Tysiąc euro dla każdego

A gdyby tak Unia Europejska solidarnie zrzuciła się w czasie pandemii na bezwarunkowy dochód podstawowy dla wszystkich swoich obywateli?

02.04.2020

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /
Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Wyobraźmy sobie następujący scenariusz: w obliczu kryzysu gospodarczego wywołanego koronawirusem zebrani w Brukseli liderzy państw wspólnoty oraz przywódcy unijnej machiny decydują o nadzwyczajnym rozwiązaniu. Polega ono na wprowadzeniu w życie bezwarunkowego dochodu podstawowego. Nazywają go Euro-UBI – od angielskiego skrótu „universal basic income”. Albo Schumanowe – od nazwiska Roberta Schumana, ojca założyciela eurointegracji. Rozwiązanie byłoby do zastosowania wedle uznania: albo obok, albo zamiast tego, co mamy dziś, czyli kilkudziesięciu nieskoordynowanych ze sobą programów fiskalnych i monetarnych realizowanych od Warszawy przez Frankfurt (siedziba Europejskiego Banku Centralnego) po Lizbonę. 

Euro-UBI. Ile? Dla kogo?

Na początek trzeba ustalić wysokość naszego Euro-UBI. Załóżmy wpierw, że będzie on skromniejszy i wyniesie 500 euro. Oczywiście wobec różnic w poziomie zamożności takie 500 euro będzie miało inną wagę w Rumunii, inną we Włoszech, inną zaś w Niemczech. Ale to nawet lepiej. Im kraj bogatszy, tym ma przecież większe możliwości antykryzysowego wspierania swoich obywateli i nikt im sięgnięcia po taki „naddatek” opieki zabraniać nie powinien. 


POLECAMY: „Woś się jeży” – autorski cykl Rafała Wosia co czwartek na stronie „TP” >>>


Kolejna sprawa: kto będzie beneficjentem Schumanowego? W 2019 roku żyło w Unii ponad pół miliarda ludzi. Dla ułatwienia rachunku liczyć będziemy konsekwentnie z Wielką Brytanią. To założenie rachunku nam nie zmieni, a wydaje się dość realistyczne. Każdy, kto śledzi dyskusje o dochodzie podstawowym, wie, że na Wyspach (zwłaszcza w Szkocji) o dochodzie podstawowym dyskutuje się nawet żywiej niż na kontynencie. Z tych 500 mln Europejczyków wyłuskujemy tych, którym z powodu koronakryzysu wali się bezpieczeństwo ekonomiczne. Są to ludzie w wieku produkcyjnym – a więc mieszczący się w przedziale od 15 do 64 lat. Takich osób było w UE na koniec 2019 roku 326 mln.

Teraz zaczniemy mnożyć, więc pojawi się wiele zer. W tym miejscu przydatna (nie tylko przy czytaniu tego tekstu) uwaga. Pamiętajmy, że w Polsce posługujemy się tzw. długą skalą (kto nie wierzy, niech zerknie do podręcznika do matematyki pożyczonego od swojego dziecka). Literatura i media anglojęzyczne to z kolei tzw. skala krótka. Do miliona wszystko jest tak samo, ale potem następuje rozjazd. U nas 1 000 000 000 000 (12 zer) to bilion. U nich ta sama liczna nazywana jest „trillion”. Chodzi jednak o tę samą wartość.

Musimy jeszcze określić ramy czasowe. Wiedząc, że logika dochodu podstawowego jest dla wielu wciąż kontrowersyjna lub po prostu nowa (ciągle można spotkać w mediach zdradzające niewiedzę określenia typu „pieniądze za nic”), wprowadzamy go na próbę. Próba nie może być zbyt krótka, bo wtedy ludzie pieniądze odłożą (tego nie chcemy), zamiast wydać (taki jest cel wprowadzenia UBI). Aby zachowali się racjonalnie, potrzeba im pewności sięgającej dalej niż miesiąc lub dwa. Zakładamy więc na początek, że pilot Euro-UBI będzie trwał przez pół roku. Przy takim założeniu pełny koszt programu wyniesie niecały bilion euro. Gdybyśmy chcieli uczynić go bardziej hojnym (1000 euro dla każdego) albo przedłużyć do roku, jego koszt rośnie do mniej niż dwóch bln euro.

Z punktu widzenia pojedynczej gospodarki bilion euro to oczywiście sporo. Ale patrząc na całą Unię Europejską już niekoniecznie. Przypomnijmy, że w 2019 roku PKB wszystkich krajów Unii razem (konsekwentnie liczymy nadal z Wielką Brytanią) to 16,5 bln euro. Koszt Euro-UBI wyniósłby więc ok. 6 proc. unijnego PKB. A w wariancie maksymalistycznym 12 proc. PKB. 

Dlaczego powszechny? Dlaczego bezwarunkowy?

Teraz czas na zastrzeżenia. Oczywiście podniosą się głosy, że dawanie wszystkim po równo to marnowanie pieniędzy. Bogaty austriacki menadżer nawet tych 500 euro nie zauważy. Zaś dla polskiej masażystki, której posypały się zlecenia, przydałoby się nawet więcej. Wychodząc naprzeciw takim argumentom przy wprowadzaniu w życie programów podobnych do UBI, często sięga się po kryterium dochodowe odcinające lepiej sytuowanych. Na przykład w Ameryce Trumpowskie „stimulus checks” w wysokości ok. 1000 dolarów trafią w kwietniu tylko do tych, których dochody w 2019 roku były niższe niż 75 tys. dolarów. Z kolei w Korei Południowej testowane są oba modele. W otaczającej Seul prowincji Gyeonggi (13 mln ludzi) UBI jest uniwersalne, ale za to niskie i wynosi ok. 80 dol. Samo miasto Seul daje zaś do 400 dolarów – lecz tylko biedniejszym. 

