjskich klubów. Już w 1869 r. kilka klubów musiało zamknąć czasowo swoje stadiony z powodu agresywnego zachowania kibiców. Początkowo futbolowa gorączka objawiała się w postaci ataków na sędziów i drużyny przyjezdne. W 1902 r. pod koła pociągu został wrzucony kibic Derby

County i była to pierwsza odnotowana ofiara śmiertelna klubowych nienawiści.

Na początku lat 60. XX wieku brytyjskie stadiony zapełniły się młodzieżą. W Anglii upadały tradycyjne gałęzie przemysłu i lawinowo rosło bezrobocie. Kibice wywodzili się z klasy robotniczej. Dzięki zasiłkom mieli poczucie stabilizacji, lecz jednocześnie byli ogromnie sfrustrowani. Gangi kibiców dawały możliwość rozładowania emocji, poczucie przynależności do grupy oraz możliwość zamanifestowania swojej agresji przeciwko dominującej kulturze globalnej.

Potem modne stało się podróżowanie na wyjazdowe mecze. "Sobotni" chuligani, podróżując po Anglii, w drodze na stadiony niszczyli wagony, dworce, sklepy. "Trybuny to dla nas miejsca, gdzie możemy dowieść, że istniejemy, że w ogóle chodzimy po ziemi" - krzyczeli maniacy z Liverpoolu. Rywalizacja kibiców najpopularniejszych drużyn upodobniła się do wieloletniej batalii wojskowej, gdzie celem stało się opanowanie obcego terytorium, czyli cudzego stadionu. Mecze stały się tylko pretekstem do rozrób.

Żałoba po kibicach

Jednak dopiero gdy na trybunach pojawili się skinheadzi, powiało grozą. Polała się krew. I to wszystko w kraju, w którym kiedyś zrodziło się pojęcie fair play.

Najgroźniejsi byli "Chelsea Headhunters", czyli "Łowcy głów" z londyńskiej dzielnicy Chelsea, którzy na stadionach pojawiali się jako tysięczna armia chuliganów. W ich wyposażeniu były kusze, miecze, siekiery, maczugi, noże, a nawet pistolety. Wewnątrz grupy panowały quasi-wojskowe reguły. "Łowcy głów" szczególnie znienawidzili Żydów, którzy kibicują innej londyńskiej drużynie - Tottenhamowi. Kibice Chelsea nosili swastyki, pozdrawiali się krzycząc: "Sieg Heil" lub "Jude raus". Napadnięte ofiary skalpowano, wycinano im nożem na plecach krzyże, a nawet zabijano.

W związku z pojawieniem się na stadionach kibicowskich animals, nikogo nie dziwiły specjalne sektory na trybunach, nazywane "klatkami", z siatkami ochronnymi, metalowymi barierami, drutami kolczastymi pod napięciem. Stałym elementem każdego meczu stały się kontrole osobiste w poszukiwaniu alkoholu i narzędzi przestępstw. Mecze oznaczały alarm dla policji i straży pożarnej. Wokół stadionu pojawili się policjanci z psami.

Zaraźliwy angielski wirus przeniósł się na kontynent. 20 maja 1985 r. był dniem, który wstrząsnął europejskim futbolem. Podczas finału Pucharu Europy (poprzednik dzisiejszej Ligi Mistrzów), pomiędzy Juventusem Turyn a FC Liverpool, angielscy kibice zmienili stadion "Heysel" w Brukseli w cmentarz. Na trybunach podczas bójek między zwolennikami obu klubów zginęło 39 osób, a 450 odniosło rany. Masakrę bezpośrednio transmitowało na cały świat kilkadziesiąt stacji telewizyjnych.

Nobel za lekarstwo na głupotę

Rzeź w Brukseli nie stała się przestrogą. Wkrótce zachorowała cała piłkarska Europa. Wszyscy zadawali sobie pytanie: dlaczego?

- Futbol jest typową grą "wojenną", odzwierciedleniem walki - mówi prof. Alicja Gorący, psycholog. - Stąd też wyzwala najgorsze instynkty. Przypomnę, że w 1969 r. wybuchł krwawy konflikt między Hondurasem i Salwadorem. Kontrowersyjna decyzja sędziego stała się rodzajem detonatora.

Fani Crvenej Zvezdy Belgrad zostali kibolami, kiedy przeczytali w gazetach o brytyjskich chuliganach. W trakcie wojny bałkańskiej niesławny serbski watażka Arkan werbował do swych oddziałów szturmowych kibiców tej drużyny. To spośród nich wywodzili się bezwzględni siepacze Slobodana Miloševicia, śpiewający piosenki piłkarskie podczas dokonywanych w Bośni rzezi.

