Mistyczna przyszłość Europy

Kryzys katolicyzmu na Starym Kontynencie jest faktem. Jaka czeka go przyszłość? W cyklu tekstów o Kościele w krajach europejskich próbowaliśmy zdiagnozować sytuację. Oto podsumowanie.

15.10.2018

Czyta się kilka minut

Florencja, maj 2013 r. / SOFIE DELAUW / IMAGE SOURCE / EAST NEWS
Florencja, maj 2013 r. / SOFIE DELAUW / IMAGE SOURCE / EAST NEWS

Rok 2063, niewielkie miasto w Alpach. Religia dla większości mieszkańców jest tylko reliktem przeszłości. Pięć gotyckich kościołów – dawniej pięknych, zdobionych, wyposażonych w drogie sprzęty – w ostatnich latach zamieniono na sale konferencyjne, dyskoteki, hale targowe. Czyżby spełniał się czarny sen kościelnych konserwatystów z początku XXI w.? Jednak nie do końca. Szósty, niepozorny kościół pod wezwaniem św. Benedykta tętni życiem. Wśród areligijnych mieszkańców coraz większe zainteresowanie budzi niewielka wspólnota rzymskich katolików. Na początku kilkanaście osób spotykało się w podziemiach kościoła i czytało regułę św. Benedykta, dziesięć lat po tym, jak zmarł ostatni miejscowy proboszcz. Księdza w mieście nadal nie ma – przyjeżdża raz na tydzień odprawić mszę, ale całą parafią zajmują się świeccy na zasadzie „ekonomii współdzielenia” – każdy wnosi swoje zasoby i możliwości. Prowadzą wychowanie religijne dzieci, odprawiają nabożeństwo, zajmują się administracją. Sąsiedzi uważali członków wspólnoty za dziwaków, dopóki nie zauważyli, że członkowie grupy faktycznie żyją swoją duchowością i trzymają się swoich zasad. Niewielka grupka urosła na przestrzeni kilku lat już do tysiąca osób.

Czy tak może wyglądać europejski Kościół przyszłości, jak przedstawia to Rod Dreher, autor książki „Opcja Benedykta. Jak przetrwać czas neopogaństwa”? By na to odpowiedzieć, najpierw trzeba zdiagnozować sytuację. Próbę takiej diagnozy podjął „Tygodnik Powszechny”, przywołując słowa Franciszka wypowiedziane w 2014 r. w Parlamencie Europejskim w Strasburgu. Papież porównał wtedy Europę do „babci, która nie jest już płodna i nie tętni życiem”. I choć Franciszek miał na myśli przede wszystkim kryzys unijnych instytucji, to można zasadnie pytać, czy jego słowa pasują także do sytuacji w europejskim Kościele. Portrety Kościołów w wybranych europejskich krajach – we Włoszech, Irlandii, Czechach, Francji i Niemczech – wskazują na to, że taka diagnoza w dużej mierze jest trafna. A jednak spojrzenie z lotu ptaka na europejską religijność budzi także nadzieję.


Czy Kościół w Europie umiera? Czy on również przypomina „niepłodną babcię”, jak nasz kontynent nazwał papież Franciszek? CZYTAJ SPECJALNY CYKL "TYGODNIKA" >>>


Pogłoski o kryzysie

Od wielu lat, zwłaszcza w kręgach konserwatywnych, mówi się o głębokim kryzysie Kościoła w Europie i na świecie. Kryzys katolicyzmu masowego jest faktem, a jednak nie jest aż tak źle, jak by się wydawało. Przede wszystkim na Europę należy patrzeć jako na część Kościoła światowego. Ani liczba, ani odsetek katolików na świecie w ostatnich latach nie maleje. Dane agencji Fides z 2002 r. wskazywały, że w całej światowej populacji katolicy stanowili 17,2 proc. (i było ich 1,07 mld), a według najnowszych danych (za 2015 r., opublikowanych w 2017 r.) jest ich na świecie 17,7 proc. (1,3 mld). Faktycznie, jedynymi kontynentami, na których następuje w ostatnich latach spadek liczby katolików, są Europa i Ameryka Północna wraz z Południową. Jednak statystyki nie wskazują na znaczący ogólnoświatowy kryzys i fale ateizmu. Nawet w samej Europie udział katolików w ogólnej liczbie mieszkańców w 2002 r., podobnie jak w 2015 r., wynosił 39,9 proc. (spada także liczba mieszkańców Starego Kontynentu). Natomiast jeżeli spojrzymy na Kościół światowy jako na całość, to dostrzeżemy, że słabości w jednych miejscach mogą być równoważone rozwojem w innych. Niewykluczone, że Europa stanie się wkrótce terenem misyjnym, jakim dotąd była Afryka czy Azja.

