Moje ciało słucha głowy

"Mojego umierania dziś ciąg dalszy. Umieram na serce i żołądek i nie mogę umrzeć. Moje ciało tak się stara, a ja wciąż żyję. Boję się i nie boję, już sama nie wiem. Myślę, że jak skończy się etap umierania, będę zdrowa (z forum internetowego).

11.06.2007

Czyta się kilka minut

Fot. KNA-Bild /
Fot. KNA-Bild /

Przeżyli ćwierć wieku.

Alicja ma długie włosy ciemnoblond i ładne oczy: raz niebieskie, raz zielone. Siedzi na ławce w parku (Wrocław, Ostrów Tumski nad Odrą, piękne kwietniowe popołudnie). Palce przy dekolcie, na mostku - gest starszych schorowanych pań w upalne dni. Alicja lubi pęcherzyki płucne i tchawicę. Tchawicę lubi bez powodu. Pęcherzyki - bo fajnie rozluźniają się przy wydechu.

Andrzej fotografuje piękne widoki. W nadmorskich lasach robi zdjęcia ciemnozielonym wzgórzom morenowym. Wie z Wikipedii, gdzie są: tarcza nerwu wzrokowego, siatkówka, plamka żółta (oko); kowadełko, bębenek i młoteczek (ucho).

Maria czyta o młodym Dorianie Grayu, za którego starzeje się portret. Od dziecka wie, gdzie ma trzustkę i okrężnicę zstępującą. Jamę brzuszną zna, odkąd zaczęła czytać podręczniki medyczne. Podręczniki czyta, odkąd na dobre zaczęła umierać.

Śmierć

Alicja: - Myślę o niej nieustannie. Boję się, że przyjdzie nagle, że nie zdążę zadzwonić do mamy i się pożegnać.

Andrzej: - Boję się, że jak przyjdzie, nie będę mógł oglądać pięknych rzeczy.

Maria: - Robię wszystko, by myśl o niej odsunąć. Kiedy nie wychodzi, myślę, co mnie po jej przyjściu ominie. Nie potrafię sobie wyobrazić, że mnie nie ma. Mam żal, że musi nadejść. Po co, do cholery, robimy różne rzeczy: zakładamy rodziny, uczymy się? Boję się, że będę musiała przejść przez nią sama: przecież nikt ze mną tam nie pójdzie.

Przerwa

Zanim zaczęła się długa noc i rajd po ostrych dyżurach wrocławskich szpitali, Alicja dostała ostrych duszności.

Zanim Andrzej popadł w rozpacz w związku z zapadaniem na ślepotę, stwierdził u siebie nieostre widzenie i plamki przed oczami.

Zanim po Marię w końcu przyjechał tata i zmusił ją do wizyty u onkologa, poczuła ból pod prawym żebrem.

Alicja robi to, co zwykle przy dusznościach: wykręca dwa numery na komórce. Najpierw do taty (mieszka po drugiej stronie miasta, za sześć godzin wstaje do pracy):

- Przyjedź, umieram!

Potem na pogotowie. Rzeczowo: - Dobry wieczór pani. Duszę się! Astma! Za moment umrę!

Tata będzie za pół godziny. Karetka - za dziesięć minut.

Andrzej - jak zwykle - szuka informacji w wyszukiwarce Google: problemy z widzeniem - czyta - mają związek z wylewem do siatkówki. Przez miesiąc nie wychodzi z domu. Podchodzi do okna. Patrzy: na tabliczkę pod znakiem zakazu parkowania ("Nie dotyczy mieszkańców i służb komunalnych") i antenę telewizyjną z bloku naprzeciwko. Nie myje się. Nie goli. Nie rozmawia ze znajomymi. Siedzi przy oknie, popija likier z barku rodziców i myśli: czy antena i napis pod znakiem drogowym są bardziej zamazane niż wczoraj? Zastanawia się, jak niewiele trzeba, by ze sobą skończyć.