W Holandii jatki między sobą urządzali kibice Ajaxu Amsterdam i FC Den Haag. Dziennikarz holenderskiego tygodnika "Nieuve Revue" napisał: "Pracowałem już w wielu niebezpiecznych miejscach, byłem korespondentem wojennym, ale nigdy w życiu nie bałem się tak bardzo, jak podczas spotkania z chuliganami z Hagi". W 1998 r. w czasie mistrzostw świata we Francji, w Lens, gdzie odbywał się mecz Niemcy-Jugosławia, niemieccy psuedokibice zatakowali francuską policję. Krzyczeli "Heil Hitler", śpiewali hitlerowskie pieśni i wznosili rasistowskie okrzyki.

Wtedy też pojawiły się pierwsze głosy, że to media zachęcają do przemocy. Tytuły prasowe pobudzały agresję kibiców. Wielu uznało, że tytuły "Achtung! Poddać się!" mają zabarwienie wojenne i podsycają nienawiść. To wówczas legendarny trener Kazimierz Górski wygłosił swój kolejny aforyzm: "Nobla temu, kto znajdzie lekarstwo na głupotę".

Strach nad stadionem

Polskie antagonizmy klubowe mają swoją wieloletnią tradycję. Najgorszą sławą cieszyli się sympatycy Cracovii, Ruchu Chorzów oraz Legii Warszawa. Na czasy jeszcze przed II wojną światową datuje się konflikt dwóch krakowskich drużyn: Cracovii i Wisły, nazywany "świętą wojną". Pewnie dlatego Witkacy często powtarzał: "Najbardziej boję się kibiców, tych młodych półgłówków...".

Zbrojny wybuch klubowej nienawiści nastąpił podczas finału Pucharu Polski w Częstochowie w 1980 r. Po meczu, w którym Legia Warszawa pokonała Lecha Poznań, doszło do walki między kibicami. Wtedy po raz pierwszy było zagrożone życie polskich kibiców i lekarze musieli udzielić pomocy kilkudziesięciu rannym. Zginęła jedna osoba. To był dzwonek alarmowy.

Wiadomo, że najbardziej aktywni byli w tych grupach tzw. gitowcy. Zaczęli przynosić na stadiony siekiery, tasaki czy skarpetki wypakowane śrubami oraz gwoździami. W latach 80. szeregi szalikowców zasilili polscy skini. Zaczęły się prawdziwe wojny kibiców z różnych miast, ekscesy na trybunach, pociągi grozy. Skini przynosili na stadiony flagi z celtyckimi krzyżami i swastyką. Kibice obu (!) łódzkich drużyn systematycznie pokrywają mury swojego miasta antysemickimi napisami.

W 1993 r. przed meczem Polska-Anglia w Chorzowie kibice Cracovii zasztyletowali w tramwaju 18-letniego Andrzeja Kujawę, sympatyka Pogoni Szczecin. W 1995 r. ponad stu policjantów zostało rannych po meczu o Puchar Polski między Legią Warszawa i GKS Katowice. W styczniu 1998 r. zginął 13-letni Przemek Czaja, kibic Czarnych Słupsk, pobity przez policjantów. Po pogrzebie Przemka, ponad 500 kibiców z całej Polski rzucało kamienie na przejeżdżające samochody, dewastowało radiowozy, niszczyło centrum miasta. Polscy bandyci byli też sprawcami międzynarodowego skandalu. W 2000 r. w trakcie meczu Wisła-Parma jeden z krakowskich pseudokibiców trafił nożem w głowę włoskiego piłkarza Dino Baggio. Wisłę ten incydent kosztował rok zawieszenia w europejskich pucharach.

Celem jest przemoc

Co weekend kilkanaście miast w Polsce zamienia się w strefy wojny. Wybuchają mniejsze i większe bójki na trybunach. Nikt nie potrafi dać sobie z nimi rady - ani kluby, ani policja. Watahy młodocianych bandytów biją przypadkowych przechodniów i policję. A ponieważ zwaśnione grupy kibiców pilnowane są na stadionach przez tysiące policjantów, wrogie bojówki umawiają się poza stadionami i tam toczą boje.

Subkultura kibiców rozwija się silniej niż ruchy skinów, metalowców i punków. Widać to na murach, gdzie nazwy zespołów rockowych zastąpione zostały przez klubowe symbole. Prawie każda grupa szalikowców wydaje własną gazetkę (tzw. zin). Można w nich przeczytać relacje z meczów, ale przede wszystkim opisy bójek i zadym, w których brali udział.

