Na szaro. Recenzja wystawy Ignacego Czwartosa „Malarz klęczał, jak malował”

Podobno nawet kolorystyka jego obrazów jest „wybitnie polska, rodzima, tutejsza”. Sugerowałoby to, że nasz kraj jest pogrążony w ziemistej mazi, czego dotąd nie zauważyły pokolenia artystów malujących Polskę.

07.04.2023

Czyta się kilka minut

Ignacy Czwartos, „Taka robota na wiosce” / ZACHĘTA NARODOWA GALERIA SZTUKI / MATERIAŁY PRASOWE
Ignacy Czwartos, „Taka robota na wiosce” / ZACHĘTA NARODOWA GALERIA SZTUKI / MATERIAŁY PRASOWE

No to mamy artystyczne dwa w jednym. Janusz Janowski, powołany w ubiegłym roku przez ministra Piotra Glińskiego na nowego dyrektora Zachęty, zapowiadał, że w prestiżowej galerii będzie teraz prezentował „artystów nieznanych szerszej publiczności, pomimo doniosłości ich dorobku”. Przy czym skupia się na estetycznym wymiarze twórczości i celebracji „lapidarnego piękna” – powrocie do dawnych, dobrych wzorów. Tymczasem obejmując – z tego samego politycznego klucza – kierownictwo Zamku Ujazdowskiego Piotr Bernatowicz nie ukrywał, że pragnie przeprowadzić kontrkulturową rewolucję, nie stroniąc od sztuki społecznie i politycznie zaangażowanej.

Okazuje się, że malarska twórczość Ignacego Czwartosa połączyła oba te oczekiwania wobec sztuki. Janowski i Bernatowicz są kuratorami wystawy „Malarz klęczał, jak malował” Czwartosa w Zachęcie.

Tańczący z trumnami

Czwartos urodził się w 1966 r. Reprezentuje więc to samo pokolenie, co czołowi przedstawiciele sztuki krytycznej lat 90. Studiował na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu – w Zakładzie Wychowania Plastycznego w Kaliszu. Związany jest przede wszystkim z założoną w 1995 r. Otwartą Pracownią. O obrazach związanych z nią artystów pisał w 1996 r. Jerzy Nowosielski: „w naszym współczesnym krajobrazie artystycznym stanowią jakby jakąś egzotykę. Dlaczego? Dlatego, że są to obrazy szalenie tradycyjne. (...) Dla mnie osobiście ta Otwarta Pracownia jest wielką niespodzianką. Bo ja myślałem już, że malarstwo tradycyjne się kończy. (...) Tymczasem – nie. Znaleźli się młodzi malarze, którzy podejmują tę tradycję z jakąś przedziwną nadzieją”.

Nie dziwi, że artyści związani z Otwartą Pracownią za swojego patrona uznali właśnie Nowosielskiego. Dla Czwartosa stał się on wręcz mistrzem i nauczycielem. To za pośrednictwem Nowosielskiego przyswoił sobie tradycję ikony, jak i abstrakcję geometryczną. Połączył je z odwołaniami do sarmackiego malarstwa, ale też do Kazimierza Malewicza czy Andrzeja Wróblewskiego. Stąd wziął się jego rozpoznawalny styl, ale i wrażenie monotonnej powtarzalności, jakby w tej twórczości nie było miejsca na wahania, poszukiwania, niespodzianki, na ryzyko porażki wreszcie.

Wypracowana przez Czwartosa stylistyka okazuje się też łatwa do powielania, co było dobrze widoczne na wystawie „Ojcowizna” w warszawskiej Galerii Prześwit zorganizowanej równolegle z ekspozycją w Zachęcie. Znalazły się na niej prace artysty i jego rodziny: syna Wincentego i jego żony Ewy Czwartos oraz syna Stanisława i jego narzeczonej Karoliny Żądło. Trudno wyłapać cechy indywidualne twórczości tej piątki. I – co najgorsze – niewiele by wynikało z trudu zidentyfikowania poszczególnych autorów.

