Największa księgarnia świata

Globalna księgarnia dziecięca o powierzchni dwóch hektarów, po której krząta się przeszło 13 tysięcy gości i licząca 600 osób sfora dziennikarzy. Wydawcy, tłumacze, agenci literaccy, ilustratorzy, producenci filmowi i dystrybutorzy przyjeżdżają do Bolonii co roku w ostatnim tygodniu marca, żeby śledzić trendy i dobijać targu. Paradoksalnie - dzieciom wstęp wzbroniony! Impreza branżowa, żeby wejść - trzeba uzyskać akredytację.

21.04.2006

Czyta się kilka minut

Markus Huber "Stary dom" /
Markus Huber "Stary dom" /

Tuż przed godziną dziewiątą zdyscyplinowana armia funkcjonariuszy książkowego biznesu rusza falangą przez elektroniczne bramki, turkocząc małymi walizeczkami na kółkach. Przecinają wielki hall, gdzie eksponowana jest wystawa światowej ilustracji i stoisko gościa honorowego (w tym roku - Węgry), mijają ścianę, na której graficy mogą przypiąć swoje demo (w nadziei na kontrakt z wydawcą) i Kawiarnię Ilustratorów, gdzie przez cały czas trwania targów odbywają się seminaria i prezentacje nagrodzonych książek. Wreszcie rozpierzchają się po siedmiu wielkich pudłach wystawowych, z których każde ma rozmiar stadionu.

Słowo i obraz

Debiutant miota się po targach z planem w garści, stale przyrównując tę gargantuiczną obfitość do naszej wydawniczej mizerii. Targowy recydywista idzie jak po sznurku tam, gdzie warto - koniecznie do Francuzów (zwłaszcza wydawnictwa Rouerque i Albin Michel Jeunesse!!!), Koreańczyków i Hiszpanów (Media Vaca). Z ciekawości - do Irańczyków, Holendrów i francuskojęzycznych Szwajcarów (La Joie de lire). Potem do jednej tylko wartej grzechu oficyny amerykańskiej (The Creative Company) i brytyjskiej (Andersen Press). Po drodze ponabija się trochę z wypasionych stoisk komercji disneyowskiej i pomlaska z zachwytu u ambitnych i niszowych Włochów (Orecchio Acerbo). Żeby zaorać taki książkowy zagonek, trzeba nie mniej niż dwu dni, a pięć jest w sam raz.

To, co widać na pierwszy rzut oka - Anglosasi handlują słowem, cała reszta - obrazem, konceptem. Jeżeli masz pecha mówić w języku innym niż angielski - postaw na urodę. Tak robią Francuzi i Koreańczycy - liderzy w kategorii pięknej książki. Równie wyrafinowanych, awangardowych, zmysłowych książek daremnie szukać u Anglosasów. Francuzi są najbardziej kreatywni, ich książki to intelektualne zabawki z dowcipną puentą. Zawsze w twardej oprawie, niemal zawsze w dużym formacie - nierzadko są dziełem sztuki. Oglądając je mam wrażenie, że książki (tylko na pozór dziecięce) są dla Francuzów substytutem sztuki przedstawiającej, figuratywnej, która zniknęła z galerii - dotowaną przez państwo formą promocji sztuki i edukacji estetycznej. Podobnie u Koreańczyków - dziesiątki nowości, nieprawdopodobna artystyczna klasa... O te najpiękniejsze (sprzedawane ostatniego dnia z ekspozycji) między polskimi ilustratorkami doszło niemal do bójki.

Natomiast szczęściarzy wydających po angielsku - w światowym esperanto - najwyraźniej rozleniwiły sukcesy w globalnym handlu słowem, bo urodę książki mają w pogardzie. Stąd jarmarczne okładki, powielane (prawem licencji) w dziesiątkach obcojęzycznych wydań. Na stoiskach komercyjnych gigantów trudno wręcz dopchać się do książek przez nieprzychylny tłumek ważniaków. Furkoczą papiery, klikają laptopy, biznes się kręci. Entuzjasta-gap jest natrętem.

Laury i czeki

Każde targi mają swoje przeboje, które za rok pojawią się w wielojęzycznych klonach na wszystkich stoiskach. Narodowe nagrody (Whitbreada, Smarties, Mother Goose, ALMA, Goncourt Jeunesse) nadają książce rozpędu - to, co nagrodzone, jest pierwsze w kolejce do przekładów. W Bolonii ogłaszane są werdykty międzynarodowych konkursów - toteż autorzy, ilustratorzy i tłumacze czekają na ten dzień jak na Gwiazdkę. W ślad za werdyktem rusza handel prawami do przedruku nagrodzonych książek, laureaci z dnia na dzień stają się powszechnie znani.

