Mroczne zaułki Londongradu

Rosjan w swojej stolicy Brytyjczycy długo traktowali jako egzotykę. Zamach na Skripalów sprawił, że zaczęli łączyć kropki na obrazku, którego latami nie chcieli dostrzec. Co na nim widać?

21.05.2018

Czyta się kilka minut

Najdroższy dom na Wyspach: Hanover Lodge należący do Andrieja Gonczarenki / SPUDGUN67 CC BY-SA 4.0
Najdroższy dom na Wyspach: Hanover Lodge należący do Andrieja Gonczarenki / SPUDGUN67 CC BY-SA 4.0

Po zachodniej stronie pałacu Kensington jest cicha alejka, wciśnięta między High Street Kensington i Notting Hill Gate. Spacerowicze i rowerzyści mogą sie tu poruszać swobodnie, ale wjazd dla aut jest ograniczony. Policja wpuszcza tylko niektóre pojazdy, zwykle na dyplomatycznej rejestracji.

Kensington Palace Gardens – tak nazywa się aleja – jest własnością Korony i powstała w latach 40. XIX w., w miejscu kuchennych ogrodów pałacowych. Większość tutejszych domów to zabytki. Kiedyś zajmowali je bogaci arystokraci, potem zaczęły się sprowadzać ambasady.

Dziś przy KPG – jak skrótowo nazywają aleję londyńczycy – mają swe przedstawicielstwa m.in. Izrael, Francja, Czechy, Japonia i Arabia Saudyjska. Trzy okazałe pałace zajmuje ambasada Rosji (wcześniej była to placówka Związku Sowieckiego, już od lat 30. XX w.).

Willa pod szesnastym

Jeszcze kilkanaście lat temu władze rozważały przekształcenie prywatnych rezydencji przy KPG w kamienice z mieszkaniami, które przynosiłyby zyski dla dzielnicy. Ale na początku tego stulecia zmieniono zdanie.

W 2004 r. hinduski potentat hutniczy Lakszmi Mittal kupił dom należący wcześniej do barona de Reutera (założyciela znanej agencji prasowej) ponoć za 57 mln funtów. Rok później dom sąsiadujący z posesją Mittala – wcześniej należący do ambasady Rosji – kupił za 41 mln funtów rosyjsko-amerykański finansista ­Leonard Bławatnik. Naprzeciw nich, pod numerem szesnastym, mieszka od 2009 r. Roman Abramowicz, rosyjski oligarcha i właściciel londyńskiego klubu piłkarskiego Chelsea. Piętnastopokojową willę w stylu wiktoriańskim nabył za – bagatela – 97 mln funtów.

Niedawno Abramowicz dostał zezwolenie na remont swojego pałacu, po którym powierzchnia domu wzrośnie o jedną czwartą, do prawie 2 tys. m kw. Dobudowany zostanie też basen. Wedle dokumentów złożonych w ratuszu dzielnicy Kensington „nowa konstrukcja będzie znaczącym architektonicznie dodatkiem do oryginalnego budynku, odnosząc się aktywnie do szerszego kulturowego i urbanistycznego dziedzictwa miasta”.

Spośród właścicieli domów przy KPG to nazwisko Abramowicza – nieobnoszącego się w mediach ze swym bogactwem ojca siedmiorga dzieci, właściciela jednego z największych brytyjskich klubów piłkarskich i pupilka Władimira Putina – budzi największe zainteresowanie Brytyjczyków. Zwłaszcza dziś.

Szok dla Brytyjczyków

Przez co najmniej dwie dekady obecność Rosjan w Londynie traktowano jako egzotyczny i marginalny wkład do brytyjskiej wielokulturowości. Otrzeźwienie przyszło 4 marca tego roku, gdy na ławce w mieście Salisbury znaleziono byłego rosyjskiego agenta Siergieja Skripala oraz jego córkę Julię, która przyjechała do ojca w odwiedziny. Oboje byli nieprzytomni.

– Sprawa Skripala wywołała szok wśród Brytyjczyków – mówi mi Mark Hollingsworth, londyński dziennikarz, autor książki o wymownym tytule „Londongrad”. – Dla wielu ludzi to było surrealistyczne przeżycie: rosyjscy agenci nie wiadomo skąd, tajemniczy mordercy, wymyślna trucizna, a to wszystko w małym wycofanym angielskim miasteczku.

