Pęknięte lustro

„Powieść to zwierciadło przechadzające się po gościńcu” – mawiał Stendhal. O Bieriezowskim mógłby napisać, że był krążącym krętymi korytarzami zwierciadłem przełomu po rozpadzie ZSRR – i krzywym zwierciadłem przemian w Rosji Putina.

08.04.2013

Czyta się kilka minut

Borys Bierezowski w Londynie, listopad 2011 r. / Fot. Peter Macdiarmid / GETTY IMAGES / FPM
Borys Bierezowski w Londynie, listopad 2011 r. / Fot. Peter Macdiarmid / GETTY IMAGES / FPM

Jego epoka skończyła się już dawno. Ale gdy podano wiadomość o jego śmierci – w sobotę, 23 marca, znaleziono go martwego w łazience willi w Ascot koło Londynu – w mediach natychmiast pojawił się ton znany i rytualny: że wraz z odejściem Borysa Bieriezowskiego do historii odeszła cała epoka.

Bieriezowski – kiedyś najbogatszy rosyjski oligarcha, od lat na emigracji w Wielkiej Brytanii, zawzięty przeciwnik Kremla, uczestnik licznych afer – zmarł na skutek powieszenia. Śledztwo w sprawie wyjaśnienia okoliczności zgonu oligarchy-dysydenta trwa. Trwają też spekulacje, czy to samobójstwo czy zabójstwo.

BORYS-INTRYGANT I GOLEM-ZWYCIĘZCA

„Wydaje mi się, że on ma ogon, tylko zasłania go dłuższą marynarką” – powiedziała kiedyś moja znajoma, przyglądająca się z bliska poczynaniom Bieriezowskiego. Tak kilkanaście lat temu, w czasach prezydenta Borysa Jelcyna, postrzegała oligarchę duża część rosyjskiego społeczeństwa. Wydawało się, że Bieriezowski z pietyzmem dba o swą reputację demona. Intryga, nagły zwrot przez rufę, diabelski spryt: to było instrumentarium, które pozwoliło mu w latach gorącej transformacji lat 90. ubiegłego wieku zbić fortunę i zająć poczesne miejsce blisko tronu.

Był mistrzem mistyfikacji, więc – jak utrzymuje wielu kremlonologów – również szeroko rozpowszechniona opinia, że to on pociąga za sznurki na Kremlu, była jego kreacją na użytek zewnętrzny. Owszem, należał do wąskiego kręgu tzw. Jelcynowskiej Familii; owszem, odgrywał w niej ważną rolę. Ale to nie on podejmował ostateczne decyzje. „Rolą Bieriezowskiego było pośredniczenie pomiędzy różnymi grupami wpływu” – twierdzi Gleb Pawłowski, znawca Kremla.

Jego dochodzenie do majątku, ostre gry podjazdowe w biznes i politykę w latach 90. zostały wielokrotnie drobiazgowo opisane i przez przyjaznych mu literatów, i przez analityków, i przez zaprzysięgłych wrogów. Na podstawie jednej z książek, autorstwa Jurija Dubowa, powstał film „Oligarcha”. Główny bohater (imieniem Płaton) wymyśla genialny w swej prostocie „akcelerator”, pozwalający na zrobienie szybkiej kasy. To „numer” zaczerpnięty z arsenału niezliczonych pomysłów, jakimi sypał Bieriezowski. Z wykształcenia matematyk (miał tytuł doktora habilitowanego, był członkiem--korespondentem Rosyjskiej Akademii Nauk), biznes poddawał analizie matematycznej. „Tak naprawdę nigdy nie był biznesmenem, lecz intrygantem. Pieniądze były jedną ze składowych diabelskiego narkotyku, od jakiego był uzależniony: pieniądze-seks-władza” – tak pisała Julia Łatynina, świetnie zorientowana w układach polityczno-biznesowych. O jego zamiłowaniu do towarzystwa pięknych kobiet i dziewcząt (jedna z jego „pasji” miała zaledwie 14 lat) rozpisywały się brukowce na całym świecie.

