Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Była to na pewno najliczniejsza demonstracja pod hasłami politycznymi ostatnich lat i nieważne, czy było to aż ćwierć miliona czy „tylko” sto tysięcy. Tłum był solidny i różnorodny, czuło się, że tym razem, w przeciwieństwie do bardziej improwizowanych marszów KOD, inicjatywa wyszła od dużej partii (PO) z odpowiednim zapleczem organizacyjnym i środkami na rozpropagowanie pomysłu. Po raz kolejny obywatele niezadowoleni z obrotu spraw i zdecydowani bronić pewnego ogólnego zestawu wartości demokratycznych mogli się policzyć, a zarazem skonfrontować z bolesnym faktem, że ich liczebność nie przekłada się na potencjał wpływu na państwo. W zeszłą sobotę jeszcze mocniej niż wcześniej czuć było, że energia tkwiąca w tym tłumie nie ma artykulacji politycznej. Ani KOD, tracący właśnie swoje polityczne dziewictwo w koalicji z nierokującymi partnerami, ani Platforma, wciąż zasobna i sprawna, ale głucha na zmiany nastrojów – tego na razie zapewnić nie potrafią.
I dlatego z punktu widzenia obecnej władzy takie marsze jak sobotni mogą sobie chodzić choćby i co miesiąc. I niech chodzą, aż znajdą sobie jakąś twarz i język. ©℗