– Brytyjczycy czuli się dotąd wolni od tego typu doświadczeń – mówi Hollingsworth. – Oczywiście ludzie wiedzą, że działa tu rosyjska mafia, która kontroluje część rynku prostytucji czy handlu narkotykami, że dochodzi do przestępstw finansowych, że oligarchowie kupują domy. Ale to wszystko odbywało się poza widokiem publicznym albo było traktowane jak ciekawostka. Tym razem rzecz dotknęła zwykłych ludzi. Kilka osób wylądowało w szpitalu, brytyjski policjant o mało nie umarł.

Próba zamordowania rodziny Skripalów sprawiła, że Brytyjczycy zaczęli łączyć kropki na obrazku, którego przez lata nie dostrzegali, bo nie chcieli go widzieć. Otóż obecność rosyjskich oligarchów, mafii, brudnych pieniędzy, lobbystów i mediów realizujących zlecenia Kremla – wszystko to układa się w spójny system. Już wcześniej jego elementem były zabójstwa polityczne. Ale dopiero dziś Brytyjczycy zdali sobie sprawę, że w ich kraju rosyjscy zabójcy – także działający w imię państwa – mogą liczyć na bezkarność. Inaczej nie podjęliby takiej próby.

Śmierć przez pomyłkę

– Rosyjskie pieniądze były obecne w Wielkiej Brytanii jeszcze przed upadkiem komunizmu – mówi mi Ed Lucas, były korespondent tygodnika „The Economist” w Europie Wschodniej. – Transferowano je przez wyspę Man i Cypr z międzynarodowej sekcji partii komunistycznej albo z KGB na potrzeby agentów, lobbystów, przestępców budujących zalążki mafii. Już wtedy Rosjanie próbowali zahaczyć się w Londynie na rynku usług seksualnych, handlu metalami i bronią. Nikt tego nie uważał za poważne zagrożenie. Ot, po prostu obok chińskich triad, japońskiej jakuzy, Kolumbijczyków czy karaibskich Yardies pojawiła się jeszcze jedna grupa kryminalistów, na którą policja winna mieć baczenie.

– Po upadku Związku Sowieckiego nastąpiło jeszcze większe rozluźnienie, bo Rosję Jelcyna uznano za przyjazne państwo demokratyczne, a za największe zagrożenie uważano ewentualny powrót komunistów do władzy – kontynuuje Lucas. – Dopiero pod koniec rządów Jelcyna zrozumiano, jak wielką rolę odgrywa w Rosji przestępczość zorganizowana.

Brytyjczycy trzymali dystans, ale nie do końca ignorowali obecność Rosjan. Już w latach 90. służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo miały świadomość skali problemu. W 1993 r. szef operacji specjalnych Scotland Yardu David Veness ostrzegał, że rosyjska mafia sprowadza na Wyspy wielkie ilości uzbrojenia, co groziło falą zbrodni z wykorzystaniem broni palnej. W 1994 r. kałasznikow został po raz pierwszy użyty podczas napadu na brytyjski bank: w mieście Kendal, w sercu Lake District. Dochodziło też do spektakularnych zbrodni na tle politycznym.

Jedna wzbudziła szok. Oto w kwietniu 1994 r. w Woking pod Londynem zastrzelono geofizyczkę Karen Reed. Zginęła przez pomyłkę. Celem mordercy była jej siostra, dziennikarka BBC, która mieszkała razem z Karen, ale tego wieczora akurat wyszła z domu. Przypuszcza się, że jej zabójstwo mogły zlecić władze Czeczenii, i że miał to być odwet za okrutne zabójstwo dwóch czeczeńskich agentów kilka miesięcy wcześniej.

Interesy szły świetnie

W następnej dekadzie Brytyjczycy regularnie dowiadywali się, z czym się może wiązać obecność Rosjan w Wielkiej Brytanii.

