Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Projekt, który zaprezentował ensemble austriackiej gitarzystki i lutnistki Christiny Pluhar, nie jest nowy: wydana pod szyldem Alphy płyta "La Tarantella. Antidotum tarantulae" szturmem zdobyła rynek już kilka lat temu. Ale świat mitów, tradycji i wierzeń dotyczących apulijskiego tańca, w szczególności zaś jego związków z włoskim miastem Taranto, pająkiem zwanym tarantulą i muzyczną medycyną niekonwencjonalną, fascynował Austriaczkę na długo zanim jeszcze pomyślała o powstaniu zespołu i doborze odpowiednich wykonawców (Lucilla Galeazzi, Marco Beasley, Alfio Antico). "Muzyka to wibracje, mające działanie zarówno stricte fizyczne, jak i psychiczne" - mówi Christina Pluhar, zapewniając, że sama wierzy w lecznicze właściwości tarantelli.
Badacze tarantelli upatrują jej początków w świętach starożytnej Grecji: misteriach eleuzyjskich i Dionizjach. W rejonie Sorrento i na Capri do dziś powtarza się legendę o homeryckim rodowodzie, opisującą próbę uwiedzenia Odyseusza przez Syreny. Poproszone o pomoc w doborze odpowiedniej muzycznej "przynęty", niegodziwe Gracje spłatały im figla, wymyślając erotyczny taniec (pierwowzór tarantelli), którego Syreny z powodów anatomicznych zatańczyć nie mogły. Chcąc nie chcąc, oddały go więc - wraz z prawem wieczystego użytkowania - pannom z Sorrento. Tańce o podobnie transowym charakterze istniały jednak również w Egipcie, Algierii, Tunezji, Maroku...
Tarantella ewoluuje, takoż i projekt Christiny Pluhar. Zapytana o jego miejsce w ruchu "Early Music" odpowiada: "To muzyka typu crossover. Jej zadaniem jest znaleźć dla historycznego wykonawstwa nowy sposób komunikowania się z publicznością". A czyni to na wiele sposobów. Jednym z nich jest łączenie elementów ludowych z przekazem pisemnym; innym - opracowanie odpowiedniej instrumentalnej barwy dla poszczególnych tańców; jeszcze innym - dodawanie elementów jazzowych rytmów czy orientalnych ornamentów. Chwilami trudno oprzeć się wrażeniu, że zatraca się charakter włoskiego tańca. Cóż, przywoływanie muzyki Bałkanów, Grecji, użycie kastanietów czy kontrabasu z akademickiego punktu widzenia jest być może nieuprawnione, ale efekty przynosi bardzo ciekawe.
Zasadniczą zmianą w stosunku do nagrania jest powierzenie podczas koncertu istotnej roli partii skrzypiec, co rozjaśnia brzmienia. Przyczynia się do tego Alessandro Tampieri, którego celtyckie solówki dobarwione elementami poezji śpiewanej, choć cieszą różnorodnością i wirtuozerią, działają zarazem niczym egzorcyzmy. Teraz z piekielnych otchłani nie wyjrzy do nas żaden bies - trucizna się rozrzedza.
Na szczęście jest jeszcze Lucilla Galeazzi. Tej dysponującej niebanalnym, ciepłym, choć jednocześnie zmysłowym głosem wokalistce należy poświęcić osobny akapit. Galeazzi posiadła szczególny dar wydobywania z głosu nie tyle różnych rodzajów brzmień i barw, co rozmaitych stanów ducha. Z ognistej kastylijskiej tancerki czy modelowej włoskiej mammy ("Ah, vita bella!") z łatwością przeobraża się w kochankę bądź pocieszycielkę (kołysanka "Sogna fiore mio"), by chwilę potem przekonująco i żarliwie się modlić ("Lamento dei mendicanti"). Równie gładko porusza się po obrzeżach rozpaczy (finałowe "Lamento funebre"), jak i radośniejszych obszarach tej muzyki, prowadząc słuchaczy w świat pachnących winnic i rozgrzanych popołudniowym słońcem murów włoskiej prowincji. Wrażliwość na intonacje plus użycie środków wyrazu zapożyczonych z jazzu, folku czy nawet piosenki aktorskiej sprawdzają się jednak przede wszystkim tam, gdzie wymagana jest dramaturgia. Podszyte sensualnością (nieprzypadkowo etnomuzykolog Marius Schneider w książce "La danza de la Spada y la Tarantella" nazywał tarantellę tańcem zwierzęcopodobnym) ballady zostają siłą rzeczy wprzęgnięte w machinę wyjątkowego spektaklu, jakim jest koncert. "All the world's a stage" - jak mawiał Szekspir. Czy byłoby nadużyciem powiedzenie, że koncert L'Arpeggiaty jest miniaturą tego świata?
W tym roku festiwal odbywa się pod hasłem non multa sed multum - nie dużo, lecz gruntownie. Impreza, już po raz drugi zorganizowana pod patronatem Wratislavii Cantans, zmienia kształty i nabiera rozmachu, a różnorodność propozycji zadowolić może gusta każdego melomana. W bazylice pw. św. Elżbiety odbyły się już: występ znakomitego klawesynisty Yvesa Bilgera, poświęcony "Podróżującym wirtuozom" koncert Skipa Sempe z orkiestrą Capriccio Stravagante, pokaz projektu "Theatrum instrumentorum" gambisty Mikkolo Perkoli i klawesynisty Aapo Hakkinena, wykonujących kompozycje J. S. Bacha, J. J. Frobergera, Marina Marais i Françoisa Couperina oraz koncert orkiestry Nova Silesia z Alfredo Bernardinim, podczas którego usłyszeć można było utwory Purcella, Vivaldiego i Telemanna. Festiwal zakończy trzydniowy (23-25 sierpnia) maraton partit i suit Bacha na skrzypce solo w wykonaniu wybitnej fińskiej artystki Sirkki-Liisy Kaakinen. ?q
O zespole L'Arpeggiata pisał kilkakrotnie w "Tygodniku" Dariusz Czaja, m.in. omawiając płytę "La Tarantella. Antidotum tarantulae" ("TP" 2003, nr 12). Artykuły te można znaleźć w naszym internetowym archiwum.