Marii również - nie po raz pierwszy - pomaga internet. Czyta: "Wczesnym objawem jest ból i ucisk w prawej górnej części brzucha oraz zmęczenie". Myśli: to o mnie.

Nie idzie na piwo (kiedy dzwonią koleżanki, mówi: nie mam czasu, albo: jestem spłukana). Nie je. Nie czyta o Dorianie Grayu, za którego starzeje się portret. Leży i czeka. Kiedy zostaje sama (chłopak w pracy) - myśli o śmierci.

Dziecko

Andrzej (oczy): - Bałem się o wszystkich. Zwłaszcza o brata. Stałem przy oknie i patrzyłem, czy wysiada z ostatniego autobusu. Potrafiłem czekać do trzeciej nad ranem. Wyobrażałem sobie, jak ktoś w ciemnym tunelu pod torami, przez który musiał przejść, wbija mu nóż. Kiedy coś zrobiłem źle, mama mówiła, że mam się uspokoić, bo sobie pójdzie. Kiedy wychodziła, biegałem od okna do okna, patrząc, czy wraca. Mam tak do dziś.

Maria (wątroba): - Nienawidziłam go: wielkie, w starej kamienicy, 300 metrów. Było dwanaście pokoi, schowki, spiżarnie, skrzypiący parkiet, zdobienia na sufitach, ogromne okna, mało światła. Mama kochała styl nowoczesny: minimalizm, białe ściany, czarne meble, dużo szkła i metalu. W pokoju nie miałam plakatów piosenkarek. Z okna widziałam szarą ścianę i komin fabryczny. Czasem spałam u koleżanki, żeby być tam jak najkrócej.

Po rozwodzie zostałyśmy trzy: z mamą i młodszą siostrą, którą musiałam się opiekować. Była mała, pyzata, zasmarkana, mysie długie włosy. Dziecinna: lalki Barbie, kreskówki. Denerwująca: ciągle czegoś chciała. Musiałam odbierać ją z przedszkola, karmić.

Mama piła do nieprzytomności. Na sofie, przed telewizorem, w wielkim salonie. Piła i tak zostawała. Próbowałyśmy ją zaprowadzać do łóżka, ale nie zawsze się dało. Kiedy miałam 12 lat, którejś nocy usłyszałam huk dochodzący z salonu. Pobiegłam i zobaczyłam, jak leży zakrwawiona na podłodze. Myślałam, że nie żyje.

Codzienność

Alicja (duszności) jest studentką, lektorką języków obcych. Studia, praca, znajomi: codziennie strach. Mówi: - Boję się iść do dziekanatu z indeksem, podejść do profesora. Boję się, że dostanę ataku jakiejś choroby albo coś źle powiem. Biorę kolegę - mówi za mnie, ja nie potrafię wydusić z siebie słowa. Pasje? Na piętnaście minut: hiszpański, kilka razy taniec, różne studia, narty. Wszystko rzucam, bo od razu pojawiają się choroby.

Maria (wątroba): - Niedawno wyszłam za mąż. Studia (socjologię w dużym mieście) rzuciłam na piątym roku, choroby były dobrym pretekstem. Do pracy nie chodzę - siedzę w domu, spędzam przy kompie do kilkunastu godzin dziennie, pomagając mężowi przy firmie.

Andrzej (oczy): - Mieszkam w internacie przy szkole w dużym niemieckim mieście. Robię praktyki językowe, wziąłem wolne na studiach w Trójmieście. Oprócz mnie jest tu kilkadziesiąt osób. Nie mam nikogo: ani przyjaciół, ani dziewczyny. Zostaje internet.

Przerwa c.d.

Andrzej (oczy) i Maria (wątroba) siedzą więc w domach.

Andrzej nie idzie do okulisty - boi się potwierdzenia przypuszczeń. Boi się, że nie zrobi więcej fotografii.