W 2006 r. przy pomocy polonu otruty został w Londynie Aleksander Litwinienko, były agent KGB i FSB. Według Brytyjczyków polecenie zabicia Litwinienki wydał osobiście Putin, a dokonał tego Andriej Ługowoj, kolega Litwinienki z FSB. Dwa lata później w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł na zawał gruziński oligarcha Arkady „Badri” Patarkatsiszwili – przyjaciel Borysa Bierezowskiego, najsłynniejszego wtedy uciekiniera z Moskwy. W 2013 r. tenże Bierezowski został znaleziony martwy w swym domu pod Londynem. Początkowo uznano to za samobójstwo, ale w 2014 r. koroner zmienił kwalifikację: na podstawie nowych ustaleń z autopsji orzeczono, że powód śmierci Bierezowskiego musi pozostać nieznany.

Jak na to reagowali Brytyjczycy? Ze spokojem i dystansem. Media miały używanie: mogły opowiadać mrożące krew w żyłach historie, które (z nielicznymi wyjątkami) nie dotyczyły rodowitych Brytyjczyków. Mogły ekscytować się też – i to była druga strona medalu – opowieściami, jak za ogromne pieniądze Rosjanie kupują wszystko, co tylko dało się kupić.

W 2003 r. Abramowicz stał się właścicielem Chelsea Londyn, wprowadzając miliardy funtów do angielskiego futbolu. W 2009 r. eksagent KGB Aleksander Lebiediew przejął popularny dziennik londyński „Evening Standard”, wyprowadzając tytuł z dołka. Trzy lata wcześniej na londyńskiej giełdzie zadebiutowała spółka naftowa Rosneft (kontrolowana przez ludzi Putina), co uczyniło z wielu inwestorów, w tym Brytyjczyków, bogatych ludzi. W 2017 r. na giełdzie pojawiła się spółka energetyczna EN+, należąca do kolejnego oligarchy bliskiego Kremlowi – Olega Deripaski. Interesy z Rosjanami szły doskonale.

Ed Lucas: – City uważała rosyjskie pieniądze płynące z rajów podatkowych za dar niebios. Od początku tego stulecia robiliśmy dla Rosjan to samo, co wcześniej dla Saudów, a co później mieliśmy robić dla Chińczyków: reinwestowaliśmy ich pieniądze, nie zadając pytań. W 2005 r. napisałem dla „The Economist” tekst „Glitzkrieg” [nawiązanie do „Blitzkriegu”; glitz to po angielsku blichtr – red.], który uznano wtedy za radykalny. A ja po prostu zwracałem uwagę, jak bogaci Rosjanie zapewniali sobie w UK prestiż: kupując kluby piłkarskie, przyjaźniąc się z członkami rodziny królewskiej, dając pieniądze galeriom artystycznym i przeznaczając je na inne szlachetne cele. Oni naprawdę stawali się częścią establishmentu.

Brytania jak pralnia

Momentem przełomowym był zakup Chelsea przez Abramowicza w 2003 r. Od tego czasu wszelkie hamulce puściły.

– Zjednoczone Królestwo stało się centrum prania rosyjskich pieniędzy – mówi mi Rachel Davies z Transparency International UK. – Rozwijamy czerwony dywan przed rosyjskimi przestępcami, którzy chcą lokować u nas swoje pieniądze.

– Załóżmy, że jestem rosyjskim oligarchą, który chce kupić dom w Kensington za 10 mln funtów, ale nie chcę, by ktoś wiedział, że to ja jestem właścicielem. Jak działa ten system?

Rachel Davies: – Możesz to zrobić na kilka sposobów. Np. założyć firmę na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych albo innej wyspie z terytoriów zamorskich. Następnie przy pomocy nowej firmy zakładasz jej firmę córkę np. na Kajmanach. Potem firma z Kajmanów kupuje dom w Londynie. Gdy nieruchomość w Zjednoczonym Królestwie zakupywana jest w imieniu zagranicznej spółki, nie musi ona ujawniać władzom tożsamości właścicieli. Ani w księgach wieczystych, ani na policji, ani we władzach dzielnicy, w której kupiłeś dom, nie ma śladu po faktycznym właścicielu.