- Szalikowcy tworzą struktury plemienne, podobnie jak one organizują się do walki z innymi plemionami - zauważają socjologowie.

Polskie grupy kibiców mają własną hierarchię, wodzów, autorytety, terytoria, toczą wojny z innymi, zawierają sojusze. Dlatego najzacieklej walczą zwolennicy różnych klubów z tego samego miasta. Kibice ŁKS-u nienawidzą Widzewa Łódź, fanatycy Legii pałają nienawiścią do Polonii Warszawa.

- Subkulturę kibiców tworzą młodzi mężczyźni o ogromnych pokładach lęku - mówi profesor Anna Wyka, socjolog - którego nie mogą ujawnić, bo straciliby twarz. Z tej niemożności ujawnienia lęku wynika agresja. Poszukują siły przez siłę grupy.

Bójka daje im poczucie wartości i sensu życia. W grupie czują się akceptowani, potrzebni i w pewien sposób bezpieczni. To ich rodzina zastępcza. Prawdziwe domy nie potrafią im tego dać. Nienawiść jest dla nich czymś niezbędnym. Dlatego muszą wiedzieć, kto jest wrogiem. Mają ułatwione zadanie, bo o tym zadecydowała za nich bojówka, do której należą. Dzięki temu nastolatkowie czują, że ich życie nie jest puste. Żyją po to, żeby walczyć. Do szalikowej wspólnoty wciągają swoich bliskich - rodzeństwo, kolegów. Uważają, że to najlepsze, co może ich spotkać. Agresywna grupa chroni ich przed resztą świata.

Wcale się nie obrażają, kiedy mówi się o nich "pseudokibice". Polscy sympatycy futbolu sami dzielą się na kilka kategorii: kibic, kibol, fan, chuligan, szalikowiec, ultras. Nie ukrywają, że mecz jest tylko pretekstem do awantur i bójek z fanami innej drużyny.

Więzienia pod trybunami

- Chuligaństwo futbolowe to nasz wynalazek. Ale to właśnie my najlepiej sobie z nim poradziliśmy - powiedział przed kilku laty Steve Double, rzecznik prasowy Angielskiej Federacji Piłkarskiej.

Walkę ze stadionowym terroryzmem podjął w latach 80. rząd Margaret Thatcher, który zagroził zawieszeniem rozgrywek ligowych. Angielskie kluby na kilka lat wykluczono z europejskich pucharów, co spowodowało wielkie straty finansowe. Powstał raport na temat bezpieczeństwa na angielskich stadionach. Na jego podstawie zmieniono prawo karne w Wielkiej Brytanii. Znalazły się w nim zapisy zezwalające na karanie kibiców tuż po złapaniu na chuligańskich wybrykach. Każdy kibic musi mieć identyfikator z numerem i fotografią. Ukarany - otrzymuje zakaz wstępu na wszystkie brytyjskie stadiony dożywotnio! Kluby zatrudniają świetnie wyszkolonych porządkowych w mundurach i w cywilu, którzy nie pozwalają wnosić na stadion niebezpiecznych przedmiotów.

Rząd Johna Majora, wielkiego fana futbolu, przekazał na przebudowę stadionów 100 mln funtów. Właściciele klubów musieli zapewnić każdemu kibicowi miejsce siedzące. Płytę boiska przestały otaczać grube, stalowe kraty. Gdy wybuchnie panika, widzowie mogą uciec na boisko. Wcześniej zdarzało się, że kibice byli miażdżeni na zaporach. Samowolne wtargnięcie na boisko uznano za przestępstwo. Na wszystkich stadionach i wokół nich zainstalowano kamery, dzięki którym na bieżąco można śledzić zachowanie kibiców, szybko reagować i tłumić burdy w zarodku. Policja dysponuje też specjalnymi urządzeniami komputerowymi do wykonywania zdjęć najbardziej agresywnych osobników. Zdjęcia służą między innymi jako dowód w sądzie.

- Wszystkie dane o chuliganach trafiają do komputerowego centrum - wyjaśnia przedstawiciel Scotland Yardu. - Dzięki temu wiemy, kto ma się meldować na komisariacie o godzinie, kiedy jego drużyna rozpoczyna mecz.

Podczas mistrzostw Europy w 1996 r., które rozgrywano w Anglii, na stadionie w Newcastle wybudowano pierwsze w historii boiskowe więzienie. Pod jedną z trybun umieszczono pięć cel. Aresztowany kibic jest na miejscu przeszukany, sfotografowany i przesłuchany. Pobiera się też jego odciski palców.