Metodę analizy matematycznej Bieriezowski próbował zastosować również w polityce. Ale w 2000 r. coś w tym równaniu nie wyszło – najwyraźniej pod jedną z niewiadomych podstawił nieodpowiednie wartości.

Bieriezowski trąbił na cały świat, że jest autorem „projektu Putin”: że to on wyznaczył następcę dla ciężko chorego, ustępującego prezydenta Jelcyna; następcę młodego i lojalnego wobec Familii. Ale czy tak było? „To nie on wymyślił Putina, to była decyzja Familii – twierdzi Łatynina. – To nie on finansował Putina, kampanię opłacił Abramowicz [Roman Abramowicz, bliski Kremlowi oligarcha – red.]. Ale Bieriezowski uważał, że to on wyniósł Putina do władzy. A Abramowicza nie doceniał, uważał go za wykonawcę poleceń i płatnika. Właśnie to, że Bieriezowski obnosił się z tym, ile Putin mu zawdzięcza, stało się powodem ich rozłamu”.

Należy dodać, że nie tylko to. Przede wszystkim: Bieriezowski nie zrozumiał nowych reguł gry, chciał nadal mieć władzę. Władzę nad Putinem. A Putin nie chciał już spranej formacji oligarchów z lat 90. Przywiódł własną ekipę, czekistów, którzy łączyli biznes z polityką na własnych zasadach.

„Bieriezowski nie był humanistą i nie znał praskiej legendy o Golemie, który unicestwił swego twórcę – pisze satyryk Wiktor Szenderowicz. – W żyłach Bieriezowskiego płynęła krew gracza-zwycięzcy, dlatego wypowiedział wojnę swemu Golemowi-zwycięzcy”. I przegrał na całej linii.

MGLISTY ALBION

Po katastrofie okrętu podwodnego „Kursk” w sierpniu 2000 r., o której – mimo monitów z Kremla – należąca do Bieriezowskiego telewizja ORT opowiadała bez mała na żywo, oligarcha popadł w otwarty konflikt z Putinem. Bezpośrednim powodem jego ucieczki na Zachód było oskarżenie o przywłaszczenie państwowych środków w ramach „sprawy Aerofłotu”.

Uzyskawszy w 2003 r. azyl polityczny w Wielkiej Brytanii, zgodnie z życzeniem otrzymał paszport na nazwisko Płaton Jelenin – przyjął imię bohatera „Oligarchy” i nazwisko utworzone od imienia najnowszej żony. Zadeklarował się jako przeciwnik „krwawego reżimu Putina”. A reżim wysłał za nim list gończy: ścigano go za liczne malwersacje finansowe. Gdy zaś w 2006 r. w audycji rozgłośni Echo Moskwy Bieriezowski powiedział, że „pracuje nad siłowym przejęciem władzy w Rosji”, rosyjska prokuratura wszczęła dochodzenie z artykułu o przygotowanie przejęcia władzy siłą.

Bieriezowski próbował nadal stosować swą maksymę, że „kupić można wszystko, trzeba tylko znać cenę”. No więc płacił za pomysły, które miały nasolić Putinowi. W wywiadach dla brytyjskiej prasy chwalił się, że finansuje przeciwników Kremla. W 2005 r. utrzymywał, że przekazał pokaźne sumy na sfinansowanie Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, też na złość Kremlowi. Miał udzielać pomocy uciekinierom z Czeczenii, przeciwnikom jej prorosyjskiego „wodza” Ramzana Kadyrowa.