Czy z punktu widzenia całości Kościoła taką sytuację można uznać za złą? Z pewnością prowadzi ona do lokalnych problemów. W Europie zaczyna brakować kapłanów. Edward Augustyn i Tomasz Kycia opowiadają o problemach parafii włoskich, które często nie są obsadzone księżmi, i niemieckich, które coraz częściej są restrukturyzowane, łączone, a proboszczowie objeżdżają kilka filii. Coraz więcej księży w Europie Zachodniej pochodzi spoza Starego Kontynentu (Indie, Nigeria) lub z jego wschodnich rubieży. Może to prowadzić do nieporozumień związanych z różnicami kulturowymi, ale z drugiej strony różnorodność pochodzenia księży może wzbogacać skostniałe nieraz europejskie struktury kościelne o nowe elementy, a może nawet nowego ducha, podobnie jak świeży powiew przyniósł światowemu Kościołowi papież z Argentyny. Może więc powinniśmy pogodzić się z tym, że Europa jest coraz częściej terenem misyjnym, zwłaszcza w świetle historii pierwszych chrześcijan i szybkiego rozwoju Kościoła w początkowych 300 latach jego istnienia. Rozwój ten zawdzięczamy przecież właśnie skutecznym misjom.

Czemu maleje liczba księży?

Według statystyk Fides jedynie w Europie i w Ameryce rośnie liczba katolików przypadających na jednego księdza (choć jest ich i tak znacznie mniej niż w dynamicznie rozwijających się Kościołach Afryki czy Azji). Tych danych nie należy lekceważyć. – Przez pewien czas mówiło się, że choć liczba spada, to poprawia się jakość, że do zakonów idą ludzie bardziej świadomi – mówi o. Piotr Lamprecht, augustianin, duszpasterz, obecnie pracujący w Krakowie, a dawniej w Szkocji i USA. – Niestety tak nie jest. Często do wspólnot zakonnych wchodzą osoby niedojrzałe i nadwrażliwe na zranienia, i rezygnują, kiedy tylko coś nie idzie po ich myśli.

Europę od lat dotyka kryzys kultury chrześcijańskiej oraz jej społecznego umocowania. Mylą się jednak ci, którzy odpowiedzialność za ten stan rzeczy przypisują przede wszystkim zewnętrznym wrogom i zagrożeniom duchowym płynącym z laickiej, postoświeceniowej kultury. Warto w tym miejscu przywołać kontekst cytowanej na wstępie wypowiedzi Franciszka w Strasburgu o „niepłodnej babci”. Mówił on o tym, że „rośnie nieufność obywateli do instytucji uznawanych za odległe, zajmujące się ustanawianiem przepisów postrzeganych jako dalekie od wrażliwości poszczególnych narodów, jeśli nie wręcz szkodliwe”. Jako przyczynę „niepłodności” wskazywał zmęczenie, które spowodowane jest tym, że „wielkie ideały, które inspirowały Europę, straciły siłę przyciągania, zostały zastąpione przez biurokratyczne mechanizmy techniczne swoich instytucji”.

Jednym z czynników zniechęcających szczególnie Europejczyków do Kościoła jest właśnie dystans i skostnienie instytucji, która postrzegana jest bardziej jako odległa od ludzi i ich wrażliwości struktura niż żywa wspólnota. Nakłada się na ten problem ogólny kryzys masowych, międzynarodowych instytucji (zwłaszcza tych świeckich, takich jak Unia Europejska). Najmocniej nuta nieufności do instytucji i struktur wybrzmiała w artykule Tomasza Maćkowiaka o kościele w Czechach. Nie należy się dziwić, że gdy zmniejsza się zaufanie do instytucji, pierwszym wskaźnikiem jest coraz rzadsze włączanie się w jej formalne struktury – a tym także (poza wymiarem mistycznym) jest kapłaństwo.

Teolożka i publicystka Zuzanna Radzik również zauważa problem. – Znani mi księża z różnych stron świata coraz częściej czują się niewolnikami Kościoła. Codziennie są w podróży, codziennie śpią w innym łóżku, nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.