Maria nie idzie do onkologa. Boi się godzinnego czekania w holu, papierosa co dziesięć minut, spoglądania na chore twarze. Boi się: "Nie można się poddawać", "potrzebna będzie operacja", "musi się pani wziąć w garść".

Siedzą.

Andrzej przy oknie. Pije i patrzy na tabliczkę "Nie dotyczy mieszkańców..." i antenę z naprzeciwka. Maria - w łóżku. Nie gotuje małż w białym winie i śmietanie. Nie czyta o Dorianie Grayu, za którego starzeje się portret.

Siedzą i czekają.

Kalendarium

V i IV wiek przed Chr., starożytna Grecja. Platon przepędza ze swego Państwa "ludzi zajętych ciągle bredniami o wyimaginowanych cierpieniach, którzy całkowicie utracili zdolność do uprawiania sztuk i nauk, niezdolnych do pojmowania i rozważań". Hipokrates dostrzega ludzi przekonanych, że ich wątroba lub podżebrze (po grecku hypochondria) przebite są gwoździem.

XVIII w., Francja. Jan Jakub Rousseau jest przekonany, że umrze z powodu polipa na sercu. W rozmowie o chorobach dąży do uzyskania przewagi: wymyśla - zaczerpnięte z encyklopedii - absurdalne objawy.

XIX w., Jan Chrystian Andersen wybucha płaczem, gdy lekceważy się jego choroby. Największy lęk pisarza: zapadnięcie w letarg. Przed pójściem spać umieszcza nad łóżkiem kartkę: "Uwaga! Nie zmarłem, jestem tylko pogrążony w letargu. Ratunku!".

Przełom XIX i XX wieku, Francja. Marcel Proust uważa się za zbyt delikatnego, by opuszczać dom. Uwielbianych przez siebie koncertów słucha przez telefon. Gdy czuje się lepiej - zaprasza muzyków do domu. Skazuje gości na niedostatek powietrza (przesyconego odymianiem), co ma go chronić przed atakami astmy.

Początek XX w., Zofia Nałkowska z listów i dzienników. Do Ludwika Licińskiego: "Jestem dziś tak bezgranicznie biedna i słaba, bezsilna fizycznie po prostu. Nie jem nic, bo łykanie sprawia mi taki ból, że płaczę. Przy tym miałam teraz przez godzinę straszliwy jakiś, niespodziewany i nieumotywowany ból zębów wszystkich na raz". 10 lutego 1912 r. w Górkach: "Przeleżałam sobie tydzień w łóżku na jakąś nową chorobę (...) Przez dwa dni doznawałam na ten temat literalnie szaleństwa smutku...". 4 sierpnia 1912 r., hotel Savoy: "Myśl, że już nigdy nie wrócę do domu, że gdzieś przepadnę, że rozchoruję się i nawet nie będzie komu zawiadomić mamy, bo oczywiście stracę przytomność...".

Wszystkie lęki Alicji

Że użądli ją śmiertelnie szerszeń (Alicja nie chodzi boso po trawie);

że utopi się w basenie (Alicja nie chodzi na basen - boi się, że ktoś dla żartów ją podtopi, w efekcie czego zachłyśnie się i umrze);

że wyglądający na Turka pasażer wysadzi się razem z samolotem w powietrze (Alicja wraca z Hiszpanii do Berlina. Turka widzi już przed wejściem na pokład; chce podejść i zapytać: Przepraszam najmocniej, dlaczego nie ma pan normalnego bagażu?);

że pod jej siedzeniem - tylko pod jej siedzeniem! - nie działa komplet ze spadochronem (Alicja płacze i pyta stewardessy, czy jeśli Turek bez bagażu ma bombę, wszyscy zginą);

że zachłyśnie się "pierdolonymi kulkami pieprzu" z kupionego w spożywczym salami;

że nagle umrze, tak po prostu, na zakupach we wrocławskiej Galerii Dominikańskiej, na zawał, i nie zdąży pożegnać mamy; mama, jak usłyszy, też umrze na zawał, a jeśli nie, to ona, Alicja, będzie gdzieś z góry na nią patrzeć i cierpieć;

