Między "już" a "jeszcze nie" (3)

Wrócić do strefy ciszy - nauczyć się tam wracać. Wiele ścieżek, pod górę i w dolinę. Nierównych i krętych, bo muszą omijać przeszkody, zwalone drzewa, głazy, które się tu stoczyły, grząskie zapadliska, zadrutowane furtki. Tak się też dzieje ze ścieżkami myśli.

10.12.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 342754|prawo|1---To jest stan “JESZCZE NIE". Nasze usiłowanie podjęcia wędrówki i jej kontynuacji sprzęga ten stan z jego spodziewanym i obiecanym radosnym kresem.

Drogi otrzymują piękny Najwyższy Rozkaz, by przestały wadzić pielgrzymom. Znikają z nich wyboje i pułapki, nie trzeba się już wspinać ani ostrożnie zstępować w dół. Prosta droga po rozświetlony horyzont. To odzwierciedla bliskość “JUŻ", przedsmak wejścia. Cisza. Prawdziwa strefa ciszy. Kontemplacja - co oznacza to cudaczne, strasznie nadużywane słowo? Kontemplacja to patrzenie wolne od komentowania, od dyskusji z tym, w co się wpatrujemy z pełną czci uwagą. Echem kontemplacji jest podziw, radość, że istnieje to, co się jawi, że istnieje w sobie i okazuje się patrzącym.

***

Zawsze można wpatrywać się w Niewidzialne. Szczególnie sprzyja temu bycie w drodze. Sobór Watykański II mówił o Ludzie Bożym w drodze. Ja, cząstka tego Ludu, też jestem w drodze. Dobrze jest, gdy to, co duchowe, znajduje wyraz w zwykłej czynności z udziałem ciała. Tak jest z pielgrzymowaniem, jeśli nie brakuje w nim ciszy. Pamiętam drogę do Fatimy: od wybrzeża atlantyckiego, na wzgórza, na wyżynę. Od krzyża do krzyża, pod górę, przez równinę w gęstniejącej ciemności i pustce pod rojami gwiazd.

W Polsce wciąż mamy ciche sanktuaria, gdzie nie zajeżdżają wycieczki połączone z zakupami. Można samotnie, w niepogodę, pójść rozmokłymi kalwaryjskimi ścieżkami albo grabową aleją do gietrzwałdzkiego źródła. A może na Górę Grabarkę?

***

Wszędzie można wpatrywać się w Niewidzialne. Ale dobrze, że są miejsca specjalnie temu poświęcone. Tam nie ustanawiamy strefy ciszy, tam ona trwa albo sama powraca - może od wieków - idealnie splata się ze śpiewem wiary.

Chodźmy tam, to znaczy do Cerkwi, która jest znakiem nieba i wieczności. Każda, nawet najskromniejsza, zawiera Bramę Nieba. W porównaniu z cerkwiami kościoły katolickie i ewangelickie wyraźniej są miejscem spotkania wspólnoty, częściej stawiają wiernym przed oczy znaki czasu, każą badać ich sens. Kłębi się w nich agora znaczeń, podsycana prądami przemian. W cerkwi trzeba ucichnąć, pokłonić się i włączyć w chór wielu splatających się głosów.

***

U wejścia do cerkwi i na straży ikon las cienkich, delikatnych, białych świec. Chwiejne płomyki, drobne, nikłe znaki pamięci - wstawiennictwa za ludźmi i czci dla Obecności Prawdy w malowanym raju.

Zapal taką świeczkę. Sam wiesz, sama wiesz, za kogo. I jeszcze drugą - za nas, na wciąż krętych i zdradliwych ścieżkach.

(Możesz też głęboką nocą zapalić świecę w oknie i zamienić na chwilę swój dom w podobieństwo cerkwi. Na pewno znajdziesz wśród książek ikonę-pocztówkę, kartkę z kalendarza. Przywróć jej poszanowanie, owiń haftowanym ręcznikiem, patrz na nią tak, by odczytać, co napisał malarz w swojej dalekiej strefie ciszy.)