Jego cień towarzyszył sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki – byłego funkcjonariusza Federalnej Służby Bezpieczeństwa, otrutego polonem w Londynie w 2006 r. Zdaniem brytyjskich śledczych (i samego Bieriezowskiego) sprawcami śmierci byli funkcjonariusze FSB Andriej Ługowoj i Dmitrij Kowtun (brytyjskie śledztwo trwa nadal). Co jakiś czas w prasie pojawiały się też wieści o przygotowywanych zamachach na życie Bieriezowskiego.

W kwietniu 2012 r. Bieriezowski ustanowił nagrodę – 50 mln rubli – za aresztowanie Putina; później zwiększył kwotę do 500 mln. Ciągle się z kimś procesował, m.in. z autorem książki „Ojciec chrzestny Kremla”, amerykańskim dziennikarzem Paulem Chlebnikowem (zginął w zamachu w Moskwie w 2004 r.). Albo z brytyjską gazetą „Eurobusiness”, która wskazywała na powiązania Bieriezowskiego z zabójstwem Siergieja Juszenkowa, deputowanego Dumy Państwowej. W sierpniu 2012 r. zakończył się proces, w którym Bieriezowski pozwał Abramowicza – zarzucał mu oszustwo i złamanie umowy dżentelmeńskiej w sprawie sprzedaży firmy Sibnieft oraz domagał się zadośćuczynienia (aż 5,6 mld dolarów). Bieriezowski był pewien wygranej. Bez żenady opowiadał o porządkach panujących w szalonych latach dzikiej prywatyzacji, na widoku publicznym prał polityczne i biznesowe brudy Rosji. Dzięki zeznaniom Bieriezowskiego angielski słownik wzbogacił się o słowo „krysza” – to patronat (kryminalny lub polityczny) nad biznesem, charakterystyczny element rosyjskiego życia gospodarczego.

Ale Bieriezowski proces przegrał. Sąd nie dał wiary jego zapewnieniom, że Abramowicz szantażem wymógł pozbycie się przezeń aktywów Sibnieftu. Dokumentów z ustnych ustaleń nie było. Po przegranej Bieriezowski popadł w depresję i w tarapaty finansowe. W połowie marca zaczął wyprzedawać obrazy ze swej kolekcji malarstwa.

GDZIE SĄ CHŁOPCY Z TAMTYCH LAT

Wróćmy jeszcze do lat 90. i przyjrzyjmy się partnerom Bieriezowskiego z tamtego okresu. W 1996 r. w Rosji ukuto termin „siemibankirszczina”, na podobieństwo historycznej „siemibojarszcziny”: rządów siedmiu bojarów w czasach Wielkiej Smuty, na przełomie XVI i XVII w. Wtedy, 17 lat temu, siedmiu najbardziej wpływowych bankierów, oligarchów i magnatów medialnych skrzyknęło się, by umożliwić Jelcynowi reelekcję, a potem rządziło słabnącym prezydentem. Co się z nimi dzisiaj dzieje?

Z tej listy na szczytach rosyjskiego biznesu zostało trzech: Władimir Potanin (4. miejsce według „Forbesa” w rankingu najbogatszych Rosjan), Michaił Fridman (6. miejsce, współwłaściciel Alfa Group) i Piotr Awen (27. miejsce, prezes Alfa Banku). Nie tylko nie stracili, ale pomnożyli dobra. Tajemnica sukcesu? Po objęciu władzy przez Putina zastosowali się do nowej reguły, która brzmiała: biznes niech się trzyma jak najdalej od polityki.

Potanin w 2000 r. oświadczył, że biznes powinien się rozwijać w zgodzie z polityką rządu. Ale kilka lat temu najwyraźniej naraził się czymś rządzącemu obozowi: prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości przy sprzedaży akcji potężnej firmy Norylski Nikiel, w części należącej do Potanina. W ramach rekompensaty za straty, jakie w wyniku tej transakcji miało ponieść państwo, przedsiębiorca powinien był zapłacić 140 mln dolarów. Potanin nie namyślał się długo: zapłacił. Utrzymał się na powierzchni. Ostatnimi laty zaangażował się mocno w działalność charytatywną, prowadził fundację, udzielał się w ruchu paraolimpijskim i olimpijskim. Trzy lata temu oświadczył, że nie zamierza przekazywać majątku w spadku dzieciom (ma ich troje), ale wszystko przeznaczy na dobroczynność. W tym roku jako pierwszy – i jak dotąd jedyny – z rosyjskich miliarderów złożył akces do filantropijnej kampanii „The Giving Pledge”, w ramach której światowi miliarderzy przeznaczają 50 proc. majątku na cele charytatywne.