Wkład w walkę ze stadionowym terroryzmem wniosły angielskie media. Wcześniej prasa opisywała wybryki pijanych wandali. W wielu gazetach prowadzono rankingi najgorszych kibiców. Tym obyczajom wydał wojnę magnat prasowy Rupert Murdoch, który w 1992 r. zapłacił setki milionów funtów za wyłączne prawo do transmisji spotkań ligi angielskiej w stacji telewizyjnej BSyB. Dewiza brzmiała, żeby w futbolu promować tylko piękno. Przed meczami najlepsi piłkarze prosili o kulturalny doping. Kluby zaczęły organizować spotkania zawodników z kibicami. Spokój wrócił na angielskie stadiony.

Bezradny jak Polak

Badania potwierdzały, że połowa polskiej młodzieży z sympatią odnosi się do subkultury piłkarskich kibiców. Pod koniec lat 90. policja oceniała liczbę szalikowców na ok. 200 tys. Przeciętny szalikowiec miał 15-20 lat, najczęściej nie miał średniego wykształcenia i pochodził z niezamożnej rodziny. Okazało się, że piłkarski chuligan nie jest chuliganem przez cały tydzień. On ma rodzinę, uczy się lub pracuje. Gdy trafia na stadion, przeistacza się w trudną do ujarzmienia bestię. Główny powód agresji polskich pseudokibiców to anonimowość w tłumie, umacniająca poczucie bezkarności.

Na rodzimych obiektach piłkarskich wciąż dominują płoty i bariery. Joseph Blatter, prezydent FIFA (Światowej Federacji Futbolu), odwiedzając kilka lat temu stadion Legii powiedział, że poczuł się jak zwierzę w klatce. - Dlaczego nie korzystacie ze sprawdzonych sposobów na chuliganów? - pytał szef światowego futbolu.

Systematycznie maleje frekwencja na meczach. Coraz niższe są więc wpływy ze sprzedaży biletów. A to właśnie stało się początkiem wojny z kibicami na Zachodzie. Właściciele klubów nie zamierzali rezygnować z dochodów tylko dlatego, że grupa chuliganów płoszy im ludzi ze stadionu.

W Polsce też zdarza się zatrzymywać chuliganów, ale nikt nie zakłada im spraw sądowych, nawet gdy są dowody przes-tępstw. Obowiązuje przepis o "znikomej szkodliwości społecznej", co oznacza, że stadionowi chuligani pozostają bezkarni. Dopóki takie przepisy będą chronić wandali, nic nie przyciągnie prawdziwych kibiców z rodzinami na stadiony.

Dopiero od niedawna polskie kluby zaczynają wprowadzać identyfikatory i monitoring, który powoduje, że zasiadający na trybunach kibice przestają być anonimowi. Niektóre kluby próbują tworzyć własne stowarzyszenia kibica.

- Jesteśmy po to, żeby ugościć kibiców gości - mówi przedstawiciel klubu kibica Lecha Poznań - wysłuchać ich, zaproponować, co warto zwiedzić w Poznaniu.

To jest forma futbolowego wolontariatu. Młodzi ludzie opowiadają się za metodą prewencji i wychowania. Rozmawiają ze swoimi rówieśnikami nie tylko o futbolu, ale też o polityce, rasizmie, nauce, religii, aby nie dopuścić do tego, by ktoś zboczył w stronę chuligaństwa. Ich zdaniem proces przygotowania młodych fanów do odbioru sportowej rywalizacji powinien zaczynać się już w rodzinach, w szkołach. Najgorsze jest odcinanie się od chuligańskich grup manifestujących swoją miłość do drużyny w bezmyślny sposób. Niektórzy prezesi zdecydowali się również na kontakt z fanatykami, aby różnymi sposobami zmusić ich do poprawnego zachowania. Ten pomysł nie jest jednak popularny w naszych klubach.

- Spotykam się z kibicami, ale tylko z prawdziwymi - mówi jeden z prezesów. - Pseudokibice to bandyci, a ja z bandytami nie będę rozmawiał.

Metody polskich prezesów po raz kolejny okazały się nieskuteczne. Po meczu Legia Warszawa-Wisła Kraków, kończącym sezon ligowy 2005/06, na ulicach stolicy doszło do kolejnej zadymy. Aż 51 funkcjonariuszy policji odniosło rany. Podczas nocnych starć pseudokibiców z policją zatrzymano 102 bandytów. Aż 76 z nich dostało zarzuty czynnej napaści na policjanta, reszta - niszczenie mienia. Wielu z nich trafi na kilka lat do więzienia.

- To dopiero pierwszy krok - mówi Jerzy Dudek, bramkarz Liverpoolu - żeby nasze stadiony przypominały te, na których gram na Wyspach Brytyjskich...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2006