***

Ikony to jedno z wielkich posłań Tradycji, księga do duchowego odczytywania. Teologia ikony uczy, że przez te znaki ze czcią “pisane", czyli tworzone dla przekazania - uobecnienia tajemnic Bożych, dotykamy samych tajemnic. Ikona to nie “ilustracja", lecz skuteczne przywołanie tego, co wyobraża i co przez nią czcimy.

Z tego punktu widzenia może nie jest tak istotne, czy obraz, przed którym stajemy, ma w czystej postaci cechy właściwego ikonom stylu. Rzecz zasadnicza to nasza gotowość do podziwu i dziękczynienie za istnienie Bożych Tajemnic, za ich objawienie nam, niegodnym.

Zadziwiające, jak bardzo “ikonicznie" Jan Paweł II odczytuje malowidła w Kaplicy Sykstyńskiej, dla innych przytłaczające cielesnością.

***

Pisząc, wybieram teraz ikonę do wystawienia w mojej cerkwi wyobraźni. Przeglądam skromne, niestety, zbiory reprodukcji. Otwiera się świat pełen zagadek i harmonii. Na nasze prywatne Święto cerkiewnej strefy ciszy najbardziej nadają się dwie ikony: Św. Jan Teolog, mistrz patrzenia w Boże Tajemnice. Usta uciszone palcami, brunatna pustelnicza szata i złoto-zielona aureola nad hieratycznie pooranym czołem. Spojrzenie Czytającego i Widzącego. Dziwne spojrzenie, które nas nie omija, lecz przenika. Skrzyżować z nim wzrok: co dojrzymy? Zgrozę “JESZCZE NIE", otchłań? Światło “JUŻ", które oślepia? Istotę napięcia między JUŻ a JESZCZE NIE - nasze powołanie do Spotkania? Piękny, pożółkły kalendarz kazał patrzyć w to Oblicze w styczniu 1968. Na ten rok wydobył je z czeluści Galerii Tretiakowskiej. Św. Jan Teolog milczy tak wymownie od XVI wieku, gdy powstała ta ikona szkoły moskiewskiej. Teologia milczenia, świadomości, że JUŻ nie można wyrazić ani farbami, ani słowami, należącymi do JESZCZE NIE, a innych nie mamy. Jeśli się ktoś decyduje przełamać milczenie, musi swoją mowę opatrzyć zastrzeżeniem: TAK... ale to jeszcze NIE TO. Jego Wieczność, Jego Życie, On sam Miłość, to nie to, nie tak, jak nasze życie, nasze miłości. Jasne oczy wpatrzone w to, co się JUŻ ukazuje, usta zamknięte.

Podobne jest spojrzenie Anioła namalowanego czterysta lat wcześniej w szkole nowgorodzkiej. Dziś Anioł patrzy z petersburskiego muzeum. To prawie cud, że te ikony mogą się spotkać w cerkwi wyobraźni. Anioł też milczy. Jego przejmujące piękno jest ludzkie i jednocześnie nieziemskie. Myśli nie nasze, nad nami. Znak Tajemnicy, potężny, nieodgadniony.

***

Anioł i Teolog patrzą na nas.

Pod tymi spojrzeniami czas na wejrzenie w siebie.

Nie odkładać tego na później.

***

Pragnę jasno widzieć różnicę między “NIE" a “J E S Z C Z E NIE".

Chcę należeć do szukających i oczekujących. To znaczy: nie chcę wypełniać życia byle czym, tym, co się narzuca, obiecuje pociechę, pyszni się i pieni, pluje, rozdaje ciosy.

Rozpoznaj w swoich złych uczynkach i małodusznych wyborach “pęta otchłani".

“Wróć, duszo moja do swego spokoju,

bo Pan dobro ci wyświadczył" (Psalm 116).