Na działalność charytatywną kładł też duży nacisk kolejny filar „siemibankirszcziny”: Michaił Chodorkowski, do 2003 r. magnat naftowy, właściciel koncernu Jukos. Skazany w pokazowym i „ustawionym” politycznie procesie za machinacje finansowe na wieloletnie więzienie, odbywa dziś karę pozbawienia wolności w dalekim łagrze. Kontakt ze światem utrzymuje za pośrednictwem adwokatów. Pisze rozprawy polityczne, publikuje je w prasie, udziela wywiadów, trzyma rękę na pulsie wydarzeń, które komentuje regularnie w przemyślanych tekstach. Najwyraźniej nie zaniechał myśli o powrocie do gry w politykę – kiedyś, po opuszczeniu zony.

SKRUSZONY MAGNAT PROSI O ŁASKĘ

Spośród tych siedmiu najważniejszych oligarchów sprzed lat ciekawą drogę przeszedł drugi co do znaczenia – po Bieriezowskim – Władimir Gusiński. Był magnatem medialnym, właścicielem holdingu Media-Most, w tym popularnej telewizji NTW i kilku poczytnych tytułów prasowych. Miał ambicje, aby dzięki tym mediom robić własną politykę. Prowadził ostre wojny informacyjne z imperium medialnym Bieriezowskiego.

Ale starcia z Putinem o NTW nie wygrał. Gdy nie chciał sprzedać Gazpromowi akcji telewizji po dobroci, wyciągnięto mu jakieś machlojki przy zakupie jednej z regionalnych stacji telewizyjnych i na kilka dni wsadzono do aresztu. Gusiński ugiął się, podpisał porozumienie z Gazpromem, sprawę umorzono. Magnat wyjechał za granicę i tam oznajmił, że wycofuje się z porozumienia z Gazpromem, jako zawartego pod przymusem. Rosyjska prokuratura znowu wszczęła śledztwo o oszustwo. Gusiński osiadł w Hiszpanii, która nie zgodziła się na jego ekstradycję do Rosji – uznając, że zarzuty wobec niego mają charakter polityczny. Drogę do Rosji Gusiński miał więc zamkniętą.

Ale jakiś czas temu Gusiński nieoczekiwanie oświadczył w wywiadzie prasowym, że chciałby wrócić do ojczyzny i tam zająć się działalnością biznesową, „o ile zgodzą się na to władze Rosji”. A o władzach Gusiński wypowiedział się w wywiadzie nader pozytywnie: Putina nazwał „porządnym człowiekiem”, choć kilka lat wcześniej oskarżał go o niecne wykorzystanie służb specjalnych do zniszczenia NTW i rwał włosy z głowy, że Putin przykręca śrubę, i że pod jego rządami Rosja znów drży ze strachu. Rok temu Gusiński sprzedał stację telewizyjną RTVi (przekształcona NTW International), nadającą dla rosyjskojęzycznej diaspory w USA, Izraelu i Europie – RTVi przeszła pod kontrolę rosyjskiego holdingu państwowego.

