Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W życiu Abrahama zmieniło się wszystko, gdy usłyszał nakaz wyruszenia w podróż. Czy był to przymus sumienia, czy głos wewnętrznego niepokoju, czy osobista interwencja Boga, nie podejmuję się powiedzieć. Ostatecznie Bóg najczęściej ingeruje w nasze losy przy pomocy wydarzeń mających z początku jedynie posmak naturalności - dopiero z czasem odkrywamy, że był w nich "palec Boży". Jedno wiemy na pewno. Abraham po to opuścił dom swojego ojca, aby poprzez wydarzenia swojego życia odkryć, czego Bóg miał go nauczyć.
Wyjść. Wyjść z domu. Wyjść z ziemi rodzinnej. Rzadko myślimy, że w jednym słowie "wyjść" zamyka się tajemnica ludzkiej egzystencji. Człowiek wychodzi z łona matki, a w tym wyjściu zamyka się cała niepewność i kruchość jego losu. Spotkanie ze światem nie dla wszystkich jest spotkaniem miłym, bo czasem kończy się cierpieniem. Dzień, w którym ludzie umierają, też jest nazywany dniem odejścia, choć powinno się mówić o nim, że jest to dzień wyjścia. Często mówimy przecież o umarłych, że tego dnia narodzili się dla nieba.
Ale między tymi dwoma kluczowymi "wyjściami" całe życie naznaczone jest ciągłym wychodzeniem i pozostawianiem za sobą przeszłości. Ciągle przecież coś porzucamy, zostawiamy kogoś w tyle, a czasem jesteśmy boleśnie przez innych porzuceni. Dziecko. Nastolatek. Dorosły. To całe serie odejść i wyjść w poszukiwaniu czegoś. Całe nasze życie zdaje się być łańcuchem niekończących się nomadycznych zachowań, gdzie więzi społeczne wydają się tylko chwilowe, a Ziemia Obiecana daleko. Pozostają nienasycone marzenia i niespełnione sny: o potomstwie, o bezpiecznym miejscu, gdzie można zamieszkać na stałe, o tym, co można by kochać i czym można by się opiekować. W każdym z nas jest coś z Abrahama.
Ale Abraham to nie tylko uosobienie naszej egzystencji. To wyzwanie dla naszej wiary. Bo jeśli nasza wiara w Boga miałaby sprowadzić się do recytowania okrągłych formułek, a nawet przez chwilę nie być doświadczeniem Boga, to okazałoby się, że tak naprawdę nigdzie nie wyruszyliśmy. Że szukamy nowych namiotów dla zachowania ulotnych chwil szczęścia, gdy tymczasem najważniejszy namiot naszego życia, wprawdzie dawno rozbity między nami, pozostaje niezauważony. Jest to sam Chrystus, Słowo Boże, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. To On rzuca światło na życie niestrudzonych wędrowców. I na ich nieśmiertelność.