Albo, jak chce Inny Tłumacz:

“Wróć do swojej ciszy".

***

Nabożeństwa cerkiewne trwają długo. Świeczki zdążą się wypalić. Ale można wyjść na trochę, zamienić z kimś dobre słowo. Oprzeć się o stare drzewo, odetchnąć mniej rozrzedzonym powietrzem, posłuchać dochodzącego z wnętrza stłumionego śpiewu. W tym śpiewie zawsze jest majestat i usilność oczekiwania na odwieczne zmiłowanie, na Epifanię i jej ikony.

Nie napiszę obiecanych tekstów bez poczucia wewnętrznego kontaktu z tymi, co będą je czytać. Chcę wpleść w mój Adwent wątek szczególnego skupienia, o które wcale mi nie łatwo. Kto zechce, niech mi życzliwie towarzyszy. Najlepiej użyć w tym celu nieuchwytnego, niewidzialnego sposobu łączności. Ale będzie też pomocne, jeśli ktoś prześle kilka słów niekoniecznie całkiem jasno coś tłumaczących; niech to będzie sygnał tylko odrobinę bardziej jawny niż ten, który bez reszty pozostaje w strefie niewidzialności i niesłyszalności. Proszę o przesyłanie listów pod adresem redakcji “TP" (z dopiskiem “adwent" na kopercie) lub mailem:

Halina Bortnowska

Listy adwentowe

Drodzy Nadawcy Sygnałów, o które prosiłam i nadal proszę,

Listy przychodzą. Pomagają w sposób trudny do wyobrażenia. Teraz dalsze odcinki - czwarty i nie planowany wcześniej piąty - piszę już świadomie przede wszystkim do Was, Nadawców. Czuję za Wami też tych czytających, którzy wybrali sygnały niewidzialne, docierające najbardziej bezpośrednio. Dziękuję!

Gorąco i trochę nieśmiało proszę: prędko piszcie jeszcze - także krytycznie, z pytaniami, również o swoich przeżyciach i przedsięwzięciach adwentowych i o tym, jak uczynić nasze Boże Narodzenie odblaskiem Wielkanocy, jak cieszyć się przestrzeganiem tradycyjnych obyczajów, a nie być w ich niewoli.

Mam nadzieję, że wolno mi będzie pośredniczyć między Wami, tak że powstanie odcinek złożony głównie z nadesłanych pytań, myśli, wspomnień, relacji i komentarzy (oczywiście za zgodą Nadawców, którą proszę odnotować w liście, podobnie jak ewentualny sprzeciw: “nie cytować!"). Wszystkie listy robią swoje, także te nieprzytaczane zachęcają do dalszego myślenia i poruszania zagadnień, które inaczej byłyby pominięte.

Pozdrawiam. Myślcie o sobie nawzajem serdecznie.

Halina Bortnowska

***

List szczególny - od osoby, która już wcześniej poznała Trzecią rekolekcyjną przymiarkę do Adwentu, tę dzisiejszą:

Halino, cieszę się, że zapraszając do strefy ciszy, nie zapomniałaś o Górze Grabarce z jej krzyżami: tymi z hydraulicznych rurek z napisem “od nieszczęścia alkoholizmu uchowaj nas Panie", po te spróchniałe, omszałe krzyże, w których znaku możemy jedynie odgadywać intencje. Droga, która wiedzie do pozostawienia swego krzyża na tej górze, jest chyba drogą między JUŻ a JESZCZE NIE. Czy JUŻ to wetknięcie swojego krzyża w tę górę? Powzięcie zamiaru? Ruszenie w drogę? Może spacer - jakby w lesie - pomiędzy krzyżami, które były tu przede mną? A może obejście góry dookoła i położenie się u jej podnóża na trawie...

Może jeszcze coś innego, nagłe odkrycie tu - w tym lesie krzyży - owocującej jabłonki...