W obrazach Ignacego Czwartosa łatwo dostrzec rozliczne przywołania, oprócz wspomnianego Malewicza, ­W­róblewskiego i portretów trumiennych jest nawet Władysław Strzemiński. Wszystkie te źródła są łatwe do identyfikacji, bo przywołują przeszłość dobrze przyswojoną, dlatego wręcz banalną. Ale sam artysta ustawia się tu w roli już nie opiekuna, tylko opłakującego minione.

Żyjący artyści stoją nad otwartymi trumnami, w których spoczywają Wróblewski czy Nowosielski. Artysta, jak sam tłumaczy, chce pokazać wyjątkowe relacje intelektualne i duchowe, które „łączą przeszłych mistrzów z ich uczniami i naśladowcami, którzy także zbliżają się do kresu”. I to sam Czwartos kroczy w tym pochodzie wielkości. Z nielicznymi jemu współczesnymi, jak Jarosław Modzelewski.

Wyklęty

To jednak nie obrazy, w których celebruje się przeszłość sztuki, ani abstrakcyjne płótna utrzymane w takiej samej przytłumionej kolorystyce sprawiły, że twórczość Ignacego Czwartosa stała się tak atrakcyjna dla środowisk związanych z obecną władzą.

„Tak, oczywiście. Jestem »typowo polski«. Tak ma być. Cieszę się z tego” – mówił przed laty w rozmowie z Martą Karpińską opublikowanej na stronie internetowej Otwartej Pracowni. Ową „swojskość” malarz wciąż podkreśla, wręcz sławi. Przywiązanie do niej ma wyjaśniać, dlaczego prace Czwartosa nie zostały szerzej zauważone w Polsce, a tym bardziej – poza jej granicami. Tyle że czerpanie z polskiej tradycji oraz lokalnych wzorów nie przeszkadzało wielu jego poprzednikom i współczesnym tworzyć dzieła na tyle ważne, by zdobyły szerokie uznanie.

Wykorzystując tradycyjne wzorce, Ignacy Czwartos opowiada o sprawach współcześnie dyskutowanych. Rzeczami ważnymi, o których chce mówić, jest tragiczna polska przeszłość czasów II wojny i początków Polski Ludowej. W Zachęcie znalazły się obrazy przypominające o niemieckich zbrodniach, ale też poświęcone żołnierzom powojennego podziemia niepodległościowego. Jest tu „Epitafium dla Józefa Franczaka »Lalka«”, „Epitafium dla żołnierzy wyklętych” czy „Żołnierze Żelaznego”. To te właśnie obrazy, wypełniające oddzielną salę, dominują na wystawie. Są pełne odniesień do malarstwa religijnego. Na jednym z nich Józef Franczak oburącz trzyma własną głowę, niczym na przedstawieniach chrześcijańskich męczenników. Na innym partyzant i kapłan stoją pod krzyżem, w pozach zaczerpniętych z dawnych przedstawień Ukrzyżowania ze świętymi. Jest tu wreszcie współczesna wersja słynnego „Orła” Tomasza Tretera, w którym sylwetki z pocztu władców Polski malarz zastąpił bohaterami podziemia antykomunistycznego.

W tekście towarzyszącym wystawie podkreślono, że Czwartos „nie wstydzi się swoich mistrzów, nie wstydzi się także swoich bohaterów”. Można powiedzieć więcej: tworzy ich apoteozę. Jego obrazy mają być – jak dalej można przeczytać – odpowiedzią na współczesne antybohaterskie czasy, w „których malowany lub deklamowany heroizm często wzbudza drwiący uśmiech”. Problemem nie są jednak nieheroiczne czasy – w dzisiejszej kulturze takich postaw nie brakuje – lecz to, co za bohaterskość się uznaje, oraz w jaki sposób mówi się o tych, których czyny się upamiętnia.