W tym roku najwyższe laury zdobyli: Amerykanka Katherine Peterson, wyróżniona Nagrodą im. Astrid Lindgren (ALMA), który to splendor poparty jest czekiem na - bagatela - pięć milionów koron szwedzkich. Notabene książki pani Peterson ukazywały się w Polsce w latach 80. i 90. ("Most do Terabithii", "Wielka Gilly"), teraz zapewne zostaną wznowione. Drugi nagrodzony to Wolf Erlbruch - niemiecki ilustrator, zdobywca tzw. Małego Nobla, czyli Medalu im. Andersena - najwyższego lauru w dziedzinie twórczości dla dzieci, przyznawanego co dwa lata przez IBBY (o nominowanych do tej nagrody twórcach pisałam już w tym miejscu). Erlbruch jest znakomitym rysownikiem, przed laty zasłynął książeczką "O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę", a która z racji tematyki "fekalnej" długo musiała czekać na polską edycję. Mała polska oficyna Hokus Pokus zakupiła prawa do niemal wszystkich książek ilustrowanych przez Erlbrucha tuż przed ogłoszeniem werdyktu. Intuicja wydawcy zostanie nagrodzona - z dnia na dzień prawa do tego nazwiska zdrożały, dziś taka transakcja byłaby poza zasięgiem małej polskiej oficyny.

Trzecia, niezwykle prestiżowa nagroda ogłaszana w Bolonii to ASAHI - dla najlepszych "upowszechniaczy" czytelnictwa. Otrzymała ją... "Fundacja ABCXXI" Ireny Koźmińskiej - autorki programu "Cała Polska czyta dzieciom". To wielki sukces, ze wszech miar zasłużony. Do nagrody ASAHI rekomendowała Fundację rodzima sekcja IBBY. Po statuetkę i czek pani Irena Koźmińska pojedzie do Pekinu, gdzie odbędzie się tegoroczny kongres IBBY. Kolejny miły polski akcent to obecność czterech naszych książek w wyborze "250 książek wartych uwagi", dokonywanym rokrocznie przez największą na świecie bibliotekę dziecięcą - JugendBibliothek w Monachium. Znalazły się w tym gronie: "Z górki na pazurki" Zofii Beszczyńskiej i Pawła Pawlaka, "Wszystko jest możliwe" Magdy Papuzińskiej, "Świńskim truchtem" Joanny Fabickiej i "Dziewczyna z pociągu" Mikołaja Wójcika.

Koziołek - reaktywacja

Jakie trendy można dostrzec na tegorocznych targach? Po pierwsze odwrót od magii. Wydawcy skwapliwie zapewniają, że polecana przez nich książka nie jest z gatunku fantasy - różdżki i miotły są w odwrocie. Po drugie vintage - eksploatowanie motywów dobrze znanych, w pastiszu lub przeróbce. Wypromowanie nowego bohatera jest niezwykle trudne i kosztowne. A nabywcy książek niezmiennie "lubią te książki, które już znają". Stąd kwitnie nekrofilia wydawnicza - kultowi bohaterowie sprzedawani są w nowym opakowaniu.

Jak to wygląda? Załóżmy, że Koziołek Matołek jest Francuzem... Oto w księgarniach pojawia się reprint jego przygód (perfekcyjny technicznie), w twardej oprawie, w wydaniu kolekcjonerskim; firma z Hongkongu szyje Koziołki-pacynki, dołączane do książki; w telewizji emitowany jest serial "na podstawie..."; zręczny pisarz pisze nowe przygody z elementami edukacji ekologicznej (społecznej, historycznej...); w sklepach pojawia się puzzle, loteryjka z Matołkiem i książeczka do kąpieli; znany wykonawca nagrywa płytę z "piosenkami z Pacanowa" (w pakiecie z zestawem usypianek). To nie koniec - niebawem ukazuje się antologia baśni z kozą i koziołkiem w tle pod tytułem "Nie tylko Matołek..." i papierowa Małpka Fiki Miki do ubierania. Na koniec sprytny producent wyda książkę "pop up" z "powstającą" panoramą Pacanowa i erotyczny komiks z Matołkiem dla dorosłych.

Życie markowych bohaterów trwa kilka pokoleń - Tintin i Kubuś Puchatek są starsi od Matołka, a nadal żywią spadkobierców swoich autorów. Tam, gdzie reprint kompletnych wydań jest niemożliwy - tam szatkuje się je na części lub robi nową interpretację - widziałam na targach dziecięcą książkę kucharską z bohaterami komiksów z lat 20. i piękną książeczkę obrazkową dla maluchów o Panu Hulot - filmowej ikonie Jacques'a Tati. Praktyka vintage nie jest gorsząca, dopóki uprawia się ją z klasą; gorzej, gdy do gry wkraczają amerykańscy "postdisneyowcy" - ci potrafią zohydzić wszystko.

"Hamlet" dla dzieci

Trzecia tendencja polega na przeflancowywaniu kultury wysokiej, dotąd niedostępnej dziecku, na jego poziom pojmowania. Dorosła muzyka, dorosła literatura, wreszcie historia... - wszystko to zostaje przerobione na danie w guście kilkulatka. I tak na przykład fabuła opery ("Carmen", "Ptasznik z Tyrolu", "Cyrulik sewilski") streszczona zostaje do rozmiarów bajki, hojnie zilustrowana i opatrzona w dialogi będące fragmentami libretta. Powstaje piękna seria, na dodatek wyposażona w nuty najsławniejszych arii i płytę CD (a jakże!) z muzyką w "dziecięcej" aranżacji.

Inny przykład - "Le petit Marcel Proust", starannie ilustrowany, luksusowy album z wyborem tekstów Prousta na kilka, bliskich dziecku, tematów. Jest więc słynny ustęp traktujący o ciastkach magdalenkach, są i inne: o morzu, muzyce, matce, nocnych lękach... Duży format i "dziecięca" proporcja ilustracji do tekstu czyni z tej książki szczególną lekturę.

Wreszcie przykład najbardziej bodaj oryginalny - "Hamlet" napisany dla dzieci. Do fabuły autor wprowadza dwójkę bohaterów - misia i pajaca, zabawki dziecięce Hamleta, które obserwują dramat rodzinny. Miś i pajac starają się pomóc księciu, zmieniając bieg wydarzeń. Ale fabuła stawia opór i historia nieuchronnie biegnie szekspirowską ścieżką.

Nowe książki dla dzieci dowodzą, że absolutnie każdy temat może być punktem wyjścia dla książki dziecięcej - autorzy prześcigają się w podejmowaniu coraz bardziej karkołomnych wyzwań.

My i świat

Na świecie trochę inaczej niż w Polsce myśli się o książce dla dzieci - coraz częściej nie tyle literacka robota rozstrzyga o jej jakości, ile oryginalny koncept, pomysł na książkę, inteligentny edytorski greps. Pomysł są w stanie ocenić także ci, którzy nie znają języka oryginału - stąd, dajmy na to, książki japońskie cieszą się powodzeniem pomimo hermetycznego języka, a w gronie nagrodzonych Ragazzi Bologna Award znalazły się wręcz książki bez tekstu - przemawiające do dziecka samym sugestywnym obrazem (nie mylić z prostą kolorowanką).

Jak wyglądamy na tle tego przepychu? W cudzoziemskich oficynach widać tylko garstkę Polaków, na dodatek wyłącznie ilustratorów - Józef Wilkoń w Bohem Press, komiksy Gawronkiewicza i Rosińskiego w oficynach francuskich, Paweł Pawlak u Francuzów, Anglików i Koreańczyków, wreszcie najbardziej zdumiewające zjawisko - toruński Kopciuszek - młoda graficzka Iwona Chmielewska, która wydała kilka pięknych autorskich książek w Seulu i sprzedała prawa do nich na cały świat. Jedna z nich okrzyknięta została koreańską "Książką Roku".

Stoisko polskiego "Instytutu Książki" usytuowane jest korzystnie, w sąsiedztwie Francuzów. Ekspozycja najlepszych rodzimych książek, nagrodzonych przez Polską Sekcję IBBY, wygląda godziwie - znamienne, że największe zainteresowanie wzbudzają te, które w Polsce uchodziły za "zbyt awangardowe". Dobrze prezentują się oficyny Znak, Nasza Księgarnia, Media Rodzina, Hokus Pokus i Wytwórnia - wydawcy (wydawczynie) niestrudzenie biegają na umówione z cudzoziemskimi wydawcami spotkania - z dobrym skutkiem. Trwa ruch wokół "Kolekcji Dziecka" Agory. Niestety, na stoisku polskim stoją też kicze niewyobrażalne, które wzbudzają rumieniec wstydu na moich dziewiczych jagodach. Gdybyż jeszcze nie pod narodowym szyldem... Ech!

Wydawcy i ilustratorzy zapełniają cały powrotny samolot do Warszawy. Z roku na rok jeździ ich do Bolonii coraz więcej. Trwają edytorskie korepetycje. Klasówka za rok o tej samej porze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (17/2006)