Zupełnie zaś nie wiem, gdzie - między JUŻ a JESZCZE NIE - umieścić ikony Onufrego, które oglądałyśmy razem w Albanii, w XIII-wiecznej cerkwi w Beracie. Chodzi mi o ten szczególny odcień czerwieni, którego nikt po śmierci Onufrego nie umiał stworzyć. Dlatego otrzymał nazwę - czerwień Onufrego...

A na koniec życzenie, aby w strefie ciszy mniejszość mogła się spotkać z większością w prawdziwym poczuciu bezpieczeństwa, bez obawy, doznając szacunku. I zachwytu, że takie spotkanie jest możliwe. Tak jak w domu mojej babci na Białostocczyźnie, gdzie pod jednym dachem “mieszkają": prawosławna ikona i obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

od: js

***

Dwa głosy spośród komentarzy Czytelników na stronie internetowej “Tygodnika":

Czy komercja potrafi przyćmić “Światło", którego oczekuje człowiek współczesny?

Czy spoglądając na to, co sztuczne, oczekujemy innego “Światła"? Czy my na cokolwiek czekamy?

od: aug.andrzej@poczta.onet.pl

“Wielki znak adwentowy, łatwy do odczytania: długa ciemność, noc, która się tak wcześnie zaczyna i tak późno rozjaśnia. Ta nasza noc zimowa, dni, gdy ranny zmrok prawie się spotyka z wieczornym, to majestatyczne naturalne tło dla prośby do obłoków, by nam spuściły Światło" - słowa te wzbudziły we mnie jakieś niesamowite uczucie...

od: Milena

***

Z listów do adwent@tygodnik.com.pl

(otrzymanych do 1 grudnia 2004 - c. d. n.!)

- [To są] te myśli i refleksje adwentowe, które często nieuświadomione tkwią w nas.

od: aż

- ...Trudno się odnaleźć w wymagającej i dość tajemniczej rzeczywistości Adwentu...

od: kz

- ... choć to “już" jest często tak trudne, często nieuchwytne, bo jest wciąż “jeszcze nie", to jednak tylko codzienne przyjmowanie tej rzeczywistości może zapewnić nam pokój. Wykonując to wszystko, czego wymaga od nas sytuacja, w jakiej akurat się znajdujemy (oczywiście w zgodzie z wiarą, etyką lub moralnością - jak kto to pojmuje) musimy jednocześnie pamiętać nieustannie, że istnieje coś wyższego od nas, co nieustannie woła “Przyjdź!", jednak cierpliwie czeka na naszą odpowiedź, choć często nie słyszymy tego wołania, i wszystko, co doczesne, nadal wydaje nam się pełnią. Jednak Ten, który woła, wciąż na nas czeka. Cierpliwie. Bo jesteśmy dla niego ważni. Bo nas Kocha.

od: hw

- ...Też z dużym trudem z roku na rok staram się w te Święta bardziej “być" niż “mieć", ale nie jest to łatwe. Przeczytałam ostatnio książkę Doroty Terakowskiej (która już jest po stronie Światła). Jest to zbiór felietonów “Dobry adres to człowiek". Bardzo wzruszyła mnie historia, kiedy to, w dzień Wigilii, córka autorki przyprowadza do domu nikomu nieznaną babcię z domu starców. To do tego “pustego talerza"! Wszystkim nam, a sobie przede wszystkim, życzę, aby ten okres oczekiwania nie był pustą bieganiną między sklepami a kuchnią. Sobie życzę także, żeby w te Święta też udało mi się oprócz moich własnych, znaleźć tę Babcię czy Dziadka, którzy nie mają przy kim ogrzać swoich serc. ... ciągle wierzę, że w tym roku mój Adwent i rodzinne Święta będą “z widokiem" na ten inny wymiar.

