Na wirusa 500 plus plus

Najlepszym pomysłem na walkę z kryzysem byłby dziś bezwarunkowy dochód podstawowy. W Polsce da się to osiągnąć rozszerzając program 500+ na wszystkich obywateli.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

19.03.2020

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

Moment jest nadzwyczajny i dlatego chciałbym zaproponować czytelnikom „Tygodnika” oraz kolumny #WośSięJeży nadzwyczajny cykl. Oferta jest taka, byśmy przez kilka następnych odcinków zastanowili się, jak uniknąć globalnego kryzysu ekonomicznego. Niecodzienne okoliczności to zawsze czas sięgania po niecodzienne rozwiązania. To czas, gdy pomysły, które jeszcze niedawno wydawały się osobliwe i niemożliwe do realizacji, nagle lądują na stole. Ba, nawet bywają wdrażane. Możemy być pewni, że i tym razem czeka nas wysyp takich rozwiązań. Jedne będą naprawdę bezprecedensowe. Inne – przeciwnie, będą starymi pomysłami przepakowanymi w nowe opakowania. Chciałbym pomóc czytelnikom odróżnić jedne od drugich – wszystko po to, byśmy wspólnie nie utonęli w szumie informacyjnym, który bez wątpienia nastanie.

Na początek spróbuję pokazać, dlaczego prawdopodobnie najlepszym sposobem na radzenie sobie z nadciągającymi zagrożeniami byłby porządny i dobrze przemyślany program bezwarunkowego dochodu podstawowego. Zwanego w skrócie BDP lub (z angielska) UBI – od universal basic income.

Pieniądze z helikoptera?

W ostatnich dniach amerykańska administracja Donalda Trumpa podchwyciła pomysł zgłoszony wcześniej przez ekonomistów takich jak Jason Furman, Greg Mankiw czy Nuriel Roubini. Nie są to bynajmniej płotki amerykańskiej debaty gospodarczej. Furman był głównym doradcą ekonomicznym Baracka Obamy. Mankiw pełnił tę funkcję u George’a W. Busha. A Roubini jest pupilem mediów z inklinacją do mrożących krew w żyłach ekonomicznych proroctw. Z tego z resztą powodu nazywany bywa czasem pieszczotliwie „Doktorem Zagładą”.

Wspomniani ekonomiści, a za nimi prawdopodobnie także Biały Dom, ożywili tzw. koncepcję „helicopter money” – dosłownie: pieniędzy zrzucanych z helikoptera wprost do ludności. To pomysł, o którym było już głośno kilka lat temu, gdy amerykańska i europejska gospodarka nie mogły sobie poradzić z gospodarczym spowolnieniem. Ekonomiści wiedzieli, że miliardy dolarów i euro leżą sobie zabunkrowane na kontach sektora przedsiębiorstw prywatnych, lecz nikt nie ma odwagi uczynić z nich użytku. Głównie dlatego, że brakuje popytu – wskutek czego biznes nie widzi szans, by nowe inwestycje mogły stworzyć nowe produkty i usługi, które dałoby się sprzedać. Stąd zastój. Wówczas – zarówno w USA, jak i w Europie – zwyciężyła koncepcja, by pobudzać rynek za pomocą tzw. luzowania ilościowego. Czyli dostarczenia w zasadzie bezzwrotnego pieniądza sektorowi bankowemu, by ten przestał się obawiać pożyczania przedsiębiorcom próbującym jednak przełamać strach przed brakiem popytu. Niektórzy ekonomiści proponowali wówczas – i słusznie – że zamiast przepuszczać wirtualny pieniądz przez system bankowy, należałoby raczej wygenerować na kontach obywateli UE czy USA po 1000 euro albo dolarów miesięcznie. I w ten sposób rozruszać kulejący popyt.

