Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Żadnej powieści, wiersze Ewy Lipskiej, Wojciecha Bonowicza i Jerzego Kronholda, małe prozy Mikołaja Grynberga i Pawła Sołtysa, biografia Ireny Sendlerowej autorstwa Anny Bikont. Jurorzy (i czytelnicy „Wyborczej”) wybrali książkę Marcina Wichy „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”. Urodzony w 1972 r. grafik, projektant, rysownik, autor eseju „Jak przestałem kochać design” i książek dla dzieci podjął się zadania karkołomnego: napisał elegię na śmierć matki, motywem przewodnim czyniąc pozostawione przez nią rzeczy. Dotknął emocji najboleśniejszych i najbardziej uniwersalnych, nigdy nie przekraczając granicy ekshibicjonizmu. W nakreślonych oszczędnym językiem obrazkach zmieścił mnóstwo: świadectwo żałoby, portret zmarłej, opis relacji matka–syn, żydowskie historie rodzinne, szkic do życia codziennego inteligentów w PRL-u. Forma najzwięźlejsza okazała się najbardziej pojemna. Wicha „pisze o czułości, której na co dzień się wstydzimy, i robi to w taki sposób, że wstydzić się nie ma za co” – powiedział w laudacji Marek Zaleski. To książka, która po lekturze zostaje z nami na zawsze. ©
Czytaj także: Rzeczy w ruchu - rozmowa "Tygodnika" z Marcinem Wichą