od: eg

- ... taka sprawa: Wielki Post - on jest w nas jakby określony, mamy szereg uczuć, myśli, postaw które są z nim związane, nie ma tez tego marketingowego bombardowania. Człowiek wchodzi na drogę krzyżową, pamięta o popiele na głowie, wie, na czym stoi. Adwent - czekanie?? Ciężko mi wyczekać na spóźniający się pociąg, nie lubię czekać, nie wiem, czym się zająć, co robić, jak określić ten czas, jak siebie w nim odnaleźć; a czy jeżeli nie będę oczekiwał, to to, co ma się stać, czy to się nie stanie?? Czy moje oczekiwanie ma aż taką wartość, czy warto budzić się w środku nocy i oczekiwać Oblubieńca? Pismo mówi, że Bóg zaprasza do wiecznej szczęśliwości tych, którzy na Niego czekali, dlaczego Bogu zależy na czekaniu (?), a może to czekanie ma być czymś więcej (?), jak mawiał Tischner “wspaniałomyślność", może to ona będąca owocem daru łaski, pracy i pragnienia pozwala uczynić z mojego czekania czuwanie...

Popłynąłem..., a chodziło mi o stwierdzenie prostego faktu, tego, że mnie, nam ciężko odnaleźć się w Adwencie, mogę czuć jego wczesnozimową i przedświąteczną atmosferę, otwierać się na przestrzeń symbolu, ale to jakby ciągle mało. Adwent jest inny niż Wielki Post, on jakby odwoływał się do innych sfer mojego serca, moich myśli i to często tych zaniedbanych, niechcianych, kalekich... Boże Narodzenie, rodzinny stół, kolędy, opłatek, pasterka, a w sercu dalej adwent i tak do śmierci - czyli to “już" a “jeszcze nie".

od: gm

- Przeglądając wypowiedzi odpisujących na gorąco na internetowej stronie “TP" (może niezbyt zachęcające do kontynuacji), ośmieliłem się, aby zachęcić Panią do penetrowania rozpoczętych wątków. Mnie są one bliskie. To Już tak i Jeszcze nie... prowadzi moje myśli do Świąt Wielkanocnych, z którymi te Święta Bożego Narodzenia są nierozerwalnie związane. Ze wspólnym oczekiwaniem na Przyjście Pana: Żydów i chrześcijan. Z nadzieją, że w kolejnych odcinkach odnajdę, zamierzone przez Panią czy też sprowokowane przeze mnie, zdania o tym, jak blisko podczas Świąt Bożego Narodzenia będziemy znaczenia świąt Wielkiej Nocy...

od: mp

- ...Przed kilkoma laty pewien mój kolega, będący pastorem w pięknym XVI-wiecznym kościele w Brabancji, przeprowadził pewien eksperyment. Pewnej adwentowej niedzieli zapalono tam w trakcie popołudniowego nabożeństwa, podczas którego zwyczajowo omawia się katechizm, jedynie świece - jak w początkach istnienia budynku. Tematem kazania były wtedy słowa “Wyznania Wiary": “Bóg z Boga, światłość ze Światłości...". Dzięki temu adwentowemu eksperymentowi obecni mogli sobie uświadomić, co być może mieli na myśli pisarze biblijni, ojcowie Kościoła, reformatorzy i inni, gdy mówili o świetle i światłości. Przed oczyma mieli oni nie porażające światło żarówki czy świetlówki, które likwiduje ciemność prawie do cna, lecz łagodny blask kaganka, łuczywa czy świecy, który jakby stopniowo się z ciemnością mierzy, łagodnie “przekonuje" ją do wycofania się gdzieś w kąty pokoju, ale nigdy nie likwiduje - może dlatego, że jej tak do końca zlikwidować nie można...

“Światłość świeci w ciemnościach". W czasie adwentu dosłownie... Wczoraj kazałem gościnnie w pięknym secesyjnym kościele na prowincji. Za oknami była ta typowa holenderska późna jesień - zimno, mokro, szaro, nieprzyjemnie. W środku też może niewiele lepiej. Niby płonęła pierwsza świeca w adwentowym wieńcu, ale tych kilka siwych głów i może jedna mniej siwa wyrażały tak mocno to pełne lęku pytanie: “My tu jeszcze jesteśmy - mimo deszczu - ale jak długo? I co się stanie, kiedy nas zabraknie?".

