Notatki na siatkówce

Wystawa Włodzimierza Pawlaka „Anatomia samolotu” odwołuje się do 10 kwietnia 2010 r. Nie pierwszy raz jego twórczość prowokuje do stawiania pytań, czym jest malarstwo i w jaki sposób można za jego pomocą mówić o współczesności.

21.08.2012

Czyta się kilka minut

Włodzimierz Pawlak, „Anatomia samolotu” – fragment wystawy / Fot.Galeria Propaganda
Włodzimierz Pawlak, „Anatomia samolotu” – fragment wystawy / Fot.Galeria Propaganda

Debiutował w latach 80. Jego nazwisko na trwałe jest związane z niezależną sztuką tego czasu. W 1982 r. zostaje członkiem Gruppy; podobnie jak Paweł Kowalewski studiuje na warszawskiej ASP. Inni – Ryszard Grzyb, Jarosław Modzelewski, Marek Sobczyk i Ryszard Woźniak już uzyskali dyplomy. Ich twórczość łączy się z modnym wówczas neoekspresjonizmem i zainteresowaniem samym malarstwem po czasach dominacji neoawangardy i nowych mediów. Niektórzy wówczas okrzyknęli ich nawet mianem polskich nowych dzikich, wzorując się na głośnym, niemieckim sloganie neue wilde. Widziano w nich nadwiślańskich A.R. Pencków czy Jörgów Immendorffów.


ZNAKI Z NAJBLIŻSZEGO OTOCZENIA


Z czasem Gruppa staje się też najbardziej znanym ugrupowaniem artystycznym, chociaż sami jej członkowie patrzyli na to z ironią. Nie tworzyli we własnych oczach jakiejś wspólnoty programowej. Bardziej łączyło ich podobieństwo w patrzeniu ma malarstwo, wrażliwość i sposób postrzegania funkcji sztuki. „Nie wiem, czy to jest grupa w takim znaczeniu, w jakim rozumie się grupę” – zastrzegał w 1983 r. Ryszard Grzyb. Jarosław Modzelewski dodawał: „Myślę, że to nie będzie nigdy grupa”, ale też zauważał: „Jest w tym coś wspólnego, co warto byłoby nazwać”. Łączyła ich bowiem m.in. wspólnota pokoleniowego doświadczenia. Byli ostatnim pokoleniem, które w dorosłość wchodziło w czasach PRL-u. Poznali – jeszcze w młodości – gierkowski „dobrobyt”, byli świadkami karnawału Solidarności i doświadczyli Polski jaruzelskiej.

Pawlak jako student uczestniczył w większości wystaw i akcji Gruppy. Współredagował wydawane przez nich pismo „Oj dobrze już”. Już wtedy mówił samodzielnym głosem. Jego wczesne obrazy są brutalne, czasami ocierające się o plakatowość. Maluje ostrymi pociągnięciami pędzla, używa zdecydowanych barw. Nie wystarcza mu płótno. Sięga po wielkie papiery i plandeki, jakby chciał dobitniej podkreślić niechęć do obrazu rozumianego jako estetyczny obiekt. Malował bardzo ekspresyjnie, niechlujnie i byle jak – jeszcze po latach narzekali niektórzy krytycy. Anda Rottenberg, która od początku towarzyszyła działaniom Gruppy, pisała o tym okresie: „twórczość Pawlaka interweniowała w polskie realia społeczne i polityczne, a jego pełne brutalności i szyderstwa, nonszalanckie malarstwo drażniło kpiną z uświęconych kanonów i wartości”.

Twórczość Pawlaka była zanurzona w rzeczywistości, co nie oznaczało, że jego obrazy były politycznymi deklaracjami. Raczej ironiczną relacją z tego czasu. Wciąż eksperymentuje, zmienia stylistyki. W obrazach z lat 1986-87 to, co jest tematem przedstawienia, zostaje niemalże całkowicie zamalowane. Zza warstw farby wyłaniają się jedynie zarysy postaci i rzeczy. Np. w „Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy” kontury postaci ledwie wycinają się z tła. Powstanie tych obrazów było łączone ze znanym wówczas procederem zamalowywania politycznych haseł wypisywanych na murach miast. Trwała swoista wojna na obecność w przestrzeni publicznej tego, co zakazywały PRL-owskie władze. Przy czym Pawlak nie powielał anonimowych działań, lecz przechwytywał sam proceder. Nadawał mu specjalny status, a nawet go nobilitował.

Już wcześniej myślał o tym akcie samodestrukcji. Planował zamalowanie na oczach komisji swoich prac dyplomowych na ASP podczas obrony w 1985 r. (na co wskazywał tytuł dyplomu „Obrazy zamalowane”). Do tego wówczas nie doszło, ale sam zamysł pokazywał na bardzo istotny element w jego myśleniu o sztuce: w pracę twórcy jest wpisana nieusuwalna dychotomia: kreowanie i destrukcja.

Coraz częściej w jego twórczości pojawiają się odniesienia do przeszłości sztuki czy literatury. Już w 1985 r. maluje „Stanisława Ignacego Witkiewicza podcinającego sobie żyły po wkroczeniu Niemców do Polski”, w którym widzimy jedynie zarys upadającej postaci. W kolejnym roku powstaje „Witold Gombrowicz”. Tym razem jest to starannie przedstawiony... transatlantyk. Raz sięga po niemalże symboliczne odniesienie, innym razem powstaje niemal ilustratorskie przedstawienie. Wreszcie w latach 1987-88 maluje „Tablice dydaktyczne”. Jego płótna zaczynają wypełniać znaki, diagramy, symbole. Już same tytuły wskazywały na quasi-szkolny charakter tych prac: „Słownik terminologiczny sztuk pięknych”, „Historia sztuki greckiej i egipskiej”. Obraz zaczyna służyć Pawlakowi do analizy tradycji artystycznych. To już tylko krok do powstawania w kolejnych dekadach obrazów-studiów nad rezerwuarem wizualnym XX-wiecznej awangardy.


TRADYCJA I DZIEŃ DZISIEJSZY


Wcześniej jednak powstają „Polacy formują flagę narodową”, jeden z obrazów-ikon polskiej sztuki ostatnich dziesięcioleci (Pawlak miał szczęście do tworzenia takich symbolicznych obrazów). Jest rok 1989. Setki kresek wyrytych w grubo położonych warstwach farby tworzą flagę. Ten obraz, symboliczne pożegnanie się z odchodzącym systemem, wpisuje się w tworzony potem przez całe lata cykl „Dzienników”, a także powstających pod tym samym tytułem kolaży tworzonych ze zużytych tubek farby, resztek ołówków, pocztówek, biletów czy rachunków. Dzieł będących zapisem upływu czasu. Z kolei wiosną 1990 r. zamalowuje na biało kilka wcześniejszych prac. To kolejne pożegnanie, tym razem z własną przeszłością artystyczną.

Dwa lata później w warszawskiej Zachęcie odbywa się wielka wystawa retrospektywna Gruppy. Kończy się ich wspólna historia. Zmienia się też polska scena artystyczna. Debiutują młodzi artyści. To oni przede wszystkim przykuwają uwagę publiczności i krytyki, także zagranicznej. Po latach Agnieszka Morawińska napisała o Pawlaku: „należy do pokolenia, które przetarło polskiej sztuce drogę w świat, ale nie utrzymało się na światowej scenie”. To bolesna, ale – niestety – celna konstatacja.

Coraz bardziej ciekawi go historia sztuki. Szczególne miejsce zajmują tu postacie Władysława Strzemińskiego i Kazimierza Malewicza. Pod koniec lat 80. powstaje utrzymany w naiwnej stylistyce, niemalże makatkowy „Dlaczego W. Strzemiński znęcał się nad K. Kobro. Dlaczego K. Kobro paliła w kuchni swoje prace odgrzewając zupę W. Strzemińskiemu”. Maluje „obrazy-tablice”, w których analizuje ich dzieła: „W. Strzemiński. Notatki o sztuce rosyjskiej” (1988), „K. Malewicz i W. Strzemiński” czy „Klucze do Malewicza” (1995-96). Niczym w podręcznikach do historii sztuki zestawia na jednym płótnie ich obrazy. Śledzi poszukiwania wielkich awangardzistów, a także wzajemne relacje, związki artystyczne, podobieństwa i różnice formalne, ale ich bolesne uwikłania.

Pawlak ucieka też od figuracji: jeżeli w jego późniejszych płótnach pojawiają się przedstawienia ludzi czy przedmiotów, to przede wszystkim jako cytat z cudzych dzieł. Nawet powroty do malarstwa przedstawiającego wydają się przede wszystkim studiami nad przeszłością sztuki. W 2012 r. na wystawie „Still Life” w warszawskiej Galerii Milano znalazły się monumentalne martwe natury. Bardzo oszczędnie skomponowane, przy użyciu tylko kilku geometrycznych figur: trójkąta, koła, kwadratu. Dość oczywiste wydały się w tym przypadku odwołania do słynnych dzieł Paula Cézanne’a, ale można było również przywołać późne, wycinankowe martwe natury Henriego Matisse’a.

Czy klasyk (bo bezsprzecznie Pawlak nim już jest) wchodzi w dialog z innymi wielkimi klasykami? Owszem, ale nie jest to jedynie propozycja formalnych gier. To bardziej nieustanne testowanie, na ile nośne i aktualne są jeszcze tradycje wielkiej awangardy. Czy to już tylko muzealne obiekty, czy też można przy pomocy awangardowego języka powiedzieć coś o współczesności? I o sobie samym. Znaczący był przecież tytuł jego wystawy retrospektywnej w Zachęcie w 2008 r.: „Autoportret w powidokach”. Jakby to sam Pawlak przeglądał się w obrazach Strzemińskiego.

Sam zresztą stale przygląda się uważnie życiu, w którym wszyscy jesteśmy zanurzeni. Próbuje opowiedzieć o lękach, emocjach, upodobaniach. Z pewną dozą patosu pisał w „Notatkach pośmiertnych”: „Urodzić się w Polsce, żyć w Polsce. Poczułem chłód w karku, od okna powiewa mrozem. Urodzić się w Polsce i umrzeć w Polsce. To właśnie wzruszające”. Stara się zatem zapisać to własne doświadczenie w stale prowadzonych przez siebie „Dziennikach”: malowanych i pisanych. Tekst zresztą miał w jego przypadku szczególne znaczenie. Już w wydawanym przez Gruppę „Oj dobrze już” zamieszczał wiersze, manifesty czy teksty odczytów. Być może samo rozdzielanie obu aktywności nie ma w jego przypadku większego sensu. Jedno i drugie jest notowaniem codzienności w najróżniejszych jej przejawach.


ZNAK TRÓJKĄTA


Na wystawie w Galerii Propaganda znalazło się kilkanaście obrazów powstałych w latach 2010-11. Na jednym z nich widzimy charakterystyczny zarys samolotu na czerwonym tle. Został on sprowadzony do najprostszej figury-znaku. To trójkąt przecinający przestrzeń. Na drugim, niemalże bliźniaczym obrazie ten sam trójkąt zostaje rozbity na kilka innych. Wygląda jak papierowy samolocik pikujący w dół.

Pozostałe płótna na wystawie to studia nad trójkątem w różnych wariantach. Zmieniają się jego kształty i kolory. Zostaje umieszczany w rozmaitych konstelacjach, bywa wpisywany w inne figury. Są tu też studia nad układem bieli i czerwieni. Przybierają one kształt flagi narodowej, są wpisywane w romb, koło, trójkąt. Tytuły prac: „Przestrzeń logiczna obrazu” czy „Notatka” odsyłają do wcześniejszych studiów nad tradycją malarstwa awangardowego. A jednak wystawa wprost odnosi się do wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r.

Nie są to pierwsze reakcje artystów na te wydarzenia. W „Katastrofie” Artur Żmijewski pokazywał, w jaki sposób przeżywano tragedię i wyrażano związane z nią emocje. Patrzył na nie z boku, był obserwatorem, nie oceniał ani nie komentował. W przypadku „Krzyża” Piotra Wysockiego patrzymy na te same wydarzenia oczami aktywnego uczestnika. Wreszcie Piotr Żyliński na wystawie w krakowskim Goldex Poldex próbował pokazać, w jaki sposób emocje jednostek są tworzone przez władzę oraz produkowane przez nią dyskursy.

Jeszcze inną postawę przyjął Jacek Adamas. Jego obiekt „TU-SK 154” to niemalże dosłowne zobrazowanie tezy o odpowiedzialności Donalda Tuska za katastrofę smoleńską. Później powstały „Smoleńsk Puzzle”. Sam artysta w wywiadzie dla „Onetu” tłumaczył: „To jest protest przeciwko grze, z którą mamy do czynienia wokół Smoleńska. Nawiązałem do prostej i czytelnej układanki, jaką są puzzle – konstruowanie planszy – bo chciałem pokazać, że jako obywatele jesteśmy używani jak puzzle bądź pionki w grze”. I dodawał: „Jako obywatel jestem tym zdruzgotany i protestuję sztuką”.

Obrazy Pawlaka wydają się być dalekie od tych wszystkich emocji. Sama katastrofa zaś pretekstem do pytań, czy sztuka współczesna, zwłaszcza malarstwo abstrakcyjne, możne mówić o współczesnych wydarzeniach politycznych. Twórcy wystawy twierdzą, że tak. Piszą, że „malarstwo i tylko malarstwo może być i jest odpowiedzią na wszystko, co nas dotyczy i dotyka”. Odpowiedź jednak jest chyba bardziej skomplikowana. „Anatomię samolotu” można odebrać jako estetyczne studia nad formą, które jedynie zostały wpisane w polityczny kontekst. I niektórzy tak ocenią tę ekspozycję. A przecież to malarstwo abstrakcyjne miało mieć rewolucyjną moc zmieniania rzeczywistości. Czy te czasy już minęły?

Pawlak nie jest rewolucjonistą. Za to udało mu się stworzyć obraz-symbol. Niepozorna figura trójkąta wbija się w pamięć, trudno o niej zapomnieć. To nie tylko znak tego wydarzenia, lecz powidok, obraz odbity, rozmazany, ale odciśnięty w naszej pamięci. Przed laty sam Pawlak pisał o Marcelu Prouście: „stworzył coś, co jest niezwykłym przeciwieństwem dzieła sztuki, zbiór doznań, zapisów świadomości przedstawiony bez całości, nigdy w pełni”. A teraz po raz kolejny namalował obrazy, które są częścią układanki, polskiego rebusu (by odwołać się raz jeszcze do jednego z tekstów Andy Rottenberg poświęconych Pawlakowi). Nadal proponuje jego kolejne odsłony. Reszta należy już tylko do widza.



„Anatomia samolotu”, Warszawa, Galeria Propaganda, wystawa czynna do 22 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2012