A potem zapadła cisza. Widocznie władze Rosji nie dojrzały do przyjęcia stęsknionego magnata. Może Putin nie potrafi zapomnieć, jak obśmiano go w NTW Gusińskiego w programie „Kukły” (według jednej z wersji właśnie przedstawienie prezydenta w satyrycznym kabareciku jako szpetnego karzełka przelało czarę i stało się początkiem rozprawy z Gusińskim). A może ciągle aktualne jest to, co Putin powiedział o Gusińskim jeszcze w 2001 r.: „Pan Gusiński otrzymał prawie miliard i nie oddał. I nie ma zamiaru. Biega między Izraelem i Waszyngtonem i czuje się świetnie, kupuje grupy wpływu w USA, żeby działać przeciw nam. Niech odda pieniądze”.

CICHA WODA BRZEGI RWIE

Kolejny członek „siemibankirszcziny” – Aleksandr Smoleński, prezes banku SBS-Agro, wtedy drugiego co do wielkości prywatnego banku w kraju – po rosyjskim krachu finansowym w 1998 r. stopniowo wycofywał się z aktywności biznesowej. Zawsze deklarował się jako wielbiciel Austrii, skąd pochodzili jego rodzice. W latach 90. austriacka policja miała pytania do Smoleńskiego – o proceder prania w jego banku brudnych pieniędzy, mających pochodzić z handlu narkotykami na terytorium Austrii.

Obecnie Smoleński prawdopodobnie mieszka we Francji lub w Austrii. W należącej do niego wiedeńskiej willi przy ulicy Braungasse gromadzi kolekcję malarstwa i porcelanowych figurek; pisze też kryminały o kulisach życia politycznego w Rosji. W grudniu 2012 r. wystawił na sprzedaż swoje ostatnie moskiewskie nieruchomości. Putinowi w drogę nigdy nie wchodził. Chwalił się tylko tym, że wynajął jedno ze swoich biur na siedzibę sztabu wyborczego Putina: „On trafił na Kreml prosto z mojego biura. Ale sztabowcy zapłacili za wynajem uczciwą rynkową cenę. Nic sobie nie jesteśmy dłużni”.

Zaskakujący łuk zatoczył los ostatniego z wymienianych w gronie siedmiu bojarów--bankierów Witalija Małkina – w połowie lat 90. prezesa banku Rossijskij Kriedit (bliskim współpracownikiem Małkina w tym banku był wówczas Bidzina Iwaniszwili, dziś premier Gruzji). Małkin nie rwał się do polityki, nie wychylał się, trzymał zgodnie z instrukcją uchwytów; jego nazwisko nie wypływało w doniesieniach z frontu walki obozu władzy z obozem biznesu. W 2004 r. cichutko zajął fotel senatora w Radzie Federacji (izbie wyższej Zgromadzenia Narodowego) z ramienia dalekiej Buriacji.

Zagraniczna prasa pisała o jego podejrzanych geszeftach z bronią i „krwawymi” diamentami z Angoli, ale sprawy te nie były roztrząsane w rosyjskiej prasie. W 2012 r. Małkin wszedł w skład delegacji senatorów, która podczas wizyty w USA namawiała amerykańskich kolegów do wspólnej pracy nad wyjaśnieniem sprawy śmierci audytora Hermitage Capital, Siergieja Magnitskiego (zmarł w moskiewskim więzieniu w tajemniczych okolicznościach) i przekonywała, że aresztowanie Magnitskiego było uzasadnione, gdyż miał brać on udział w procederze uchylania się od płacenia podatków przez tę firmę. Działalność delegacji nie stała się tematem z pierwszych stron gazet – jak wszystko, czym zajmował się w ostatnich latach Małkin.