W obliczu kryzysu należy zadać pytanie, jak powinny dziś funkcjonować parafie. Z pewnością drogą wyjścia jest zwiększenie roli świeckich. – W Niemczech świeckie kobiety i mężczyźni, pracownicy diecezji, są administratorami parafii i prowadzą nabożeństwa. W wielu krajach parafie są łączone w duże organizmy, a świeccy kierują duszpasterstwami, rozdają komunię, prowadzą pogrzeby.

Jednak to nadal jest odpowiedź na brak. Uzupełnia się niedostatek księży, ale wciąż nie ma pozytywnej wizji tego, jak ma wyglądać parafia z dowartościowanymi świeckimi. Współczesne trudności z powołaniami kapłańskimi odsyłają także do historii. – Kościół obecny kształt teorii o święceniach i roli kapłanów wypracowywał tak naprawdę w II tysiącleciu – mówi Radzik. – Wczesne chrześcijaństwo zna dużo więcej ról osób niekonsekrowanych, wystarczy wspomnieć choćby 16 rozdział Listu do Rzymian wskazujący całą listę świeckich, którzy robią mnóstwo rzeczy w Kościele w Rzymie.

Być może realny jest także większy udział świeckich w posłudze sakramentalnej. Wśród pierwszych chrześcijan biskupa (którego „typ idealny” opisuje św. Paweł w 1 Liście do Tymoteusza: nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy itp.) wybierała starszyzna, a wspomagali go diakoni. I o ile liczba księży w Europie spada, to rośnie (choć powoli) liczba diakonów stałych, zwłaszcza w Ameryce. Być może należałoby więc kryzys powołaniowy postrzegać nie jako drogę do upadku Kościoła, ale jako sygnał do zmian w formie kapłaństwa, ale nie w jego treści. Zmiana taka musi jednak zostać przeprowadzona roztropnie, tak aby Kościół nie stał się jeszcze jedną organizacją pozarządową, i aby to raczej świeccy mogli przybliżyć się do tajemnicy powszechnego kapłaństwa, dotychczas w dużej mierze zachowanej dla księży.

Stawiany jest postulat udzielania święceń kapłańskich tzw. viri probati, „wypróbowanym mężom” – mężczyznom zarówno nieżonatym, jak i żonatym o nieposzlakowanej opinii. Dyskusję na ten temat na nowo rozbudził Franciszek, udzielając w 2017 r. wywiadu tygodnikowi „Die Zeit” i w świetle problemów z powołaniami jest ona dziś szczególnie ważna.

Mistyka w przyszłości

Karl Rahner powtarzał: „Chrześcijanin przyszłości będzie mistykiem, albo nie będzie go w ogóle”. Jeżeli coś przyciąga Europejczyków do Boga, to jest to głębokie doświadczenie duchowe. Pisze o tym Anna Garycka, wskazując, że „w Kościele nad Sekwaną liczy się autentyczność przeżycia”; pisze o tym także w kontekście mniejszościowego, czeskiego katolicyzmu Tomasz Maćkowiak. W ciągu ostatnich 20 lat pojawiło się wiele doniesień o lokalnym odradzaniu się życia monastycznego, zakonów kontemplacyjnych, o poszukiwaniu ciszy i medytacji w niestabilnym współczesnym świecie, czego symbolem stał się kilkanaście lat temu sukces filmu Philipa Gröninga „Wielka cisza”. W 2014 r. na łamach „The Telegraph” John Bingham wskazywał na trzykrotne zwiększenie liczby Brytyjczyków składających śluby zakonne.

Głęboka duchowość wydaje się statystycznie mniej zaciekawiać w krajach, w których katolicyzm jest jeszcze żywy i obecny w kulturze (przykład opisywanej przez Teresę Stylińską Irlandii), a bardziej np. w silnie zsekularyzowanych Czechach. Wspominane już wcześniej misje pierwszych chrześcijan odnosiły skutek, gdyż prowadzone były przez chrześcijan niesionych mocą własnego, głębokiego doświadczenia na terenach, na których takiego doświadczenia brakowało. Możliwe, że w niektórych krajach Europy kryzys musi sięgnąć jeszcze głębiej, by realne było odrodzenie. Z pewnością odnowy tej jednak nie spowodują próby instytucjonalnych nacisków, mających nakłaniać do chrześcijaństwa – za przykład może posłużyć tu Polska, gdzie przejawy sojuszu tronu z ołtarzem wcale nie powodują wzrostu religijności, a wprowadzenie religii do szkół nie doprowadziło do wychowania bardziej religijnego pokolenia.

Według omawianego już w „Tygodniku Powszechnym” raportu Pew Re­search Center pt. „The Age Gap in Religion Around the World” w porównaniu do innych krajów Unii Europejskiej Polska przoduje w niechlubnej (dla Kościoła) statystyce „luki wiekowej”, jeśli chodzi o praktyki religijne – różnica między odsetkiem dorosłych w wieku 40 i więcej lat, uczestniczących w praktykach co tydzień, a odsetkiem praktykujących w młodszej grupie (poniżej 40. roku życia) jest w Polsce większa niż we wszystkich innych krajach UE.

Dane z raportu zdają się potwierdzać tezę, że kryzys praktyk religijnych i kryzys instytucji kościelnych w Europie nie musi oznaczać upadku religijności w ogóle. Badani byli pytali o utożsamianie się z religią, uczestnictwo w praktykach, codzienną modlitwę i przywiązywanie wagi do religii. O ile regularne uczestnictwo w praktykach religijnych faktycznie przechodzi w Europie znaczący kryzys, o tyle nadal istnieje silna potrzeba modlitwy, a wiele osób przywiązuje do religii dużą wagę. W państwach takich jak Grecja, Rumunia, Chorwacja, Portugalia czy Holandia odsetek przywiązujących dużą wagę do religii jest znacząco większy niż odsetek praktykujących co tydzień. W Polsce, Włoszech czy Francji sytuacja jest wręcz odwrotna – tradycyjne praktykowanie pozostaje zwyczajem, ale nieraz nie jest wypełnione treścią.

Na podstawie danych Pew Research można także wyliczyć wskaźnik luki między odsetkiem osób modlących się codziennie i osób praktykujących. Dowodzi on, że w wielu krajach praktyka modlitwy osobistej jest silniejsza od praktyk zbiorowych, i do krajów tych należą nie tylko zasadniczo silne religijnie Rumunia, Chorwacja czy Grecja, ale również kojarzone z sekularyzacją kraje takie jak Finlandia (tylko 4 proc. mieszkańców uczestniczy co tydzień w praktykach, ale modli się codziennie 18 proc.) czy Holandia (odpowiednio 12 proc. praktykujących i 20 proc. modlących się codziennie). Z odwrotnej strony tabeli znajdziemy Polskę, w której codziennie modli się 29 proc. badanych, a co tydzień w praktykach zbiorowych uczestniczy 42 proc. Co prawda zasadniczo osoby powyżej 40. roku życia we wszystkich badanych krajach modlą się częściej niż młodsza grupa, ale znów największa luka wiekowa występuje w Polsce, a najmniejsza – w krajach dawno silnie zsekularyzowanych, takich jak Francja, Wielka Brytania, Niemcy czy Belgia.

Co dalej?

Czy zatem Kościół w Europie umiera? Mimo różnych niepokojących objawów odpowiedź na to pytanie musi być przecząca. Owszem, Stary Kontynent nie jest już dziś światowym centrum chrześcijaństwa. Spada liczba powołań kapłańskich i praktykujących regularnie katolików. Należy na nowo zastanowić się nad formułą parafii i rolą świeckich. Kryzys jest szansą na spojrzenie na parafię jako na przestrzeń wspólnej odpowiedzialności. Szansą są także niewielkie wspólnoty, już dziś silnie obecne we Francji, Niemczech czy we Włoszech.

Kryzys jest faktem, ale potrzeba duchowości wśród Europejczyków nadal istnieje. Franciszek stawia ubogich w centrum Kościoła, przywraca ewangeliczną perspektywę. Te działania trzeba wzmocnić dalszym powrotem do źródeł – do mistyki i kontemplacji. Świeckie instytucje nie zaproponują tego Europejczykom. I tak jak 100-letniemu Abrahamowi i 90-letniej Sarze urodził się syn Izaak, tak i europejski Kościół może w przyszłości „wydać potomstwo”. ©

Autor jest socjologiem, kierownikiem projektów badawczych, członkiem Zespołu Laboratorium „Więzi”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2018