Adwent to czas pełen sprzeczności: światło i ciemność, zimno i ciepło (nadzieja ciepła?), refleksja i gorączka zakupów... Czy nie odbija on jednak w ten sposób zarazem pewnej dwoistości Tajemnicy, którą nazywamy Bogiem? Wczoraj czytałem Psalm 139. To z jednej strony wspaniała wizja człowieka, który czuje się “otoczony", “otulony" Bogiem, z drugiej strony przyznaje jednak od razu, że to tajemnica, wykraczająca poza jego zrozumienie i przez to napawająca lękiem. “Mysterium tremendum et fascinosum"... I w pewnym momencie te słowa (w każdym razie w holenderskim przekładzie, którego użyłem): “Pozwól mi nienawidzić tych, którzy Ciebie nienawidzą!". Dla nas tutaj te słowa mają ciężar gatunkowy, którego miesiąc temu sami nie mogliśmy przewidzieć. Miesiąc temu, na kilka dni przed mordem na reżyserze Theo van Goghu, mordzie dokonanym przez kogoś, kto może modlił się i modli wciąż podobnie jak psalmista... Przypomniało mi się, jak przed laty, jeszcze jako student, miałem wygłosić kazanie w niemieckim zborze, mającym kontakty partnerskie z Jerozolimą. W niedzielę, przy śniadaniu, ktoś włączył radio i dowiedzieliśmy się, że kilka godzin wcześniej został zamordowany Icchak Rabin. Wiedziałem, że część ludzi w kościele jeszcze o tym nie słyszała. Punktem wyjścia kazania było “Szema": “Słuchaj Izraelu...". I nagle uświadomiłem sobie, że Żyd-fanatyk, który zabił premiera Izraela, modlił się tymi słowami trzy razy na dzień i że był przekonany, iż właśnie dokonując tego czynu słuchał i był posłuszny... Bogu czy bałwanowi? Czy nazywając taką postawę jakąś formą bałwochwalstwa, nie za łatwo pozbywamy się problemu?

Wbrew całemu przesłodzeniu, z jakim kojarzą mi się nieodparcie Święta, których nadejścia oczekujemy, wbrew “bogu" z czytanek dla grzecznych dzieci, Bóg Biblii jest bez wątpienia Bogiem strasznym, pożerającym ogniem, ale jest też Bogiem, objawiającym się Eliaszowi w powiewie leciutkiej bryzy.

Dziś czytaliśmy z parafianami w Amsterdamie paralelnie Biblię i Koran. Prowadzący spotkanie znany islamolog zwrócił uwagę na to, że 19. rozdział I Księgi Królewskiej, z której zaczerpnięty jest ten obraz, poprzedza relacja z “pojedynku" Eliasza z prorokami Baala, zakończonego ich porażką i rzezią. Czy Bóg, objawiając się swemu prorokowi w ten cichy sposób, chciał poddać krytyce jego postępowanie, opisane rozdział wcześniej?

Niezrozumiały, czasem oburzający swym postępowaniem, Bóg jest jednak Bogiem, “nie chcącym niczego bardziej aniżeli być człowiekiem, jak najbardziej ludzkim człowiekiem" (E. Lévinas). Dla chrześcijanina znakiem tej chęci, uporczywej Bożej chęci bycia człowiekiem jest Misterium Wcielenia...: “Wzgardzony - okryty chwałą, śmiertelny - Król nad wiekami" - bardzo brakuje mi tej kolędy, w której cała dialektyka tego, na co czekamy w adwencie, została wyrażona słowami pełnymi prostoty i dlatego tak przekonującymi...

od: Jarosław R. Kubacki (pastor ekumenicznej parafii bazowej św. Dominika w Amsterdamie)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2004