że nie obudzi się po operacji wyrostka, bo jej serce nie wytrzyma znieczulenia (Alicja jest w liceum, leży w szpitalu, ma już 40 stopni gorączki; awanturuje się, że chce, by wyrostek wycinano ze znieczuleniem miejscowym);

że ogłuchnie na jedno ucho (Alicja jest o tym do tego stopnia przekonana, że zmusza wujka do kupna aparatu słuchowego);

że zatrzaśnie się winda, a ona umrze

w oczekiwaniu na pomoc;

że przestanie bić jej serce, po prostu zaniknie puls (Alicja lubi trzymać palec na szyi

i czuć pulsowanie tętnicy szyjnej).

Przerwa c.d.

Zanim Alicja wezwała polską karetkę, miesiąc wcześniej próbowała przywołać hiszpańską. Hiszpańskie jarały ją bardziej: szybsze od polskich; zawsze nówki.

Do Hiszpanii leci odpocząć i dorobić. Zatrudnia się przy kwiatach. Po kilku dniach postanawia wracać do Polski (nie chce umrzeć na atak astmy od kwiatów, nie żegnając się z mamą; w końcu zostaje za granicą, bo nie ma biletów lotniczych).

- Dobry wieczór, mam uczucie duszenia się! Umieram! Słyszę świsty! - Alicja krzyczy do uprzejmej hiszpańskiej dyspozytorki. Krzyczy po angielsku (dzieciństwo spędziła w Ameryce), jakoś tak: - Hello, I have the feeling that I can't breathe.­ I'm dying.

Hiszpańskie karetki nie przyjeżdżają. Alicja chodzi po pokoju. Całą noc nie śpi: doskonale pamięta historię człowieka

z lakierni, którą znalazła w wyszukiwarce Google: umarł, bo wdychane toksyny kumulowały się w jego ciele, by w końcu dać o sobie znać.

Alicja chodzi po pokoju. Myśli, jak ściągnąć hiszpańską karetkę i czy alergeny z kwiatów kumulują się w jej ciele tak, jak toksyny w ciele człowieka z lakierni.

Codzienność c.d.

Alicja (duszności): - Gdy jest atak, zaczynam się dusić. Jeśli jestem na piwie - wybiegam, bez słowa. Zostawiam zdziwionych znajomych przy stolikach. To samo na zajęciach: nie tłumaczę nic wykładowcy, potrafię nawet wybiec z egzaminu. Raz nie poszłam na urodziny najlepszej przyjaciółki, bo bałam się uduszenia od dymu. Innym razem umówiliśmy się - ja i mój chłopak - z parą znajomych do kina. Kupiliśmy bilety, usiedliśmy i nagle atak. Wybiegliśmy bez słowa. To był trans. Zadzwoniłam dopiero na drugi dzień, przeprosić. Niektórzy znajomi się obrażają, inni śmieją, np. wtedy, gdy na przerwach w zajęciach wyciągam ciśnieniomierz i mierzę. Straszna siara.

Andrzej (oczy): - Życie buja się od uderzenia do uderzenia. Uderzenie to przerwa w życiu, jakieś dwa, trzy miesiące. Wtedy wszystko mam gdzieś: studia, telefony, kontakty, formalności. Robię to, co muszę. Kiedy atak trafia na ważny moment, to koniec: poprawki na studiach, niezałatwione sprawy.

Przerwa c.d.

Zanim Maria rozpoznała nowotwór wątroby, chorowała na raka prawie wszystkiego.

Zanim Andrzej zauważył plamki przed oczami, trzy razy głuchł, cierpiał na stwardnienie rozsiane i HIV.

Zanim Alicja rozpoczęła rajd po ostrych dyżurach w poszukiwaniu przyczyn zagrażających jej życiu duszności, zapadała na choroby serca i białaczkę.

Maria (wątroba): ziarnica, chłoniaki, białaczki. W jamie brzusznej rak wszystkiego.

Andrzej (oczy): irracjonalne stwardnienie rozsiane. Właściwie nie wiadomo, gdzie i kiedy zrodziła się jego koncepcja.

Koncepcja HIV powstała w ciemnej piwnicy: Andrzej podnosi butelkę po piwie, na rękę wylewa mu się cuchnąca ciecz. Ręką dotyka wargi. Myśli: co jeśli jakiś żul złośliwie spuścił się do butelki? Włącza komputer. Wchodzi na forum. Pyta: Czy można zarazić się Hifem przez spermę z butelki? Ktoś odpowiada: Wirus umiera po kilku godzinach.

Andrzej jeszcze miesiąc będzie żył z HIV. Na badania nie pójdzie - boi się.

Alicja (duszności): ból za mostkiem. Z pomocą mamy wszczyna poszukiwania najlepszego kardiologa w mieście. Nie może być byle jaki - najlepiej profesor. Nie może zlekceważyć - najlepiej, by zlecił badania. Do doktora T., znajomego, trudno się dostać, ale Alicja jest u niego kilka razy w tygodniu. Profesor uprzejmie zleca badania: EKG, echo serca.

Po dwóch tygodniach profesor kapituluje.

Białaczki Alicja nabawia się jeszcze w liceum.

- Gdy oprę się o klamkę, mam siniaki. W internecie piszą, że to typowy objaw - tłumaczy lekarzowi pierwszego kontaktu (pierwszy kontakt z Alicją wielokrotny).

Spokój

Maria (wątroba): - Spokój to upływające lata. Coraz więcej ode mnie zależy. Coraz mniej we mnie dziecka.

Andrzej (oczy): - Spokój to ruch.

Alicja (duszności): - Spokój to wszyscy w domu razem; spokój to sale szpitalne, korytarze w przychodniach, zapach lekarstw, zadbane młode pielęgniarki (w razie czego podbiegną, podadzą hydrocortyzon, uratują); spokój to słowa: "nic nie ma w gardle", "nie słyszę świstów, proszę iść do domu"; spokój to szpital na Psim Polu we Wrocławiu, niecały kilometr od domu (wystarczy zbiec na klatkę, przebiec dwie przecznice i już: zabiorą, podadzą hydrocortyzon...); spokój to torebka, a w niej: trzy inhalatory (jeden z nich ratuje życie, Alicja wdychała sterydy wielokrotnie, mimo że nikt nigdy nie zdiagnozował u niej astmy) i ciśnieniomierz; spokój to biały segregator na półce - w razie nagłego transportu do szpitala (w środku: badanie krwi razy sześć, USG tarczycy; zdjęcie kolana, bo Alicja podejrzewa wypadnięcie stawu kolanowego; posiew gardła, bo Alicja podejrzewa chlamydię; EKG razy trzy; książeczka z wynikami ciśnienia; taka sama do pomiarów temperatury); spokój to forum w sieci: "mam to od dawna", "też myślałam, że

w końcu wyskoczę".

Forum

Z internetowych forów psychologicznych - życie codzienne hipochondryków.

Marianna: O tym, że nie jestem zdrowa, przypominam sobie zaraz po przebudzeniu.

Nowicjusz: Wystarczył mały zawrót głowy i jak domek z kart rozwalił cały porządek.

Jadzina: Od dwóch miesięcy nie mam pracy. Bałam się, że w biurze albo w drodze skoczy mi ciśnienie, raz miałam 160/90.

Horpyna33: Po studiach udało mi się popracować 8 miesięcy, a potem poległam.

Anetka: Podejrzewam u siebie ziarnicę, szukam pracy, ale idzie mi dość miernie: nie myślę o robocie, tylko o ziarnicy.

Rozalina: Właśnie dostałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Odłożyłam słuchawkę i się popłakałam!