Właśnie ten pomysł powrócił teraz, przy okazji koronawirusa. Biały Dom Trumpa zapowiada, że rozda ludziom po 1000 dolarów rekompensaty za dochody utracone z powodu kwarantanny i spowolnienia w sektorze produkcji albo usług. „Helicopter money” albo „luzowanie ilościowe dla zwykłego człowieka” w pełnej krasie.

To ciekawe, ale...

Takie rozwiązanie jest bez wątpienia lepsze niż klasyczny zestaw środków obliczony wyłącznie na osłanianie strat po stronie przedsiębiorstw (to ostatnie będą właśnie – jak słychać – robiły rządy w Polsce, Niemczech i innych krajach Europy). Ma jednak swoje ograniczenia. Załóżmy, że taka specjalna zapomoga (bo tak trzeba nazwać „pieniądze z helikoptera”) trafi na konto obywatela. Dla tych biedniejszych i sprekaryzowanych będzie to miało oczywiście znaczenie. Zaraz jednak pojawi się problem, na co te pieniądze wydać.

Opcja pierwsza: ludzie odłożą te pieniądze na czarną godzinę. W końcu nie wiadomo, jak długo kryzys potrwa i czy władza się z programu nie wycofa z powodu np. nadmiernych kosztów. Ale wtedy przecież program minie się z celem. „Pieniądze z helikoptera” mają być zrzucane przecież właśnie po to, by zostały wydane NATYCHMIAST. Żeby gospodarka nie wpadła w spiralę recesji i spowolnienia, a producenci dóbr i usług nie musieli zwalniać ludzi z pracy. 

Załóżmy jednak, że ludzie tych pieniędzy nie zaoszczędzą. Chwała Bogu! Ale co dalej? Na co da się wydać pieniądze w czasie walki z epidemią? Teoretycznie najlepiej, by ludzie zaczęli je wydawać na wytwory tych branż, w których koronawirus przyniósł przestój. Ale przecież to niemożliwe – bo kina, restauracje czy podróże są w czasie kwarantanny zabronione. Z kolei wydawanie dodatkowych środków na robienie zapasów też nie ma sensu. Bo w ten sposób wzmacniamy panikę preperską, a problem pustych półek (producenci nie nadążają z dostawami) jeszcze się pogłębia.

A gdyby tak dochód podstawowy?

Co w takim razie robić? Jest jedna droga. I to wcale nie jakaś abstrakcyjna. Chodzi o to, by utrzymać logikę „pieniędzy z helikoptera” (czyli zaopatrywania ludności w pieniądz, który pozwoli na złagodzenie szoku, jakim są dla gospodarki antywirusowa kwarantanna i zamknięcie granic). Ale uczynić je rozwiązaniem bardziej permanentnym. Chodzi o to, by ludzie wiedzieli, że dopływ gotówki będzie stały, i że można dzięki niemu planować swoją ekonomiczną stabilność w dłuższym okresie. Nie tylko ad hoc, na czas kwarantanny, ale także później. Dobra wiadomość jest taka, że taki mechanizm istnieje. Nazywa się właśnie bezwarunkowym dochodem podstawowym.

Rozmowom o BDP towarzyszy od paru lat wiele fake newsów. Jeden jest taki, że pomysł nigdzie się nie sprawdził. Ma to tyle wspólnego z prawdą, co słynny dowcip o Radiu Erewań informującym, iż „nie w Moskwie, tylko w Erewaniu, nie samochody tylko rowery, i nie rozdają, lecz kradną. Ale poza tym wszystko się zgadza”. Tutaj też. Kiedy tylko usłyszycie państwo, że BDP „nigdzie na świecie się nie sprawdził”, to nie wierzcie. Tak się bowiem składa, że dochód podstawowy tam, gdzie został wprowadzony, miewa się bardzo dobrze. Na przykład na Alasce, gdzie realizowany jest od 40 lat, dobrze służy ludziom i nikt nie zamierza go likwidować. Po co jednak szukać daleko? Również w Polsce od roku 2016 realizowany jest program o logice takiej samej, jak BDP. Nazywa się on 500+ i dotyczy rodziców dzieci. O tym, że program dobrze służy społeczeństwu i gospodarce, napisano już w różnych miejscach tak wiele, że nie ma sensu tego powtarzać.

