Najdłuższy serial współczesnego kina

Kapitan Ameryka to fantazja o sile ludowej Ameryki. Iron Man to fantazja o genialnej i nadzwyczajnie bogatej jednostce z Krzemowej Doliny. Czy wspólnie uratują wszechświat?

06.05.2019

Czyta się kilka minut

Robert Downey Jr. jako Tony Stark-Iron Man / MARVEL STUDIOS / MATERIAŁY PRASOWE
Robert Downey Jr. jako Tony Stark-Iron Man / MARVEL STUDIOS / MATERIAŁY PRASOWE

W zeszłym roku wśród amerykańskiej publiczności kinowej królowały dwa tytuły: „Czarna pantera” oraz „Avengers: Wojna bez granic”. Oba osadzone w filmowo-komiksowym uniwersum produkcji Marvela, zamieszkałym szereg obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami superbohaterów oraz ich równie potężnych wrogów. Filmy o komiksowych superbohaterach dominowały nie tylko w 2018 r., ale w całej obecnej dekadzie. Same produkcje Marvela (a oprócz niego mamy drugie, równie bogate w postaci uniwersum DC) zarobiły na całym świecie ponad 18,5 mld dolarów. Daje to imponującą średnią prawie 850 mln dolarów przychodu z filmu.

Także najnowsza produkcja Marvela wchodząca właśnie na ekrany, „Avengers: Koniec gry”, wydaje się skazana na frekwencyjny sukces. Zamyka bowiem historię, którą opowiadało poprzednie 21 filmów studia, a która zaczęła się wraz z premierą pierwszego „Iron Mana” w 2008 r.

Podróże bohaterów

Na wszystkie filmowe produkcje Marvela można spojrzeć jak na kinowy serial. Analogicznie jak wydawane przez Marvela komiksy, powstające pod tą marką filmy tworzą jeden świat przedstawiony. Historie poszczególnych bohaterów splatają się ze sobą, by złączyć się ostatecznie w finale: w dwóch ostatnich „Avengersach”.

Każdy film funkcjonował przy tym jako osobna dramaturgiczna całość, tak by widz mógł dołączyć do serii w dowolnym momencie. Pierwsze pięć filmów wprowadzało kolejnych bohaterów: Iron Mana, Thora, Hulka, Kapitana Amerykę. W szóstym filmie, czyli w pierwszych „Avengersach” (2012), wszyscy oni, mimo początkowej wzajemnej niechęci, zmuszeni pracować razem, by uratować Ziemię przed inwazją kosmicznych sił, dowodzonych przez złowieszczego brata Thora, Lokiego. Kolejne odsłony cyklu pokazywały dalsze losy tej czwórki i wprowadzały kolejne postaci.

Przeciętny, skupiony na postaci pojedynczego herosa film Marvela realizował opisany przez Josepha Campbella, a popularny w Hollywood schemat „podróży bohatera”. Według Campbella większość mitów ludzkości opowiada tę samą historię. Bohater opuszcza znany sobie świat i wkracza w rzeczywistość, gdzie nie działają zwykłe reguły. By wrócić do domu, musi pokonać liczne przeszkody, w tym własne, wewnętrzne demony: pychę, lęk, niedojrzałość. Wraca silniejszy i odmieniony, obdarzony nadzwyczajnymi mocami.

Jednocześnie każdy film posuwa do przodu główną, łączącą wszystkie 22 tytuły linię narracyjną. Szczególne znaczenie mają dla niej sceny po napisach końcowych. Zaangażowanych fanów ­Marvela można było poznać po tym, że czekali w kinie, aż wyświetlą się wszystkie podziękowania, nazwiska kaskaderów i trzecich asystentów operatora, by zobaczyć trwającą często nawet poniżej minuty scenę, która zapowiada, co będzie w następnym filmie, lub dostarcza kontekstu lepiej pozwalającego zrozumieć to, co widzieli na ekranie.

I właśnie sceny po napisach wprowadzają główny wątek franczyzy: historię Thanosa, potężnej istoty z odległej planety. Thanos usiłuje zebrać sześć kamieni nieskończoności – obiektów skupiających w sobie najbardziej źródłowe energie wszechświata. Chce przy ich pomocy „przywrócić równowagę we wszechświecie” – likwidując połowę jego populacji, by stworzyć wolne od przeludnienia i jego bolączek uniwersum. Ziemia i jej bohaterowie stają się centrum kosmicznego dramatu, pojedynku z Thanosem o losy wszechświata.

Prawo serii

Sukces Marvelowskiej serii złośliwi komentują stwierdzeniem, że w czasach gdy telewizja za sprawą serialowej rewolucji coraz bardziej przypomina dobre kino, kino zmienia się w wysokobudżetową, ale niekoniecznie jakościową telewizję. Telewizja dojrzewa, kino dziecinnieje – brzmi ich argument.

Jednak na gruncie Marvelowskiej franczyzy udało się stworzyć kilka produkcji, które bronią się jako pojedyncze filmy, zdolne porwać także tych widzów, których nie interesuje cały cykl i którzy nigdy nie mieli w ręku komiksu o super­bohaterach. W pierwszych „Avengersach”, „Strażnikach galaktyki” czy w „Thorze: Ragnaroku” udało się uzyskać połączenie odwołującej się do najbardziej fundamentalnych emocji i symboli historii przemiany bohatera, bogactwa wyobraźni tworzącej fikcyjne filmowe światy, technicznej doskonałości współczesnej superprodukcji oraz erudycyjnego popkulturowego humoru. Co w sumie składa się na wspaniałe filmowe widowisko. Nawet w najsłabszych odsłonach serii czujemy, że na poziomie całości obcujemy z epicką narracją o unikalnej we współczesnej popkulturze skali.


Czytaj także: Marcin Napiórkowski: Nie sposób tego zagwizdać


Za poślednią, z samej swojej natury artystycznie niedojrzałą formę przez długi czas uważano też komiksy o superbohaterach. Traktowano je jako niepoważną rozrywkę dla introwertycznych, pozbawionych normalnego życia społecznego nastolatków. Jeszcze dwie, trzy dekady temu, jeśli amerykańscy filmowcy chcieli pokazać, że nastoletni – nie mówiąc o dorosłym – bohater jest trzymającym się na uboczu dziwakiem, wkładali mu do ręki komiks o Spider-Manie czy Hulku. Fenomenalny sukces filmów Marvela pokazuje, że komiksy o superbohaterach – a przynajmniej pochodzący z nich bohaterowie i świat przedstawiony – z protekcjonalnie traktowanego marginesu popkultury stały się jej centrum.

Maszyna monetyzująca emocje

Powstanie globalnego rynku filmowego – obejmującego nie tylko kraje Zachodu, ale także Rosję i Chiny – ułatwia studiom decyzję o inwestycjach w drogie superprodukcje. Średni budżet filmu Marvela to ponad 180 mln dolarów. Nawet jeśli taka produkcja nie podbije amerykańskiego box office’u, to producenci mają szansę odrobić straty w globalnej dystrybucji.

Krytycy serii w Marvelowskiej franczyzie widzą bezduszną maszynę do bezwzględnej monetyzacji emocji widzów. Na pewno kształt filmowego uniwersum Marvela często bardziej niż artystyczne wybory twórców określają względy biznesowe. Np. w filmowym świecie jest znacznie mniej bohaterów niż w komiksowym – co wynika z tego, że zanim Marvel sam wszedł w produkcję filmów, wyprzedawał prawa do swoich komiksowych postaci różnym studiom. Choć w komiksach X-Meni, Kapitan Ameryka i Iron Man zamieszkują jeden świat przedstawiony, to w filmie jest inaczej. Prawa do X-Menów kupiło bowiem studio 20th Century Fox, które postaciom bohaterskich mutantów poświęciło własną serię filmów, pozbawionych punktów wspólnych z produkcjami filmowego Marvela. Spider-Man mógł pojawić się w filmowym uniwersum Marvela dopiero wtedy, gdy się udało dogadać z posiadającą prawa do postaci wytwórnią Columbia.

Uwzględniając wszystkie te czynniki, warto mieć jednak na uwadze to, że gdyby kolejne filmy Marvela były wyłącznie wykalkulowanym w Excelu produktem wielkich studiów, nigdy nie zdobyłyby tak zaangażowanej i wiernej publiczności. Producentom z Marvela udało się połączyć dyscyplinę w egzekwowaniu obliczonego na dekadę filmowego biznesplanu ze współpracą z wyrazistymi reżyserskimi osobowościami – takimi jak bracia Russo czy Taika Waititi – zdolnymi nadać poszczególnym odsłonom serii, autorskie piętno.

Superbohaterowie i polityczna wyobraźnia

Emocje, jakie budziły kolejne produkcje Marvela, często wiązały się z polityką. Pierwsze filmy z serii krytykowane były przez progresywne środowiska za to, że wszystkimi głównymi bohaterami byli biali mężczyźni. Kobiece bohaterki pozostawały niezmiennie na drugim planie, w cieniu męskich herosów.

W ostatnich latach Marvel wyszedł naprzeciw tej krytyce. W „Czarnej panterze” dał widzom film nie tylko z niemal wyłącznie czarną obsadą, ale także osadzony w fikcyjnym afrykańskim państwie, które dzięki pochodzącej z kosmosu technologii uchroniło się od losu kolonialnego i neokolonialnego podporządkowania. W niedawnym „Kapitanie Marvel” studio po raz pierwszy postawiło na kobiecą bohaterkę. Ponieważ komiksowy pierwowzór był męski, część fanów zareagowała wściekłością i wymierzoną w film kampanią w mediach społecznościowych.

Finałowa odsłona serii, „Avengers: Koniec gry”, skłania do pytań o jej całościowy polityczny wydźwięk. Kluczowe dla niego wydają się dwie, wracające w całej serii postaci: Kapitan Ameryka i Iron Man.

Pierwszy to reprezentant liberalnej Ameryki ery Roosevelta, pokolenia, które pokonało nazizm, powstrzymało ekspansję komunizmu i zbudowało amerykańską wersję państwa dobrobytu. Filmowy Kapitan Ameryka nigdy nie zapomina, że jest prostym chłopakiem z proletariackiego Brooklynu, stojącym po stronie demokratycznej Ameryki, gdzie każdy, niezależnie od rasy, statusu społecznego, wyznania zasługuje na szansę i uczciwe traktowanie – wszyscy bowiem tworzą jedną Republikę.

Tony Stark-Iron Man bardziej niż Amerykę Roosevelta reprezentuje tę ze współczesnej Doliny Krzemowej. To syn miliardera i genialnego wynalazcy, który sam przed trzydziestką i w nauce, i w biznesie prześcignął we wszystkim ojca. Tak jak Kapitan Ameryka to fantazja o sile demokratycznej, ludowej Ameryki, zdolnej skutecznie przeciwstawić się złu, tak Iron Man to fantazja o genialnej, nadzwyczajnie bogatej jednostce, zdolnej rozwiązać wszystkie trapiące świat problemy – na pewno miła ludziom w typie Elona Muska czy Jeffa Bezosa. W produkcjach ­Marvela Stark przynajmniej nigdy nie dorósłby do swojej roli, gdyby nie spotkanie z Kapitanem Ameryką, gdyby nie Ameryka Brooklynu, przypominająca, że poza własnym interesem najzamożniejsi ludzie mają też pewne zobowiązania wobec społeczności.

Jednocześnie na przestrzeni całej serii największym sukc Kesem superbohaterów okazuje się konserwacja status quo. Jedyną alternatywą dla niego jest planowana przez Thanosa kosmiczna zagłada. W pełni doceniając bogactwo wyobraźni, jakie przez ponad dekadę otwierało dla mnie kolejne światy w uniwersum ­Marvela, chciałbym czasem zobaczyć w kinie superprodukcję zdolną wyobrazić sobie jakąś trzecią opcję. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2019