W tytule wystawy „Malarz klęczał, jak malował” przywołano komentarz z internetowej dyskusji o cyklu Czwartosa poświęconego żołnierzom wyklętym. „Rzeczywiście, klęczałem – zdaje się odpowiadać autor” – podkreślają kuratorzy wystawy. I z tej pozycji spogląda na ważnych artystów, ale też na ofiary komunistycznych prześladowań. „Wszak każdy przed czymś/kimś klęka, każdy ma swoich bohaterów” – dodają. I stawiają pytanie: „A my, przed czym klękamy?”.

Styki

Przed jakimi postawami, ale też konkretnymi osobami klęka Ignacy Czwartos, a za nim twórcy wystawy? Czy, jak twierdzi jeden z autorów tekstu o wystawie w Zachęcie – ważne jest tylko to, że „w sytuacji granicznej potrafili dokonać wyboru, jaki uznali za słuszny i starali się w nim wytrwać”? Przecież, jak podkreśla badacz podziemia antykomunistycznego prof. Rafał Wnuk, w partyzantce antykomunistycznej byli bohaterowie, ale także antybohaterowie, którzy mordowali Polaków, „mniejszości narodowe, cywilów, zupełnie bezbronnych”. Czym innym jest szacunek dla ich tragicznych losów, a czym innym – tworzenie dla nich pomników. O tych skomplikowanych biografiach trzeba rozmawiać, dyskutować, spierać się, tymczasem za sprawą malarza zostali oni wyniesieni do rangi narodowego sacrum.

Wizja Ignacego Czwartosa dobrze wpisuje się za to w narrację rządzących oraz ich zwolenników, dla których przeszłość rysuje się jedynie w białych i czarnych barwach. Jego twórczość koresponduje też z przemianami polskiej prawicowej tożsamości oraz ewolucją jej kanonu pamięci. Fundamentalne stały się dla niej odwołania do sarmackości, niemieckie i sowieckie zbrodnie na Polakach oraz żołnierze wyklęci. Dodatkowo Czwartos – w przeciwieństwie do innych promowanych obecnie przez władzę artystów, jak Jacek Adamas, Jerzy Kalina czy Wojciech Korkuć – opowiada o tym wszystkim za pomocą malarstwa, czyli medium tradycyjne kojarzonego z wysoką sztuką. A z jego twórczością do tego stopnia się utożsamiono, że publicysta wpolityce.pl ogłosił nawet, że kolorystyka obrazów Czwartosa jest „wybitnie polska, rodzima, tutejsza”. Sugerowałoby to, że nasz kraj jest pogrążony w ziemistej mazi, czego dotąd nie zauważyły pokolenia artystów malujących Polskę.

To jednak, co w oczach jednych jest zaletą Czwartosa, dla drugich stanowi fundamentalną wadę. Bohaterów swoich obrazów przekształca w pomnikowe postacie, którym tylko można oddawać hołdy. Robi to na pewno z przekonania, a nie z koniunkturalnych odruchów. Lecz teraz stają się oni częścią oficjalnego imaginarium. Jednym z elementów polityki historycznej obecnego rządu, coraz bardziej pełnej pustych rytuałów i – po prostu – jałowej nudy.

Tytuł wystawy nawiązuje nie tylko do wpisu na internetowym forum, ale także do znanej anegdoty o Janie Styce i Panu Bogu. „Ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze!” – miał usłyszeć malarz. Styka bardzo starał się odpowiadać na oczekiwania współczesnych mu tradycjonalistycznych odbiorców, nie zmuszając ich do refleksji nad własną przeszłością, ale też nad przeżyciem religijnym. Do dziś jest pamiętany jako współtwórca panoram, z Racławicką na czele, i drobny przypis do historii polskiej sztuki. ©

Ignacy Czwartos, MALARZ KLĘCZAŁ, JAK MALOWAŁ, Warszawa, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, wystawa czynna do 28 maja br., kuratorzy: Janusz Janowski, Piotr Bernatowicz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Na szaro