Dlaczego BDP wciąż jest raczej wyjątkiem niż regułą? Odpowiedź jest prosta. Ze strachu. Problemem nie jest ekonomia. Patrząc choćby na symulacje przygotowane przez rząd Szkocji, można zobaczyć, że bogate kraje zachodnie dałyby radę sfinansować BDP (oczywiście nie z dnia na dzień i nie bez podwyżek podatkowych dla najbogatszych). Tym, co blokuje rządy krajów rozwiniętych, jest psychologia. Rodzaj głęboko zakorzenionej obawy (podsycanej przez opinię publiczną takimi sformułowaniami jak „pieniądze za nic”), że społeczne skutki wprowadzenia BDP byłyby niepożądane. Na przykład ludzie straciliby motywację do pracy. A pracownik stałby się nadmiernie krnąbrny i roszczeniowy wobec swojego pracodawcy.

BDP a koronakryzys

Na sprawę można jednak spojrzeć z zupełnie innej strony. Starczy zauważyć, że bezwarunkowy dochód podstawowy daje ludziom właśnie to, czego im akurat w czasie kryzysu najbardziej brakuje. To znaczy pewność, że nawet jak kryzys wstrząśnie światem, to oni nie zostaną z niczym. BDP to również bezpiecznik przeciwko temu, by recesja nie została wykorzystana do wymuszenia na pracownikach nadmiernych ustępstw. Zazwyczaj wygląda to bowiem tak: wybucha kryzys i rośnie bezrobocie, a pracodawcy zyskują możliwość dodatkowego nacisku na pracowników („albo będziesz pracował na gorszych warunkach, albo mam na twoje miejsce pięciu takich, jak ty!”). Powodzenie takiej presji wzmacnia oczywiście pozycję pojedynczego pracodawcy: z tańszymi pracownikami może on wszak produkować taniej. Jeśli jednak cała gospodarka pójdzie w tym kierunku, to wylądujemy w sytuacji samopogłębiającej się recesji. Dlaczego? To proste: presja na pogorszenie płac sprawi, że zaniknie popyt. A to z kolei nie będzie pozwalało firmom rozwinąć skrzydeł. Dochód podstawowy jest mechanizmem, który pozwala ten proces zahamować.

Nieprawdą jest również, że nie wiadomo, jak sfinansować BDP. Są dwie drogi. Jedna – klasyczna: z budżetu państwa i podatków. Druga, bardziej nowatorska – poprzez produkcję wirtualnego pieniądza przez bank centralny. To jest właśnie sposób finansowania „pieniędzy z helikoptera”. Państwo może to robić, jeśli ma suwerenną władzę. Krytycy będą oczywiście straszyli inflacją. Ale te ich strachy nie muszą się spełnić. Wrócimy do tego tematu w kolejnych wpisach.

Dlaczego nie 500 plus plus?

Na koniec jeszcze słowo o polskiej specyfice. Akurat Polska mogłaby dojść do modelu BDP dużo łatwiej niż wiele krajów zachodnich. Właśnie dzięki eksperymentowi z programem 500+. Wystarczyłoby potraktować pięćsetkę jako bazę, którą starczyłoby rozszerzyć na wszystkich obywateli w wieku produkcyjnym. Czyli stworzyć program 500++. Słownie: pięćset plus plus. Plus razy dwa. Nie kłóćmy się o nazwy.

A że to kosztowne? Oczywiście. Program pomocy dla biznesu, którego założenia rząd właśnie nam pokazuje, też do tanich nie należy. 


CZYTAJ TAKŻE:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej