Modlitwa i praca na półtora etatu

Po pięciu latach od przybycia z Francji Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie stały się ważnym punktem na duchowej mapie Warszawy.

13.04.2015

Czyta się kilka minut

Świątynia Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich przy Łazienkowskiej, Warszawa, kwiecień 2015 r. / Fot. Marcin Kiedio
Świątynia Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich przy Łazienkowskiej, Warszawa, kwiecień 2015 r. / Fot. Marcin Kiedio

Wyobraź sobie katolicki kościół pozbawiony ozdób. Nadmiaru malowideł. Styropianowych dekoracji. Wyobraź sobie liturgię, która się toczy bez pośpiechu.Gdy kończy się jedno czytanie, zapada cisza. Żeby pomyśleć. (…) Doświadczyć upływającego powoli czasu. Jak na pustkowiu, gdzie wydarzeniem staje się najdrobniejszy dźwięk. Przelot ptaka. Dalekie echo. Wtedy znaczenia nabiera każdy gest. Spojrzenie. Krok lub pozostanie na miejscu. Liturgia” – pisał Jerzy Sosnowski. Nie jest to fragment kolejnej powieści pisarza. Taki kościół istnieje nie tylko w literackiej wyobraźni. W swoim felietonie publikowanym w kwartalniku „Więź” Sosnowski opisuje liturgię Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, które od pięciu lat są obecne w Warszawie – 18 i 19 kwietnia będą świętować tę rocznicę.

Budynek, który w stolicy na zaproszenie kard. Nycza objęły wywodzące się z Francji Wspólnoty Jerozolimskie, bywał zwany Malborkiem. Przez lata między Trasą Łazienkowską a stadionem Legii straszył bury gmach – ni to hala, ni zamek warowny. Zdawałoby się, że jego lokalizacja i charakter zupełnie nie odpowiadają życiu monastycznemu. Opuszczone, zimne miejsce poruszyło jednak braci i siostry ze Wspólnot – to, co jest martwe, czeka przecież na zmartwychwstanie.
 

Medytacja wśród gwaru
Ruchliwa ulica obok i stadionowy gwar wpisują się w charyzmat Wspólnot Jerozolimskich. „Najpiękniejszy obraz Boga to nie pustynia ani góry, ani klauzura, lecz twarz człowieka, a tym bardziej miasto pełne ludzi” – mówił założyciel Wspólnot, brat Pierre-Marie Delfieux w rozmowie z Frédérikiem Lenoirem. Zaznaczał, że w mieście nie modli się wcale mniej niż na pustyni, ale po prostu inaczej: „Musimy się od nowa nauczyć modlić w mieście, z nim i poprzez nie”. To zadanie Wspólnoty realizują, tworząc w metropoliach przestrzeń wyciszenia, modlitwy i kontemplacji. Jednocześnie nie odcinają się od świata – podejmują rozmaite prace zarobkowe poza klasztorem: w szkole, kwiaciarni, księgowości. – Człowiek bez pracy ma się źle. Nasz założyciel chciał, żebyśmy solidaryzowali się z ludźmi żyjącymi w mieście. Znamy ich codzienny trud, zmagania, hałas miasta, tysiące spraw, które nas rozdzierają – mówi s. Joanna, przełożona wspólnoty sióstr. – Jesteśmy pośród ludzi, tak po prostu. Bez głoszenia wielkich haseł, bo to nie jest miejsce na ewangelizację, oczywiście poza świadectwem życia i zwykłą dyspozycyjnością, otwartością na rozmowę.

Bracia i siostry pracują zawsze tylko na pół etatu, tak aby nie zakłócać rytmu wspólnej modlitwy. – To jest element kontestacji, który wskazuje, że praca nie jest jedyną rzeczą w życiu człowieka. Próbujemy być w świecie, ale nie być ze świata. To by była pomyłka w chrześcijaństwie próbować uciec od świata, dlatego że on jest zły. Bóg ukochał świat. Ale człowiek, który zbytnio zajmie się światem, oddala się od Boga – tłumaczy brat Benedykt, przełożony wspólnoty braci. Czy to znaczy, że także świeccy powinni pracować tylko na pół etatu? – Nie. Chodzi nam o bycie znakiem zapytania – odpowiada s. Joanna. – Ludzie są wkręceni w maszynę, nie mają czasu dla siebie, dla swojej rodziny. Przypominamy, że życie to nie tylko praca. Jeśli jest inaczej, to trzeba się zastanowić, czy wszystko jest w porządku.
 

Wschód z Zachodem
Pierwszy udział w Eucharystii u Wspólnot to pasmo zaskoczeń. A więc można i tak? Liturgia rzymskokatolicka, dobrze znana, a zarazem tak bardzo inna. Z przyzwyczajeń wyrywa już rzut oka na kościół przed mszą. Żadnego zabiegania, rozmów prowadzonych półgłosem. U stóp ołtarza klęczą mnisi i mniszki, jakby oblani jasnym materiałem swoich szat. Już trwa cicha, wewnętrzna modlitwa – ich i zebranych w kościele wiernych. Prosto spod stadionu Legii przeskakujemy w inny świat, z poczuciem, że uczestniczymy w czymś niezwykłym i dostojnym, czego wielkość nie ma nic wspólnego z nagromadzeniem bogatych środków. Od momentu procesji wejścia z kadzidłem, świecami i wniesieniem księgi Pisma Świętego to wrażenie będzie się ciągle nasilać.