– Powiedzmy, że jesteś ministrem w rządzie Rosji – kontynuuje Davies – i zarabiasz równowartość 20 tys. funtów rocznie, a kupujesz dom za 10 mln. Dzięki takim zabiegom nikt nie będzie mógł porównać twoich zarobków z ceną domu i zapytać, skąd masz pieniądze.

Kosztowne nieruchomości

W istocie, mało kto o to pyta.

W 2015 r. dwaj byli bankierzy, a dziś działacze antykorupcyjni i twórcy organizacji ClampK – Roman Borisowicz i Arthur Doohan – zrobili dla telewizji Channel 4 film „From Russia with Cash” [w wolnym przekładzie: „Pieniądze z Rosji”; nawiązanie do tytułu jednego z odcinków Bonda „From Russia with Love”]. Film oparto na dziennikarskiej prowokacji. Borisowicz, rodowity Rosjanin, wcielił się w urzędnika Ministerstwa Zdrowia Rosji, który aranżuje spotkania z agencjami nieruchomości, by kupić domy w Londynie (Rosjanie najbardziej lubią lokować pieniądze w nieruchomości). W rozmowach z agentami Borisowicz mówi, że jest rosyjskim urzędnikiem, a jego pieniądze pochodzą z przestępstwa. Żaden z pięciu agentów nie próbuje go zniechęcić. Przeciwnie: wszyscy proponują usługi wyspecjalizowanych banków, firm prawniczych i księgowych, które pomogą zachować dyskrecję.

Transparency International UK ocenia, że w Wielkiej Brytanii do właścicieli, których tożsamości nie da się zweryfikować, należą nieruchomości warte 4,4 mld funtów, a ok. 170 tys. nieruchomości kupiono za podejrzane środki. Większość skoncentrowana jest w zachodnim i centralnym Londynie: w Kensington, Chelsea, Westminsterze, Belgravii. Prócz Rosjan ich właścicielami są obywatele Azerbejdżanu, Kazachstanu, Nigerii, Chin i państw arabskich. Te informacje organizacja, której celem jest ujawnienie korupcji na rynku nieruchomości, uzyskała z ogólnie odstępnych źródeł: dokumentów sądowych, ksiąg wieczystych, mediów.

Do ujawniania korupcji przyczyniły się też głośne publikacje typu Panama Papers czy Paradise Leaks. Rachel Davies mówi mi, że dzięki jednemu z takich przecieków wiadomo, iż w 2014 r. pewna firma kupiła dwa domy, oddalone o pięć minut piechotą od Ministerstwa Obrony. Zdaniem rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego firma należy do wicepremiera Rosji Igora Szuwałowa. Domy warte były 11,4 mln funtów – sto razy tyle, co jego roczna pensja.

Rząd się godził

Ale w porównaniu z cenami innych nieruchomości to i tak niewiele.

Dom w Hampstead (północny Londyn), wart 47 mln funtów, ma Aliszer Usmanow – potentat na rynku metali szlachetnych, stali i gazu. Andriej Guriew, właściciel drugiego pod względem obrotów producenta nawozów fosforowych na świecie, ma w Londynie nieruchomości warte ponad 350 mln funtów. Andriej Gonczarenko, dyrektor jednej ze spółek córek koncernu Gazprom, kupił cztery domy w centrum za 250 mln. W tym ponoć najdroższy dom w Wielkiej Brytanii: Hanover Lodge w Regent’s Park, za 120 mln funtów.

Takie zakupy wpływają na całą branżę: ceny nieruchomości szybują pod niebiosa. W rezultacie Brytyjczycy, którzy zawsze mieszkali w takiej okolicy, nie są w stanie dalej tu żyć, a potencjalni (brytyjscy) nabywcy nie są w stanie nic tam kupić. Nie tylko luksusowe, ale wszystkie domy w danej okolicy stają się droższe.

– Za zgodą władz brytyjskich w tym kraju powstał system, w ramach którego obywatele żyjący tu od pokoleń, przestrzegający prawa, pracujący uczciwie i płacący podatki, nie są w stanie kupić domu, bo ceny wywindowali gangsterzy z Rosji czy Afryki – mówi Arthur Doohan, współpracownik Borisowicza z antykorupcyjnej organizacji ClampK. – Rząd się na to latami godził. To absurd.

