Najpiękniejszy dzień Tomáša Vaclíka

Nie mówcie tyle o Holendrach, zostawcie porównania z Polakami. Czesi zasługują na własną opowieść.

28.06.2021

Czyta się kilka minut

Czeska radość po zwycięstwie nad Holendrami, 27 czerwca 2021 r. / Fot. Dmitriy Golubovich / Anadolu Agency / Abaca / East News /
Czeska radość po zwycięstwie nad Holendrami, 27 czerwca 2021 r. / Fot. Dmitriy Golubovich / Anadolu Agency / Abaca / East News /

O takich meczach takich drużyn powinno się pisać w czasie teraźniejszym. Uznawać je za klasyk już w momencie rozegrania. Nie czekać czterech, ośmiu czy dwunastu lat, aż nabiorą patyny, a nam zrobi się żal utraconej młodości, co to upływała pod znakiem Nedvěda i Kollera, Poborský'ego i Suchopárka albo - w przypadku najstarszych z nas - Ondruša i Panenki. Odciąć się od historii, nie wspominać nawet (choć mnie przychodzi to doprawdy z wielkim żalem) siwej grzywy Karla Brücknera, czeskiego Kleki-petry z Ołomuńca, którego asystentem w trakcie Euro 2004 był obecny selekcjoner Czechów Jaroslav Šilhavý. Po prostu być w tu i teraz, w czerwcu 2021 roku w Budapeszcie, gdzie Czesi wygrali z Holendrami 2:0 i awansowali do ćwierćfinału mistrzostw Europy. Oprzeć się przy tym pokusie skupienia tekstu na faworyzowanej drużynie z Niderlandów - na kolejnej katastrofie podczas wielkiego turnieju przedstawicieli wielkiej niegdyś futbolowo nacji, która wciąż toczy swój ideowy spór o możliwość zerwania z dogmatami filozofii krujfiańskiej (Frank de Boer, o zgrozo, zestawił zespół w ustawieniu 3-4-1-2, zamiast preferowanego przez wyznawców Cruyffa 4-3-3), i która wciąż przegrywa.

W sumie jestem nawet w stanie zrozumieć autorów opisujących ten mecz przez pryzmat holenderskiej katastrofy. Poziomów, na których można próbować zdefiniować tę ostatnią, jest przecież mnóstwo - choć większość ma swoje źródła właśnie bardziej w historii niż we współczesności futbolu. Jakkolwiek wciąż jeszcze jest tak, że liderzy tej reprezentacji grają w czołowych klubach świata i kosztowali ogromne pieniądze, patrząc na jej wczorajszy występ można by powiedzieć właśnie to, że była pozbawiona liderów - zarówno na boisku, jak przy linii bocznej. Że zawodnicy i ławka nie komunikowali się ze sobą. Że piłkarz, za którego Juventus zapłacił 75 milionów euro, popełnił błąd straszliwszy od wszystkich tych, które stały się udziałem polskich defensorów w ostatnich miesiącach. Że poza Dumfriesem trudno w Holandii kogokolwiek wyróżnić. No i że - właśnie - historia futbolu zna podobne kompromitacje tej nacji podczas wielkich turniejów.

Tyle że skupianie się na Holendrach byłoby fundamentalnie niesprawiedliwe dla drużyny, która w Budapeszcie napisała własną historię. Dla drużyny ambitnej, świetnie zorganizowanej, asekurującej się wzajem. Dla drużyny, która nie dopuściła faworyzowanych gwiazd z czołowych klubów świata do oddania jednego celnego strzału. Która konsekwentnie nie dawała im przestrzeni do rozpędzenia się. Która broniła się zażarcie, przesuwała zmyślnie, dobrze czuła się w pressingu, a swoich akcji nie ograniczyła bynajmniej tylko do kontratakowania.

Kluczowe dla losów spotkania okazało się oczywiście szalone trzydzieści sekund na początku drugiej połowy, kiedy Malen po świetnym zgraniu Depaya ten jeden jedyny raz zdołał się urwać czeskim obrońcom, znalazł się sam na sam z Tomášem Vaclíkiem, ten zaś wytrzymał nerwowo moment konfrontacji, patrzył przez cały czas, gdzie jest piłka, aż w końcu wygarnął ją spod nóg szarżującego Holendra - napisanie tego zdania zajęło mi chwilę, przeczytanie go również chwilę Wam zajmie, ale Malen naprawdę miał sporo czasu na podjęcie decyzji, co zrobić w tej sytuacji. I kiedy jego koledzy przeżywali jeszcze szok związany z niewykorzystaniem wybornej okazji, do przodu ruszyli Czesi, szybki Schick wychodził na czystą pozycję, a wyprzedzany przez niego de Ligt padając na ziemię spróbował wygarnąć mu spod nóg piłkę… ręką. Sędziom sprzed monitorów i z boiska zajęło dwie minuty podjęcie jedynie słusznej decyzji o pokazaniu obrońcy Juventusu czerwonej kartki.