I oto teraz, nagle, na początku marca, wokół Małkina rozpętała się burza. Bloger i działacz opozycyjny Aleksiej Nawalny, badający nieprawidłowości, jakich dopuszczają się rosyjscy dygnitarze, wydłubał w internecie informacje, że Małkin ma jeszcze drugie obywatelstwo: Izraela, gdzie nosi nazwisko Awichur Ben Bar, oraz że prowadzi biznes w Kanadzie, gdzie ubiega się o prawo stałego pobytu. Członkowie Rady Federacji nie mogą mieć obcego obywatelstwa ani prowadzić zagranicznych biznesów. Potem jeszcze wyszło na jaw, że cichy senator nie wyjawił w deklaracjach majątkowych, jakie obowiązkowo składają wysocy urzędnicy i parlamentarzyści, nieruchomości na Korsyce i w USA oraz firm w Luksemburgu. Po tej aferze Małkin–Ben Bar złożył mandat i wycofał się z arenki, tłumacząc, że kampanię przeciw niemu zorganizowała z zemsty firma Hermitage Capital.

NA PROGU NOWEJ ERY

Niedługo przed śmiercią, pod koniec lutego, Bieriezowski umieścił na Facebooku pokutną odezwę. Proszę naród rosyjski o wybaczenie za chciwość, za to, że zapominałem o rodakach, za przyczynienie się do unicestwienia wolności słowa w Rosji, za to, że przywiodłem Władimira Putina do władzy – tak można streścić przesłanie eks-Mefistofelesa.

Wpis jest obecnie niedostępny. Niedostępny jest też list, który – jak twierdzi sekretarz prasowy rosyjskiego prezydenta – Bieriezowski miał skierować na ręce Putina dwa miesiące temu. Treści pisma Kreml nie chce ujawnić. Po internecie krążą domysły, że były magnat miał w nim prosić Putina o wybaczenie i o pozwolenie na powrót do Rosji.

Dziwne, że Bieriezowski jednocześnie wieszał kolejne psy na Putinie (na Facebooku) i błagał go o łaskę (w rzekomym liście). A może to oznaka wewnętrznej szarpaniny kogoś, kto niegdyś był demiurgiem, a teraz stał się wypłowiałym strachem na wróble, który bardziej śmieszy, niż przestrasza? Na domniemany list skruszonego Bieriezowskiego Kreml nie odpowiedział. Cóż, Putin ma obecnie na głowie naprawdę poważne problemy – sypie się wszak schemat finansowy, który przez ostatnie lata umożliwiał skorumpowanemu systemowi rosyjskiej polityki sprawne upychanie pieniędzy po rajach finansowych.

Ostatnie wydarzenia – związane z cypryjskim kryzysem i ujawnieniem danych dotyczących wykorzystania innych rajów podatkowych przez osoby z rosyjskiego Olimpu politycznego – to znak, że jednak kończy się pewna epoka: epoka ukrytych przed publicznością gier biznesowych, w których korzystano z dobrodziejstw potajemnych transferów i umykano przed fiskusem.

Od ponad 10 lat wartość wywożonego z Rosji kapitału szacuje się na 50 mld dolarów rocznie (w 2011 r. nawet 80 mld, w 2012 r. – 57 mld). Fantastyczne dane. Putinowska ekipa walczyła w ostatnich latach o prawo zalegalizowania tego kapitału i w ogóle rosyjskiego biznesu na Zachodzie. Stosowano zaawansowane „technologie ekonomiczne”, np. wymianę akcji wielkich firm (transakcje Rosnieftu z BP czy Exxonem). Próbowano poprawiać wizerunek rosyjskich władz na Zachodzie (kilka lat temu Kreml zaangażował za grube pieniądze amerykańską firmę PR-owską Ketchum). Bez efektów, skoro równolegle działy się ważne sprawy, pozostawiające na wizerunku władz coraz głębsze rysy: sfałszowane wybory, masowe demonstracje, wprowadzanie drakońskiego ustawodawstwa ograniczającego prawa obywatelskie, proces Pussy Riot, szykany wobec opozycji. Teraz konstrukcję trzeba będzie budować od nowa.

Ale śmierć Bieriezowskiego nie ma już z tym nic wspólnego. On przecież nie należał do grupy, która przez ostatnich kilkanaście lat grała według reguł, jakie ustanowił zwycięski Golem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2013