Podczas zorganizowanej przez „Więź” dyskusji „Liturgia w niebezpieczeństwie? Skutki złamania decorum” ks. Michał Janocha wskazywał Eucharystię Wspólnot Jerozolimskich jako jeden z przykładów piękna liturgicznego: „Wspólnoty przyszły z Francji, a więc kraju, w którym jest dobra tradycja teologii, liturgii i estetyki. Mają koncepcję liturgii, która łączy Wschód z Zachodem, będąc katolicką, i która łączy sztukę i wiarę”. O wschodnim płucu chrześcijaństwa przypominają okadzenia, ikona stojąca przed ołtarzem, wielogłosowy śpiew hymnów tradycji bizantyjskiej, a także głębokie pokłony z dotknięciem ręką ziemi, włączające w modlitwę całe ciało. – Cieszy mnie bardzo, że tak mocno w życiu i liturgii Wspólnot jest obecny „sakrament jedności” Kościoła. Widzę u nich pragnienie dzielenia się tym, co sami odkryli i wzięli z tradycji Kościoła, zapewne rozumiejąc go jako jedno Ciało Chrystusa, którego podział i brak jedności jest zgorszeniem – mówi Michał Buczek pracujący w sekretariacie KIK.

Najważniejsze momenty mszy przeżywane są tu nie na klęczkach, ale w postawie stojącej, przyjętej przez pierwsze wspólnoty chrześcijańskie. „Wyraża ona szacunek, jest postawą wielkanocną, paschalną. Ma również znaczenie eschatologiczne. To postawa tych, którzy oczekują powtórnego przyjścia Chrystusa” – można przeczytać w objaśnieniu do liturgii Wspólnot Jerozolimskich. Mowa tam także o tym, że liturgia Kościoła katolickiego ma dwa źródła: judaistyczne i Kościoła niepodzielonego. O tym pierwszym przypomina stojąca w prezbiterium menora, zapalana przez jedną z sióstr w sposób nawiązujący do obrzędu kultury żydowskiej.

– Tutaj na mszy widzę najwięcej kobiet przy ołtarzu. Czuję się reprezentowana jako kobieta bardziej niż gdziekolwiek indziej – mówi Justyna Melonowska, autorka książki „Osob(n)a: kobieta a personalizm Karola Wojtyły – Jana Pawła II”. Komunia jest tu zawsze udzielana pod dwiema postaciami, zdarza się, że to mniszki podają wiernym kielich z Krwią Pańską, a czasami także Ciało Chrystusa. – Niektórzy mają nadzieję, że torujemy drogę do kapłaństwa kobiet. Nie o to chodzi – zaznacza s. Joanna. – Wyrażamy w ten sposób prawdę, że Bóg „mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Tak samo symboliczna jest nasza wspólna modlitwa, braci i sióstr. Modli się wtedy pełny człowiek, nie ma drugiej kategorii ludzi. A co do kapłaństwa, to odkrywamy to, które wynika z chrztu – kapłaństwo powszechne.
 

Wytrąceni z rutyny
Wiele różnic w stosunku do liturgii spotykanej najczęściej w polskich kościołach – tak wiele, że niektórym trudno się u Wspólnot Jerozolimskich odnaleźć. – Cenię Wspólnoty za niezwykłą uważność, z jaką odprawiają liturgię. Nieznane mi znaki sprawiają jednak, że każdorazowo czuję się jak widz przepięknego misterium, a nie jego uczestnik – przyznaje Ewa Karabin, sekretarz Laboratorium „Więzi”.

Nie brakuje jednak osób, którym pomaga właśnie to poczucie nowości. – Inność wytrąca człowieka z rutyny. Dzięki niej wszystko odbiera się z większą uwagą. Oczywiście, jeśli chodzi się tu często na mszę, to i do tej formy można przywyknąć. Te początkowo odczuwane różnice mają jednak swoje znaczenie, pozwalają odświeżyć także podejście do mszy przeżywanej w innych kościołach – mówi Olga Kalinowska ze Wspólnoty Ewangelicznej, jednej z grup dla osób świeckich związanych z duchowością Wspólnot Jerozolimskich.

Kolejną z tych grup jest Wspólnota Małżeństw. To między innymi właśnie dzieci tych par zobaczymy na dywanie w bocznej nawie podczas mszy. Mają tu ciepło, wygodnie, mogą pobiegać, pobawić się – taka jest w dużej części tajemnica tego, czemu dzieci u Wspólnot Jerozolimskich są tak ciche podczas Eucharystii. Mają w niej także swój specjalny moment – uczestniczą w procesji z darami.

Wspólnota Małżeństw liczy w tej chwili ok. 20 par, które w mniejszych grupach rozmawiają o tym, jak do swojego życia odnieść „Księgę życia”, regułę Wspólnot Jerozolimskich spisaną przez ojca Delfieux. Czy to możliwe? Ideały monastyczne są przecież tak odległe od sposobu życia świeckich, wychowujących dzieci, pracujących w pełnym (wręcz przepełnionym) wymiarze godzin, obciążonych kredytami mieszkaniowymi. – Nie mamy tyle czasu na kontemplację, ale dbamy o to, żeby w ogóle go mieć – mówi Krzysztof Smólski ze Wspólnoty Małżeństw. – „Księga życia” podkreśla codzienny wymiar życia chrześcijańskiego, to, że w każdych okolicznościach możemy kierować się do Boga.

Ojciec Delfieux dobrze zapamiętał słowa biskupa Blooma: „Wydaje nam się, że życie polega na działaniu, a modlitwa na oddaleniu się gdzieś i zapomnieniu o wszystkim, o naszych bliźnich i o naszej ludzkiej sytuacji. To fałsz. Obraza życia i obraza modlitwy”. ©

EWA KIEDIO – redaktorka w Wydawnictwie „Więź”, autorka książki „Osobliwe skutki małżeństwa”, współzałożycielka magazynu „Dywiz. Pismo katolaickie”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2015