Polecamy: felietony i analizy pomeczowe Michała Okońskiego w specjalnym serwisie "Tygodnika Powszechnego" na Euro 2020


W jedenastu przeciwko dziesięciu Czesi grali równie dojrzale jak w jedenastu na jedenastu. A Holendrzy robili się coraz bardziej nerwowi. Ich doświadczony bramkarz Stekelenburg tak niefortunnie zabierał się do łapania jednego z dośrodkowań (najsilniejszej, ale bynajmniej niejedynej broni rosłych Czechów), że wypuścił piłkę na rzut rożny, później w narożniku boiska Ševčík został sfaulowany przez van Aanholta, piłka z wolnego pofrunęła w poprzek pola karnego, aż Kalas zgrał ją do Tomáša Holeša: obrońca praskiej Slavii wyskoczył w powietrze i zrobiło się 1:0; stałe fragmenty są nie od dziś niebezpieczną bronią tej drużyny. Była 67. minuta - trzynaście minut później ten sam, niewątpliwie najlepszy na boisku Holeš (rok temu był w swoim klubie rezerwowym, trzeba było transferu Coufala do West Hamu, żeby przebił się do wyjściowej jedenastki) przepchnął Winjalduma, podał do Schicka, który zdobył swoją czwartą bramkę w czwartym meczu na tym turnieju, nie tak piękną jak ów gol z połowy boiska w meczu ze Szkotami, ale bodaj czy nie ważniejszą. Trybuny w Budapeszcie zafalowały do tradycyjnej kibicowskiej pieśni „Kdo neskáče není Čech, hop, hop hop!”.

Wydaje się naturalne, że wszystkie oczy skupiać się będą w najbliższych dniach na napastniku Bayeru Leverkusen i kto wie, czy nie czeka nas kolejna związana z nim transferowa saga - ma zaledwie 25 lat, a już jest futbolowym obieżyświatem, który po wyjeździe z kraju zdążył grać w Sampdorii, Romie, Lipsku, o testach w Juventusie nie wspominając. Ale los Czechów w tym meczu nie zależał od Schicka. Już w pierwszej połowie Tomáš Souček i Antonín Barák mieli dobre okazje do strzelenia bramki, a walka o środek pola, jaką toczyli, zanim udało im się je wypracować, wyglądała naprawdę imponująco. O ofiarności Coufala, Kalasa i wracających za Winjaldumem do obrony Součka czy Holeša trzeba mówić i pisać równie wiele, jak o kluczowej interwencji Vaclíka - bramkarza, który dekadę temu w drugoligowej Viktorii Žižkov grał przez pół roku za darmo.

Owszem, będzie nam w tym turnieju brakowało rajdów Denzela Dumfriesa - wczoraj po jednym z nich niespodziewanie ściął do środka i zaczął szturmować bramkę rywala z lewej flanki. Zrekompensujemy sobie jednak tę stratę patrząc na piękno zbiorowego wysiłku Czechów. Tytuł tego tekstu o nich jest oczywiście aluzją do jednego z opowiadań Oty Pavla z tomu „Puchar od Pana Boga” - mowa w nim była o najpiękniejszym dniu niejakiego Daniela Groussarda, kolarza z Francji, który podczas jednego z wyścigów zaczął nagle mówić niemal nienaganną czeszczyzną.

Nie zdradzę Wam puenty tego reportażu magicznego, choć zbiorowy wysiłek odgrywa w nim rolę zasadniczą; przytoczę za to ostatnie zdanie tytułowego opowiadania, bo wszak nie tylko z Holendrami przyszło się nam wczoraj pożegnać, ale także z Portugalią. „Może przyśni mu się bajkowa kraina, w której nawet starzy piłkarze grają dla przyjemności i dla pieniędzy, i gdzie jest inaczej niż w tym pokręconym świecie, w którym się jutro obudzi” - powiedzcie sami, czy nie brzmi to jak opis zasypiania Cristiano Ronaldo?

Eurodostęp 2021

Eurodostęp 2021 - oferta specjalna

Kup roczny dostęp do strony TygodnikPowszechny.pl i odbierz w prezencie książkę Michała Okońskiego "Światło bramki". Nie czekaj, oferta ograniczona! Sprawdź 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej