Muzyka dyktuje prawa i warunki

Fundament The Hilliard Ensemble - zespołu, który złośliwi dziennikarze ochrzcili mianem "najstarszego boys bandu świata - stanowi obecnie męski kwartet: David James - kontratenor, tenory: Rogers Covey-Crump i Stephen Harrold oraz Gordon Jones - baryton.

05.09.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Choć niektórzy skłonni są przypisywać im zbytnią dbałość o historyczną autentyczność, brak emocjonalnego zaangażowania, a co za tym idzie pewną letniość wykonań, czwórka z Oksfordu (aktualnie z siedzibą w Niemczech) bardzo przywiązana jest do swojej artystycznej wizji. Oczyszczając muzykę z jej historycznego kontekstu, całą energię wkłada w poznanie jej immanentnych własności. Ważne jest "co", nie "jak". Przyjrzyjmy się wykonawcom podczas jednego z koncertów. Nie patrzą na siebie, nie komunikują się w jakiś tajemny, uprzednio uzgodniony sposób. Rytm muzyki wyznacza jej oddech, kształt frazy określa materia dźwiękowa. W swoich interpretacjach popartych gruntownymi muzykologicznymi badaniami The Hilliard Ensemble za ideał uznaje stan duchowej symbiozy, w którym dźwiękowa substancja muzyki sama dyktuje prawa i warunki. A jeżeli narzuca odtwórcom pewne odstępstwa od określeń agogicznych czy dynamicznych na rzecz głębszego wyrazu - trudno, kompozytor musi ustąpić.

Więc owszem - na początku było słowo, niestety w szczątkowych ilościach. Potem pojawił się Paul Hillier, gotów za wszelką cenę dogrzebać się do przechowywanych w bibliotecznych lamusach manuskryptów, traktatów, renesansowych zapisów dotyczących interpretacji. Założony i kierowany przez niego zespół na fali popularności muzyki dawnej zyskał niebywały aplauz wśród angielskiej publiczności. Jednak wkrótce muzycy rozstali się z Hillierem, który ponoć przykładał zbyt dużą wagę do teatralnego aspektu interpretacji, dążył do wzbogacenia repertuaru muzyką nową, domagał się kobiecych głosów w zespole. Ostatecznie dyrygent stworzył w Stanach Zjednoczonych Theatre of Voices, objął posadę na Uniwersytecie w Kalifornii, został dyrektorem Early Music Institute w Indianie. Tymczasem The Hilliard Ensemble w nieco zmienionej obsadzie ima się różnorakich projektów.

Trzon ich imponującej dyskografii stanowi ciągle szkoła Notre Dame, polifonia stylów Ars Nova i Ars Antiqua, szkoły burgundzka i flamandzka. Dodajmy do tego jeszcze angielską, na poły popularną muzykę: "Songs for a Tudor King", "17th & 18th Century Songs & Catches", "The Romantic Englishman", "The Merry Companions". To właśnie te apetyczne nagrania, wydane w większości przez niszową oficynę Saga, stały się trampoliną sukcesu. Humor, dowcip, inteligencja, idealnie wyważone i wymierzone proporcje; soczyste głosy nakreślają a to średniowieczny rytuał szynkowy ku chwale Bachusa (i mocnego ale), a to bardziej przyzwoitą atmosferę epoki wiktoriańskiej. Weźmy album z roku 1992 i tytułowy "The Singing Club" Thomasa Arne - rubaszne upomnienie dla nieumiejących śpiewać. "Przez wstyd i litość Panie, przepłucz swe gardło, krucze krakanie mniej strasznym bywa. Przeklętym bądź" - wesoło śpiewają Hilliardzi, przedrzeźniając adepta wszelkimi znanymi sposobami. Czegóż to się nie robi, by dać owemu nieszczęśnikowi i jego potencjalnym naśladowcom nauczkę. Tyle o profanum.

Sacrum? Dla większości wokalnych zespołów ten teren to nieomal ugór. Dla Hilliardów muzyka Perotinusa, Palestriny, Gomberta, Josquina, Dufaya, Ockeghema, Lasso, Guillauma de Machaut to żyzne grunta. Motety Machauta zachwycają całkiem odmienną stylistyką. Są stonowane, powściągliwe, niemal sterylne w swym dążeniu do dotknięcia absolutu. A jednak gęsty, nasycony melizmatami tekst Hilliardzi podają z żarliwą ekspresją, graniczącą z religijnym uniesieniem. Podobnie rzecz się ma z subtelnie zarysowaną melancholią Josquina ("Missa Hercules Dux Ferrarie") czy "Mszami" Dufaya. Wyżej poprzeczkę stawiają sobie chyba tylko interpretując responsoria Carla Gesualdo ("Tenebrae"). Głęboki smutek nagłych i niespodziewanych dysonansowych zwrotów jest tutaj tak przejmujący, że pewnie nie dałoby się ich słuchać, gdyby nie ciepło emanujące z każdego dźwięku. Opadanie półtonów, oplecione ciążącą w coraz to innym kierunku harmonią, wykute jest z najczystszego kruszcu. Przenika duszę na wskroś, przepuszcza przez maszynkę swej dysharmonii, by wlać w nią na koniec najsłodszy eliksir szlachetnym, idealnie czystym współbrzmieniem.

Dla kontrastu mamy bluźnierczego Bacha ("Morimur"), bo do Chaccony z tak popularnej "Partity d-moll" Hilliardzi dodają chorały wokalne Bacha przypisane jej (czy słusznie?) przez prof. Helge Thoe­ne z Uniwersytetu w Düsseldorfie na podstawie... zasad gematrii. Jeżeli jest to li tylko konfekcja, to trzeba przyznać, że dość gustownie skrojona. Z tej samej półki: "Officium" i "Mnemosyne", czyli średniowieczne antyfony i psalmy z towarzyszeniem norweskiego saksofonisty Jana Garbarka. O ile jednak "Morimur" pozostaje w kręgu muzyki klasycznej (choć eksperymentalnej), to alians z jazzem plasuje się na pograniczu crossover. Nie będąc entuzjastką tego typu projektów, muszę przyznać, że album nieustannie znajduje się na szczytowych miejscach rankingów sprzedaży.

Osobny rozdział w dyskografii stanowi muzyka współczesna, zamawiana niekiedy przez członków zespołu. Jest w czym wybierać. Na początek "Lamentate" Arvo Pärta i jego "Pasja wg świętego Jana". Kompozytor wiedział co robi, powierzając partie wokalne Hilliardom - efekt jest oszałamiający. To z pewnością najlepsze wykonania tych wzniosłych i jednocześnie urzekających prostotą utworów. A przecież są jeszcze kompozycje Stephena Hartke, Giji Kanczelego, Jamesa Moody, Mortona Feldmana, Barry'ego Guya. Studnia bez dna - grono współpracujących z kwartetem autorów stale się powiększa.

Podobnie rosną apetyty ich wielbicieli. Można je będzie choć w części zaspokoić na Wratislavia Cantans, gdzie kwartet wykona kompozycje Mikołaja Gomberta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2006