– Dodatkowo w tych domach zwykle nikt nie mieszka – dodaje Doohan. – Znam nieruchomości w dzielnicy Belgravia, kupione 10 lat temu, których właściciele mieszkali w nich może dwa-trzy miesiące przez cały ten czas. Czyli nie dość, że nieruchomość schodzi z rynku, to jej cena rośnie. Szaleństwo, kompletne szaleństwo.

Bill Browder walczy

– To zakrawa na ironię, że złodzieje, którzy okradają własny naród, chcą trzymać pieniądze w miejscu, które uznawane jest za najbezpieczniejsze na świecie i gdzie prawo chroni własność – mówi mi amerykańsko-brytyjski inwestor Bill Browder. – Wielka Brytania jest takim państwem: z silnym poczuciem praworządności, z jasnymi prawami własności, ale też odwracającym głowę, gdy widzi brudne pieniądze. Nie rozumiem, skąd to się bierze psychologicznie.

Browder, z którym spotykam się w siedzibie jego funduszu inwestycyjnego w centrum City, to ciekawa postać. Od 1996 r. prowadził w Moskwie fundusz lokujący pieniądze w rosyjskich firmach. Gdy postanowił nagłośnić korupcję w tych spółkach, władze rosyjskie rozbiły jego firmę, bez jego wiedzy założyły spółki zależne i użyły ich do firmowania kradzieży 300 mln dolarów. Adwokat Browdera, Siergiej Magnitski, który ujawnił skalę przestępstwa, został aresztowany i zabity w areszcie przez rosyjskie służby. Całą sprawę Browder opisał w książce „Czerwony alert”.

Dziś Browder walczy o ukaranie winnych śmierci Magnitskiego. Imieniem adwokata nazwano przyjęte przez kilka krajów prawo, umożliwiające karanie urzędników państwowych winnych łamania praw człowieka. Pod koniec 2017 r. Browder został skazany w Rosji in absentia na 9 lat łagru za rzekome oszustwa podatkowe i doprowadzenie firmy do bankructwa.

Rosyjskie pieniądze i brytyjska polityka

Pytam Browdera, czy nie boi się o swoje bezpieczeństwo.

– Moim zabezpieczeniem jest otwartość, z jaką działam – odpowiada. – Jak pan widzi, nie mam tu nadmiernej ochrony. Ale nie jestem naiwny. Wiem, że gdyby Rosjanie mogli, dawno by mnie zabili. Jeśli tego nie robią, to dlatego, że nie znaleźli sposobu, by zrobić to bezkarnie.

Pytam, jak to możliwe, że tak łatwo w Londynie wyprać pieniądze.

Browder: – Policja nie wszczyna dochodzenia wobec ludzi, którzy łamią przepisy finansowe. Nie mówię tego jako postronny obserwator, tylko osoba, która wielokrotnie próbowała skłonić władze do podjęcia dochodzenia w sprawie Magnitskiego. Siergiej ujawnił kryminalne pochodzenie pieniędzy, które wyciekły z Rosji do 15 różnych krajów. Wiele z nich, także Polska, wszczęło dochodzenia. Jedynym państwem, które regularnie odmawia podjęcia tego kroku, jest UK. Choć właśnie tu przetransferowano najwięcej pieniędzy z przestępstw ujawnionych przez Magnitskiego.

Gdy pytam Browdera, jak rosyjskie pieniądze deformują życie publiczne w Wielkiej Brytanii, odpowiada bez wahania: – Najważniejszy jest ich wpływ na politykę. Bo wpływ Rosjan na brytyjską gospodarkę to zjawisko marginalne. Jeśli porównamy skalę rosyjskich inwestycji z wielkością brytyjskiego PKB, w zasadzie nie ma o czym mówić. Oni są obecni w jednej sferze: na rynku luksusowych nieruchomości. Praktycznie całość rosyjskich pieniędzy skoncentrowana jest w centrum Londynu. Ale są one blisko parlamentu. Wielu agentów nieruchomości, prawników, sprzedawców dzieł sztuki z tych dzielnic to znajomi członków parlamentu, a równocześnie obsługują rosyjskich gangsterów, organizują im inwestycje. Jest to wielka pokusa korupcji i wpływania na polityków, która wynika choćby z położenia ich domów.