Krewetka: Kąpię się i rozbieram przy zgaszonym świetle, bo się boję, że odkryję jakieś niepokojące objawy.

Nuncjusz76: Mam 32 lata i jestem wciąż kawalerem. Jak mam kogoś poznać, skoro nie potrafię nawet wyjść z domu, bo się boję ataku? W pracy i na zakupach to samo - potrafię wybuchnąć z byle powodu. Jaka kobieta zechce kogoś takiego?

Kajus80: Bardzo bym chciał sobie móc iść do pracy, zarobić jakąś kasę, potem umówić się z dziewczyną, pójść z nią na łąkę. Ale nie mogę, tak mnie życie zdusiło. Nie uciekam w chorobę, nie zamówiłem jej w barze mlecznym. Po prostu ją mam.

Przerwa c.d.

Maria (wątroba) leży w łóżku.

Andrzej (oczy): radykalne zniknięcie. Podchodzi do okna. Sprawdza antenę...

Mówi: - Mamo, chyba ślepnę. Mama:

- Chyba zgłupiałeś (dopiero za jakiś czas przyzna: przechodziłam przez to samo).

Alicja czeka na karetkę i tatę. Nie zbiega - jak zwykle - na dół. Bierze potrójną dawkę z inhalatora. Potrójna dawka nie działa. Alicja słyszy sygnał ambulansu: zaraz wbiegną, podadzą hydrocortyzon, uratują...

Forum c.d.

Fora internetowe - wsparcie.

Wątek pierwszy: "Umieraliście kiedyś na zator tętnicy płucnej?" (Kowal: Moje objawy przypominają zator. Marian: Wątpię, byś miał zator, bo byłeś w stanie usiąść przed kompem).

Drugi: "Dziwne dziobanie w głowie". Trzeci: "Serce bije mi w głowie". Czwarty: "Upał na twarzy!". Piąty: "Zanik umysłu (a momentary lapse of reason...)" (Zofia: Czy wam też się tak zdarza, że zapominacie wyrazów, nie umiecie sklecić zdania. Dziś w nocy zapomniałam, jak ma na imię mój narzeczony. Magda: Akurat to mam od pięciu lat). Szósty: "Skaczące udo" (Hanna: Podczas leżenia na spodniej stronie uda odczuwam jakby krótkie i niezbyt silne "szarpnięcia". Deborah: Ja mam tak, że drżą mi mięśnie

i to właśnie najczęściej na udzie). Siódmy: "Uczucie spuchniętego serca" (Garncarz: Przy zmianie z pozycji siedzącej na stojącą to uczucie się nasila na moment. Baśka: Jeśli chcesz mieć całkowitą pewność co do rozmiarów serca, zrób sobie prześwietlenie). Ósmy: "Porozmawiajcie ze mną teraz. Proszę!" (Brotka: Umieram ze strachu, zwłaszcza że tydzień temu uderzyłam się w głowę. Wkręciłam sobie krwiak podtwardówkowy. Sarah: Brotko, zajmij się czymś, błagam, nie myśl o tym krwiaku!). Dziewiąty: "Śmierć".

Oni

Alicja (duszności): - Nienawidzę na nich patrzeć, przerażają mnie i denerwują - za dużo ich przede mną w kolejce do lekarza. Wyglądają żałośnie niepotrzebni. Kiedy widzę jedną z nich, zadbaną, myślę: po co ona taka zadbana - przecież niedługo będzie koniec. Gdy słyszę, jak mówi: zrobię, ugotuję, odwiedzę - myślę: po co ona to mówi? Niby nie chcę patrzeć, a patrzę. Nieraz znajduję specjalne miejsce na Rynku. Siadam i patrzę. Zresztą, lubię patrzeć na wszystkich ludzi. Wzruszam się, widząc młodych z dziećmi, kiedy się śmieją. Przy nich tamci są odlegli, nieobecni. Odstają. Młodzi i ładni są jakby lepsi: mili, uprzejmi, uśmiechnięci.