Ja sam jestem jednak zwolennikiem bezwarunkowości i uniwersalności dochodu podstawowego. I to z trzech powodów. Po pierwsze, doświadczenie uczy, że gdy programy są skierowane do najbiedniejszych, to łatwo przykleić im łatkę „jałmużny”. Te części społeczeństwa, które z takich programów nie korzystają, mogą je potem bez trudu krytykować jako: „marnowanie pieniędzy”, „promowanie nieróbstwa” czy wspomniane już „pieniądze za nic”. I odwrotnie: program trudniej krytykować, jeśli samemu się z niego korzysta. Chodzi również o to, by nie stygmatyzować beneficjentów UBI jako „gorszych obywateli”. Dlatego należy mówić o dochodzie podstawowym jako o „prawie człowieka”. A nie jako o naznaczonym pejoratywnie „socjalu”. Tylko program uniwersalny i bezwarunkowy może to zapewnić.

Po drugie, nie trzeba być ekonomistą, by zauważyć, że choć suma jest taka sama (500 lub 1000 euro dla każdego), to w zależności od poziomu pozostałych dochodów taki zastrzyk finansowy ma inne (większe) znaczenie dla wspomnianej już polskiej masażystki, a inne (mniejsze) dla austriackiego menadżera. To proste. Gdy podzielimy dowolne zachodnie społeczeństwo na pięć dochodowych grup (tzw. kwintyli), to zobaczymy następującą prawidłowość. Po wprowadzeniu dochodu podstawowego dochody pierwszego (najbiedniejszego) kwintyla wzrosną ponad dwa razy bardziej niż drugiego kwintyla, sześć razy bardziej niż kwintyla czwartego i kilkanaście razy bardziej niż kwintyla grupującego najbogatszych. Ten argument warto powtarzać tym wszystkim, którzy krytykują dochód podstawowy narzekając, w imię czego wszyscy mamy się zrzucać na pieniądze trafiające potem także do kieszeni najbogatszych. 

Po trzecie jest jeszcze koszt administracyjny. Aby odciąć najbogatszych, trzeba i tak sprawdzić wszystkich beneficjentów pod kątem dochodowym. Uniwersalność programu pozwala tego kosztu oraz przypadków granicznych (dlaczego temu się jeszcze należy, a tamtemu już nie?) uniknąć.

Dlaczego UBI jest konieczne? Trzy powody

Na koniec trzy powody, dla których nie tylko warto, ale i trzeba po Euro-UBI sięgnąć. Zwłaszcza w obecnej sytuacji.

Po pierwsze, dochód podstawowy to dobry sposób na powstrzymanie (złagodzenie) kryzysu społecznego, który nam się kroi. Pisałem już na ten temat sporo w jednym z poprzednich odcinków kryzysowego #WośSięJeży.

Po drugie, Schumanowe byłoby wielką szansą na odbudowanie zaufania do idei europejskiej, które w ciągu ostatniej dekady mocno się skurczyło. Wystarczy sięgnąć po dowolne badania opinii, by dostrzec, że hasło „zjednoczona Europa” budzi dziś dużo mniej pozytywnych skojarzeń niż jeszcze 15 lat temu. Zjawisko to jest szczególnie mocno widoczne w krajach południa Europy, które najmocniej ucierpiały w czasie poprzedniego kryzysu ekonomicznego. Wielu obserwatorów zwraca uwagę, że jeśli tym razem Unia nie stanie na wysokości zadania, to za parę lat Unii Europejskiej w obecnym kształcie już prawdopodobnie nie będzie. To prawdopodobnie ostatnia szansa na ratowanie ducha Unii Schumana i Moneta, który tak dobrze służył kontynentowi przez całą drugą połowę XX wieku.

Po trzecie, dochód podstawowy to jeden z mechanizmów służących w praktyce wyrównywaniu nierówności majątkowych (jak to się dzieje, opisałem kilka linijek wyżej). A wzrost nierówności to przecież jeden z największych problemów, które Europę trapią i ją od środka rozkładają. Unia lubi o sobie mówić i myśleć, że zachodni model gospodarki jest inny – mniej turbokapitalistyczny i bardziej współczujący niż na przykład u Anglosasów. Tak owszem było kiedyś. Lecz doświadczenia dwóch pierwszych dekad XXI wieku są już zupełnie inne. Unia była pod wieloma względami pionierem neoliberalizmu. Widać to również, patrząc na wzrost nierówności w bogatych społeczeństwach starej UE. 

Oczywiście zaproponowane tu rozwiązania wymagają mocnego przebudowania istniejących procedur, nawyków i sposobu myślenia o Europie. Trzeba zbudować algorytm rozkładania obciążeń pomiędzy kraje członkowskie. A także skonstruować przyszłe źródła finansowania Euro-UBI. Tak, by docelowo można program utrzymać. To byłoby trudne. Ale wykonalne. A czy kryzys nie jest przypadkiem czasem, gdy za takie zadania można się wreszcie zabrać?


CZYTAJ WIĘCEJ: SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej