Nadzieja zawieść nie może

Uroczystość Trójcy Świętej z jednej strony jest wielką zachętą, wezwaniem do odwagi, a z drugiej - bardzo mocnym ostrzeżeniem: uważaj, zaczynając myśleć i mówić o Bogu nie możesz ani na chwilę oderwać się od człowieka.

25.05.2010

Czyta się kilka minut

W niedzielę Zesłania Ducha Świętego zakończyliśmy obchód Wielkanocy, skończyło się wielkie świętowanie i zaczął się czas zwyczajny, powszedni, codzienny. Złoto i biel ustępuje miejsca zieleni. Ta zmiana nie powinna dziwić, na ten moment przez cały okres wielkanocny przygotowywał nas przecież Jezus Chrystus. Pamiętamy, że apostołowie i wszyscy inni, którzy wciąż wierzyli Jezusowi, wciąż mu ufali - spotykali Go nie gdzie indziej i nie kiedy indziej jak w miejscach swego zamieszkania, pracy, o różnych porach dnia. Jezus, jak przed śmiercią, tak i po śmierci, wciąż był tą samą, choć nie taką samą osobą. Łatwo też było Go pomylić z kimś innym, aż tak był zwyczajny.

Jednocześnie apostołowie i ich towarzysze coraz częściej odnajdywali w sobie jakby nagle pojawiającą się w ich umysłach (mówiąc biblijnie: w ich sercach) przedziwną właściwość. Nie wiedzieli, czemu przychodziło im tak łatwo rozpoznawanie Jezusa, odczuwanie Jego obecności, dosłuchiwanie się, a raczej wyczytywanie Jego mowy z wydarzeń, w których brali udział i które sami tworzyli. Jakby Ktoś im podpowiadał, nakierowywał, odsłaniał, raz nagle, innym razem po czasie, Kogoś, kto Jest wszędzie, ale jest tak, jakby Go nie było.

Tak więc wciąż na nowo odkrywając obecność i działanie Jezusa Chrystusa, umacniając w sobie zdolność do widzenia Niewidzialnego i umiejętność kontaktowania się z Tym, kogo się nie widzi, wiązali te nowo nabyte zdolności z Bogiem Izraela, o którym od wieków wiedzieli, że to On, jak mówi Kohelet, "uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał też naszym sercom pragnienie wieczności. Jednak człowiek nie może ogarnąć dzieła Bożego od początku aż do końca".

Myśląc w ten sposób, coraz mocniej odczarowywali świat, odbierali ludziom i rzeczom złudzenia, że człowiek lub przedmiot, jeśli tylko znajdzie się właściwy na to sposób, potrafi sobie przywłaszczyć moc tego czy tamtego boga, z Bogiem Izraela włącznie. Zyskując coraz mocniejsze przekonanie, że zarówno Bóg, jak i Świat są czymś absolutnie innym, jednocześnie przekonywali się, że ta różnica nie musi ustawiać Boga przeciwko ludziom, i odwrotnie. Przeciwnie, to Bóg, dzięki ich życiowemu i historycznemu doświadczeniu, coraz wyraźniej jawił się w ich oczach jako gwarant, protektor, źródło dobra. By wreszcie, korzystając z jednej strony z mądrości Żydów, a z drugiej strony mądrości Greków, przyznać rację Janowi Ewangeliście i powiedzieć: Bóg jest Miłością. A jeśli tak, to nie może być pojedynczy, ale potrojony, cokolwiek to znaczy. Do miłości bowiem trzeba nie dwojga, ale trojga.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, publicysta, poeta. Autor wielu książek i publikacji, wierszy oraz tłumaczeń. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich.

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2010