Boję się, że jestem coraz mniej taka, że już jestem gruba, brzydka i głupia. Moje ciało: grube plecy, brzydkie nogi, belly bum.

Kiedyś myślałam, że jak przyjdzie starość, zabiję się. A teraz sobie myślę: za czterdzieści lat coś wymyślą. Zrobię lifting, ponaciągam skórę, nawet dam się pociąć. Zawaham się tylko przed botoxem: może spowodować wstrząs anafilaktyczny.

Codzienność c.d.

Alicja (duszności): - Nienawidzę mojego życia. Mój chłopak ma już tego wszystkiego dość: gadania o zdrowiu, chorobach. Na początku biegał ze mną po lekarzach. Teraz nie rozmawiamy o tym. Moje choroby oddalają nas od siebie. On nie chce mnie słuchać. Mówi: wyluzuj, nie myśl, napij się piwa. Tata mnie nie rozumie, mamy nie chcę martwić. W ogóle nigdy z nikim nie czułam się bezpieczna. Codziennie sama: tym bardziej, im bardziej przekonuję wszystkich o swoich problemach.

Andrzej (oczy): - Kiedy uderza, znikam. Gdy trwa zniknięcie - nikt nie zadaje pytań. Liczy się wtedy tylko zdrowie. Znajomi są przyzwyczajeni. Telefon milczy.

Przerwa c.d.

- Panowie, ratujcie. Duszę się. Mam wstrząs anafilaktyczny. Skumulowały się w moim ciele toksyny i mam wstrząs anafilaktyczny - krzyczy Alicja do wbiegających sanitariuszy.

Sanitariusz po chwili: - Pani ma wysokie ciśnienie, a przy wstrząsie jest niskie.

- Bo w tej chwili mam atak astmy. Wstrząs anafilaktyczny będzie za kilka minut.

- Przez panią ktoś umrze, bo nie będzie karetki.

- Bardzo panów proszę, podajcie mi hydrocortyzon

- Proszę się uspokoić, bo zabierzemy na Kraszewskiego (szpital psychiatryczny).

Alicja siedzi zapłakana na brzegu łóżka. Dostaje dwa zastrzyki. Sanitariusz: Taka chora, a jaką ma piękną i czystą bieliznę. Taka chora, a jak ładnie wygląda.

Alicja postanawia, że więcej nie wezwie karetki. Boi się, że uśmiercą ją ze złości.

Andrzej w końcu idzie do okulisty. W poczekalni jest trzy kwadranse, pamięta ciemną boazerię i napotkaną koleżankę. W gabinecie: starsza pani w okularach sześć dioptrii.

Marię (wątroba) z łóżka wyciąga tata.

Z poczekalni nie pamięta nic.

Forum c.d.

Internetowe fora - o lęku przed śmiercią:

Kapitan: Tak właśnie sobie rozkminiam, w sumie po co żyć i się męczyć w tym piekle. Codzienne duszenie się, dosłownie prawie cały dzień umieranie, wydawanie pieniędzy - na psychoterapię, na leki, łykanie obrzydliwych psychotropów, które robią z ciebie sieczkę. Z chłopaka pełnego życia stałem się wrakiem. Łykam coraz więcej, żeby choć na chwilę zapomnieć, że mi duszno, że się boję, że nie będę przygotowany na śmierć.

Marysia: Rozżalam się nad sobą, że jak umrę, to będzie za mną tęsknił, ale będzie za późno, że nie dadzą beze mnie rady: dzieci pójdą do domu dziecka, a mąż się rozpije.

Admirał: Wiele razy myślałem, że to ostatni już mój spacer, i chęć podejścia do jakichś obcych ludzi, aby zadzwonili po pogotowie...

Barbara: Nie można umrzeć łatwo, za to można codziennie umierać.

Przerwa c.d.

Lekarz do Marii (nowotwór wątroby): "Będzie Pani żyć".

Maria: - Wyszłam. Zjadłam śniadanie. Pojechałam na zakupy, do kosmetyczki, fryzjera.

Miła lekarka sześć dioptrii do Andrzeja: "Jest wada". "Duża?". "Sama chciałabym taką mieć". Andrzej wraca do domu, do końca dnia gra w "Zume" na komputerze. Dopiero za rok wejdzie pod prysznic, usłyszy pisk w uchu i pomyśli: głuchnę.

Wszystko zacznie się od nowa: dom, alkohol, internet, zerwanie kontaktów z ludźmi. W marcu 2007 r. napisze na forum: "Nie ma sekundy, żebym o tym nie myślał. Mieszkam sam, za granicą. Nikt mnie nie rozumie. Każdy każe wziąć się w garść. Ale ja już nie mogę, za długo zwlekałem z leczeniem. Nie dam rady w pojedynkę. Za miesiąc jadę do domu, ale nie wiem, czy doczekam, bo rodzą mi się w głowie głupie myśli. Chciałbym cofnąć czas o tydzień, zanim to się zaczęło, i nie iść wtedy pod prysznic. Płaczę, kiedy to piszę. Czuję, że przegrywam".

Alicja zaczyna rajd po ostrych dyżurach wrocławskich szpitali. Najpierw laryngologiczny. Na korytarzu tłok. Alicja dusi się, chodzi wokół przychodni. W końcu gabinet: "nic pani nie jest". Jadą na ostry dyżur internistyczny (Alicja nie mówi, że była na laryngologii). Poczekalnia, EKG, poziom potasu, wapnia (Alicja słyszała, że duszności mogą wynikać z niedoboru wapnia), troskliwa pani doktor: "nic pani nie będzie".

O świcie wyklucza w końcu astmę i rozedmę płuc. Coraz bardziej skłania się ku globus histericus. Dopiero po jakimś czasie z wyszukiwarką Google zaczyna dochodzić do ostatecznych rozstrzygnięć. Jej gwałtowne, zagrażające życiu duszności mogły przecież być wynikiem - jak mogła o tym nie pomyśleć! - obrzęku naczyniowo-ruchowego Quinckego.

Początek

Andrzej (oczy): - Kiedy wraca życie, lubię fotografować krajobrazy. Kocham kolej. Moje marzenie na przyszłość to train­spotting, fotografowanie pociągów w ruchu. Lubię też jeździć pociągami, czuję się wtedy bezpieczniej. Nigdy nie śpię - oglądam światła w domach i myślę, co dzieje się w środku.

Alicja (duszności): - Lubię chwile: kupuję ubrania, kosmetyki i buty - nawet cztery pary miesięcznie, w sumie dwa tysiące na same buty. Szminki: Lancome lub Estee Lauder. Wtedy na moment jestem szczęśliwa.

Maria (wątroba): - Kiedy wychodzę z gabinetu i znowu wszystko jest OK, czuję się, jakbym się urodziła. Tak chyba mają cudowni ozdrowieńcy. Jem z przyjemnością śniadanie, idę do kosmetyczki, fryzjera. Czytam Platona, Rilkego, Wilde'a - szczególnie "Portret Doriana Graya". Uwielbiam kuchnię bez półproduktów. Mam męża, przyjaciół. Wieczorem: dobry film, lampka wina, papieros.

Normalne życie. Nic szczególnego.

PS: Maria od dawna korzysta z pomocy psychologa, od miesięcy nie miała ataków. Alicja i Andrzej (ich perypetie opisane w reportażu miały miejsce w tym roku) nie korzystają z terapii.

Personalia głównych bohaterów i ksywki internautów zostały zmienione, a cytaty z forów skrócone. Cytaty ze wspomnień znanych ludzi pochodzą z książki "Wybitni ludzie też ludzie" Marii Ziółkowskiej (Kęty 2004). Korzystałem też m.in. z książki Michela Lejoyeux "Choroby urojone" (Warszawa 2005).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2007