To coś więcej niż przypuszczenia. Browder podaje przykład: – Jedną z głównych osób dokonujących przestępstw, które ujawnił Magnitski, był rosyjski prawnik Andriej Pawłow. Dzięki mailom Pawłowa, które wyciekły, wiemy, jak wyglądała „ustawka”, która miała pogrążyć moją spółkę i rzucić oskarżenia o kradzież publicznych pieniędzy na mnie i Siergieja. Z maili Pawłowa wynika też, że jest powiązany z osobami z brytyjskiego establishmentu, którym płacił za to, by utrudniali wprowadzenie ustawy nazwanej nazwiskiem Magnitskiego.

– I ci Brytyjczycy w to weszli?

Browder: – Z pełnym entuzjazmem. Wzięli od niego duże pieniądze i wykonywali jego polityczne polecenia.

– Czy mówimy o członkach parlamentu? – pytam Browdera.

– O członkach Izby Lordów.

Czy Rosja będzie toksyczna

Teraz walkę z praniem brudnych pieniędzy może utrudnić brexit.

– Jeśli dojdzie do brexitu, pojawi się zagrożenie uzależnienia Wielkiej Brytanii od obcych pieniędzy – mówi Ed Lucas. – Będziemy chcieli sprowadzać zagranicznych inwestorów i może się okazać, że te kilka miliardów dolarów z Rosji będzie ważniejsze niż dziś. Mam nadzieję, że potrafimy sobie z tym zagrożeniem poradzić. Już widać, że po próbie otrucia Skripalów wzrosła czujność służb. Nowa strategia Wielkiej Brytanii mówi, że bezpieczeństwo jest ważniejsze niż korzyści ekonomiczne dla państwa.

Jeszcze przed próbą zamordowania Skripalów nastąpiły pewne zmiany prawne. W styczniu 2018 r. wprowadzono przepis o ujawnieniu źródeł bogactwa: policja dostała instrument, który umożliwia ściganie gangsterów lokujących kradzione pieniądze na Wyspach. Ale jak dotąd wezwano tylko jedną osobę, która kupiła dwa domy o wartości 20 mln funtów.

Szokiem dla oligarchów były jednak dopiero sankcje, które Departament Skarbu USA nałożył w kwietniu tego roku na konkretne osoby i firmy z Rosji.

Arthur Doohan: – Putina i jego otoczenie interesują tylko pieniądze. Oni nie zwracają uwagi na takie organizacje jak nasza, pewnie się z nas śmieją. Uważają, że Zachód nie zdecyduje się przeciwstawić im bezpośrednio, bo dużo straci. I dotąd się nie mylili. Pozwalaliśmy im prać i pieniądze, i reputację.

Ed Lucas: – City zawsze będzie próbowała zarabiać. To instytucja amoralna, której istota polega na produkowaniu coraz większej ilości pieniędzy. Ale udało się zniechęcić ją do współpracy z Iranem czy Koreą Północną. Może to samo uda się z Rosją?

– Rosjanie mają wiele interesów w Londynie i oni potrzebują nas bardziej niż my ich – dodaje Lucas. – Oni szukają kapitału, co teraz jest trudniejsze, więc skierują się do Dubaju lub Szanghaju, gdzie będą musieli ponosić większe koszty operacyjne niż tu. Myślę, że nie będzie więcej debiutów rosyjskich spółek na giełdzie londyńskiej ani fuzji z udziałem rosyjskich spółek przeprowadzanych w Londynie.

Gdy pieniądze są złe

Być może te nadzieje nie są bez pokrycia. Ale do tego potrzebne jest spełnienie jeszcze jednego warunku: uznania, że pieniądze z podejrzanego źródła są złe i nie należy ich ruszać. Do tego niezbędna jest fundamentalna zmiana myślenia wielu brytyjskich inwestorów.

Brytyjczycy stają dziś wobec alternatywy: czy godzić się na obecność u siebie brudnych pieniędzy z Rosji (i z innych krajów), z pełną świadomością skutków. Czy też uznać, że brudne pieniądze czynią zło nie tylko w krajach, z których są wywożone, ale też w tych, do których trafiają. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2018